03-09-2019, 18:45
|
#108 |
| Retrospekcja Dagoneta roga była długa i męcząca, lecz ostatecznie trud się opłacił. Baron Wilhelm niezmiernie się cieszył z odwiedzin męża będącego w służbie bogów, choć władyka już na wstępie rozwiał nadzieje Dagoneta na spotkanie rycerzy Świetlistego Ostrza - wyjechali już dawno temu. Niemniej jednak zaprosił młodego paladyna, by ten pozostał w domostwie Celeboarów przez jakiś czas, a Dagonet korzystał z dobroci swojego gospodarza. Będąc sierotą, nie był formalnie rycerzem, lecz nie zdawało się to specjalnie przeszkadzać baronowi.
Dagonet, choć z początku rozczarowany nieobecnością zakonu, bardzo polubił zarówno posiadłość jak i Celeboarów. Starał się okazywać swą wdzięczność jak tylko mógł, oferując również swój miecz do czasu ponownego wyruszenia w drogę. Choć nigdy nie wspomniał o tym nikomu głośno, miał cichą nadzieję, że jeśli dowiedzie swojej wartości w służbie Wilhelma, zostanie pasowany przez niego na prawdziwego rycerza.
Jako że Dagonet nadal był w świetle prawa inkwizytorem, baron postanowił wykorzystać okazję i pozwolił paladynowi stanąć w roli osobistej ochrony u boku swojej córki, która przechodziła buntowniczy okres. Być może miał nadzieję, że ostudzi to zapał Roweny do sprzeniewierzania się ojcu…
I z początku miał rację. Rowena czuła się bardzo nieswojo w towarzystwie paladyna i z pełną wzajemnością. Dagonet nie miał pojęcia jak miał zachować się przy młodej szlachciance, więc ich interakcje były pełne bardzo krótkich, niezręcznych konwersacji. I choć nigdy nie kwestionował swoich nowych obowiązków, nie widział w nich większego sensu, może oprócz okazji, gdy Rowena opuszczała dwór. Wkrótce jednak dwójka młodych ludzi coraz bardziej przekonywała się do siebie nawzajem i Rowena wyjawiła paladynowi co skrywała przed ojcem - uczyła się sztuk tajemnych, na które baron zerkał krzywym okiem - a Dagonet obiecał jej dochować tajemnicy.
Prawdopodobnie właśnie ta decyzja pozwoliła mu zachować życie, gdy zaczął się koszmar…
Huk wyrwał Dagoneta z drzemki. Zerwał się na równe nogi, choć nie do końca docierało do niego jeszcze, co się stało. Spojrzał z troską na Rowenę, lecz zobaczył, że jest bezpieczna, choć zdecydowanie wystraszona nagłym poruszeniem.
– Zobaczę co to było – rzekł najspokojniej jak umiał, starając się nie denerwować bardziej dziewczyny - Może ktoś przyszedł na ratunek.
Dagonet posłał szlachciance łagodny uśmiech, choć sam wątpił w przybycie czegoś w rodzaju "posiłków" czy ekipy ratunkowej. Nałożył hełm i zamknął przyłbicę, a następnie umocował tarczę do przedramienia lewej ręki.
– Zaraz wrócę – dodał po cichu, po czym starał się ostrożnie wyśliznąć z ich kryjówki. W prawej dłoni trzymał cep bojowy, jednocześnie zarówno za uchwyt jak i łańcuch, by brzęk metalu nie zdradził jego obecności zbyt rychło. Trzymając tarczę z symbolem słońca przed sobą ostrożnie wyglądał zza rogów. "O Panie Poranka, oświetl mą drogę".
Za każdym razem kiedy wychylał nos z ich kryjówki widok jaki zastawał napawał go niepokojem i niemal trwogą. Ściany rozbudowanej piwnicy oraz wszystko inne poprzecinane były tymi dziwnymi pędami, niekiedy kłębiącymi się w zwarte kępy, w których na samym początku słyszał krzyki tych, którym nie mógł już pomóc.
Stawiając ostrożnie krok za krokiem przemykał między beczkami omijając jednocześnie co bardziej rozrośnięte kłębowiska. Wreszcie dotarł do schodów i powoli począł się po nich wspinać. Usłyszał zbliżające się kroki i ostrożnie wytknął głowę ponad linię podłogi, tak by mieć widok przez otwarte drzwi na kuchnię. Zobaczył wówczas mężczyznę, z krótką ciemnoczerwoną brodą i wyraźnymi rogami wyrastającymi z czubka głowy. Towarzyszyła mu krótko ścięta dość wysoka kobieta w szarej szacie, którą momentalnie skojarzył z ubiorem ilmaterian. Dwójka skręcała już w kierunku schodów prowadzących na piętro, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem diablęcia.
Ostatnio edytowane przez MatrixTheGreat : 03-09-2019 o 18:56.
|
| |