Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2019, 23:21   #7
ShrekLich
 
ShrekLich's Avatar
 
Reputacja: 1 ShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputację
Baza wojskowa w Jefferson City, strzelnica
Miesiąc wcześniej
Frank Boone i Joshua Williams


Strzelnica wojskowa Fort Jefferson nie należała do najgorszych jakie widział Williams. Była zaprojektowana dość ciekawie i podzielona tematycznie. Do strzelania z broni długiej znajdowało się dwadzieścia stanowisk z kulochwytami w odległościach od 50 do 800 metrów. Te najdalsze cele były zarezerwowane dla snajperów. Strzelanie z broni bocznej trenowało się na odległościach od pięciu do 50 metrów. Tego dnia Joshua chciał sprawdzić w boju swój nowy karabinek automatyczny z krótką, 14-calową lufą. Broń była produkcji europejskiej i strzelała standardową w nowojorskiej armii amunicją 5,56 mm.

Tego dnia na strzelnicy nie było tłoku. Panowała średnia temperatura, niemal nie było wiatru. Warunki były całkiem dobre. Poza samymi pozycjami strzeleckimi na terenie strzelnicy znajdowały się baraki gdzie można było bezpiecznie czyścić i konserwować broń. Zwykle w chociaż jednym baraku przebywał rusznikarz badający cięższe przypadki uszkodzeń broni. Świeżo mianowany kapral nie miał problemów z wszelkimi zacięciami. Znał podstawy rusznikarstwa i potrafił strzelać z różnej broni. Nie był jednak wirtuozem, bo w jego sercu gościła jego ukochana broń biała. Joshua miał we krwi zwarcie, krew i nerwy towarzyszące bliskości oponenta. Do strzelania miał jednak dobre predyspozycje.

Nieopodal niego stanowisko rozkładał sobie jakiś mężczyzna. Facet zdecydował się zagadać, bo zauważył, że gość również musiał być fanem broni białej. Nie każdy z Jefferson City miał przy sobie pokaźny nóż myśliwski i maczetę.

Mężczyzna ten akurat przygotowywał się do strzelania. Przyszedł na strzelnicę chyba głównie właśnie dlatego, że tak niewielu się tutaj kręciło tego dnia. Nie przepadał za tłumami pchającymi się na pozycję tylko po to, by podziurawić tarczę. Franka też zresztą jakoś do tego nie ciągnęło. Musiał jednak w końcu oswoić się z bronią, którą dostał. Wciąż brakowało mu jego starej giwery. Z chęcią zapewne poszedłby poćwiczyć bardziej angażującą walkę wręcz lub maskowanie, nie zwykł jednak bezsensownie odwlekać tego, co trzeba zrobić. Odłożył swoje ostrza obok nogi, po czym zaczął przygotowania do oddania pierwszych strzałów. Wydawał się tym zajęciem dość znudzony. Już chciał posłać pocisk w kierunku tarczy, gdy kątem oka spostrzegł, że ktoś się nim zainteresował. Zabezpieczył broń, po czym opuścił ją lekko, przyglądając się mu ukradkiem. Widział już tą osobę wielokrotnie… Nigdy jednak nie zdarzyło im się porozmawiać. Czekał na stanowisku, aż mężczyzna rzeczywiście się do niego odezwie. Coś mu mówiło, że wykazywanie się w tym wypadku inicjatywą jest niepotrzebne.

- Dobry dzień na trening strzelecki, co nie? - zagaił dobrze zbudowany facet z pewnością siebie w głosie. Jego karabinek był zdecydowanie krótszy od M16 Franka jednak wyglądał też na poręczniejszy. Kolba była kilkupozycyjna, a chwyt pistoletowy dość ergonomiczny. - Widziałem cię już parę razy, ale nigdy na strzelnicy. - dodał facet podchodząc na tyle blisko aby się przywitać. - Joshua Williams.

Frank zauważył, że miał do czynienia z kimś budowy gladiatora, nie żołnierza. Było to doskonale widać, bo mężczyzna był ubrany w bojówki zdradzające potężnie zbudowane uda i łydki oraz koszulkę T-shirt, pod którą było widać żylaste umięśnienie klatki piersiowej, mocno wyżyłowany brzuch i kaptury. W oczy rzucały się porządnie wyseparowane bicepsy i przedramiona, która nosiły na sobie kilkanaście starych blizn. Facet u pasa miał nóż KaBar, który był kultowym ostrzem Marines. Poza nim było widać maczetę w polimerowej pochewce przyczepioną do lewej łydki oraz pistolet w syntetycznej kaburze na prawym udzie.

- Też wolisz posługiwać się ostrzami? - zapytał odciągając zamek broni i sprawdzając czy komora jest pusta.

Frank spojrzał bokiem na nowo przybyłego, a następnie odwrócił w jego kierunku, opierając karabin o swoją nogę. Podejrzewał, że na ten moment nie będzie mu potrzebny.
- Frank Boone… Cóż, racja. Kiedyś trzeba poćwiczyć.
Odpowiedział mu spokojnie, z delikatnym uśmiechem pod nosem. Uśmiechem, który jednak był tylko na pokaz. Lecz chociaż nie był szczery, miał na celu utrzymać przyjazny ton spotkania. Boone w porównaniu do Joshuy zdawał się może nawet drobny… Dlatego uznał, że lepiej będzie nie robić sobie w nim wroga.
- Szczerze mówiąc, tak. Są ciche i bardziej niezawodne… Aczkolwiek pukawki też się przydają. Dlatego tu jestem.
Odpowiedział na pytanie, po czym zerknął w kierunku kolekcji broni swojego rozmówcy. On to wszystko odpiął i powtykał przy plecaku, by mu nie przeszkadzały przy ćwiczeniu.

- Przydają się. - potwierdził Williams patrząc na karabin Franka. - Porządny kawał broni nowojorskiej produkcji. - dodał stwierdzając fakt. - Ja ostatnio zaopatruję się u Niemców. - powiedział pokazując na swój karabin. - To tacy mili goście z Europy, którym to HK wyszło jak mało co. Zatem cisza nie jest ci obca. Zwiad? - zapytał facet zajmując niespiesznie stanowisko nieopodal Boone’a.

- Hm… - uśmiech na jego twarzy poszerzył się, przybrał jednak trochę bardziej zadowolony, niż przyjacielski wyraz - No widzisz, ja tak daleko nie szukam. Strzelam z tego, co mi dają. Wojsko dało to.
Postukał lekko palcem o karabin leżący przy jego nodze. Słysząc kolejne pytanie Joshuy, kiwnął lekko głową. To akurat nic poufnego.
- Najczęściej pozwala na odcięcie się od natrętnych, głośnych żołnierzyków… znaczy, miałem na myśli towarzyszy broni.
Stwierdził bez jednak większej skruchy. Specjalnie to w ten sposób ujął. Zerknął na mężczyznę nieopodal i sam w końcu pociągnął rozmowę.
- A ty? W czym się specjalizujesz?
Uniósł delikatnie brwi w wyrazie zapytania.

- Jeszcze dwa lata temu byłem najemnikiem, a moja obecna specjalizacja to szturm. - rzucił z lekkim uśmiechem Williams. - Pierwsza linia. Wiesz co jest dobre w napakowanych szturmowcach? - zagadnął niezbyt znanym kawałkiem. - Po śmiertelnym postrzale w głowę nadal mogą robić za solidny, opancerzony worek okopowy. - wojownik z ubawem zaczynał napełniać magazynek amunicją kalibru 5,56 mm NATO.

Słysząc jego słowa, uniósł delikatnie brwi. Nie spodziewał się, że tylu najemników trafia do wojska. Postanowił jednak nie dzielić się póki co faktem, że sam w ten sposób zarabiał. Albo raczej zarabia pod przymusem.
- Ale też są większym celem dla pocisków…
Stwierdził w odpowiedzi na mądrości rozmówcy, po czym widząc, że ten szykuje się do strzelania, sam postanowił nie zostawać w tyle. Ponownie chwycił broń, obracając się w kierunku tarczy.
- Miło spotkać w końcu jednego z tych dryblasów, którzy biegną na śmierć w oparciu o moje raporty.
Dodał po chwili nieco ironicznie. Bardziej brzmiało to jednak jako żart. Raczej nie powiedziałby żołnierzowi na poważnie takiej rzeczy.

- Od razu na śmierć… -
rzucił Joshua pakując do komory pełny magazynek. - Jak dla mnie wywiad nie może być zbyt dokładny. Jak wszystko wiemy, gdzie zabawa i miejsce na improwizację? - zaśmiał się wkładając na uszy słuchawki tłumiące. - Teraz nic nie będę słyszał. - dodał dużo głośniej po chwili oddając strzał w kierunku oddalonej o 100 metrów tarczy.

Frank zobaczył, że gość celował na przyrządach mechanicznych, które w jego karabinie były składane. Najpierw Williams strzelał ogniem pojedynczym, ale po pewnym czasie pozwolił sobie na kilka krótkich serii. Tarczę dziurawił całkiem przyzwoicie plasując się chyba w umiejętności strzelania kilka oczek nad nim. Cóż… Williams miał świadomość, że zwiad to najbardziej obładowany wymaganiami kierunek korpusu. Ci goście powinni być co najmniej dobrzy we wszystkim i dodatkowo zajebiści w swojej specjalizacji.

- No. To aktualny przydział amunicji wyjebałem. - powiedział ściągając słuchawki. - Następny za kilka tygodni. - dodał już całkiem poważnie. - Ci Niemcy to jednak potrafią robić broń. Szkoda, że standardem nie jest u nas 7,62mm, bo bym wziął większego brata mojej HaKaśki. Trudno. Tobie jak się strzela z tego reliktu? - zapytał ciekawskim głosem. - One nadal się zacinają przy mocniejszym powiewie wiatru? - zaśmiał się spoglądając na M16.

Pokręcił delikatnie głową na jego słowa odnośnie wywiadu. Trochę zastanawiało go, jak bardzo będzie musiał spieprzyć sprawę, by w końcu niektórzy przestali mu wiernie ufać. Nie chciał tego. Zaufanie obciążało go tylko. A przy okazji wiedział, że w razie tragedii to on dostanie przez łeb. Nie żeby obchodziła go bardzo opinia znajomych z jednostki. Już i tak wsławił się jako krętacz i oszust. Ale żyć z ludźmi nienawidzącymi ciebie to inna para kaloszy.
- Tam, gdzie bezpieczeństwo i samozachowawczość… Nie ma na nie miejsca.
Odpowiedział żołnierzowi, po czym przyglądał się spokojnie, jak ten oddaje strzały. Widząc wyniki na tarczy, pokiwał lekko głową z uznaniem. W końcu przyszła i jego kolej. Wiedział doskonale, że nie dorówna Williamsowi. Ale nie po to przyszedł na strzelnicę, by się opalać, czy popisywać.
- Każdy ma jakieś marzenia… - uśmiechnął się krzywo - Może na gwiazdkę ci kupimy skrzynię amunicji
Rzucił nieco żartobliwie, po czym ustawił się do strzału. Teraz jego kolej.
- Cóż… Zobaczymy, czy wytrzyma jeszcze te kilka strzałów.
Odpowiedział na jego pytanie, podnosząc broń do oka. Założył własne słuchawki, po czym zaczął oddawać strzały. Wpierw pojedynczo, by oswoić się z odrzutem i rozgrzać oko. Ciekaw był, kiedy się przyzwyczai. Potem puścił kilka serii, aż i jemu amunicja się nie skończyła. Po wszystkim zdjął słuchawki i sprawdził tarczę. Po tym jak sam się z nią zapoznał, dał rzucić okiem Joshule. Nie wyglądało to źle. Na pewno nie tak dobrze jak u szturmowca, ale przynajmniej większość strzałów trafiła w cel.
- Wygląda na to, że będę musiał przerzucić się na łuk… Może to nawet lepiej. Przynajmniej nie hałasuje.

- Łuk jest niehumanitarny kolego - powiedział z uśmiechem Williams. - Właśnie przez to, że nie słychać strzału i ofiara nie ma szans uciec. - zaśmiał się. - To co, że jak usłyszy strzały z karabinu to będzie już durszlakiem. - uśmiechnął się. - Strzały słychać? Słychać. Nigdy nie dostałem takiego prezentu więc byłoby miło. Sprzedałbym i napilibyśmy się wódy przy dobrej imprezie. - nożownik przyjrzał się tarczy rozmówcy. - Nie jest źle. Pamiętaj, że praktyka czyni mistrza. Przy naszych przydziałach amunicji szybko nie zostaniesz snajperem, ale cóż… Od zwiadu i tak już za dużo wymagają. - wojownik sprawnie wypiął magazynek, schował go do kieszeni spodni, po czym złożył mechaniczne przyrządy celownicze. - Jak będziesz się wybierał na strzelnicę możemy iść razem. Pytaj o mnie pod ksywką TRX. Williamsów tu dużo, obu płci. Do zobaczenia, Frank. - dodał szturmowiec zarzucając sobie karabin na ramię i machając ręką.

- Do wojska nie idzie się, by być humanitarnym
Odpowiedział nieco rozbawiony. Słysząc o amunicji kiwnął tylko głową. W wojsku nie był to nawet taki głupi prezent. Aczkolwiek Frank nie kupiłby mu go z własnej woli. Pieniądz to pieniądz.
- Źle nie jest, ale w zasadzie zwiad w ogóle powinien unikać strzelania. Na tym polega zwiad, że jest po cichu.
Stwierdził na widok tarczy, po czym spojrzał za odchodzącym Joushuą. Odkiwnął mu ręką, nic jednak nie mówiąc. Nie widział takiej potrzeby. Po wszystkim zaczął pakować własny sprzęt, by ruszyć zająć się czymś innym do końca dnia. Albo pospać, bo tego mu stanowczo za często odmawiali.
 
ShrekLich jest offline