Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2019, 11:50   #109
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
o krótkim rozeznaniu się kto, gdzie i jak w końcu wszyscy zebrali się w jadalni - jedynym pomieszczeniu na tyle dużym i bezpiecznym aby można było porozmawiać. Hanah ponownie pozwoliła sobie przejąć inicjatywę i przedstawiła sobie wszystkich.
Dagonecie, to są nasi towarzysze, Neff, Cely, Mukale, Astine, Valfara, Troa i Zashir, oraz Tarcza – następnie skierowała spojrzenie na pozostałych – wygląda na to, że nie byliśmy tutaj jednak sami, poznajcie Dagoneta.
Błędny rycerz na powitanie wykonał krótki ukłon i uderzył pancerną rękawicą w napierśnik, na co Dagonet odpowiedział podobnym gestem.
Miło cię poznać zacny rycerzu. To naprawdę budujące uczucie spotkać tu kogoś… żywego – powiedziała Cely, nie wychylając się jednak zanadto, pamiętając nieprzyjemną sytuację gdy jej wygląd zaskoczył Sile.
Rzeczywiście. To że jesteś cały musi jedynie świadczyć o nieprzeciętnych zdolnościach. Mi również miło cię poznać – wtrącił Neff.
Wkoło stołu zebrała się całkiem kolorowa grupa. Półnagi i wręcz egzotyczny wojownik, nie jedno, a dwa diabelstwa, tropicielka z wilkiem, a także drowka. Do tego całego obrazu prawie komicznego kontrastu dodawała obecność przywdzianego w ciężką zbroję rycerza oraz ubranej w szaty ilmaterian Hanah. Dagonet nie wiedział, czego może się spodziewać po tej jakże różnorodnej gromadce. Dlatego musiał się upewnić…
I mnie miło was jest poznać. Skłamałbym mówiąc, że niecodzienna… kompozycja waszej kompanii nie wprawiła mnie w zakłopotanie, lecz dziękuję Panu Poranka, że dane mi jest zobaczyć przyjazne twarze. Jestem Dagonet z Marsember, sługa i inkwizytor Lathandera. Nie noszę jednak tytułu rycerskiego, dlatego proszę byście zwracali się do mnie używając po prostu mojego imienia. – wyjaśnił patrząc na Cely. Instynkt podpowiadał ostrożność, choć młoda i serdeczna twarz drowki nie zdradzała w żadnym stopniu morderczych zapędów jej rasy. Niemniej jednak Dagonet czuł się, jakby stąpał po bardzo cienkim lodzie. Zwrócił się następnie w stronę Neffa – Jestem pewien swoich umiejętności, choć niestety nie miałem tu możliwości wykazania się zbytnim bohaterstwem. Większość czasu ukrywałem się w podziemiach, nie ma w tym nic honorowego. Tak samo jak w bezsensownym i przedwczesnym zgonie – podsumował zbrojny.

Słyszałem już o waszym szczytnym zadaniu – mówił dalej Dagonet, tym razem bardziej do ogółu zebranych – Nie ukrywam, że chciałbym… nie, moim świętym obowiązkiem jest dopomóc wam w waszej misji, jeśli zechcecie mojego wsparcia. Byłaby to też wreszcie szansa, by się wyrwać z tej posiadłości, dlatego byłbym kontent z takiego rozwiązania. Ciekaw jestem tylko, dlaczego akurat tutaj? Czyżbyście podejrzewali sir Wilhelma o jakiś związek z całą tą sprawą? Lub kogoś z jego otoczenia? – zapytał marszcząc przy tym brwi.
Nie mam żadnych solidnych dowodów, ale mam przeczucie że tu chodzi o jego córkę. Rowennę – powiedział Pelaios. – Ktokolwiek jednak za tym stoi, zagęszczenie i rozmiar tych korzeni sugeruje że właśnie tutaj rozpoczął się cały ten ambaras. Nie mówiąc już o przepowiedniach i mistycznych wskazówkach, które nas tu zawiodły – dodał patrząc na Troę.
W międzyczasie Hanah wyjęła ze swojego plecaka domniemany pamiętnik barona przysuwając się do Neffa.
Weź to przeczytaj – szepnęła.
Elf skinął głową i zabrał się do lektury.
Mamy też kilka przedmiotów, które wymagają zidentifikowania – dodało diabelstwo. – Może któryś się przyda w walce z tym… czymś. Hanah ma też kilka mikstur, które mogę nazwać jedynie kolorem.
Diabelstwo otworzyło plecak i wyciągnęło magiczne znaleziska, z braku stołu, kładąc je na jednym z krzeseł.
Dagonecie… wspomniałeś że ukryłeś się w piwnicach oraz, że pełniłeś tu straż. Istota, która kontroluje te wszystkie abominacje wycofała się właśnie na dół. Jak to tam wygląda? Posiadłość ma jakieś lochy?Pelaios zapytał z cieniem wątpliwości w głosie.
Zbrojny zmarszczył czoło “Więc jednak? Czyżby po to tu przybyli?”. Dagonet ostrożnie odpowiedział:
Wycofała się… tu? Do piwnicy? Przypuszczam, że bym zauważył gdyby tak było. Na temat lochów nic mi nie wiadomo. Jeśli to coś wycofało się pod ziemię, to być może plotki o systemie ruin pod Złotym Łanem mają w sobie ziarno prawdy. Nie pasuje mi do tego także postać panienki Roweny. Skąd te podejrzenia, Pelaiosie?
Pelaios słysząc o plotkach dotyczących ruin pod Złotym Łanem był wprost “wniebowzięty”. Miał nadzieję że nie będzie musiał zagłębiać się w jakieś lochy, by rozwikłać zagadkę tego miejsca. Po raz kolejny życie go zaskakiwało… nieprzyjemnie.
Tak jak mówiłem… przeczucie. – rzekło diabelstwo. – To co wiem na pewno, to to że utrzymywała kontakt z magiem. Szczegółów nie znam. Nie zachowywała się jakoś dziwnie? Nie znikała bez wyjaśnienia?
Z tego co jest napisane w dzienniku, twe przypuszczania są słuszne. Wynika stąd, że w młodej damie obudził się talent magiczny i była w nim szkolona w tajemnicy przed ojcem. Ten pamiętnik należał chyba do baronowej – wtrącił Neff nie odwracając wzroku od tekstu, po czym wrócił do dalszej lektury.
Valfara przypatrywała się Dagonetowi w skupieniu, odkąd wspomniał o ruinach.
Zaszir, ty tutaj jesteś obeznany w różnych opowieściach. Wiesz coś może o tym? – zwróciła się do diablęcia, które pod wpływem jej słów pogrążyło się w zastanowieniu.
Nie… nie albo nie dotarły do mnie. To jakieś lokalne podania? Wspominają coś o ich pochodzeniu lub czymś tego rodzaju?
Diablę z zaciekawieniem oczekiwało na odpowiedź świętobliwego męża.
Podczas tej krótkiej chwili gdy Zaszir oczekiwał na odpowiedź Dagoneta, Neff przesłał Dzierlatce, Iskierce, Lisowi, Golasowi oraz Astine krótką telepatyczną wiadomość.
”Jeśli ciekawi was co jest tu napisane, mogę bezgłośnie przekazywać wam to co czytam. Będzie to zapewne niestety odrobinę rozpraszać waszą uwagę.”
” Mnie możesz, jestem ciekawa” – “Dzierlatka” odpowiedziała elfowi.
"Też chętnie posłucham." – zawtórowała jej Cely.
”Yhm” – zgodził się także i Pelaios.
Jeśli mnie o to zapytasz, to mogą one być równie prawdziwe, co ty i ja – odpowiedział Dagonet drugiemu diabelstwu – A równie dobrze może to być po prostu większy grobowiec, znając tendencje szlachty do przekoloryzowywania. Zejście do tych domniemanych podziemi znajduje się ponoć gdzieś w pobliskich lasach, lecz jest ono zapieczętowane. Aye, to co mówisz, przedstawicielu starszej rasy, jest prawdą. Panienka Rowena pobierała nauki w zakresie wiedzy tajemnej, co skrzętnie ukrywała przed mości baronem Wilhelmem. Natomiast mogę poręczyć za panienkę, że nie jest odpowiedzialna za stworzenie nieumarłych potworów, przyzwanie wszechobecnej mgły, ni też za kontrolowanie tych siejących strach stworzeń. Mogę za to poręczyć nawet w promieniach światła Lathandera – mówił poważnie Dagonet prostując się i przykładając prawą pięść do swojej piersi.
Hanah słyszała co drugi, trzecie słowo rycerza, ale usłyszała o wejściu w lesie do jakiś podziemi. Kiedy Neff już przekazał treść dziennika zmarszczyła brwi zastanawiając się nad kilkoma sprawami aż w końcu spojrzała na pozostałych.
Jest jeszcze to wejście tutaj w pokoju obok. Pod wpływem światła pnącza się cofnęły… można by tamtędy spróbować przejść
Pelaios był daleki od pokładania wiary w niewinność córki barona. Nie zamierzał jednak tego komentować. Koniec końców… miał przeczucie, że prawdę odkryją, jak już zawędrują do tych nieszczęsnych ruin. Mimowolnie westchnął do swoich myśli.
Tak… wiemy gdzie jest i łatwo z niego skorzystać w przeciwieństwie do przedzierania się przez las w pogoni za plotką – zauważył – Z drugiej strony… to tak jakby świadomie wchodzić do paszczy potwora. Sam nie wiem co jest lepsze.
Diabelstwo spojrzało na drzwi prowadzące do kuchni, tam gdzie spotkali Dagoneta. Przypomniał sobie, że strażnik idąc za nimi zerknął na schody prowadzące w dół.
Póki jesteśmy bezpieczni, sprawdźmy te przedmioty. – przypomniał Neffowi. – Zejdziemy jeszcze do tej piwnicy… może jest tam jakieś przejście do ruin, które zostało zamurowane, albo ukryte.
Diabelstwo usiadło na jednym z krzeseł. Sięgnęło do plecaka po osełkę i zaczęło ostrzyć rapier. Z zadowoleniem śledził spojrzeniem jak trochę wyszczerbione tu i ówdzie ostrze na nowo nabiera ciągłości i ostrości. Z początku, Pelaios chciał użyć narzędzia do naostrzenia noży, a później podzielić się z resztą drużyny. Gdy jednak zabrał się za pierwsze z mniejszych ostrzy, nie mógł powtórzyć efektu, jaki osiągnął przy rapierze. Z rozczarowaniem uświadomił sobie, że magia musiała ulecieć po pierwszym użyciu.
Elf pokręcił smutno głową.
Muszę cię rozczarować, ale utraciłem moc badania aur przedmiotów. Mogę tylko zerknąć czy jest w nich coś charakterystycznego, o czym mogłem kiedyś przeczytać.
Dagonet skinął tylko głową. Diabelstwo raczej nie czytało mu w myślach, choć nie mógł odmówić Pelaiosowi sprytu. Na skroni zbrojnego pojawiła się pojedyncza kropla potu.
Mogę wam pokazać piwnicę, ale wątpię, by znajdowało się w niej wejście do ruin – rzucił po chwili Dagonet, gdy uświadomił sobie, że musi ciasno trzymać rękę na pulsie.

Mukale siedział spokojnie, nie odzywając się już od dłuższego czasu. Niemniej bacznie obserwował Ocalałego. Patrzył na każdy jego ruch i zważał na każde jego słowo. Dziwił się zaufaniu, jakim bez powodu obdarzyli Dagoneta współbracia, tym bardziej, że chyba dzielił plemię z Tarczą, a nie z nimi. W tej samej chwili przypomniał sobie jednak, że i jemu okazano podobne zaufanie, gdy był w potrzebie, a bez wątpienia musiał budzić w sercach niedoszłych współbraci większe obawy niż drugi Człowiek-Pancernik. Milczał więc, ale pozostawał w gotowości, gdyby obcy spróbował sprzymierzyć się przeciw nim ze współmigrującym plemieniem albo położyć rękę na piersi którejś z kobiet Wodza.


agonet szedł na przedzie, a zaraz obok niego był Pelaios oraz Valfara, zaś pozostali byli zaraz za nimi. Diablę miało dobre oko oraz znało się na ludziach, więc bez większych problemów powinno spostrzec jeżeli rycerz chciałby coś kombinować. Tego zaś dręczył wewnętrzny niepokój i napięcie związane z tymi niespodziewanymi odwiedzinami. Z jednej strony cieszył się, że pojawił się ktoś żywy, ktoś z kim można porozmawiać, a kto wie czy nie zakończyć całej tej sprawy. Z drugiej jednak nie mógł być pewien czy rzeczywiście powinien im zaufać, z różnych powodów.

Za jego przewodnictwem skierowali się schodami w dół do piwnic pod posiadłością. Już po kilku krokach można było wyczuć dość charakterystyczną woń ziemi oraz starego drewna przesiąkniętego winem oraz piwem. Zrobiło się też wyraźnie chłodniej. Kiedy byli już na dole ukazały im się beczki oraz skrzynie wszelkich rozmiarów oraz zawartości. Porozstawiane były pod ścianami wyłożonymi kamiennymi cegłami, podobnymi do tych, które tworzyły poprzecinaną pęknięciami oraz drobnymi szczelinami posadzkę. Niemniej i tutaj dziwne pędy pięły się gdzie tylko mogły. Rozpychały się między beczkami i wchodziły pod skrzynie. Były i kłębowiska. Jedno większe rozciągające się za stertą skrzyń oraz dwa mniejsze niejako wkomponowane między beczki oraz stos drewna na opał.

Piwnica prezentowała się przestronnie, bez problemu mogli się tam zmieścić. Szczególnie szeroka po lewej stronie względem schodów, zaś po prawej ściany zbliżały się ku sobie tworząc skręcający węższy tunel.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/06/41/f9/0641f9d263e595d0edd2c70c0ac53ee4.png[/MEDIA]

Znów te kłębowiska. Ile osób mogło znajdować się w posiadłości, gdy to wszystko się zaczęło? – zapytał Neff.
Zdecydowanie za dużo – mruknął tiefling. – Mukale i Dagonet ze mną. Valfara i Zaszir, zamykajcie grupę. Reszta w środku. Sprawdźmy czy te kłębowiska stanowią zagrożenie i je oczyśćmy.
Pelaios ostrożnie skierował się na lewo, w kierunku przestronniejszej części piwnicy. Kroczył wzdłuż pakunków uważnie obserwując oba gąszcze.
Kiedy schodzili sierp Hanah nagle zgasł co kapłanka skomentowała głębokim westchnieniem.
A żeby to…– wymruczała pod nosem i prostą sztuczką przywołała znacznie prostsze i mniejsza światło.
Obawiam się, że jesteśmy póki co bez magii światła dnia moi drodzy. Przynajmniej póki nie będę mogła chociaż godziny pomedytować.
Co prawda nie zbliżałem się do tych krzaków, ale tutaj nic mnie jeszcze nie zaatakowało – odpowiedział Dagonet, niemniej jednak wysunął się naprzód, trzymając przed sobą wysoką tarczę. Nie chciał, aby ktoś ucierpiał przez to, że błędnie ocenił sytuację. Z nutką nadziei w głosie, zapytał na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli –[i] Uważacie, że jest jeszcze szansa znaleźć barona lub panienkę żywych? Co byście uczynili, gdyby udało wam się ich odnaleźć?
Ja dałabym im szansę się wypowiedzieć, bez rzucania w nich zaklęciami kiedy tylko się nam pokażą… – powiedziała Cely wspominając niemiły incydent związany z jej ujawnieniem się reszcie grupy.
A co do krzaków… to wiem, że się powtarzam i że mogę już być nudna, ale… nie lepiej potraktować je ogniem? – spytała zwracając uwagę na znaną im słabość dziwnych roślin.
Jak chcemy powtórzyć sytuację z pożarem… śmiało – mruknęła sceptycznie kapłanka nie komentując już zachowania Sile w świątyni.
Wiesz… już raz dzisiaj ogień ci pomógł… – wtrąciła krótko Cely nie wdrażając się głębiej w niedawną sytuację.
Nie wiem – po chwili zastanowienia odpowiedział Zaszir. – Valfara?
Zdecyduję jak ich zobaczę – rzekła wywołana do głosu. Kobieta przyglądała się Dagonetowi. Gdzieś z tyłu grupy rozległ się dźwięk obijających się o siebie kości.
Zbrojny na dźwięk niespodziewanych odgłosów upuścił na ziemię cep i odwracając się za siebie nerwowo sięgnął za plecy, chwytając w dłoń swą magiczną broń.
Troa czy ty przy każdym pytaniu rzucasz kośćmi? - zapytała Hanah nie odwracając się nawet.
Wybacz… nawyki – odpowiedziała jej wiedźma.
Na to odezwał się Mukale.
To lepiej je zmień, wiedźmo. Przez twoją swawolę rozpraszasz uwagę łowców i narażasz plemię na atak z gęstwiny.
Mukalego już od dłuższego czasu denerwował fakt, że musieli ciągnąć za sobą tę nieudolną staruchę, która nie dość, że raz za razem wpadała w kłopoty, to jeszcze, jak widać, przeszkadzała łowcom. Jej słudzy nie byli zresztą wiele lepsi.
Dagonet odetchnął, gdy zorientował się, że żaden nieumarły nie zaskoczył ich od strony pleców. Podniósł cep z ziemi i kontynuował marsz w stronę kłębowiska.

Wraz ze zbliżaniem się do pędów zauważyli, że te jakby zaczynały ożywać, wić się niby węża, by wreszcie rozewrzeć się. Z wewnątrz wytoczyły się dwa monstra, które spotkał szybki koniec pod gradem ciosów oraz uderzeń prostej magii. Śmiałków było tylu, że zniszczenie potworów pochłonęło ledwie kilka chwil. Tak samo uczyniono z pozostałymi kłębowiskami. Wyglądało na to, że piwnice zostały oczyszczone.

W chwili, kiedy rozprawili się z ostatnim wrogiem dostrzegli koniec biegnącej w prawo odnogi. Za zwężeniem poszerzała się trochę, a miejsce owo zagospodarowano workami, beczkami i skrzyniami.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/83/4d/22/834d22d3e534b1a219dc50a218e37cb0.png[/MEDIA]
 
Jaracz jest offline