Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2019, 12:09   #110
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

ie podoba mi się ta ściana… – rzuciła ni stąd ni zowąd Cely, wpatrując się w ową ścianę stanowiącą koniec prawej odnogi.
Co zasłoniłeś tymi workami Dagonet? – zapytał Pelaios również przyglądając się pakunkom.
Elf również chwilę przypatrywał się workom, potem jednak skupił się na pędach roślin, próbował on dostrzec czy kończą się one w tamtym miejscu, czy jednak biegną dalej lub wręcz stamtąd. Śledząc rozkład grubości łodyg oraz ich rozchodzenia się stwierdził wreszcie, że raczej najwyraźniej zatrzymały się, niektóre nawet wspinały się po murze wykorzystując nierówności.
Wyznawca Lathandera wziął głęboki wdech i podszedł bliżej do podejrzanej ściany, stając do niej plecami. Postawił tarczę przed sobą i oparł na niej obie ręce, po czym oznajmił:
Za tą ścianą znajduje się to, czego strażnikiem byłem w tej posiadłości – mówił wolno, starając się być przy tym spokojny. Przyłożył pięść do piersi – Daję słowo paladyna Lathandera, że nie odpowiada też za mgłę, ani ożywieńców, z którymi walczyliśmy. Wybaczcie mi, na pewno zrozumiecie moją ostrożność, lecz nie do mnie należy wyjawienie, co jest skryte po drugiej stronie. Nadal mam jednak zamiar dotrzymać danego wam słowa, iż pomogę wam odnaleźć i uporać się z przyczynami tego całego koszmaru.
To znaczy, że ta ściana jest tak naprawdę ukrytym przejściem? – zapytał Neff starając się ukryć swą ekscytację. W wielu książkach, które przeczytał, największe tajemnice skrywane były właśnie za takimi portalami.
Dagonet potwierdził skinieniem głowy, a następnie dodał:
Aye, jednak nie w mojej mocy leży otwarcie przejścia. Nadal trzyma mnie także obietnica, by strzec to co znajduje się w środku.
Hanah nie przepadała za przysięgami. Czasem były jednak potrzebne.
No dobrze, a jak my przysięgniemy że cokolwiek tam jest nie zostanie skrzywdzone lub zniszczone, to nas przepuścisz?
Pelaios spojrzał na Dagoneta przechylając głowę lekko na bok.
Rowena tam jest? - zapytał.
Z całą pewnością kobieta. Przesiąkł jej zapachem – dodała Valfara.
Jesteś pewna? – zapytał Zaszir, a wojowniczka skinęła głową.
Wspaniale. Jeszcze tego brakowało, byś zaczęła nas osądzać po tym jak pachniemy – westchnął mistyk.
Valfara posłała elfowi zimne spojrzenie, na co ten jedynie odpowiedział paskudnym uśmiechem.
To jak? Przyjmiesz naszą przysięgę i będziemy mogli wreszcie się ruszyć? – zapytał paladyna głosem, w którym wyczuć można było odrobinę gniewu i zniecierpliwienia. Dłoń elfa znów zaczęła szukać medalionu zawieszonego u szyi.
Pół-elfka widząc zdenerwowanie Neffa, w geście uspokojenia położyła mu dłoń na ramieniu.
Spokojnie Neff. Daj mu chwilę.
Sam nie potrafię otworzyć przejścia, jak już wspominałem – odparł Dagonet – Natomiast jeśli złożycie przysięgę przed obliczem Lathandera, którego jako jego inkwizytor, będę prosił o osąd, wtedy poręczę za was i poproszę o otwarcie drzwi. Zgadzacie się?
Nie. – odpowiedział szczerze Pelaios. – Nie bierz tego do siebie paladynie, ale znam cię od kilku klepsyder i nawet ze sobą nie piliśmy odpowiednio mocnego trunku, bym mógł bezwarunkowo wierzyć w twoje poręczenia. Przysięga zaś, bez względu na to przed czyim obliczem złożona, zobowiązuje, a swoje zobowiązania zwykłem dopełniać do ostatniej kropki.
Diabelstwo podeszło do człowieka i założyło mu “przyjacielsko” rękę na karku niczym dobry znajomy.
Załóżmy teraz najczarniejszy scenariusz, w którym mylisz się w ocenie sytuacji. Zdrowo takie scenariusze zakładać. Odkąd wszedłem w tą przeklętą mgłę czynię to notorycznie, średnio co piętnaście minut. Jeśli zaś mylisz się w swej ocenie, i to czego strzeżesz… przepraszam… osoba którą strzeżesz jednak okaże się zła, spaczona, nie płaci podatków, a w wolnych chwilach zajmuje się hodowlą upiornych dyń. Ja wiem… ja wiem. To nie prawda. Ale na jedną tylko chwilę załóżmy że tak jest, dobrze? Wyobrażasz sobie wtedy jaki powstanie ambaras? Chcemy dobrze, bo chcemy rozwiać tą cholerną mgłę, a nie możemy bo wiąże nas przysięga.
Znowuż… rozumiem wagę przysięgi. – kontynuował – Zobowiązałeś się stać na straży. W twojej powinności leży ocena sytuacji. Do ciebie należy osąd, czy owa zbieranina, ze mną włącznie chce ci pomóc, czy zaszkodzić. Nie będę cię wyręczał w tym obowiązku dorzucając jeszcze jedną przysięgę. Mogę cię jedynie zapewnić, że źle życzę tylko upiornym dyniom i ich twórcom… oraz karczmarzom, którzy chrzczą wino. To jak będzie?

amiast paladyna, niespodziewanie odezwał się wojownik Mutampa.
Przysięga jest rzeczą bardzo świętą, z trudem jednak mi pojąć - choć jestem z daleka - dlaczego trzymać się jej, gdy wyniszczono Twój lud, a przez to utrudniać pomoc tym, którzy nadeszli z odsieczą, choć nie musieli. Jeżeli kobieta, którą chronisz, jest winna skazy, jaka dotknęła tę ziemię, sam winieneś przebić ją ostrzem. Jeżeli zaś nie, nie masz czego się obawiać. Gdybyśmy mieli ciernie w sercach, już leżałbyś martwy, a my przeszlibyśmy do niej po twym trupie. Tymczasem Wódz niesie ci pomoc, choć nic z tego nie otrzyma. Twój upór jest niewdzięczny, ocaleńcze. Jak nie my, to bulwy pozbawią ducha tę kobietę i ciebie. Jeśli nie dziś, to jutro. A nawet jeśli byście przeżyli i jutro, to pojutrze pomrzecie z głodu w tej martwej krainie – perorował Mukale, choć mówił nieszczerze, by podejść Ocalałego, chcąc zwiększyć presję na nim ciążącą. Miał tylko nadzieję, że mówił z sensem, słowami, które mogły wpłynąć na myśl człowieka, który wydawał się być jak on, wojownikiem.
A ja przysięgam na Latandera, że jeśli dziewczyna sama nie zaatakuje, ja też jej nie tknę i pozwolę wytłumaczyć całą sytuację. Jednak jeśli okaże się winna tego co tu się dzieję wiedz, że nie będę mieć oporów. – wtrąciła Cely ostrożnie formując słowa swej przysięgi.
Dagonet opuścił głowę. Doskonale rozumiał Pelaiosa i szanował jego szczerość w tej chwili. Nie mógł oczekiwać od nich pełnego zaufania, jeśli sam go nie okazywał.
Dziękuję za wasze słowa. Wiedz Pelaiosie, że bardziej cenię sobie twoją odmowę, niż pochopnie złożoną przysięgę. – mówił paladyn. Choć zdawał sobie sprawę, iż może być po prostu zwodzony słowami mężczyzny, czego można się spodziewać po istocie z kroplą piekielnej krwi, słowa diabelstwa wydawały się na tyle rozsądne, by móc w nie uwierzyć. W tej chwili Dagonet i tak nie widział już innego wyjścia, stąd nie mógł się już wycofać. Spojrzał za siebie, kierując wzrok na ścianę – Do ciebie należy ostateczny osąd, panienko. Ja im wierzę.

iedy Pelaios i reszta zagadywali Dagoneta Hanah wzięła Neffa za rękaw i pociągnęła go kawałek do tyłu. Wyszeptała do niego cicho.
Twierdził, że nigdy nie miał żadnych zwidów. A co jeśli on cały czas jest pod wpływem tych dziwnych mocy? Dasz radę to jakoś sprawdzić?
Elf zastanowił się przez chwilę, po czym odpowiedział telepatycznie.
"Jeśli jest pod wpływem uroku to raczej nie, zwłaszcza jeśli jest w to zaangażowana jakaś potężna magia. Ale jeśli wciąż jest pod wpływem czaru zaklinania, wykrycie magii powinno to pokazać."
"Widziałam wcześniej że ma coś magicznego na plecach. Ale nie przyjrzałam się dokładnie – odparła kobieta ponownie przywołując magiczne spojrzenie. Tym razem jednak postarała się zamiast słów wysłać elfowi to co widzi.
Ten zaś otrzymał wizję, w której postrzegany świat prezentował się inaczej niż zwykle. Jakby z pleców paladyna unosiła się mgiełka energii ogniskująca się w kołczanie na oszczepy. Co zastanawiające ściana za mężczyzną nie wyglądała w najmniejszym stopniu na magiczną czy zaklętą. Słowa paladyna i rzeczywistość zdawały się nie pokrywać ze sobą.
"Nie jestem w stanie powiedzieć co to za emanacja. Możemy się jedynie domyślać" – odpowiedziały myśli elfa – "Dziękuję że się z tym ze mną podzieliłaś. Musimy zachować dodatkową czujność. Jesteś w stanie powiedzieć z jaką szkołą magii związana jest ta mgiełka?"
"Magia Wywołań" – wyjaśniła kapłanka patrząc wciąż na Dagoneta. Kiedy zaś ten odezwał się do swojej panienki Hanah wymieniła spojrzenia z Neffem. Była gotowa na cokolwiek się miało teraz wydarzyć.

rwali w oczekiwaniu dłuższą chwilę, kiedy to dostrzegli, że coś zaczęło się dziać ze ścianą za plecami paladyna i Pelaiosa. Niektóre kamienie jakby zafalowały, a inne zmalały, by następnie rozstąpić się tworząc dziurę, w której mogła zmieścić się jedna osoba. Wszystkie te rzeczy odbyły się zupełnie bezgłośnie, a mur wokół przejścia wyglądał na ściśnięty, zupełnie tak jakby jakaś siła zmusiła go do otwarcia się. Z wnętrza jaśniało delikatne światło, w którym zaraz pojawiła się szczupła ciemna sylwetka. Dopiero po chwili zorientowali się, że ich percepcja została po części zmylona prostą, czarną codzienną suknią kobiety. Ta zaś nie wyglądała najlepiej. Blada skóra najwyraźniej nie była tylko wynikiem cery oraz długiego odizolowania od słońca, a cienie pod oczami wskazywały na problemy ze snem. Mimo to stała wyprostowana, stoicka. Powiodła wzrokiem po wszystkich, których mogła dostrzec kończąc na Pelaiosie i Dagonecie będących niemal u jej boku. Przywitała ich pochyleniem głowy.


Pelaiosie Eagelshieldzie witam ciebie i twych towarzyszy. Jak już zapewne wiecie jestem Rowen, Rowena Celeboar, córka barona Wilhelma i baronowej Inarietty Celeboarów. Chociaż to już pewnie nie ma znaczenia – Twarz młodej kobiety pozostawała smutna. – Wedle obyczajów winnam zaprosić was do stołu, lecz jak widziecie jest to raczej poza moim zasięgiem.
Słowa Roweny były wypowiadane spokojnie, wręcz z nutką zrezygnowania bądź smutku, może nawet zmęczenia. Już sam fakt, że udało jej się z Dagonetem przetrwać tak długo mówił wiele o sile jej ciała lub skuteczności stworzonej kryjówki. Niemniej dalej dostrzegalne były skutki długotrwałego pobytu na tej wysysającej siły ziemi.
Przypuszczam, że macie – zawiesiła na moment wzrok na wyciągniętej broni. – pytania.
Oczekując na odpowiedź taką czy inną zaczęła z powoli miąć końcówkę rękawa między palcami dłoni.
Pelaios uśmiechnął się do niej. Poczuł ulgę widząc ją żywą. Poklepał po piersi paladyna, na którym wciąż był zawieszony i się w końcu od niego odsunął stając przed Roweną. Ujął jej dłoń i z ukłonem ucałował ją dopełniając zasad etykiety.
Milady – rzekł prostując się. – Zacznijmy od tych prostych pytań… czy wiesz co dokładnie się tu wydarzyło?
Neff stał niespokojnie przyglądając się dziewczynie, której sylwetkę co poniektórzy mogliby teraz nawet nazwać elfią. Chociaż od kiedy pojawił się w tych ziemiach, starał się z otwartością witać innych, w tej dziewczynie wydawało się być coś dziwnego. Samo to, że z takim spokojem przywitała grupę uzbrojonych i nieco niekonwencjonalnych nieznajomych i ten dziwny dobór słownictwa już były niepokojące.
”Nie chcę ci przerywać, ale… znacie się?” – zapytał bezgłośnie Lisa.
"Nie, czemu?" - odpowiedziało diabelstwo.
“Wydaje się, że ona od razu cię rozpoznała. Nawet zna twe nazwisko.”
”W istocie… ciekawe...” – Pelaios chciał coś jeszcze dodać, ale dziewczyna zaczęła odpowiadać na jego pytanie.
Dokładnie? Nie. – Rowena zwiększyła delikatnie dystans od Pelaiosa. –Niemniej dysponuję paroma wskazówkami oraz, że tak to ujmę, przemyśleniami. Mieliśmy z sir Dagonetem czas na rozważania.
Dostrzegając, że nikt nie zamierzał jej przerywać kontynuowła:
Wydarzenie, które odpowiedzialne jest za potwory, pogodę i umieranie Łanu, miało miejsce niedaleko stąd, jak podejrzewam w ruinach. Próbowałam je zbadać samodzielnie nie dalej jak dwa lata temu, lecz działania mego ojca uniemożliwiły mi to. Zamiast tego sprowadził około roku temu sprowadził grupę kapłanów zjednoczonych w ramach zakonu lub czegoś podobnego. Wedle ich słów i przekonań mego ojca mieli oni zejść do podziemi, a po oględzinach zapieczętowali przejście. Ponoć by powstrzymać ewentualne zło, które mogło rodzić się w tamtych pradawnych murach. Nie wiem o tych ludziach zbyt wiele, Dagonet kojarzył jedynie, że zwą się Świetlistym Ostrzem, a ich symbolem jest złoty uskrzydlony miecz. Wydają się być czymś na kształt zakonu lub religijnej gildii najemnicznej prającej się walką z potworami wszelkiej maści.
W słowach kobiety można było wyraźnie wyczuć nutę wątpliwości względem intencji owych świętobliwych wojowników. Po chwili mówiła dalej:
Ów magiczny fenomen wystąpił do trzech dekadni temu, trudno mi powiedzieć ile czasu minęło, od początku tego wszystkiego do chwili obecnej. Niemniej udało mi się ustalić, wprawdzie z wątpliwościami względem pomiarów, ale jednak, że w wyniku jakichś nieudanych potężnych czarów doszło do naruszenia struktur rzeczywistości, powstania wyrwy między sferami egzystencji. Nie ukrywam, że nie wiem co się tam stało, że doprowadziło do czegoś tego pokroju, ale mam podejrzenia, że ten fenomen zyskuje na sile. Starałam się też ustalić to do jakiej sfery prowadzi owa szczelina. Mutacje i przemiany flory wskazywały na coś silnie związanego z naturą, jak Ziemie Bestii czy sfera baśniowych istot, lecz wysysanie życia z otoczenia bardziej pasowało do Sfery Energii Negatywnej, ale i tutaj wiele rzeczy nie pasuje. Chociażby to, że nie mamy do czynienia z nieumarłymi, przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Ostatecznie po wielu godzinach rozmyślań wydaje mi się, że mogłam znaleźć odpowiedź. Podczas mojej nauki o planach trafiłam swego czasu na opis dziwnej sfery, jeżeli się nie mylę zwie się Półplanem Grozy lub Ravenloftem. Wedle wzmianek miałoby to być miejsce będące przerażającym odbiciem rzeczywistości, w której rządzą koszmary i strach. To wydaje się tłumaczyć zarówno potwory, negatywną energię oraz mgłę, która wedle zapomnianych legend miała się objawiać tam, gdzie były portale do owej sfery.
Podzieliwszy się tymi nowinami w ciszy przypatrywała się ich twarzom.
Neff starał się utrzymać jej spojrzenie, ale i tak przeszedł go niezrozumiały dreszcz.
Zanim wrócimy do tematu ruin i portali, czy mogłabyś wytłumaczyć, dlaczego w tym domostwie występuje tak duże skupienie tych piekielnych roślin? I dlaczego musisz się ukrywać w tym pomieszczeniu?
Ukryliśmy się tutaj przed szaleństwem, które ogarnęło dwór niedługo po tym, jak to wszystko się zaczęło. Próbowałam wraz z Dagonetem temu zaradzić, lecz na nic się zdały nasze starania. Kiedy wydawało nam się, że wszystko ucichło wyszliśmy i zobaczyliśmy, że dwór jest rozrywany przez pędy. Zewsząd zaczęły pojawiać się potwory, więc znów przyszło nam się ukryć. Moją ukrytą pracownię stworzyłam już na długo przed tym co się stało. Jest magiczne izolowana od wewnętrznych i zewnętrznych wpływów, więc monstra nie miały do nas dostępu. Z czasem jednak wyczułam, że nie jest tak szczelna jakbym sobie tego życzyła i z wolna poczęliśmy tracić siły.
To co się działo w tym miejscu musiało być przerażające – powiedział elf, po czym wziął głęboki oddech – Czy w trakcie swych badań natrafiłaś na jakąś wskazówkę, która pomogłaby nam zakończyć to szaleństwo?
Nie wiem wiele o takich rzeczach, szczególnie portalach i przejściach między sferami, aczkolwiek jeżeli mamy do czynienia z chaotycznym efektem zaklęcia to możliwe, że istniałaby szansa na rozplecenie splotu utrzymującego przejście w mocy. Inaczej mówiąc przełamać lub rozproszyć pozostałości zaklęcia i w ten sposób scalić rzeczywistość.
Hanah słuchała odpowiedzi i coraz bardziej pojmowała czemu anioł ją wysłał w to miejsce. Niby Troa również wspominała o wyrwie w rzeczywistości, ale jakoś teraz kiedy zostało nazwane to wszystko wydawało się poważniejsze.
To… gdzie znajdziemy te ruiny?
W lesie, nie tak daleko od dworu.
Jak rozumiem będziemy musieli jakoś poradzić sobie z pieczęcią pozostawioną przez tamten zakon.
Tak przypuszczam. Ewentualnie można próbować znaleźć inną drogę.
Pelaios słuchał wywodu Roweny nie mogąc się powstrzymać od uniesienia brwi w zdumieniu. Rozumiał każde wypowiedziane przez nią słowo, ale miał problem by nadążyć za sensem jej wypowiedzi. Brzmiała jak typowy mag. Coś mu jednak nie pasowało. Kolejny element układanki wpadł na swoje miejsce, gdy wspomniała o “uskrzydlonym mieczu”.
Wspomniałaś że wydarzenie odpowiedzialne za potwory miało miejsce trzy dekadni temu. W miejscu, które miało być zapieczętowane. Czy ktoś się tam kręcił odkąd świątobliwi opuścili ruiny? Byłaś zainteresowana tym miejscem… jestem pewien, że miałaś na nie oko.
Tak. Mała grupka przybyła na około miesiąc przed tym co się wydarzyło, by sprawdzić pieczęć, ale tylko tyle wiem o ich wizycie. Odeszli szybko tłumacząc się jakimś innym zdaniem. Jednego dnia udało mi się wybrać do lasu, lecz nie znalazłam nic nowego.
Rozumiem… Twój ojciec…? – Pelaios zawiesił głos pytająco nie chcąc wypowiadać na głos iście grobowych przypuszczeń.
Nie żyje – krótko i cicho odpowiedziała Rowena.
Przykro mi – odpowiedziało diabelstwo. – Wygląda na to, że czeka nas wyprawa do ruin, poradzenie sobie z pieczęcią, pokonanie antycznego zła z innego świata i powstrzymanie upiornej mgły… będziesz miała okazję by go pomścić Roweno.
Ostatnie zdanie było wyprane z emocji. Stanowiło raczej stwierdzenie faktu, niż próbę pocieszenia.
Twoje zdolności magiczne z pewnością też zwiększą nasze szanse na udany powrót z tej eskapady.
Doprawdy jesteś dobrym przykładem swej rodzinnej zaradności Pelaiosie – rzekła uprzejmie, chociaż bez wyraźnych emocji.
Nie jestem raczej osobą, która… ma możliwości by się mścić. Nie moją rzeczą są bitwy czy walka.
W słowach jej można było wyczuć niepewność lub wahanie. Dagonet przez moment dostrzegł jej pytające spojrzenie skierowane ku swej osobie.
Tiefling spojrzał bystro na Rowenę. Był zaskoczony jej wiedzą. Neff jednak wspomniał że od początku zachowywała się jakby znała Eagleshieldów i ich czarną owcę.
Znasz moją rodzinę? – ciekawość w końcu wzięła górę. – Z reguły mało kto spoza Waterdeep mnie z nimi kojarzy.
Nie osobiście. Można powiedzieć, że wiedza ta jest zasługą mojego ojca. Jego… charakter sprawił, że był… zainteresowany takimi jak ty. Tak często schodził na temat tobie podobnych, że siłą rzeczy zapamiętałam to i owo. A z rodem powiązałam cię po imieniu. Niewielu nosi takie miano jak ty. Przepraszam cię.
Wówczas dziewczyna spostrzegła, że rozmawia właściwie tylko z diablęciem.
Wybaczcie mi – zwróciła się do pozostałych nieznacznie kłaniając. – jeżeli mogę w jakiś sposób was wesprzeć lub wspomóc proszę mówcie. Mogę spróbować znaleźć odpowiedzi na niektóre z dręczących was pytań czy chociażby wymienić mą skromną wiedzą magiczną, w tym o zaklęciach. – Ostatnie słowa skierowane były do Neffa, którego najwyraźniej wzięła za maga lub kogoś podobnego.
Powiedzcie nam może najpierw, czy jeśli udamy się w stronę owych ruin, zechcecie nam towarzyszyć?
Rowena zamilkła i zerknęła na Dagoneta. Można było wyczuć niewielką zmianę w jej zachowaniu, jak pojawienie się delikatnego zdenerwowania lub spadku pewności siebie. Po chwili odpowiedziała:
Nie wiem. Wolałabym się tam nie zapuszczać mimo wszystko. Jak rozumiem jest wśród was ktoś, kto potrafi poradzić sobie z zaklęciami ochronnymi?
Dzierlatka świetnie sobie poradziła by odnowić barierę w świątyni Chauntei. Mam nadzieję, że mogłabyś w jakiś sposób odtworzyć ten rytuał tutaj. – zaproponował Neff, zwracając się w stronę kapłanki. Na razie przemilczał kwestię tego, w jaki sposób dziewczyna mogłaby się domyślać ich możliwościach w tym zakresie.
Wiesz, to był specyficzny rytuał kapłański dedykowany Chauntei. Potrzebowałabym kogoś kto zna podobnego rodzaju rytuał aby takie coś powtórzyć. Się panienka nie martwi, znam się na leczeniu, nie pozwolimy się panience położyć z byle powodu – Hanah z jakiegoś powodu uznała, że taka forma wypowiedzi będzie właściwa.
Dagonet spojrzał na Rowenę i widząc jej niepewność, próbował dodać jej otuchy:
Ich misja wydaje się być bardzo szlachetna, panienko i pragnę wspomóc ich starania. Jednakże lżej byłoby mi na sercu, gdybym przy tym mógł mieć na oku i chronić panienkę. Poza tym, nie wiemy jak długo bylibyśmy się w stanie dalej bezpiecznie tu ukrywać. Ostateczna decyzja należy do panienki – paladyn skłonił głowę.
Rowena przytaknęła i westchnęła.
Jeżeli bym tutaj została, a misja wasza nie powiodła się mój los byłby przesądzony. Szanse, że w najbliższym czasie przybyłby ktoś inny są raczej mizerne, tak sądzę. – Przymknęła oczy na moment. – Niech będzie zatem. Udam się wraz z wami. Być może mogłabym pomóc przebić się przez pieczęć.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 06-09-2019 o 15:41.
Koime jest offline