Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2019, 13:26   #10
ShrekLich
 
ShrekLich's Avatar
 
Reputacja: 1 ShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputację
Zakrwawiony korytarz przed gabinetem, obecnie

Po śniadaniu Viktorię czekało niemiłe zadanie, choć wcale nie było jakieś specjalne. Zmywanie krwi z korytarza wiodącego do gabinetu oraz uprzątnięcie zaschniętej juhu także w pokoju, było niemal codziennością. Oczywiście rzadko kiedy zdarzało się, aby ilość krwi była aż tak obfita, jednakże pęknięte mięśniaki w środku nocy w dodatku, potrafiły napędzić strachu jak i bałaganu. Nie obrzydzało jej to, nawet nie czuła odrazy czy zmęczenia, była bardziej znużona tym, że po raz kolejny musi robić to samo.
Drzwi od gabinetu otworzyła jakby ze znudzeniem. Pchnęła ich skrzydło a te ustąpiły, pozwalając lekarce wejść do środka. Najpierw zrzuciła z siebie górę od munduru, rozbierając się do bielizny, a następnie i buty i spodnie. Nie miała czasu na ociąganie się, chciała mieć szybko swój wolny czas i wyjść na spacer, powdychać trochę powietrza, a nie cały dzień spędzić w klęku i ścierać krew.
Na swój odziany w czarne figi tyłek wsunęła jednorazowe spodnie z włókniny SMMS. Takiego ubioru często używało się na blokach operacyjnych, ale trzeba było przyznać, że do sprzątania były o wiele lepsze. Bluzkę z tego samego materiału przecisnęła przez głowę i od razu chwyciła środek w proszku, trzy ściery, dwie gąbki no i wiadro, które wypełniła skąpą ilością zimnej wody. Obładowana jak cygan na targ już się odwróciła w kierunku drzwi, gdy niespodziewanie, przynajmniej według niej, przed jej twarzą pojawił się Frank Boone. Kobieta podskoczyła upuszczając szmaty i zatrzęsła wiadrem, wprawiając w ruch wodę, która chlapnęła na boki, w tym na spodnie kaprala.
- Kurwa mać! - przeklęła soczyście z przerażenia, które choć szybko opanowała, było zbyt gwałtowne, aby nie rzucić wulgaryzmem.
- Mógłby się tak Kapral nie skradać do mnie?! - spytała siląc się na grzeczność, ale jej serce wciąż napieprzało w żebra, chcąc z nich wyskoczyć i uciec jak najdalej - Dżizas, mógłbyś chociaż udawać, że tupiesz butami… - dodała chwytając się za śródpiersie i nerwowo próbując złapać oddech. Była za młoda na zawał, a za stara na takie zabawy. Nie miała pojęcia też jak długo on tutaj stał i się patrzył. Nie była też pewna, czy chce się dowiedzieć.

Co Frank robił wcześniej i jak długo robił to, co robi teraz miało najwyraźniej pozostać tajemnicą. Nie był skłonny samemu się z takich rzeczy spowiadać. Zwłaszcza, że zaskoczył kobietę jeszcze bardziej, niż się spodziewał. I rzeczywiście miała rację, że wiadomość ile tak tu stał zapewne by się jej nie spodobała. W zasadzie był pewien, że pytanie to padnie jako pierwsze. Nie padło, co przywiodło na twarz żołnierza nikły, nieco bezczelny uśmiech. Typowy dla niego.
- Wybaczy mi Pani Kapral… To się nie powtórzy.
Lekko się zgiął w teatralnym ukłonie. W zasadzie jego wypowiedź również nie brzmiała zbyt poważnie. Sugerowała wręcz, że będzie dokładnie odwrotnie, niż mówi.
- Przeszkodziłem w czymś szanownej?
Frank wydął wargi, po czym przekręcił nieco łeb, by mieć lepszy widok na wiadro. Chwilę mu się przyglądał badawczo, po czym przeniósł wzrok na (aktualnie) panią sprzątaczkę. Zapewne zarechotałby na jej widok. To go zawsze bawiło… Było zdaje się jedyną rzeczą, która czyniła to pierdolone wojsko nieco mniej szarym miejscem. Nauczony jednak doświadczeniami nie okazywał już tak bezpośrednio tego, jak dobrze się bawi. Pożałował tego, gdy pewnego razu zwędził jakiejś kobiecie stanik, po czym zrobił z niego prezent dla pana chorążego. Spotkanie tej dwójki na długo zapadnie mu w pamięci. Głównie dlatego, że stracił przy tym kilka zębów. Teraz miał przed sobą kogoś innego… ale ryzyko oberwania w ryj wciąż było duże.

- Nie pajacuj - pouczyła go z przekąsem w głowie, kiedy ten się ukłonił. Jej wyniosłość zaakcentowana została poprzez wyprostowaną postawę i wypiętą dumnie klatkę piersiową. Dodatkowo zadarła nos ku górze i zrobiła poważną minę, co w asyście jej rudych włosów i piegowatej buzi dodawało złośliwości.
Kucnęła po ścierki, które wypadły z jej rąk, a pseudo-mężczyzna nawet się nie schylił aby podnieść. Co za palant. W takich chwilach doceniała bardziej rozwiniętą sieć neuronów Joshuy.
- I nie, nie przeszkodziłeś. - odpowiedziała z grzeczną manierą, podnosząc się do wyprostu i patrząc na niego przez chwilę. - Jeszcze. - dodała.
- Chyba nie masz co robić, hm? - dopytała siląc się na słodki uśmiech.

Uniósł nieznacznie brwi, przyglądając się wręcz nienaturalnie poważnej pozie kobiety.
- I kto tu pajacuje…
Wymamrotał cicho pod nosem. Kierował te słowa chyba do siebie samego, bo raczej rozmówczyni nie miała ich usłyszeć. Nie chciał tego mówić, ale wyglądała dla niego komicznie. Biorąc jeszcze pod uwagę jej strój.
Zatrzymał jednak takie komentarze dla siebie i tylko w milczeniu przyglądał się, jak starsza szeregowa sięga po ścierki. Oparł się lekko o ścianę, spoglądając jedynie na tą scenę. Czekał tylko, aż skomentuje jego brak manier. Bardzo chciał usłyszeć, jak zacznie mu wygarniać, że nie podał grzecznie ścierki. Takie rzeczy po prostu nie leżały w jego naturze.
- Tak się składa, że szanowna zgadła. A i owszem, wbrew wszelkiej logice, oczekiwaniom i staraniom naszych ukochanych przełożonych, żołnierze w tej jednostce mają jeszcze okazje, by się nudzić.
Wytłumaczył, ponownie zbyt przesadzonym tonem, po czym zerknął na jej narzędzia. "Ona to się akurat na pewno nie nudzi" pojawiła się złośliwa myśl w jego głowie. Widząc jej słodki uśmiech, odwzajemnił go rzecz jasna. Aczkolwiek trudno powiedzieć, by zrobił na nim większe wrażenie. Chyba już przeczuwał, o co zaraz poprosi.

Viktoria wiedziała, że nie ma czasu na gry i przepychanki, poza tym przecież była najbardziej inteligentną i najmądrzejszą osobą, prawda? Prawda. Tak, nie mogła myśleć o sobie inaczej, gdyż to by było po prostu nielogiczne. Grzeczny uśmiech nie schodził z jej piegowatej twarzyczki.
- Jestem zaskoczona - mruknęła teatralnie i pokręciła głową jakby z niedowierzaniem.
- Słyszałam, że ponoć panienkom i miękkim fajom nie dają zbyt wiele zadań, żeby sobie dłoni nie zniszczyły i tampony im nie wyskoczyły. W plotkach ponoć jest ziarenko prawdy - dorzuciła z pięknym uśmiechem po czym wyminęła go wychodząc na korytarz. Postawiła wiadro, rzuciła szmaty i gąbki, a następnie klęknęła i zaczęła rozsypywać po zaschniętych, krwawych śladach biały proszek.
- Chyba nie potwierdzasz tych plotek swoją postawą? Byłoby to trochę bolesne określenie - skrzywiła się jakby boleśnie i spojrzała na niego wystarczająco sugestywnie, aby nie miał żadnych wątpliwości, do czego właśnie zmierza. Wszak skoro już przyszedł, mógł i trochę poszorować.

Zerknął przez ramię gdy kobieta go tak zwyczajnie wyminęła, po czym odwrócił się w jej kierunku. Po raz kolejny już, gdy postanowiła wziąć go podstępem, na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech. No cóż, spodziewał się, że to pytanie przyjdzie prędzej czy później.
- Ależ jest dokładnie tak, jak szanowna mówi. - odpowiedział, naśladując jej ton - Miękkie faje i panienki zadań nie dostają. Naturalnie potwierdzam te plotki… Wszak na co dzień uchodzę za miękką faję. Szczęśliwie, dowództwo nie patrzy, czy ktoś udaje, czy nie. Także wszystkim nam po równo przypadł czas wolny i okazja do oglądania sprzątaczki w samej bieliźnie.
Z każdym słowem coraz bardziej rosło rozbawienie w jego słowach. Na samym końcu nie mógł się już powstrzymać i zwyczajnie parsknął śmiechem. Cokolwiek kobieta zamierzała, na niego nie podziałało. Szczęśliwie nie miał tak wygórowanego ego, jak przypuszczała. A przynajmniej szczęśliwie dla Franka. Mężczyzna uspokoił się w końcu i wbił wzrok w nią wzrok.
- Chyba nie najlepiej się bawisz…
Rzucił do niej nieco sarkastycznie, wychodząc w końcu z pokoju.

- Może i okazja była, ale tylko jednej osobie się poszczęściło jak widać - rzuciła całkiem niewzruszona i zabrała się za szorowanie podłogi. Trudno, jeśli go to bawi, niech patrzy i się śmieje, dla niej to był nie tyle rozkaz, co naprawdę ważne zadanie. Nienawidziła takiego syfu, więc nie miała zamiaru go zostawiać. Źle by to też świadczyło o niej, jako o profesjonalistce, która dba o sterylność wokół siebie. Gdyby nie konieczność stawienia się na apelu, już dawno miałaby czysty gabinet i korytarz przed nim.
- Widocznie pizdy mają farta - dodała już bardziej wulgarnie, bo skoro już zaczęła chcąc na niego wpłynąć, a to się nie powiodło, to przynajmniej nie będzie już cofać swoich słów. - Z całym szacunkiem dla Kaprala, oczywiście - jej głos był całkiem naturalny, pozbawiony emocji, aczkolwiek nie na tyle zobojętniały, żeby wskazywał na ignorancję. Słowo “sprzątaczka” było dla niej upodlające, ale nie miała zamiaru tego okazywać. Dobrze wiedziała, że tacy jak on wręcz chełpią się mogąc kogoś zgnieść butem.
- Trafiła się Kapralowi idealna okazja, aby móc kogoś słabszego od siebie zgnębić i wyszydzić. Gratuluję potrójnego szczęścia. - nie spojrzała na niego ponownie. Skupiła się na szorowaniu i wypłukiwaniu szmat i gąbek. Nie chciała nawet aby wyraz jego twarzy utknął w jej pamięci.

Uśmiech gościł na jego twarzy jeszcze kilka chwil, po czym zwyczajnie zniknął. Co nie znaczyło, że z oczu mężczyzny zniknęły iskierki rozbawienia. Niefortunnie dla nich obu, nie mógł nic na to poradzić. Kobieta, która klęczała teraz przed nim i szorowała zawsze wydawała mu się niezbyt przyjemna. Myliła się jednak, sądząc, że przyszedł ją gnębić.
- No cóż, to racja… Mają farta. I właśnie dlatego tu jestem. Nie przyfarciło mi się.
Wzruszył nieznacznie ramionami i ponownie oparł się o ścianę, tym razem po stronie korytarza. Przyglądał się w milczeniu, jak jego rozmówczyni czyści podłogę. Raczej nie palił się do pracy. Ale też trudno było powiedzieć, by miał radochę z tego, co ona robi. Prędzej z jej słów. Czego raczej nie widziała, bo nie raczyła go już więcej swoim spojrzeniem.
- Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażałem sobie wizytę tutaj. Nie jesteśmy w przedszkolu, by ktoś tu kogoś miał gnębić, nieprawdaż?
W głowie już sam zaprotestował na swoje słowa. Wychodziło z tego wszystkiego, że dowództwo traktowało to miejsce jak przedszkole. Jego samego nikt nie gnębił, ale paru chujków już widział.

- Mam wrażenie, że ty ciągle jesteś w piaskownicy, Frank - odpowiedziała mu nie przerywając swoich czynności - Jakie więc zadanie ci przydzielono, skoro nie pofarciło ci się, a mimo to stoisz tutaj i … No właściwie nawet nie ma nic po “i” - uniosła wzrok spoglądając na niego niechętnie i wyprostowała się sadzając tyłek na piętach.

- Mi? - spojrzał na nią ze zdziwieniem - Ja mam wolne, nie pamiętasz? Pizdy i panienki nic nie robią. Moim pechem jest, że w ogóle znalazłem się w wojsku.
Zamilkł na dłuższą chwilę, patrząc jedynie, jak sprząta. Trochę zadziwiało go, jak szybko rozmowa ta zeszła na takie tory. Zaczął podejrzewać, że niechęć jaką medyczkę daży jest odwzajemniona.
- Jakbym chciał się ponabijać, to obrałbym za cel kogoś z kadry. Ale mówiąc szczerze, skoro już jesteśmy gdzie jesteśmy i powiedziałaś co myślisz, to miło dla odmiany popatrzeć, jak ktoś inny szoruje…
Mężczyzna westchnął cicho na sam koniec. Prawda była taka, że głównie kojarzył ten korytarz właśnie z szorowania. Zdarzało się, że za przewinienia kazali mu robić to, co teraz robi jego rozmówczyni.

Kobieta potrząsnęła głową aby odgarnąć rudą grzywkę, wpadającą jej do oczu, które tym razem wpatrzone były w rozmówcę.
- Widzisz Kapralu, i właśnie dlatego się nie dogadujemy. Jesteś po prostu infantylny, a ja jestem zbyt rozwinięta intelektualnie, by budować z tobą zamki z piasku - powiedziała bardzo poważnie, bez cienia uśmiechu czy złośliwości.
- Cieszy cię patrzenie na mnie wykonującą swoją pracę? Świetnie, napawaj się tym widokiem. Ale gdy będziesz kiedyś w potrzebie, przywołaj sobie w głowie obraz tego dnia. - dodała ponownie odrzucając grzywkę ruchem głowy, po czym powróciła do zmywania krwi. Ta czynność nie sprawiała, że czuła się gorsza, ponieważ sprzątała po swojej nocnej robocie, a nie po tępych żołdakach ich rzygowiny czy brudy.

Sapnął rozbawiony, po czym na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie. Zdaje się, że po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy. Ale zdawał się nie kryć jakoś z tym.
- Nie wydaje mi się. Nie dogadujemy się dlatego, że ty tak uważasz. Ciekawi mnie, czy kiedyś przestaniesz zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka.
Z jego głosu zniknęło rozbawienie oraz ta, osobliwa, czy nawet sztuczna, ale jednak przyjacielskość. Kobieta zdawała się chcieć bezpośrednio mu przekazać, jak nim gardzi.
- Bawi mnie kompletnie co innego. Widzisz, tyle pierdolisz teraz o tym jaka przepaść intelektualna nas dzieli, a w ostateczności robisz dokładnie to samo, co ja. I niestety muszę ciebie zmartwić… Jeśli już będę cokolwiek sobie przywoływać, na pewno nie będziesz to ty.
Odpowiedział jej z coraz bardziej widoczną niechęcią. Wcześniej się bawił. Teraz usiłował stępić czyjeś wygórowane ego.

- Wróć do książek i sprawdź co oznacza słowo “kapryśny”, bo ja jakoś nie kręcę nosem, tylko po prostu robię. Pracuję. Nie wybrzydzam, nie przebieram, nie narzekam… - przewróciła oczami ciężko znosząc brak polotu Kaprala. Potrafiła wytrzymywać z ludźmi o zaniżonym poziomie inteligencji, ale kiedy próbowali być mądrzy, po prostu wymiękała.
- Swoimi słowami jedynie pogłębiasz wspomnianą przepaść. - skomentowała z przekąsem, przeczołgując się śladami ścieżki krwi, przez co zbliżała się do drzwi gabinetu, a tym samym i do mężczyzny. - I nie pytaj mnie czemu jakiś zabieg boli kurewsko, zamiast trochę mniej, bo to twój wybór, jakie masz stosunki z innymi. Nie będę się przed tobą kajać bo dostałeś znaczek kaprala i masz ode mnie więcej siły, rób co chcesz, ja swoją wartość znam. - nutka irytacji zakwitła w dotąd spokojnej, kobiecej nucie głosu, a szorowanie nabrało tempa i mocy.

- Przebierasz w ludziach moja droga. W twoim wyobrażeniu zapewne jestem skretyniałym krętaczem, któremu się poszczęściło. Może i tak, ale zdaje się, że nie masz tu nikogo do rozmowy prócz mnie i wiadra.
Spojrzał w jej kierunku nieco już zażenowany całą sytuacją. Zdawało mu się, że samouwielbienia szeregowej nie przerośnie nigdy. I powoli zaczęło zastanawiać go, kiedy słuchała kogoś innego, niż ona sama.
- W zasadzie nawet nie pamiętałem, jaki masz stopień. Ledwo co pamiętam własny. Wydaje mi się zresztą, że takie robaki jak ja nie powinny wywoływać zawiści u tak światłej osoby, jak nasza starsza szeregowa… Ale skoro już tak to ujęłaś, to mogę ci obiecać, że rzadko zdaje się na innych. Zwłaszcza takich, jak ty. Więc zbyt prędko, to ty okazji do tego mieć nie będziesz.
Rzucił do niej nieco głośniej, starając się przebić przez dźwięk szorowania.

- Jeśli kiedyś ponownie będę miała wybór między tobą a wiadrem; wierz mi, że wybiorę wiadro - rzuciła całkiem szczerze nie przerywając szorowania i choć woda w wiadrze była coraz bardziej czerwona, kontynuowała czynności.
- Och, to najpiękniejsze co od ciebie usłyszałam. Ta obietnica. Jednak nie tylko pizdy miewają szczęście - skomentowała wzdychając i uniosła głowę patrząc na niego z dołu, przerywając tym samym szorowanie.
- I nie drzyj się na mnie - skarciła go jak dziecko, wydymając przy tym usta i wbijając w niego spojrzenie ciemnych oczu z powiększonymi źrenicami.

- Głupcy też je mają…
Mruknął ponuro pod nosem, patrząc na nią z coraz większą irytacją. Uchodził za elastyczną osobę… Teraz kompletnie nie wiedział, co ma zrobić z tą egocentryczką.
- Nie będę się darł, jak przestaniesz tak maltretować podłogę. Pomyliła ci się z moją gębą?
On z kolei wbił w nią swoje zielone oczy, nie było w nich jednak serdeczności, a coś, co z pewnością można by nazwać wkurwieniem. Zawsze trzymał w miarę sprawnie swoje nerwy na wodzy. Ale teraz trochę kończyła mu się cierpliwość. Z jakiegoś powodu przypomniało mu się, jak kłócił się ze swoją siostrą… Gdy mieli po 6 lat.

Viktoria początkowo uniosła lewą brew, która naznaczona była poprzeczną blizną. Po sekundzie uniósł się kącik jej ust, a po kolejnej parsknęła śmiechem. Szczerym, wyraźnym i słyszalnym, jednak nie niosącym się w odległe zakamarki korytarza. Opuściła głowę powracając do szorowania, a jej plecy, które widział ze swojej pozycji, wciąż telepały się ze śmiechu.

- Nie sądziłem, że do kartoteki naszego medyka można dodać jeszcze choroby psychiczne…
Pokręcił nieco głową na widok reakcji kobiety. Naprawdę fascynowała go ta osoba. Wciąż zachowywała się wobec wszystkich jak królowa nauk, tylko po to, by przerywać rozmowę w taki sposób.

- A ja nie wiedziałam, że do twojej można dopisać poczucie humoru - odpowiedziała wciąż lekko rechocząc i na klęczkach przesuwając się coraz dalej. Czekało ją zadanie nieco bardziej skomplikowane, bo musiała wyszorować próg oddzielający gabinet od korytarza.
Jej słowa brzmiały bardziej jak komplement niż pogarda, a dawna nuta irytacji w głosie kobiety całkowicie zniknęła.

Korytarz na chwilę wypełniła cisza, przerywana jedynie przez odgłosy szorowania podłogi. Frank wbił w medyka podejrzliwe spojrzenie. Powiedzieć, że nie spodziewał się tego to jak powiedzieć, że poranne wstawanie jest nieprzyjemne.
- Zdawało mi się, że z naszej dwójki to ty masz kij w dupie. Czy jucha zawsze wpływa na ciebie tak rozweselająco?
Odsunął się nieco, by miała co szorować. Coś, co nie było jego butami.

- Oczywiście, przecież jestem żądną krwi francą, która napawa się bólem i cierpieniem potencjalnego pacjenta, a źrenice jej się rozszerzają na widok jego krwotoków - odpowiedziała ironicznie na zadane jej pytanie. Uśmiechała się pod nosem, choć spojrzenie miała skupione na wykonywanej czynności. Wpełzła tyłkiem do gabinetu, wycierając białe drzwi, które również oznaczone były śladami zaschniętej krwi.
- A co, ciebie to nie podnieca? - dorzuciła tak naturalnie, jakby właśnie pytała go o to, czy smakowało mu śniadanie.

- Niee, wiesz… Gdy szukam takich uniesień, idę do burdelu albo medytować na łonie natury.
Odpowiedział równie ironicznie, wyraźnie jednak z mniejszym rozbawieniem, niż kobieta. Bardziej irytacją. Wydurniała teraz się… I z jednej strony Frank miał jej serdecznie dosyć, a z drugiej nie chciał jej dawać satysfakcji. Rzeczywiście się zresztą nudził.
- Chcesz się mnie w ten sposób pozbyć?
Uniósł delikatnie brwi, patrząc na nią badawczo. Nie wierzył w cuda. A za taki by pewnie uznał jej nagłą przemianę.

- Masz mnie za głupią? - rzuciła szybko spoglądając na niego - W sumie po co pytam, oczywiście, że masz - sprostowała błyskawicznie i usiadła na czystym kawałku podłogi. Musiała przyznać, że nieco się zmęczyła. Przetarła pot z czoła gołym aczkolwiek czystym przedramieniem.
- Słuchaj, Frank. - znowu ten poważny ton, traktujący innych jak dzieci. Przemądrzały.
- Nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie. Tak naprawdę gówno o mnie wiesz. Nie mam potrzeby się ciebie pozbywać, bo nie działasz na mnie. Za to widzę, że ja działam na ciebie. - uśmiechnęła się półgębkiem, ukazując nieznośną pewność siebie. - Więc jeśli cię to jara, to stój i podziwiaj.

Mężczyzna skrzywił się nieco, słysząc jej słowa. No tak… Znowu wrócili. Zrobili kółeczko. Zastanawiało go, czy do tej rudej łepetyny kiedykolwiek coś dotrze.
- Mam ciebie za przeciętnie inteligentną z wygórowanym ego. Póki co, potwierdziłaś mi przynajmniej drugą część.
Odetchnął trochę głębiej, jakby już z lekkim zmęczeniem. Nie mógł zaprzeczyć, że go irytowała. Nie krył się z tym. Ale stwierdzenie, że "działa na niego" to dość daleko wysunięty wniosek.
- Zdawałoby się, że doszliśmy do czegoś… widocznie nie. Wiesz co mnie irytuje? To, że muszę polegać na takiej osobie jak ty. Twoja pyskówa niewielkie ma dla mnie znaczenie. Słyszałem gorsze rzeczy od pijaków w barze. Zdaje się zresztą, że właśnie dostrzegłem, co nas różni…
Uśmiechnął się nieco, aczkolwiek bez zbytniej wesołości. Trochę dosyć miał bawienia się z nią w przepychanki.
- Ja nie reaguje na obelgi, bo sam ich już użyłem przeciwko sobie setki razy. Tobą telepie za każdym razem, gdy ktoś zakpi z twojej wyższości. I wydaje ci się, że nie widać tego… Tyle tygodni zastanawiałem się jak będzie przebiegać rozmowa z tobą, a tu takie rozczarowanie.
Przy ostatnim zdaniu pojawił się nawet cień dawnego rozbawienia. Co najbardziej go jednak chyba teraz bawiło, to on sam. Stojący pośród krwi zmieszanej z wodą i prawiący morały do medyka.

Viktoria machnęła zakrwawioną szmatą trzymaną w ręku.
- Oczywiście, że nie masz mnie za taką - odpowiedziała z niezwykłą pewnością na próbę przytyku. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej inteligencji i wiedziała, że Frank również o tym wiedział. Nie rozumiała tylko po co próbuje zaniżyć jej pewność siebie i poczucie własnej wartości. Niektórzy ludzie jednak tak mieli, że musieli atakować kogoś, kto po prostu wiedział, że jest “kimś”. Przecież takiego trzeba zdeptać i skopać, normalne.
“Od pijaczyn?”, Viktoria niemal zaksztusiła się gardłowym śmiechem, kiedy to powiedział. Przecież pijaczyny to ledwo słowa wypowiadali i ona niby miała uwierzyć w to porównywanie? Naprawdę coraz mniej go rozumiała. Był dziwny.
- Aż tyle tygodni o mnie myślałeś? - zahaczyła o jedyne wartościowe zdanie w tym jego monologu. Coś, co jako jedyne mogło mieć sens i mogło wyjaśniać, czemu tak się do niej przyczepił. Zaczęła nawet myśleć, że mu się spodobała, a to taki nietypowy sposób na podryw. Zresztą, jako masochistka sama miała z jego zachowania małą frajdę.
- No proszę, aż w końcu ci się trafiło… Sama w gabinecie, w bieliźnie, potem klęczy przed tobą i patrzy jak pies czekający na ochłap - przekrzywiła łeb w bok nie odrywając od niego spojrzenia - To sobie wyobrażałeś, czy trzepiesz do innych myśli? - wredota szła w parze z naturalnym odcieniem jej włosów.

- No tak, wybacz… Ah ja kłamliwy, nie potrafię nawet wyznać prawdziwych uczuć i podziwu dla twojej wspaniałej osoby.
Odpowiedział z wyraźnym sarkazmem, łapiąc się teatralnie za czoło. No tego, że zacznie zaprzeczać jego własnym myślom, to się nie spodziewał.
- Najwyraźniej. Ale nie schlebiaj sobie… Reputacja sukowatej lekarki o wysokim mniemaniu nie jest najlepszą wizytówką. Ciekawiło mnie, czy naprawdę taka jest osoba, która ma ratować mi życie.
Pokręcił nieco głową, krzywiąc się na jej słowa. Zawsze wydawało mu się, że to faceci mają bardziej zbereźne myśli. A tu takie zaskoczonie, szeregowej tylko jedno w głowie.
- Ponownie… Gdybym szukał takich wrażeń, poszedłbym do burdelu. Mam tam ładniejsze i mniej pyskowate kobiety.

- Są tanie i głupie. Na mnie cię po prostu nie stać - odpowiedziała zadziornie i po zakończeniu swojego krótkiego odpoczynku, powróciła do czyszczenia drzwi. Wciąz nie potrafiła zrozumieć toku jego logiki. Do jasnej cholery, byli w wojsku! Serio uważał, że ciche i urocze dziewczynki miały szansę na przetrwanie tego jebnika w pełni zdrowia? Naiwny albo głupi.

- Nie wiedziałem, że robisz w prostytucji…
Kiwnął nieznacznie głową z udawanym uznaniem. Wciąż przyglądał się, jak szoruje drzwi. Ciekawiło go niesamowicie, czy robi to po to, by mu coś udowodnić, czy dlatego, że już chciała się od niego uwolnić. Naturalnie, wolał mieć ją cały czas na widoku, więc teraz zwyczajnie stał przed wejściem do gabinetu.

- Już któryś raz strzelasz sobie w kolano udowadniając jak ogromna jest przepaść między nami. A mimo to wciąż próbujesz mnie poniżyć. Do tej pory próbowałam odbijać twoje dziecinne piłeczki, ale teraz tak na poważnie… Facet, jaki jest twój problem? - spytała wrzucając brudną już ścierę do kubła z przesączoną krwią wodą i wstała na równe nogi podnosząc wiadro, aby móc wymienić wodę na czystą. Choć była niziutką kobietą, odważnie stanęła naprzeciwko niego.

Widząc to, pochylił nieco głowę, by patrzeć na nią, a nie nad nią. Co w sumie tylko bardziej miało pokazać, jak niska w stosunku do niego jest.
- Moje problemy ciebie gówno obchodzą. Zastanawia mnie bardziej, jaki TY masz problem. Matka ci do osiemnastki wmawiała, że jesteś pępkiem świata? Dlaczego wydaje ci się, że jesteś lepsza ode mnie, co?
O ile większość wypowiedzi powiedział poważnie, z tym echem wściekłości, tak przy ostatnim zdaniu uśmiechnął się na chwilę kpiąco. Nieprzyjaźnie, prawie z pogardą. Nie miał ochoty płaszczyć się przed taką osobą, jak ona. A zastanawiało go bardzo, skąd takie ego u tej rudej pokraki.

Viktoria zacisnęła pięści jak i szczękę. Patrzyła na niego z gniewem w oczach, a jej rzęsy poruszały się nerwowo wraz z ruchami powiek. Widać było jak z trudem przełyka ślinę, a potem nawet zaszkliły jej się oczy. Albo przynajmniej tak mu się wydawało.
Rozwarła lekko usta chcąc już coś powiedzieć, aż w końcu nagle i zupełnie niespodziewanie zamachnęła się wiadrem i wylała na mężczyznę wszystkie pomyje brudnej wody zmieszanej z krwią, jakie się tam znalazły.
- Odpierdol się, gówno o mnie wiesz, palancie! - wydarła się dość nienaturalnie jak na nią, bo zawsze zachowywała spokój i zimną krew. Pieprznęła z brzękiem pustym wiadrem o podłogę, a następnie odwróciła się chcąc wrócić do gabinetu. Najwyraźniej miała dość, a jej oczy zasnuły się mgłą. Wspomnienie o matce, która była dla niej jedyną, najważniejszą na świecie osobą, a która zmarła nagle, było dla Viki przegięciem, którego nie potrafiła zaakceptować.
 
ShrekLich jest offline