Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2019, 16:02   #21
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
chwili, kiedy mag dotknął kryształu z Sheerą momentalnie wyczuł emanującą od niego moc. Zdawał się on wręcz płonąć potęgą Splotu. Wyglądało to tak, jakby zaklęcie druida nie tylko zmniejszyło jego wymiary, ale i dodatkowo – świadomie bądź nie – nasycił energią. Z wrażenia o mało co go nie upuścił, lecz wytrzymał owe nagłe sensacje i ostrożnie umieścił kryształ w swym plecaku. Kiedy ten opuścił jego dłonie miał wrażenie, że część tej esencji dalej mu towarzyszyła. Skoncentrował się na moment na kamieniu, z którym był połączony i poza wcześniej odkrytymi zawirowaniami pojawiła się także moc. Potęga, której nie czuł od czasu owego incydentu z teleportacją. Ivorowi tymczasem obce były podobne wrażenia z wyjątkiem tych ostatnich. On również dostrzegł to, że moc kryształu znów się przebudziła.




Gdzieś w dziczy, kilka dni wcześniej…

rzy ognisku, które przyjemnie strzelało iskrami kłębiła się grupka kilku postaci, a spośród nich wyróżniała się mniejsza osóbka o dosłownie płomiennej aparycji. Everika, gnomka o niezwykłym, ognistym rodowodzie wpatrywała się z zamyśleniem w płomienie ogniska. Towarzyszyła jej trójka mężczyzn oraz kobieta. Wszyscy mieli na szyjach zawieszone te same złote amulety uformowane w uskrzydlony miecz. Toczyli oni między sobą proste, krótkie rozmowy dotyczące drogi i niedawnych wydarzeń. Niektórzy, tak samo jak czarodziejka, mieli dość tej wyprawy. Ziąb był straszliwie nieprzyjemny, a konie stawały się coraz to większym problemem niźli pomocą. Oblodzone i zasypane trakty, którym daleko było do nazwania traktami spowalniały pościg i dawały uciekinierom czas, który mogli spożytkować bogowie wiedzą jak. Cała trójka była czaromiotami, tak przynajmniej wynikało ze wspomnień kobiety, a także ze słów najnowszych rekrutów. Krasnolud nadawał się jak najbardziej dostrzegała jego oddanie, takie samo jak u wielu innych, lecz niepokoiła ją kobieta. Kłębiły się wokół niej niepewność i strach. Potencjalna zdrada. Jeżeli ten głupi aasmiar nie zlekceważy jej słów i wyślę ją do jakiejś odizolowanej placówki nie powinno być z nią problemów. W końcu zaakceptuje i zrozumie to co chcą uczynić. A jak nie będzie trzeba się jej pozbyć. Źli bogowie posiadali zastraszające liczby agentów by można sobie było pozwolić na wypłynięcie niektórych informacji. Nie teraz, kiedy wszystko było już w tej fazie i skali.

Rozważania przerwało pojawienie się ostatniego z nich, młodego elfa, na którego owiniętym w grubą skórę przedramieniu siedział sokół.
RaportEverika już niemal z nawyku zażądała relacji ze zwiadu.
Jedynie ślady zwierząt, nic znaczącego. Niektóre z ptaków i jeleni wspominały o dziwnym łowcy żyjącym w tych stronach, lecz nie widziały ostatnio nikogo innego.
Czarodziejka ze zwyczajowym ni to posępnym, ni znudzonym wyrazem twarzy dorzuciła kilka gałązek do ognia.
Dowiedziałeś się czegoś o tym łowcy? Można by skorzystać z jego umiejętności?
Elf zastanowił się dłuższą chwilę.
Trudno powiedzieć. Ze strzępków informacji jakie otrzymałem wynikałoby jakoby miałby być szybki jak cień, nieuchwytny i dziki. Bezszelestny i skuteczny, a domem jego cała puszcza.
Hmm… druid?
Nie wykluczone, ale nie sposób potwierdzić.
Kobieta rozważała coś dłuższą chwilę.
Musimy dalej przeć na północ, nie ma innego wyjścia. Wątpię by mogli znaleźć na tym odludziu kogoś, kto pomógłby im się stąd wydostać nim my ich znajdziemy. Trudne warunki są przeszkodą dla nas tak samo jak dla nich. Ustawić warty. Wyruszamy z rana tak szybko jak to tylko możliwe.

Pazurzasta dłoń wbijała się w pień okolicznego drzewa. Skryta w mroku sylwetka obserwowała jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym błyskawicznie zniknęła pomiędzy cieniami lasu.




roga powrotna zdawała się być prostsza, bowiem szlak został już przetarty, a obaj magicy byli spokojniejsi. Niepewność ustąpiła pola szczęściu związanemu z odnalezieniem Shee’ry, lecz nie całkowicie. Wprawdzie poznali odpowiedzi na niektóre pytania, lecz wiele wciąż czekało na odnalezienie, zaś kolejne wątpliwości rodziły się w ich umysłach. Tyczyły się ona zarówno kryształów, dalszego losu ich towarzyszki, czarów oraz oczywiście czyhającego na nich niebezpieczeństwa, tak tego które mogło kryć się w tych lasach, jak i tego odzianego w postać ognistej czarodziejki i innych fanatyków należących do zgrai.

Nie minęło dużo czas, a ujrzeli oni znajomy dąb, ten sam, w którego korzeniach przyszło im spędzić ostatnie dni. Nie było to z całą pewnością schronienie, którego wyboru by ami dokonali, aczkolwiek nie mogli odmówić tego, że niosło ono z sobą wymierne korzyści jak chociażby ciepło i osłonę od wiatru. Ten drugi bowiem smagał ich przez całą drogę, a słabnąca moc wywaru objawiała się zimnem, od którego kostniały dłonie i stopy. Wtem niedźwiedź zatrzymał się i momentalnie przemienił w druida.

Mamy gościa – rzekł wędrując wzrokiem wśród koron drzew.
Wyłaź! – zawołał w końcu, najwyraźniej nie mogąc owego jegomościa wypatrzeć.
Wyłaź! – odezwał się… głos samego druida, lecz dochodzący skądś indziej. Czaromioci popatrzyli po sobie, pochwycili w ręce różdżki i kostury.
Skończ z gierkami Łowco!
Jeden z cieni między gałęziami dębu poruszył się i błyskawicznie zaczął pełznąć po jednej z nich by dać susa na sosnę obok, i następną i następną zataczając okrąg wokół nich. Im dłużej śledzili ową sylwetkę wzrokiem tym w mniejszym stopniu składała się ona z cienia, a bardziej z czarnych piór, ciemnych skór, kory oraz białych kości składających się na doskonale maskujący strój. Dziwna postać wreszcie zeskoczyła na ziemię i krótkim biegu znalazła się niemal obok nich. Wówczas to dostrzegli krótkie szpony na zakończeniach palców, a także dużą czaszkę na głowie, spod której wystawał fragment dzioba i łypała dwójka żółtawych oczu. W swojej niespokojnej, rozedrganej pozie sięgał Ivorowi może do piersi.

Łowco! – Z rozwartego dzioba dobiegł ich głos druida, którym to też wypowiedziane były kolejne słowa, lecz nie do końca do siebie pasujące, jakby ucięte z kilku wypowiedzi. Jedne cichsze, drugie głośniejsze lub charczące. – Miej oko. Ognistą kobietę. Łowy. Dzień, dzień, dzień, dzień. Wiesz coś? Wiesz…
Druid przysłuchiwał się temu z kwaśnym wyrazem twarzy, jakby nie do końca podobał mu się jego głos w “ustach” kogoś innego niż on sam. Dostrzegając konsternację na twarzach Ivora i Xhapiona zwrócił się do nich:
Poznajcie mego… ZNAJOMEGO… Łowcę.




 
Zormar jest offline