Vincent LaCroix bani Fortunae
Szczupły, a nawet nieco drobny mężczyzna ubierający się stosownie do okazji, acz zawsze z nonszalancką elegancją. Zawsze nosi okulary z okrągłymi oprawkami na nosie i paczkę papierosów wraz zapalniczką w kieszeni (Jest bowiem nałogowym palaczem). Vincent mówi po francusku nienagannie, a po angielsku z wyraźnym francuskim akcentem. Acz Francuzem nie jest mając amerykański paszport w kieszeni. Bo też w USA się urodził, w rodowej willi w Luizjanie, która znajduje się w jego rodzinie od pokoleń. Vincent jest bowiem ostatnim potomkiem francuskich emigrantów arystokratycznego pochodzenia, którzy osiedlili się tam w czasach wojen napoleońskich.
Nic więc dziwnego, że ten mówiący cichym i spokojnym tonem głosu mężczyzna,odpowiadał w rodzimej Fundacji za kontakty ze Śmiertelnymi, bo jako międzynarodowy pośrednik w handlu dziełami sztuki i ekspert w kwestii malarstwa… ma tych kontaktów sporo.
I właśnie z dziełem sztuki wiąże się jego “niesława” w świadku magyicznym. Doradził bowiem i organizował wyprawę mającą sprowadzić do muzeum prowadzone przez jego Fundację sarkofag perskiego (albo babilońskiego/asyryjskiego… szczegóły nie są znane ogółowi)”mędrca” z Syrii pochodzącego z IV lub III wieku p.n.e. Misja ta poszła najgorzej jak tylko mogła pójść. Siedmiu obiecujących młodych magów Fundacji zaginęło bez wieści na Pacyfiku, prawdopodobnie zginęli. Sam artefakt przepadł bez wieści tuż po przybyciu do Kaliforni. Fundacja straciła ludzi, pieniądze nie otrzymując nic w zamian. Ktoś musiał za to zapłacić. Padło na Vincenta… ile jednak jego winy w tym wszystkim, a na ile jest tylko kozłem ofiarnym, tego nie wiadomo.
Plotki
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.