Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 19:52   #24
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Odpoczynek przy lekturze było to czego magnatka potrzebowała. Znalezienie miejsca na tę czynność okazało się dość proste. Był taras z którego można było oglądać i podziwiać ogród. I niestety… było co podziwiać. Maestro może i był aroganckim i pyszałkowatym starcem, ale był też mistrzem w swoim fachu. Ogród był prześliczny.
Basia zajęła miejsce na jednej z kamiennych ław, a upewniwszy się, że w ogrodzie jest sama zdjęła trzewiki i podkuliła nogi by już po chwili pogrążyć się w nowej lekturze. Zamierzała odetchnąć przed wieczornym spotkaniem z Michałem i choć chwilę uwolnić swoją głowę od ciekawości, co też starszy szlachcic chce jej pokazać.
I to rzeczywiście była chwila spokoju, pozwalając odsunąć myśli dziewczyny od sytuacji w której się pogrążała. Po części na własne życzenie wchodząc w coraz głębsze realcje zarówno z Michałem jak i Cosette.
- Pani ! Pani!- jakaś służka wyrwała Barbarę od tej lektury i chwili odpoczynku. Całkiem długiej “chwili”, skoro nogi zdążyły jej ścierpnąć.
- Goście! Goście! - informowała dziewuszka, której młodej twarzyczki Basia nie rozpoznawała.
Basia pomału opuściła nogi i skrzywiła się czując nieprzyjemne dreszcze.
- Już dobrze… dobrze… Co za goście? - Odłożyła na bok swoją lekturę i spojrzała na służkę. - Pomóż mi z trzewikami.
- Tak pani.- służka upadła do stóp Basi i zabrała się za zakładanie ich.- Czarnoccy.
- Och… - Magnatka przyglądała się dziewczynie, starając się sobie przypomnieć cokolwiek o tym rodzie. - I ilu przybyło?
- Stanisław Czarnocki z żoną i synami. I ze świtą. Mniej niż tuzin.- odparła służka.
Magnatka zaczekała aż dziewczyna skończy wiązać im buty. Wstała powoli upewniając się, że pewnie stoi na nogach.
- Prowadź wobec tego. - Powiedziała nieco niepewnym głosem. Czyżby naprawdę zaczęło się to o czym wspominała Cosette? Powstrzymała ciężkie westchnienie już pomału zastanawiając się jak też wyglądają synowie Czarnockich.
- Tak pani. Małżonka jest w kaplicy… modli się przy trumnie wraz z dziećmi. Sam pan Czarnocki z pan Michałem rozprawiają w wielkiej jadalni.- wyjaśniła służka czekając, aż Basia wybierze miejsce do którego zechce się udać.
- Prowadź wobec tego do kaplicy. - Basia przekazała swoją książkę jednej z mijających ją służek prosząc, by ta zaniosła ją do zajmowanej przez nią obecnie komnaty.

Kaplica była już znanym Basi miejscem, acz za dnia wyglądała nieco… gorzej. O wiele lepiej było, gdy świece płonące w mroku nadawały jej pobożny nastrój. Dzień niestety odsłaniała niedoskonałości warsztatowe snycerzy i rzeźbiarzy, którzy tą kaplicę. Widać było, że była dziełem miejscowych rzemieślników. Przy trumnie zaś modliła się nobliwa i lekko przy kości kobieta w czarnobordowej sukni. Wraz z nią modlili się synkowie. Jeden z nich był dziesięcioletnim pacholęciem. Drugi… też młodziutki, niewiele młodszy od samej Basieńki. Pogrążeni w modlitwie nie zauważyli wchodzącej do świątyni magnatki. Albo udawali, że nie zauważyli.
Barbara podeszła do nich w ciszy, obserwując całą trójkę.
- Józef z pewnością byłby wdzięczny za tą modlitwę. - Wyszeptała.
- Tak. Z pewnością.- odparła kobieta kończąc modły i wstając. Widok Basi nieco ją zaskoczył, przyglądała się bowiem jej z lekkim niedowierzaniem i podejrzliwością. - Marianna Czarnocka herbu Lis. Mamy ziemie nieopodal, a i mój mąż kawał lasu dzierżawi od was… waszmości.
Basia uśmiechnęła się nie zważając na podejrzliwe spojrzenie kobiety.
- Moje serce także cieszy się, widząc Was tu w kaplicy. - Magnatka skupiła wzrok na synach Czarnockiej.
Ci przyglądali się jej z ciekawością. Młodszy otwarcie, starszy lekko opuściwszy wzrok.
- Z pewnością serce przede wszystkim krwawi po stracie drogiego męża?- odparła z przekąsem Marianna, której nie umknęło spojrzenie Basi. - I tęskni za… opieką męskiego ramienia?
- Rany są zbyt świeże by zdążyło zatęsknić. - Magnatka skupiła wzrok na oczach szlachcianki. - Zbyt nagle zdarzyło się to wszystko.
- Z pewnością… Nikt się bowiem nie spodziewał takiego obrotu sprawy. Nasz drogi Józef zdawał się trzymać mocno, jak na swoje lata. - odparła Marianna śmiało przyglądając się Barbarze.
- Takiego też go pamiętam. - Magnatka nie spuszczała wzroku. Nie wiedziała co też szlachcianka chce ugrać taką postawą ale i nie planowała o to pytać. - Wybaczcie mi jednak.. zapewne zmęczeni jesteście podróżą. Pozwólcie, że przejdziemy do bardziej przytulnych komnat.
- Och nie… nie jesteśmy. Nasz dworek leży jeno kilka staj stąd. Dlatego tak szybko tu dotarliśmy.- wyjaśniła uprzejmie kobieta.- Liczymy na rewizytę w najbliższej przyszłości ze strony waćpani.
- Nie omieszkam skorzystać z tego zaproszenia. - Barbara wskazała nieznacznym gestem na drzwi do kaplicy, dając znak, że chce by ją opuszczono. Musiała powitać jeszcze Pana Czarnockiego.
Matrona skinęła na pożegnanie głową i zabrawszy synków poczęła się oddalać z kaplicy, mijając po drodze stojącą w mroku służkę. Która robiła wszystko by nie rzucać się w oczy.
Magnatka podeszła do niej.
- Zaprowadź naszych gości do małej jadalni. - Powiedziała spokojnie. - Niech podadzą tam wino i jakieś przekąski.
- Tak pani.- odparła pospiesznie dziewczyna i pogoniła za matką i jej synkami.
Basia skierowała natomiast swe kroki w stronę jadalni by przywitać się z ojcem tej rodziny. Była niemal pewna, że Michał omawia z nim dalsze warunki dzierżawy lasów.
Wkroczyła dumnie do sali jadalnej przeznaczonej na wystawne uczty i tam zauważyła obu mężczyzn. Pan Czarnocki był starszy od swej żony, posiwiały już na podgolonej głowie i długich sumiasty wąsach. Oraz pokryty zmarszczkami na licu. Był starszy od Józefa i chudszy. I tak samo jak żona zdziwiony wiekiem Basi.
Skłonił się pospiesznie, gdy Michał Basię przedstawiał.
- Oto pani na zamku, jejmość dziedziczka rodu Żmigrodzkich, Barbara.
- Cieszę się mogąc poznać jednego z sąsiadów. - Magnatka dygnęła nieznacznie uśmiechając się do szlachcica. - Poznałam już małżonkę i synów waszmość pana.
-Ach kochana Marianna… już skończyła rozmowy. Wielce ją zmartwiła wieść o śmierci naszego dobrodzieja. Tak jak wielu z nas, sąsiadów i przyjaciół waćpani rodu.- odparł dyplomatycznie Czarnocki.- Jędrzej Czarnocki herbu Lis, sługa… sługa uniżony.
- Zaprosiłam ją do mniejszej jadalni, będzie dla mnie wielką przyjemnością jeśli i Panowie do niej dołączycie. - Barbara zerknęła na Michała, ciekawa czy mężczyźni skończyli już rozmawiać.
- Ja niestety nie mogę. Obowiązki wzywają.- stwierdził podwładny Basi, podczas gdy Jędrzej zgodził się skinieniem głowy.
Magnatka przytaknęła i wskazała drzwi Czarnockiemu zapraszającym gestem.
- Cieszę się bardzo widząc Was w tej trudnej dla mnie chwili. - Powiedziała powoli opuszczając komnatę.
- Toć naturalne, że sąsiedzi wspierają się nawzajem w tak trudnych chwilach.- rzekł mężczyzna przemierzając z Basią korytarz.
Barbara przytaknęła ruchem głowy. Szła wyprostowana starając się dumnie spoglądać przed siebie i nie myśleć o tym jak bardzo wyeksponowany jest jej dekolt.
- Kiedy będzie on pochowany? I gdzie ?- zapytał zamyślony mężczyzna nie przywiązujacy wagi do wyglądu Basi. Wyraźnie skupiony był na obecnej sytuacji swojej jak i rodu Żmigrodzkich spoglądał przed siebie.
- Tutaj, jutro. - Magnatka odpowiedziała spokojnie ciesząc się z tego braku zainteresowania. - Chciałam go pochować podczas kameralnej ceremonii i sprosić sąsiadów na stypę. Sprawi mi wielką radość jeśli się pojawicie.
- Z pewnością zjawi się wielu z nich.- odparł Jędrzej cicho i podrapał się po karku.- Szkoda że Józef umarł tak daleko od domu. Należałby mu się wystawny pogrzeb, acz… pewnie już śmierdzieć zaczyna?
Barbara przytaknęła.
- Niestety zeszło się nam na podróży. - Odparła ogólnikowo.
- To zrozumiałe. Droga z Krakowa długa i niebezpieczna.- odparł szlachcic współczująco.
- Jednak i mi zależy by odpowiednio go pożegnać, dlatego chciałabym wydać odpowiednio huczną stypę. - Basia zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami, czekając aż mężczyzna je otworzy.
- Z pewnością tak trzeba postąpić. - zgodził się z nią Jędrzej otwierając drzwi przed magnatką. W środku jego rodzina już się posilała. O dziwo… Marianna jadła drobnymi kęsami i niespiesznie, podczas gdy jej synkowie zachłannie rzucili się na mięsiwo.
Magnatka podeszła do stołu przyglądając się chłopcom z uśmiechem. Była ciekawa jak rzadko jadali takie rarytasy. Młodziki jedli aż im się uszy trzęsły, zaś Jędrzej podszedł do swojej żony i nachyliwszy się cmoknął jej policzek. Po czym usiadł naprzeciwko niej.
- Jejmość dobrodziejka nie dołączy do nas podczas tej wieczerzy?- zapytała uprzejmie Marianna widząc, że Basia się nie dosiada do stołu.
Magnatka zajęła miejsce na szczycie stołu sięgnęła jednak jedynie po kielich z winem.
- Wybaczcie ale nie wrócił mi jeszcze apetyt. - Odrzekła przyglądając się całej rodzinie. Była ciekawa kim tak naprawdę byli dla Józefa. Czy jedynie pomniejszą szlachtą z sąsiedztwa, czy może jednak kimś bliższym.
- No tak… to musi być straszliwa tragedia, zostać wdową w tak młodym wieku.- odparła współczująco Marianna. Zaś jej mąż spytał.- W jakich to okolicznościach zmarł nasz dobrodziej?
Tutaj już Basia nie dała rady powstrzymać rumieńca. Nie była pewna jak ma to opisać, więc umoczyła usta w winie.
- Po … nocy poślubnej. - Powiedziała cicho znad kielicha.
- I jak to zakończył życie. W nieszczęśliwym wypadku? - tym razem dopytywała się nobliwa małżonka.
- Nie.. po prostu… serce nie wytrzymało. - Basia upiła nieco więcej wina dodając sobie otuchy.
Teraz to małżeństwo się zaczerwieniło podejrzewając zapewne, że lubieżna młodziutka małżonka zajeździła swojego męża na śmierć.
Barbara nie wyjaśniała więcej. Wolała by myśleli cokolwiek byleby nie to, że go otruła, albo co gorsza… że ślub nie został skonsumowany.
- To była… nagła śmierć. - Dodała cicho upijając kolejny łyk.
Małżeństwo nie wiedziało co powiedzieć na te słowa. Żona patrzyła się z wyrzutem na męża, a sam Jędrzej skulił się w sobie.
Magnatka wzięła głęboki wdech uspokajając się.
- Może jednak przedstawicie mi swych synów? - Spytała, starając się zmienić temat. - Nie miałam okazji ich poznać.
- Młodszy to Antoni.- rzekła z dumą kobieta wskazując na dzieciaka, po karcąco mruknęła do niego. - Co siedzisz… wstańże i ukłoń się przed jaśnie panią dobrodziejką.
Dzieciak oderwał się od jedzenia, by uczynić co mu matka nakazała.
- Ile masz wiosen? - Basia uśmiechnęła się do chłopca.
Chłopaczek zaczął liczyć na palcach i w końcu rzekł dumnie. - Dziewięć.
Magnatka szczerze się ucieszyłą. Musiała przyznać, że dziecko było bardzo pocieszne. Przeniosła wzrok na drugiego chłopaka, czekając aż matka go przedstawi.
- A to moja duma Paweł. Pierworodny mój. - odparła Marianna z pietyzmem wymawiając imię mężczyzna. Ten się skłonił dodając od siebie. - To zaszczyt poznać waćpani i służyć pomocą w tak smutnym czasie.
- Ja cieszę się, że mogę Cię poznać. - Basia jeszcze raz przyjrzała się chłopakowi. - Ile starszy od brata jesteś?
- O dziesięć… - wyjaśnił młodzian również posługując się palcami w liczeniu. Co akurat nie dziwiło. Wielu dorosłych szlachciców wszak rachowało podobnie, kończąc nauki na kilku latach pod jezuickim szkoleniem. Bardziej przykładając się do szabli niż do liczydła.
- Jesteś już wobec tego dorosłym mężczyzną. - Basia uśmiechnęła się do chłopców, a potem do ich rodziców. - Gratuluję synów.
- W zasadzie… jest. - zgodziła się Marianna, acz miało się wrażenie że niechętnie wypuszczała synów spod swoich skrzydeł.
- A kiedy… zjawią się krewni waćpani? - zapytał szlachcic.
- Nie mam takowych. - Basia znów sięgnęła po kielich z winem.
- Smutna to wieść. Rodzina to skarb.- rzekł współczującym tonem Jędrzej.
- Józef miał mi być rodziną… ale prosze. Jedzcie. - Magnatka wskazała zastawiony stół.
Jędrzej skupił się na jedzeniu, wraz ze starszym synem któremu wciąż było mało. Jego żona i młodszy Antoś byli już najedzeni. Więc Marianna tylko skupiła się na częstym piciu wina z kielicha.
- Naprawdę cieszę się widząc was zwłaszcza, że ostatnie wydarzenia były dla mnie trudne. - Basia starała się nieco rozluźnić atmosferę. - Będzie też dla mnie zaszczytem jeśli pojawicie się na stypie Józefa.
- Z pewnością nie tylko my. - odparł Jędrzej. - Wielu jest ciekawych. Wszak nasz dobrodziej pojechał się żenić, a wrócił na marach z młodą wdo…
Zawstydzony swoją szczerością albo skarcony kopnięciem żony pod stołem, zamilkł jednak w pół słowa.
- Rozumiem waszą ciekawość. - Barbara nie była zrażona.
Dalszą rozmowę zdominował mąż jednak, nie żona. Temat zszedł na sprawy gospodarcze, które… nie okazały się specjalnie fascynujące. Czarnoccy gospodarowali niedużym i niebogatym skrawkiem ziemi, toteż liczyła się u nich każda kura i każda kaczka. Jędrzej poświęcał więc wiele swojej uwagi wioskom i planom wobec nich. Równie skromnym jak ich majętność. Basia zerkając na obfity posiłek przed sobą, taki o którym mogła pomarzyć kiedyś, zorientowała się jak odległa jest teraz od Jędrzeja i jemu podobnych. Wsi należących do niej zliczyć nie mogła, a co dopiero kur w nich.
Magnatka przysłuchiwała się temu z zainteresowanie czując, że niebawem będzie chciała się podjąć opieki nad własnym, panieńskim dworem. Na pewno wybierze kogoś by nim gospodarował… tylko kogo? Spokojnie zaczekała aż rodzina się posili i odprowadziła ich, prosząc by spodziewali się w najbliższym czasie zaproszenia na stypę.
Odwiedziny zakończyły się wylewnymi pożegnaniami i wyjazdem familii Czarnockich. Słońce powoli kierowało się ku zachodowi. Zamek trochę przycichł, choć ochmistrzyni nadal rozstawiała służbę do końca zajmując się jednocześnie przygotowaniami do pogrzebu, stypy jak i szykując pokoje dla nowej władczyni tej fortecy i okolicznych ziem.
Barbara postanowiła, że spożyje jeszcze w samotności niewielką kolację nim spotka się z Michałem. Posłała służąca by poprosiła kucharza o podanie jakiejś ryby i lekkiego wina, a sama postanowiła się rozejrzeć po wielkiej jadalni.
Sala ta była przeznaczona do uczt. Z wielkimi długimi stołami, z podium dla muzykantów i wreszcie osobnym stołem, również na podeście. Stołem “królewskim” przy którym to biesiadnicy, mogli z “góry” patrzeć na resztę. Owo wyniesienie nie było za duże. Ot mały schodek. Bo wszak Józef był tylko “Primus inter pares”... pierwszy pośród równych. Nie wywyższał się za bardzo, co by jego klienci czuli do niego sympatię, a nie tylko wdzięczność. Ściany zdobiły portrety przodków… zdumiewająco wiele z nich podobnych było do samego Józefa, co… oznaczało, że ród którego imię Basia przyjęła nie był aż tak bardzo stary i nobliwy jak sądziła. Czyżby jej mąż zamówił kolekcję portretów swoich antenatów za swojego życia? I stał się modelem dla większości z nich?
Magnatka przechadzała się wzdłuż ściany z obrazami czytając wpisane w ramach nazwiska i starając się je zapamiętać. Jaki by ten ród nie był i tak mogła się go wstydzić mniej niż własnej rodziny.
Te rozmyślania przerwała służka przynosząc posiłek i stawiając go tam, gdzie spodziewała się go umieścić. Na środku owego królewskiego stołu, dygnęła jeszcze raz i…
Do sali weszła Agata, spojrzała na posiłek, a potem na Barbarę, a potem na służkę. A potem zażądała od dziewczęcia.
- Mnie to samo przygotuj i przynieś, a rychło.
- Tak panienko. - rzekła służka i pospiesznie opuściła komnatę.
Basia zajęła swoje miejsce i wskazała siedzisko obok Agacie.
- Wybacz.. znów niezbyt miałam dla ciebie czas. - Upiła nieco wina. - Cosette ma zapewnić nam nauczyciela tańca.
Dwórka jednak musiała postawić na swoim, zajmując wyznaczone miejsce ale sadzając swój zadek na stole.
- Och… ma już jakichś kandydatów na to stanowisko? - zapytała z uśmiechem przyglądając się Basi i czasem prowokująco dekoltowi jej sukni. Taka niestety Agata była, dzika i nieobliczalna. I dominująca bez wyrafinowania jakie charakteryzowało Francuzkę.
- Służąca nie będzie miała gdzie podać ci posiłku. - Basia sięgnęła po kawałek ryby. - Dopiero dziś ją poprosiłam, ale na pewno ma już kogoś na myśli.
- Pewnie jakiegoś starucha, jak ten krzykliwy cudzoziemiec besztający mnie w ogrodzie.- burknęła dwórka i dodała.- Jeszcze nie dostałam posiłku toteż nie mam powodu usiąść.
- Widząc cię siedzącą na stole nawet nie powinni ci go podać. - Magnatka oderwała kawałek swojej ryby i podała go palcami Agacie, przysuwając je niemal pod usta dwórki.
- Mhmm…- usta Agaty objęły kawałek ryby, jak i palce go podsuwające. Smakowała przez chwilę, po czym odsunęła twarz i dodała buńczucznie.- No ale… to nie jest jakaś wielka uczta teraz… czemu musimy się trzymać etykiety przy tak trywialnych posiłkach?
- Bo to sala, w której przyjmowani są goście, a z tego co zauważyłam przybywają bez zapowiedzi. - Magnatka upiła nieco wina i podała swój kielich dwórce.
- Straże powinnaś zmienić, jeśli wpuszczają aż tutaj bez twojej wiedzy.- odparła Agata upijając trunku.
- Straże jeszcze pewnie nie są pewne, że Pani się im zmieniła. - Basia oparła się na łokciach na stole i spojrzała do góry na dwórkę. - Jednak najważniejsze to… czy jest ci tak wygodnie?
- Gdyby nie było, to bym nie siedziała.- odparła Agata bujając stopami i wodząc spojrzeniem po twarzy i kibici magnatki. Zamyśliła się przy tym. - Widoki są interesujące.
- Też nie narzekam. - Basia opuściła wzrok na pośladki dwórki znajdujące się tuż obok talerza i sięgnęła po jedzenie niby niechcący o nie zahaczając dłonią. - Choć chyba wolałabym by materiału było mniej.
- W gieźle byś mnie chciała zobaczyć, co? - zachichotała Agata. Rozejrzała się dookoła, po czym wlazła na stół i zaczęła bezczelnie podciągać suknię odsłaniając kostki i łydki… całkiem zgrabne łydki.
Magnatka obserwowała ją nie wstając z krzesła.
- Teraz chętnie też zobaczę twoją minę, gdy wejdzie tu służąca. - Zaśmiała się cicho, sięgając po kolejny kęs jedzenia.
- Za tą uwagę nie zobaczysz więcej.- naburmuszyła się Agata opuszczając suknię i zeskakując ze stołu. Obeszła magnatkę i nachyliła chwytając ją za piersi którym się tak przyglądała wcześniej. - Waćpani też może znaleźć się w kłopotliwej sytuacyji… nie tylko ja.
- Na mnie jednak służba złego słowa nie powie. - Basia obejrzała się ponad ramieniem i ucałowała policzek dwórki. - I tak uchodzę za tą, która zamęczyła męża podczas podróży poślubnej.
- Na pewno chcesz takie plotki rozpuszczać. Ja mężem nie jestem.- mruknęła Agata mocniej ściskając uwięzione w gorsecie piersi, acz… Basia czuła że drży ze strachu. Czupurnej dwórce brakowało tupetu, by zrealizować swoje groźby… publicznie przynajmniej.
- Mogę przyznać, że jest to dla mnie nieco obojętne? - Magnatka pogładziła twarz dwórki. Musiała się uczyć takiego podejścia. Jak mówiła Cosette, miała się cieszyć tym wszystkim, a nie przejmować tym co mawia służba. - Chodź, usiądź obok i opowiedz jak ci minęło popołudnie.
Agata mocniej ścisnęła krągłości Basi ocierając je siebie, nie bardzo wiedząc jak wyjść z tej sytuacji. Wcale nie chciała dać się podporządkować… jej gorąca krew i rogata dusza na to nie pozwalały. Nachyliła się, polizała szyję magnatki… jej oddech był ciepły.
- No… dobrze… - w końcu uległa uwalniając jasnowłosą ze swoich objęć i siadając na miejscu obok.
Dotyk dwórki wyrwał z ust Basi cichy pomruk, nad którym nie starała się zapanować. Poczuła jednak ulgę, gdy Agata ustąpiła.
- Więc… jak spędziłaś popołudnie? - Spytała, sięgając delikatnie drżącą dłonią po kawałek ryby.
- Och… nudno…- zamruczała Agata kładąc się brzuchem na stole. I zaczęła litanię narzekań. Na czytanie, na szydełkowanie, na Cosette, na starucha który wrzeszczał na nią w ogrodzie gdy wspinała się po drzewie, by zerwać soczyste jabłko.
W tymczasie do komnaty weszła służka przynosząc wieczerzę dla Agaty.
Barbara podziękowała służącej skinieniem głowy.
- Nie wygodniej było poprosić by ktoś ci zerwał to jabłko, skoro już nie chciałaś jakiegoś z kuchni? - Odezwała się dopiero gdy zostały ponownie same z Agatą.
- A gdzie w tym zabawa? Sama waćpani daje ten przykład czyniąc rzeczy przyjemne acz niewłaściwe.- odparła dwórka biorąc kawałek ryby w palce i podsuwając go pod usta Basi.
Magnatka uśmiechnęła się i ujęła delikatne mięso wargami. Possała delikatnie palce dwórki, po czym wylizała je dokładnie, uważnie obserwując przy tym Agatę.
Ta się uśmiechała wesoło i łobuzersko. Oderwała kolejny kawałek ryby podsuwając ten kąsek Basi i przybliżając się ku niej.
- Dyć to co zakazane, takie przyjemne bywać potrafi.- wymruczała prowokująco.
- Zjedz, chyba też byłaś głodna. - Basia nie zważając na kolejną przekąskę, sięgnęła po swój kielich z winem.
- Byłam byłam… - zaśmiała się bezczelnie Agata, acz zabrała za posiłek, pochłaniając go żarłocznie jak młodzieńcy posilający się wcześniej.
- Czyżby śpieszno ci było mnie opuścić? - Basia obserwowała ją z rozbawieniem, zjadając kolejny kęs swojej kolacji. Sama nie miała dużego apetytu, a wizja pogrzebu i stypy jeszcze zaciskała jej żołądek.
- Nie… planuję szybko dobrać się do deseru.- odparła z dwuznaczym uśmiechem dwórka zerkając na magnatkę znacząco.
- Myślę, że deser nigdzie nie ucieknie, a takimi posiłkami warto się cieszyć. - Magnatka pokręciła głową i skończyła swój posiłek. Pomału wytarła dłonie w przyniesioną serwetkę.
- Czy ja wiem… mam wrażenie, że ten deser akurat lubi uciekać.- zachichotała dwuznacznie Agata. - Nie tak śmiały, jak udaje.
- Też nie jesteś tak śmiała jak zapewne chciałabyś być. - Basia sięgnęła po kielich z winem i zaczęła je sączyć spoglądając to na Agatę to na drzwi.
- Hmm… żeby się waćpani nie zdziwiła.- naburmuszyła się prowokowana dwórka. Wstała i spróbowała okrakiem usiąść na siedzącej przy stole magnatce.
Basia szybko odstawiła kielich nim na jej kolanach znalazł się przyjemnie ciepły ciężar.
- Agato… obie nie potrzebujemy tu plotek na nasz temat, prawda? - Westchnęła ciężko, choć jej wzrok spoczął na znajomym dekolcie. Niechętnie oderwała od niego spojrzenie by podnieść je na oczy dwórki. - Wróć na swoje krzesło.
- Wiedziałam… - odparła triumfująco dwórka i pochwyciła dłońmi twarz Basi, nachyliła się i pocałowała zachłannie usta dociskając swój biust do piersi jasnowłosej.
Basia powoli odpowiadała na pocałunek. Kusiło ją by objąć kochankę, starała się jednak trzymać dłonie na stole.
A dłonie Agaty objęły teraz szyję wodząc po skórze Basi, gdy rozkoszowała się zarówno pocałunkiem jak i górującą pozycją na szlachcianką.
- Też chętnie cię zobaczę bez przyodziewku.- wymruczała po pocałunku przenosząc dłonie na biodra siedzącej magnatki.
- Myślę jednak, że obie powinnyśmy pozostawić takie spotkania, na wspólny czas w pokoju kąpielowym lub sypialni. - Basia westchnęła ciężko i klepnęła delikatnie pośladek Agaty. - Zejdź proszę.
Dwórka namyślała się nad jej słowami, ale to kroki które posłyszały zmusiły ją do szybkiego podjęcia decyzji i pospiesznego zejścia z ud magnatki. Ktoś się zbliżał do sali jadalnej.
Basia odetchnęła i spróbowała uspokoić się, poprawiając jednocześnie suknię.
Do sali wkroczył pan Michał i zamaszyście pokłonił się obu kobietom.
- Jakże raduje się moje serce na wasz widok.- rzekł kurtuazyjnie, po czym poważnym tonem zwrócił się do Basi.- Twoja obecność jest wymagana w gabinecie. Sprawy związane z zamkiem.
Wyraźnie dał tym do zrozumienia Agacie, że jej obecność jest… niepożądana.
- Oczywiście. - Barbara podniosła się od stołu, ale obejrzała się na Agatę. - Może spożyjemy jutro wspólnie śniadanie? - Zaproponowała, uśmiechając się do dwórki.
- Hmm… może być. - odparła nieco udobruchana Agata, dygnęła lekko i ruszyła do wyjścia z sali jadalnej.
Magnatka odprowadziła ją wzrokiem i gdy drzwi za Agatą się zamknęły odetchnęła. Było blisko.
- Waćpani… gotowa? - zapytał stary szlachcic.
- Tak… chyba. - Basia zawahała się. - Nie do końca wiem na co.
- Są sekrety które powinny zostać w rodzinie. I jako że to teraz twoja rodzina, to ty powinnaś je odziedziczyć. - odparł smętnie i powoli Michał ruszając powoli w kierunku drzwi. - Gdy dowiesz się jaki on jest, sama zrozumiesz, że ów sekret powinien nadal pozostać sekretem.
Magnatka podążyła za szlachcicem. Czuła niepokój ale i potworną ciekawość.
- Jednak… upewniaj się czy Agata nie podąża za nami. - Szepnęła gdy zbliżyła się nieco do mężczyzny.
- Bardziej obawiam się wścibstwa Cosette.- odparł żartobliwie stary szlachcic, gdy szli we trójkę korytarzami zamku pogrążonymi w ciemnościach wczesnych godzin nocnych.
- Ona… raczej spróbuje uzyskać informacje inaczej. - Magnatka zarumieniła się nieco, ciesząc się półmrokiem panującym w korytarzu.
- Nie lubi nie wiedzieć wszystkiego. - przyznał Michał rzeczywiście bacznie się rozglądając. Wkrótce oboje dostrzegli słabe światełko migające w okolicy kuźni.
Magnatka podążała w ciszy za szlachcicem, także się rozglądając i starając się domyślić gdzie też mężczyzna ją prowadzi. Oboje doszli do kobiety trzymającej w dłoni małą latarnię owiniętą tkaniną co by nieco przytłumić jej światło. To niewiastą była Libena.
- I jak? Co mówią gwiazdy?- zapytał pół żartem pół serio Michał.
- Dzisiaj będzie spokojna noc, co zresztą sam byś stwierdził zerkając na księżyc.- odparła z ironicznym uśmiechem Czeszka.
Widok astronomki nieco zaskoczył Barbarę.
- Czy... ruszamy dalej razem? - Spytała niepewnie Michała.
- Tak. Ruszamy.- stwierdził szlachcic i zwrócił się do Libeny. - Prowadź.
Kobieta skinęła głową i ruszyła przodem. Wkrótce dotarli do wieży zamkowej pilnowanej przez dwójkę strażników. Na widok zbliżających się gości,wyprostowali się niczym struny. Ale nie otworzyli dopóki im pan Michał nie nakazał.
Wrota których pilnowali były ciężkie i otwarły się ze zgrzytem. W środku były schody prowadzące na górę jak i na dół.
- Na górze pomieszkuję ja… schody prowadzące na dół… tam niewiele osób może schodzić.- wyjaśniła Libena cicho.
Magnatka przytaknęła. Może w końcu zrozumie czemu Józef trzymał Libenę.
- Za każdym razem przechodzisz przez straże? - Barbara zerknęła z zaciekawieniem w dół schodów.
- Tak. Oczywiście nie muszą mi otwierać. Mam klucz.- odparła z uśmiechem Czeszka i wskazała schody.- Przyjdź do mnie, jak już skończycie w lochach poznawanie sekretu twojego męża.
Po czym skierowała się na górę.
- Dobrze. - Basia niepewnie zerknęła na Michała.
Szlachcic w milczeniu wskazał dłonią schody prowadzące na dół, po czym ruszył przodem. Zapalił pochodnię tkwiącą przy wejściu i zabrawszy ją ruszył pierwszy po wąskich i krętych stopniach.
Magnatka ujęła swoją suknię, unosząc ją lekko i ruszyła za Michałem. Czuła dreszcze przeszywające jej ciało z niepokoju. Drżące palce musiała mocniej zacisnąć na materiale sukni.
 
Aiko jest offline