|
Schodzili dość długo i powoli. Robilo się coraz zimniej i wilgotniej. Na końcu schodów dostrzegli kolejne źródło światła i posłyszeli przekleństwa połączone z szelestem kart uderzających o stół. Ktoś grał na dole w karty. Pewnie straż pilnująca… czegoś.
Magnatka bardzo żałowała że ma teraz mocno odsłonięty dekolt. Czuła na nim gęsią skórkę.
- Co… co to za miejsce? - Szepnęła cicho do swego towarzysza.
- Tajemnica. O tym loszku niewiele osób w zamku wie. Tu nie trzymamy więźniów.- wyjaśnił szlachcic, gdy dochodzili do ostatniego stopnia.
Strażnicy na widok pana Michała wyprostowali się niczym struny i nerwowo zerkali na beczkę na której to grali w karty. Uzbrojeni byli nie tylko w pałasze, ale i w długie włócznie których groty były rozdwojonymi widłami. Oprócz tego mieli pistolety przy pasie i nabite muszkiety.
Basia także z zaciekawieniem zerknęła na beczkę ciekawa w co grali strażnicy, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Obawy nieco przytłumiała ciekawość. Bo co mógł skrywać taki “loszek”?
-Świeża krew? Czyżbyś przepędził Jadźkę z zamku? - chrapliwy śmiech z jedynej tu celi przerwał ciszę, gdy Barbara przyglądała się kartom na beczce. - Czemu? Jeszcze nie znudziła. A i wytrzymać potrafiła wiele.
- To nie świeża krew Janie, to… pani na zamku, Barbara Żmigrodzka. - odparł starzec i zwrócił się do Basi.- Poznaj największą tajemnicę zamku, syna Józefa… Jana Żmigrodzkiego.
Magnatka spojrzała zaskoczona na Michała.
- Ale… Jak? - Nim szlachcic zdążył odpowiedzieć podeszła do celi.
- Żona ojca?- odparł mężczyzna siedzący w celi, po czym ruszył w kierunku Basi. I blondynka mogła się jemu przyjrzeć. Nie wyglądał strasznie, choć strój miał sfatygowany, jak i fryzurę. Podszedł bliżej i przyjrzał się blondynce.- A gdzież jest mój ojciec?
- Nie żyje. - Magnatka odezwała się cicho i obejrzała na Michała. - Czy wobec tego Jan nie powinien przejąć majątku? - Wypowiedziała na głos swoją obawę.
- To niemożliwe… ja zaginąłem bez śladu i nie żyję. Jak widzisz. - odparł ironicznie Jan siadając po czym wskazał palcem na głębokie rysy zdobiące ściany jego celu. - Cierpię na rzadką chorobę, która nie pozwala mi się pokazywać publicznie.
- Jaką? - Basia pokręciła głową. - Co to w ogóle za pomysł?! - Uniosła nieco głos spoglądając na Michała. - Toż.. toż ten człowiek nic nie zrobił, prawda? Czemu trzyma się go w celi?
- Otóż waćpani…- zaczął szlachcic, acz Jan mu przerwał.- Te kraty nie są po to by mnie zatrzymać w celi, ino by was chronić przede mną. Przebywam tu z własnej woli i za sugestią Libeny.
Magnatka poczuła nieprzyjemny dreszcz i rozejrzała się po lochu. Kamienne ściany, brak okien. Kto dobrowolnie mógłby się skazać na coś takiego?
- Czy.. jesteś jednym z tych, którym postradało zmysły? - Powiedziała niepewnie.
- Sporadycznie… tak.- potwierdził Jan wzdychając ciężko i zwrócił się do Michała.
- Jak… zmarł mój ojciec?
- Miał raczej spokojną i szybką śmierć.- odparł szlachcic głaszcząc się po brodzie.- Wielu by mu jej zazdrościło.
Magnatka zarumieniła się. Czy syn Józefa nie miał prawa poznać prawdy o śmierci ojca? Skąd w ogóle taki pomysł.
- Chcę wiedzieć co dokładnie ci dolega. - Powiedziała na tyle stanowczo na ile tylko była w stanie.
- Bywam niebezpieczny i agresywny… zwłaszcza takie śliczne panienki winny się trzymać ode mnie z dala, jeśli im suknie miłe. - Jan podszedł bliżej celi zerkając wprost w dekolt sukni, by nastraszyć Basię. Najwyraźniej nie zamierzał odpowiedzieć na to pytanie.
Magnatka zarumieniła się mocniej ale ani się nie cofnęła, ani nie osłoniła swych piersi.
- Rozważę to jeśli powiesz co dokładnie ci dolega. - Powiedziała, nieco już drżącym głosem.
- Czyż cnotliwa pannica nie winna uskoczyć teraz przestraszona?- zapytał zaintrygowany Jan.
- Teraz raczej zwracają się do mnie “Waćpani”, a nie pannica. - Mruknęła, robiąc naburmuszoną minę.
- Waćpani…- dłoń mężczyzny wysunęła się spomiędzy prętów krat i pochwyciła rękę Basi. Szarpnięta za nią jasnowłosa przylgnęła do krat, czując zimne pręty wciskające się w jej biust i drugą dłoń Jana zaciskającą za krągłość jej piersi. Bezczelnie szarpnął za suknię i za dekolt… z olbrzymią siłą, tak że nici zaczęły pękać i szata nieco więcej owej krągłości odsłoniła. -... bardziej czujna być powinna i nie czuć się za pewnie w loszku.
Mruknął to patrząc jej wprost w jej oczy.
Strażnicy chwycili za strzelby, a Michał wrzasnął.
- Janie! Zachowuj się. To nie dziewka wszeteczna dla twojej uciechy.
Basia na chwilę zaniemówiła. Męska dłoń na jej piersiach sprawiła, że zadrżała cała.
- Proszę byś mnie puścił. - Powiedziała z trudem, starając się wolną dłonią odepchnąć od krat.
- Nie mam na to ochoty waćpani… a ty wszak chciałaś bliżej mnie poznać?- kciuk wodził po skórze piersi odsłonietej w wyniku tej napaści. - gdy mężczyzna spoglądał na Basię uśmiechając się drapieżnie, silny i nieugięty. Szlachcianka nie miała szans ni wyrwać się z jego uścisku, ni odsunąć od krat.
- Janie… zachowuj się… pamiętaj, żeś szlachcicem był.- apelował Michał, a on warknął.- Ale już nie jestem, a ona sama igrała ze mną.
- Dyć ona jeszcze nie jest obeznana z tobą.- przypomniał mu stary szlachcic.
- Nie igrałam z tobą. - Basia zadrżała mocniej czując męski dotyk. - Nie chcę cię poznawać w ten.. w ten sposób.
Jan puścił szlachciankę i burknął. - Zmęczony jestem. Niech mi tu jutro Jadźka się zjawi.
Odsunął się od krat i ruszył ku swojemu legowisku. Pryczy, ale z pościelą. Celę urządzono dbając o wygody więźnia.
Basia cofnęła się osłaniając odsłoniętą pierś.
- Jeśli mi nie odpowiesz nie pojawi się tu żadna Jadźka. - Powiedziała stanowczo. - Będę jedyną kobietą, którą będziesz oglądał i to na dystans.
- To nie jest dobry pomysł waćpani.- odparł Michał, a niewzruszony jej groźbą pasierb Basi dodał.- Niech czyni co chce… rozlana krew pójdzie na jej sumienie.
Jaki on był uparty! Czuła irytacja w niej narasta.
- Wobec tego ustalone. - Powiedziała podchodząc do drzwi.
- Tak. - wzruszył ramionami Jan przyglądając się jak wychodzi wraz z Michałem.
- Dobranoc. - Magnatka opuściła komnatę zirytowana, ale do Michała odezwała się po kilku stopniach. - Co za uparciuch.
- To tylko jedna z wielu jego wad.- odparł szlachcic zerkając przez ramię. - Przede wszystkim jest jednak niebezpieczny.
Magnatka szła w zamyśleniu przytrzymując swoją suknię.
- Co mu jest? - Zapytała cicho.
- Trudno to wyjaśnić… -odparł zamyślony starzec. - Uczeni zwą to… likantropią. Miejscowi klątwą wilkołactwa.
Basia zatrzymała się spoglądając na szlachcica.
- Toż to… czy to… czy to nie jedynie opowiastki dla dzieci?
- Nie. To nie są opowiastki dla dzieci. - stwierdził krótko i ponuro Michał.
- Jak się mu to stało? - Basia nie ruszyła się z miejsca, ciesząc się, że ciemności osłaniają jej uszkodzony strój. - Nie da się z tym nic zrobić?
- Libena próbuje… dotąd bezskutecznie. - wzruszył ramionami starzec głaszcząc się po brodzie.- Na razie umie łagodzić jego… ataki.
- Rozumiem. - Basia westchnęła i pomału ruszyła za Michałem. Choć pragnęła by alchemiczce się udało, bo mimo wszystko nie uważała by Jan zasługiwał na taki los to… fakt że żyje oznaczał, że jej wygodne życie może się w każdej chwili skończyć. Westchnęła smutno.
- A jak się to stało…- westchnął szlachcic smętnie. - Tak naprawdę to nie wiadomo. Może został przeklęty, może ugryziony przez demona wcielonego w wilka, może… Ja waćpani jestem prostym szlachcicem. Te kwestie przekraczają moje rozumowanie.
- Moje, jak na razie, także. - Magnatka zacisnęła dłonie na sukni. - Porozmawiam z Libeną.
Rozdzielili się. Szlachcic opuścił wieżę, magnatka zaczęła się wspinać po schodach na górę. Co było męczącym doświadczeniem, bo Libena mieszkała wysoko. W końcu jednak szlachcianka dotarła do drzwi jej komnaty.
Zapukała niepewnie, targana wieloma wątpliwościami i zawstydzeniem wynikającym ze stanu w jakim znalazło się jej odzienie.
- Wejdź proszę. - usłyszała w odpowiedzi, a gdy otworzyła drzwi ujrzała komnatę… jaką się ujrzeć spodziewała. Dziwne przedmioty, kula z kryształu na stoliku. Jakaś czaszka tuż obok. Kociołek na wygaszonym palenisku. Mapa nocnego nieba oprawiona i zawieszona na ścianie. Szafka z grubymi księgami oprawionymi w skórę. Samej gospodyni nie było, acz głos odezwał się zapewne zza wzorzystego parawanu malowanego w pawie.
- Masz może nić i igłę? - Basia z zakłopotaniem rozglądała się po nietypowym wnętrzu.
- Igłę i nić? Obawiam się że nie… aż tak źle poszło?- zapytała Libena wychodząc zza parawanu z tacą. Na niej była butelka wina i dwa kielichy. Czeszka rozpuściła luźno swoje czarne włosy… które teraz opadały na jej ramiona. Zerknęła na jasnowłosą w rozbawieniu.- Nie masz co kryć… obie przecież niewiastami jesteśmy.
Magnatka zarumieniła się bardziej.
- Nie pobytem tutaj się martwię lecz powrotem do mych komnat.
- Późno już. Płaszczem się otulisz, to wystarczy. - odparła z uśmiechem Libena stawiając wino wraz kielichami na stoliku.- Grzane z przyprawami, dobre na to by rozgrzać ciało w taką noc.
Barbara nie skomentowała. Ona wiedziała kogo zastać może w swej sypialni i że długo będzie musiała się tłumaczyć z porwanego stroju. Westchnęła ciężko i sięgnęła po kielich.
- Dziękuję. - Upiła nieco ciepłego napoju. - Czyli Józef sprowadził cię byś zajęła się jego synem?
- Tak.- potwierdziła krótko Libena siadając przy stoliku i przyglądając się Basi.- Może wciśniesz się w moją suknię?
Magnatka pokręciła głową i przysiadła po drugiej stronie stolika. Jedną ręką ściskała kielich, drugą przytrzymując oderwany materiał.
- Opisz mi co dokładnie mu dolega. Czy.. czy on zawsze był taki impulsywny?
- Nie bardziej niż inny krewki szlachcic w jego wieku.- zaśmiała Libena upijając wina.- … zapewne. O to jednak pytaj Cosette nie mnie. Ja go poznałam, gdy już odmienion był. Gdy pełnia staje się bardziej agresywny… w blasku księżyca w pełni wilkołakiem się staje. Zmienia się w pół zwierza pół człeka, zatraca myśli i ludzkie cechy. Bez światła księżyca też jest bardziej agresywny, niebezpieczny i silny niczym wilk. Jest w nim duch bestii który próbuje się wyrwać na wolność, jak i dusza człowieka która go pęta. Ja pomagam Jan z owymi pętami. Sporządzam mikstury z belladonny które mu w tym pomagają. Są też… kobiety które lubią dzikich kochanków i w miłosnych harcach pomagają mu nieco w ujściu agresji.
- To od tego jest ta Jadźka? - Magnatka oparła się łokciami o stół. - Nie powinnam bronić mu dostępu do niej, prawda?
- Lepiej go trzymać spokojnego. Oszczędzi to nastawiania kości. - odparła żartobliwie Libena zerkając na odsłonięty obszar biustu jasnowłosej. - Sama się przekonałaś jak silny być potrafi.
- Tak… jednak zirytował mnie i obiecałam, że nie zobaczy innej kobiety niż ja. - Basia powstrzymywała się przed zasłonięciem piersi. - Wyrywa się ze swej celi?
- I przy okazji zdarza mu się poturbować każdego, kto stanie mu na drodze. Jeśli mamy szczęście.- potwierdziła Libena i dodała żartem. - Czyżbyś zatem zamierzała zastąpić Jadźkę w jej obowiązkach?
- Nie mam takiego planu. - Magnatka naburmuszyła się. - Po prostu nie odpowiada mi, że bierze to co chce… kiedy jest najbliższa pełnia?
- Jeśli waćpanią jeno widzieć będzie, to takie drażnienie gwałtem się może skończyć… i suknią w strzępach.- oceniła Libena popijając wino i zerkając na piersi szlachcianki. - Jeśli pełnia nadejdzie jednak, a on będzie gniew… i moje mikstury nie wystarczą by szału uśmierzyć, to… nie skończy się na złamanych kościach. Apetyt ma bowiem w zwykłe noce, w pełnię zaś… nie niewiast on pożąda, a krwi. I zabijać wtedy będzie, jeśli spokoju ducha w nim nie będzie. Dwie noce mamy, by uspokoić tak, by kłopotów nie sprawiał.
Dolała sobie i Basi wina dodając.- W gniewie groźby rzucałaś, więc gdy głowa ochłonie cofnąć je możesz.
- Porozmawiam z nim jeszcze jutro. - Basia spojrzała na okno starając się ukryć zawstydzenie spowodowane spojrzeniem Czeszki. - Choć jeśli to tylko dwa dni… ech… pogadam z Michałem.
- Porozmawiaj z nim. - mruknęła Libena uśmiechając się ironicznie na widok zaczerwienionych policzków Basi. Jej stopa śmiało sięgnęła pod suknię szlachcianki i trzewik musnął łydkę. - Widzę, że waćpani stała się wychowanicą Cosette.
- Łatwo to zauważyć? - Magnatka spojrzała niechętnie na Libenę nie cofnęła jednak nogi.
- Tylko dla wprawnego oka.- odparła żartobliwie alchemiczka nie cofając stopy muskającej łydkę magnatki, ale też nie posuwając się dalej w swoich “żarcikach”. Upiła wina dodając.- Nie trwóż się. Jestem osobą, która umie strzec powierzone jej sekrety.
- Wprawnego oka czy oka kochanki Cosette? - Barbara westchnęła ciężko i upiła duży łyk.
- Wprawne oko jej byłej… kochanki. - zaśmiała się alchemiczka i pokręciła głową na boki. - Jeśli chodzi o mnie to Cosette akurat nie była tą która mnie zbałamuciła.
- A o co się pokłóciłyście? - Magnatka przyjrzała się uważnie Libenie.
- Cosette lubi wszystko wiedzieć… i nie podobało jej się, że do pewnych sekretów nie była dopuszczana. Mimo że jest wszak równie ważna co Michał i ma wyższą pozycję tutaj niż ja. - odparła enigmatycznie Libena i wzruszyła ramionami.- Poza tym… nazywanie nas kochankami to przesada. Ot czasem ogrzałyśmy się razem w czasie zimowych nocy. Gdy spadnie śnieg, robi tu się nudno.
- Czemu trzymacie to przed nią w sekrecie? - Magnatka opróżniła kielich i odstawiła go na stół. Czuła jak ciepło rozlewa się po jej wnętrzu. - Zarządza służbą… zapewne i znachorami. Jeśli coś się komuś stanie to tylko znów obudzi jej ciekawość. Może zrobić coś głupiego i niechcący ujawnić sekret.
- Im mniej ludzi wie, tym lepiej.- odparła krótko Libena spoglądając w oczy Basi. - Wiedz także, że Cosette miała romantyczną znajomość z Janem. A on jest nadal dumnym szlachcicem, który nie chciałby by jego była kochanka zobaczyła go w tak godnym pożałowania stanie. Jak sądzisz, dlaczego Jan… oficjalnie umarł? To jest właśnie… męska duma.
Stopa Libeny przesunęła się wyżej po łydce docierając do kolana jasnowłosej.
-Dlatego to musi pozostać sekretem, także przed Cosette. A ja złożyłam obietnicę i zrobię wszystko by ją dotrzymać.- mruknęła Libena oblizując lubieżnie usta.- Nawet jeśli będę musiała uwieść jej ulubienicę.
- Teraz to ja jestem panią na zamku i nie obchodzi mnie niczyja męska duma, tak długo jak będę wiedziała, że sprawia mi to kłopoty. - Basia zadrżała delikatnie od dotyku na swoim udzie. - Komu złożyłaś tą obietnicę?
- Twojemu mężowi, gdy mnie przyjął na służbę.- mruknęła Libena wodząc po udzie Basi stopą i popijając wino. Wodziła wzrokiem po biuście magnatki dodając. - Co więc mogę zrobić, byś zachowała ten sekret tylko dla siebie?
Uśmiechnęła się dodając.- Jestem gotowa na wiele poświęceń, choć… mam wrażenie że nie będą one aż tak straszne.
- Pokaż mi, że to naprawdę oszczędzi nam kłopotów. - Basia na chwile przygryzła wargę. Czuła narastające podniecenie. Gorąc zbierający się w podbrzuszu. Nie chciała jednak załatwiać spraw w ten sposób… prawda? - To.. to wystarczy. - Wyszeptała rozpalonym głosem. - Powinnam wracać do siebie.
- Oczywiście że oszczędzi. Dyć wszyscy wiedzą, że Jan zginął, nieprawdaż?- zapytała alchemiczka przesuwając stopę na podbrzusze szlachcianki i spoglądając jej w oczy. - Mogę ci wiele pokazać… w alkowie… jeśli chcesz.
Uśmiechnęła się drapieżnie dobrze zdając sobie sprawę z pragnień jasnowłosego gościa.
- To… to nie jest argument. - Magnatka przymknęła nieco oczy delektując się dotykiem Czeszki.
- To jest propozycja przedstawienia wszystkich argumentów. - wymruczała Libena masując stopą obutą w trzewik podbrzusze kochanki.
Basia niepewnie położyła dłoń na stopie znajdującej się pod suknią. Czuła wilgoć zbierającą się w bieliźnie.
- To… nie jest dobry wieczór. - Powiedziała cicho, choć jej ciało zadawało kłam tym słowom. Drżała od podniecenia z trudem panując nad oddechem.
- Ale może być bardziej przyjemny. - mruknęła alchemiczka prowokująco poruszając stopą. - Proszę waćpani o odrobinę… dyskrecji. Nie trzeba wszak już dziś albo jutro mówić Cosette o Janie. Właściwie nie potrzeba w ogóle… lepiej nie działać ni w pośpiechu, ni w gniewie.
Magnatka przyjrzała się Czeszce. Czy naprawdę miała prawo poprawić sobie nastrój jej kosztem? Nie mając tak naprawdę nawet w planie rozmowy z Cosette. Nie była taka.
- Nie powiem jej dziś, ani nawet pewnie w najbliższych dniach. - Westchnęła ciężko i posmutniała. - To nowa sytuacja też dla mnie. Zadowolona? Nie musisz mnie przekonywać.
- Czyżbym była aż tak szpetna? - zachichotała rozbawiona Libena i musnęła dłonią swój kark. -No cóż. Nie mam modnych sukni jak Cosette. Ni tylu pomad i pachnideł, by swoją urodę poprawiać. Ale… mogę posłać po Michała. I wam nie przeszkadzać.
- Nie musisz poprawiać swej urody. Jesteś piękna, lecz nie będę cię namawiać na umilanie mi czasu kłamiąc. - Basia uśmiechnęła się.
- W tej chwili namawiasz bardziej strojem, niż słowami. - mruknęła alchemiczka z uśmiechem wpatrując się w nieco odsłonięty biust magnatki.- Wierz mi moja droga. Posmakowanie ust władczyni tego zamku, to żadne poświęcenie z mojej strony.
- Więc… chcesz ich skosztować tu? - Basia zarumieniła się mocniej, niecierpliwie czekając na decyzję astrolożki.
- Chcę to usłyszeć z twoich ust wpierw. Pocałuj mnie Libenko… i chcę by zabrzmiało to szczerze. - rzuciła jej wyzwanie gospodyni.
Basia westchnęła ponownie.
- Dręczysz mnie… - Powiedziała cicho, po czym dodała. - Pocałuj mnie Libenko.
- Z przyjemnością. - wymruczała Czeszka powoli wstając od stolika. Obeszła go, usiadła z gracją na udach Barbary. Objęła ramionami jej szyję i przylgnęła ustami do warg Basi całując je powoli i namiętnie. Smakowała winem i pożądaniem.
Magnatka objęła Libenę w biodrach i oddała pocałunek sięgając w głąb ust kochanki swym językiem. Chciała zapomnieć dotyk Jana na swojej piersi. Umilić sobie ten wieczór. Jej dłoń powoli przesunęła się na jedną z piersi Czeszki i zacisnęła na niej.
Libena też wyraźnie urozmaicała sobie wieczór, bo oprócz namiętnego pocałunku, chwyciła palcami rozdarty materiał by oderwać go bardziej i odsłonić więcej biustu uwięzione w gorsecie. Palce jej muskać poczęły nagą skórę Basi.
To nie pomagało przy zapominaniu. Niemal widziała drapieżne oczy Jana. Czuła jego szorstki palec na swym ciele. Pogłębiła pocałunek sięgając wolną dłonią do wiązania sukni Libeny.
Alchemiczka zajęta pocałunkami i rozkoszowaniem się miękką skórą piersi pod palcami pozwalała Basi na jej małe figle. Nie reagowała, gdy szlachcianka rozpinała guz za guzem rozluźniając jej czarną suknię.
Magnatka zsunęła z pomocą kochanki górę jej odzienia i odsunęła się nieco by przyjrzeć się Libenie. Która pod skromną czarną suknią nosiła koronkowy czerwony i prześwitujący gorset kontrastujący z jej bladą cerą i podkreślający jej dość małe acz zgrabne piersi.
- Podoba ci się to co widzisz? - wymruczała zmysłowo Libena głaszcząc Basię po policzku. - Nie jestem zbyt hojnie obdarzona, acz nikt dotąd nie narzekał.
Basia uśmiechnęła się i przesunęła dłonią po odsłoniętej części piersi.
- Zdziwiłabym się gdyby narzekali.
- Mężczyźni miewają różne gusta… niewiasty też.- mruknęła Czeszka mocniej wypinając biust Basi.- Śmiało… skoro odkryłaś te skarby, to nie wstydź się bawić nimi.
- Jeszcze ich nie odkryłam. - Pocałowała szyję czeszki sięgając do zapięcia gorsetu. - A ja odpowiadam twoim gustom?
- Gdyby było inaczej, czy siedziałabym ci na kolanach nie pozwalając uciec?- zamruczała alchemiczka wsuwając dłonie we włosy Basi i burząc jej fryzurę. - Powiedz mi co lubisz, co pragniesz Barbaro.
- Lubię…. Być brana. - Magnatka odsłoniła gorset ujawniając pierś kochanki i przywarła do niej ustami.
- Och… taka… wstydliwa…- jęknęła Libena przyciskając dłonią głowę Basi do swojej piersi. - Powinnyśmy sprowadzić pana Michała… ciekawe… co… by…- zaśmiała się na samą myśl o tym, czego mógłby być świadkiem stary szlachcic. I jego reakcji na ten widok.
Magnatka objęła wargami szczyt piersi Libeny i possała go delikatnie. Też była ciekawa reakcji Michała. Czy wziąłby ją przy Libenie tak jak gdy byli sami w sypialni. Co by zrobił, gdyby Jan ją posiadł?
- Ciekawe..- Wyszeptała chwytając wargami drugi szczyt piersi.
- Och… z pewnością.- wymruczała Libena prężąc się i drżąc pod badawczymi pieszczotami kochanki.
Dłonie Basi powędrowały niżej i wsunęły się pod suknię alchemiczki. Powoli wędrowała nimi ku górze badając ciało kochanki.
Libena odchyliła się do tyłu opierając plecami i łokciami o stoliczek, mocniej wygięła ciało pozwalając Basi na swobodną eksplorację swojego drżącego i ciepłego ciała.
- O czym myślisz?- wymruczała zaciekawiona.
- Czy to dla ciebie przyjemne. - Basia przesunęła palcami po bieliźnie alchemiczki. Chwilę zamyśliła się, zastanawiając się czy powinna zdradzać więcej Libenie. Jednak.. z kim innym porozmawia? Czy naprawdę tego potrzebuje? - Jak.. jak by to było, gdyby Jan mnie wziął.
Czeszka spojrzała zaskoczona i zachichotała głaszcząc policzek szlachcianki.- Cóż… na ten temat wiele powiedzieć nie mogę. Trzeba by spytać Jadźkę. Ona zajmuje się jego potrzebami, między innymi. A co do pytania zadanego pierwej. Tak, to jest dla mnie przyjemne.
Magnatka nie odezwała się. Zamiast tego przywarła ustami do piersi Libeny pieszcząc palcami jej kobiecość. Czeszka więc przymknęła oczy pomrukując zmysłowo i poddając się dotykowi kochanki. Jej ciało prężyło się napierając biodrami na pieszczące ją palce.
Basia odchyliła bieliznę kochanki i sięgnęła w głąb jej kobiecości. Była ciekawa jak alchemiczka lubi być brana. Gwałtownie? Jak Cosette. Jej palce zanurzyły się w całości i naparły na wilgotne ścianki. Na razie wydawało się, że magnatka dobrze zgadywała pragnienia alchemiczki… to była bowiem coraz bardziej ciepła i wilgotna. Była niczym masło pod palcami szlachcianki… niemal roztapiała się.
Magnatka ugryzła delikatnie jedną z piersi dodając kolejny palec. Powoli przyspieszała ruchy swej dłoni chcąc doprowadzić kochankę. Ciche jęki, sapnięcia i oddechy Libeny robiły się coraz cięższe, coraz głośniej i coraz częstsze. Alchemiczka dochodziła wijąc się nerwowo, aż w końcu z głośnym krzykiem ogłosiła triumf palców magnatki nad swoim ciałem.
Basia powoli wysunęła palce i przyjrzała się im. Cosette regularnie je wylizywała. Niepewnie sięgnęła językiem do wilgoci Libeny obserwując przy tym kochankę. Ta łapała oddech po figlach przyglądając się spod półprzymkniętych oczu działaniom jasnowłosej, która smakowała nieco słonawej żądzy Czeszki. Powoli wylizała palce i swobodnie oparła się w krześle przyglądając Libenie. Było coś satysfakcjonującego w tym do jakiego stanu ją doprowadziła. Jej ciało jednak domagało się także spełnienia. Może… powinna wrócić jednak do swych komnat? Powoli przesunęła palcami po odsłoniętej piersi.
- Chcę to usłyszeć Barbaro…- wymruczała Libena wodząc sporzeniem za palcami jasnowłosej. Oblizała usta dodając.- I nie martw się… z pewnością nie będzie to dla mnie ciężki obowiązek.
Basia wyrwała się z zamyślenia i zaśmiała cicho.
- Co chcesz usłyszeć? - Spytała, uśmiechając się do alchemiczki. - Że cię pragnę?
- Nie… to co naprawdę teraz pragniesz. To co mam zrobić tobie.- odparła z uśmiechem Libena nachylając się ku magnatce i wodząc palcem po jej wargach.
Magnatka pocałowała palce Czeszki zastanawiając się.
- Chciałabym byś mnie doprowadziła swoimi ustami. - Powiedziała po chwili.
- Hmmm… dotrzesz do mojej sypialni, czy brak na to ci cierpliwości?- zamruczała w odpowiedzi Libena.
- Myślę, że sobie poradzę. - Basia zawahała się. - Chyba że mamy dotrzeć na drugi kraniec zamku.
- Nie… no chyba że chcesz bym straszyła duchy zamkowe swoją nagością?- Libena zsunęła się z Basi, a potem zsunęła z siebie całkiem suknię i szaty stając przed magnatką prawie naga. Jasnowłosa mogła wreszcie się przyjrzeć temu co dotykała.
- Myślę… że raczej byś je kusiła. - Magnatka powoli podniosła się czując, że jej nogi są słabe od podniecenia. Strużka wilgoci spłynęła po udzie powodując, że całe jej ciało przeszył dreszcz.
- Nie sądzę… wedle opowieści służby duchem straszącym w tym zamku jest sam szatan. Wielki wąż który kusił Adama i Ewę w Raju ma pod górą swoje legowisko.- zaśmiała się Czeszka obchodząc jasnowłosą. Prawą dłonią zabrała się za rozpinanie guzów jej sukni, lewą sięgnęła do odsłonietej piersi Basi ściskając ją mocno i pocierając kciukiem szczyt.
- Spodobałabyś się mu…. Janowi. Z pewnością rzuciłby się na ciebie jak dzika bestia.- wymruczała delikatnie kąsając szyję magnatki. - Nie on jeden zresztą.
- Prawie to zrobił. - Basia zamruczała czując dotyk Libeny i pomogła jej nieco uwolnić swoje ciało z odzienia. Wąż… legendy… była ich ciekawa.. tak jak wielu rzeczy na tym zamku. Nie miała teraz jednak do tego głowy… może.. może gdy jej ciało zostanie zaspokojone.
- Wierz mi moja śliczna. W języku takich krewkich szlachciców nie ma słowa “prawie”. - zamruczała Libena rozwiązując gorset i zaczynając pozbawiać ją bielizny. - Następnym razem może nie zechce się powstrzymać, więc winnaś wypytać Jadźkę, by wiedzieć co cię może czekać. Ja natomiast czekać nie zamierzam.
Podeszła do stolika i zaczęła usuwać stojące na nim przedmioty.
- Tu i teraz Barbaro.
- Nic mnie z nim nie czeka. - Basia odezwała się szeptem rumieniąc się mocno. Sięgnęła do swojej i tak już zburzonej fryzury i rozpuściła długie blond włosy by po chwili usiąść na stoliku.
- Skoro tak… twierdzisz?- zapytała retorycznie Libena, pochwyciła twarz Basi i pocałowała ją namiętnie. Potem zaczęła całować szyję, barki schodząc ustami na piersi. I nurkując palcami między uda jasnowłosej.
Magnatka jęknęła i odgięła się do tyłu, opierając się o blat stolika. Jej ciało przeszył intensywny dreszcz, gdy tylko poczuła dotyk na swej kobiecości. Usta Libeny rozkoszowały się miękkimi piersiami kochanki i jej twardymi szczytami. Palce zanurzały się głębiej w wilgotną bramę szlachcianki. Ale alchemiczka nie zapominała o kaprysie swojej pani. Usta opuściły drżący biust schodząc po brzuchu coraz niżej i niżej. Magnatka oddychała z trudem, trzymając się kurczowo blatu stolika. Nogi bez udziału jej woli rozchyliły się tak szeroko jak tylko były w stanie, czekając na upragnione wargi kochanki.
W końcu usta dołączyły do poruszających się w ciele jasnowłosej palców. Skupiły pocałunki na wrażliwym punkciku jej ciała. A potem palce całkowicie zostały zastąpione przez zwinny języczek Czeszki. Nie tylko w mowie była on giętki, ale i w czynach.
Basia zamruczała z rozkoszy czując pocałunek kochanki. Jednak wystarczyło, że jej rozpalonego ciała dotknął język Libeny a pomruki te przerodziły się w coraz głośniejsze jęki. A Czeszka dopiero zaczynała figle, wodząc językiem coraz mocniej i wyraźnie delektując się smakiem kochanki. Pieszcząc ustami jej zakątek, alchemiczka wodziła dłońmi po rozchylonych uda magnatki, władczo napierając obliczem na jej łono.
Basia wiła się na stole napierając biodrami na twarz kochanki.
- Jeszcze… - Jej własny rozpalony głos zaskoczył ją. Zasłoniła dłonią swoje usta nie chcąc jeszcze bardziej się obnażać.
-Mhmm… -gdy język Libeny zanurzał się w intymnym zakątku, palce sięgnęły nieco wyżej muskając wrażliwy punkcik kochanki. Czeszka pieściła podbrzusza siedzącej na stoliku szlachcianki z entuzjazmem i zmysłowością łaskocząc jej uda włosami.
Barbara doszła tłumiąc okrzyk swoją dłonią. Poczuła jak świat zawirował z, rozkoszy.
- Ufam… żeś zadowolona?- zamruczała Libena kąsając udo Basi tuż nad podwiązką.
- Tak…. Było cudownie. - Magnatka opadła na stół pozwalając głowie zwisnąć po drugiej jego stronie.
- Cieszy mnie to. - odparła Czeszka wstając i przyglądając się leżącej bezwstydnie kochance. Po czym zabrała się za bezceremonialne pozbawianie Basi trzewiczków.
- Libeno… powinnam wracać do swych komnat. - Basia uniosła się lekko i spojrzała na kochankę.
- Tak… z pewnością powinnaś. -stwierdziła Libena oglądając pochwyconą stopę szlachcianki, po czym musnęła ją wargami i językiem. - Masz śliczne nogi.
Magnatka zadrżała od tej nietypowej pieszczoty.
- Tak… tak będzie mi bardzo trudno. - Wyszeptała nie zabierając swojej nogi.
- Nie wątpię.- mruczała Libena to całując to kąsając pochwyconą stopę. -Jak widzisz… nie musisz się martwić o to, że przymuszasz mnie do czegoś wbrew mej woli. Ja zaś waćpani… - uśmiechnęła się złowieszczo. - … nie mam twoich skrupułów. I lubię nie tylko obdzielać takimi pieszczotami, ale i sama je otrzymywać.
- Widzę… - Basia przez dłuższą chwilę obserwowała poczynania kochanki. Było jej dobrze. Mogłaby tak całą noc ale… powinna jeszcze porozmawiać z Michałem. Je śniadanie z Agatą. I pogrzeb… - proszę. Nie dręcz mnie.
- Dobrze.- alchemiczka puściła stopę Basi i spytała.- Przynieść ci płaszcz czy może nową suknię?
- Obie rzeczy. - Blondynka usiadła na stoliku. - Rozumiem Cosette. Jesteś cudowną kochanką.
- Tak. Z pewnością taką jestem.- odparła kobieta podążając zmysłowym krokiem za parawan.- Ale też za bardzo do niej podobną. A to… cóż… nie jest dobrą podstawą na dłuższą znajomość.
- Na razie wydajecie mi się zupełnie różne. - Basia sięgnęła po leżącą na podłodze spinkę do włosów i zaczęła porządować swoje długie pasma. - Nie licząc miłości do igraszek i wielkiej w nich wprawy.
- Jesteśmy jeszcze dominujące i uparte.- usłyszała zza parawanu, wraz ze skrzypieniem otwieranych drzwi.
Magnatka wstała ze stolika i upiąwszy włosy ruszyła za kochanką.
Nim jednak dotarła do sypialni, po ominięciu parawanu już zobaczyła Libenę niosącą w dłoniach płaszcz i suknię. Skromną i w bordowym kolorze.
- Mam tylko ciemne barwy.- wyjaśniła.
- Odpowiada mi to. - Basia przyjęła podany strój. - Jednak nadal jestem w żałobie.
- No tak. - uśmiechnęła się w odpowiedzi alchemiczka przyglądając się działaniom Basi.- ja tu zawsze jestem wieczorami. Sama i znudzona. No chyba, że… zaplanuję coś. Niemniej najczęściej jestem tu sama…
- Czuję się zaproszona. - Magnatka uśmiechnęła się ciepło i skupiła na dopinaniu sukienki. Szło to opornie bo biust miała wyraźnie obfitszy niż alchemiczka.
- I jesteś.- mruknęła Libena obserwując jak ciasny jedwab opina ciało szlachcianki ocierając się onie. Barbara nie mogła założyć ni gorsetu ni wiekszości bielizny pod ubranie, toteż czuła wyraźnie dotyk sukni na swoim ciele.
Musiała przyznać, że było to.. przyjemne. Gdyby tylko mogła chodzić tak na co dzień. Puściła suknię pozwalając jej kloszowi opaść na ziemię.
- Dziękuję. - Powiedziała czując jak suknia mocno opina się na jej piersiach. - Postaram się ją jak najszybciej zwrócić.
- Nie wątpię.- odparła z enigmatycznym uśmiechem Czeszka przyglądając się tak bardzo dobrze teraz widocznej sylwetce jasnowłosej.
- Coś się stało? - Magnatka przyjrzała się swojemu ciału, wyraźnie się rysującemu pod delikatnym materiałem. - To.. bardzo wygodna suknia.
- Nic się nie stało. Skąd takie przypuszczenia u ciebie?- zapytała w odpowiedzi naga kobieta mimowolnie chwytając własną pierś dłonią.
Basia sięgnęła do twarzy alchemiczki i przesunęła dłonią po policzku.
- Może tylko mi się wydawało. - Wyszeptała, zerkając na poczynania Libeny.
- Może lepiej jak już sobie pójdziesz… bo wkrótce może to być niemożliwe.- mruknęła w odpowiedzi kobieta wodząc spojrzeniem po postaci szlachcianki.
- D.. dobrze. Czy wypuszczą mnie czy wezwiemy Michała? - Basia cofnęła rękę i sięgnęła po swój płaszcz by się nim okryć.
- Wypuszczą ciebie, no chyba że chcesz… Michała. - wymruczała gospodyni swoją dłonią sięgając po pośladek Basi i ściskając go przez materiał.
Magnatka zamruczała.
- Ja… chce z nim porozmawiać, ale.. mogę go znaleźć na zamku. - Poczuła jak jej ciało ponownie się rozpala. Musiała opuścić to miejsce bo spędzi w nim całą noc.
- Moja droga… mam wrażenie, że nie jesteś w stroju do rozmowy. - alchemiczka mocniej ścisnęła pochwyconą krągłość, a potem odsunęła dłoń. - Radziłabym ułożyć się już do snu.
- To.. dobra rada. - Basia owinęła się płaszczem osłaniając swoje ciało. - O której Jadźka zazwyczaj jest posyłana do Jana?
- Hmmm… wieczorami następnego dnia. - zadumała się alchemiczka.- Po tym jak sobie zażyczy, lub tego samego, jeśli zażyczy sobie rano. I zazwyczaj przed pełnią księżyca.
Czyli dziewczyna powinna się pojawić u niego rano.
- Dziękuję. - Basia podeszła do drzwi zamyślona. Może powinna jednak porozmawiać już dziś z Michałem. Gdy będzie owinięta płaszczem…. Pytanie czy chciała czy nie, by do czegokolwiek między nimi doszło. Obejrzała się na Libenę stając przy drzwiach. - Do zobaczenia niebawem. Nadal czekam na mój horoskop.
- Oczywiście. Może następnej nocy? - wymruczała cicho Czeszka.
- Jutro jest pogrzeb mojego męża.. chciałabym… uczcić jego pamięć. - Posmutniała nieco. Mimo wszystko.. Józef zasługiwał na żałobę.. jednak uratował ją od nędzy, głodu. - Ale pojawię się niebawem.
- To zrozumiałe. Dobranoc waćpani.- odparła na pożegnanie Libena.
Magnatka opuściła komnaty Czeszki i ruszyła w dół schodów dokładnie zasłaniając się płaszczem. Mimo porady Libeny, planowała sprawdzić czy Michał jest w swej sypialni. Czuła, że powinni porozmawiać o Janie.
- Mi… Michale. - Wyszeptała z trudem, starając się złapać oddech.
- Tak?- wychrypiał jej do ucha pożądliwie całując jej ramię, gdy tak siedziała na kochanku czując go głęboko w sobie. On chyba nie wiedział, co dalej zrobić… zareagował instynktownie i skończyły mu się pomysły. Za to chwycił ją dłonią w pasię, by drugą ściskać i masować pierś pochwyconej kochanki.
A ona chciała by ją wziął… doprowadził. Uniosła się powoli czując każdy kawałek oręża przesuwający się w jej wnętrzu. Miała wrażenie, że jej ciało zaciska się na nim zupełnie jakby chciało go pochłonąć.
Zatrzymała się czując zgrubienie. Dreszcze nie pozwalały się jej unieść nawet o kawałeczek dalej.
Słyszała jak Michał dyszy, czuła jak jego broda łaskotała jej skórę. Mężczyzna pieścił jej krągłą pierś dłonią, ale… nic więcej nie czynił. Siedział w bezruchu i pozwalał szlachciance poruszać się jak chciała.
Opadła pomału czując jak kochanek ją ponownie wypełnia. To było… wspaniałe! Zaczęła się unosić i opadać pojękując przy tym. Czując jak każdy kolejny ruch wywołuje w niej coraz silniejsze dreszcze. Chciała więcej… szybciej… mocniej? Nie potrafiła myśleć o niczym innym jak o wypełniającej ją obecności.
Jej kochanek pochwycił ją za biodra, by jej ułatwić to poruszanie się w dół i z powrotem. Na wpół zamglone spojrzenie magnatki wychwyciło widok okien... odsłoniętych. Komnata Michała leżała na parterze. Dzięki temu miał oko na dziedziniec przebywając u siebie. Ale też każdy mógł zajrzeć od jego komnaty przebywając na dziedzińcu zamkowym.
Wizja bycia obserwowaną sprawiła, że doszła, zasłaniając dłońmi usta. A co.. co jeśli ktoś ich widział? Zaskomlała czując jak jej ciało zaciska się na mężczyźnie, jak pulsuje w rytm dreszczy, które nim zawładnęły. I po chwili poczuła jak oddaje on swój trybut rozkoszy wprost do jej kobiecości żarliwie całując jej ramię.
- Waćpani…- szepnął cicho opierając czoło o jej plecy. -... co jeśli… sam w nocy zawitam do waćpani łoża?
- Obawiam się… byś tam kogoś jeszcze nie zastał. - Magnatka oparła się plecami o pierś szlachcica. - Ale… jesteś tam mile widziany.
-Niech waćpani nie kusi… - zaśmiał się brodaty kochanek chwytając szlachciankę biust i owe krągłości masując i ugniatając dłońmi.
Magnatka przymknęła oczy poddając się tym pieszczotom i pozwalając sobie na odpoczynek po niedawnych igraszkach. Czuła jak oręż kochanka mięknie w jej wnętrzu, a wraz z tym na zewnątrz wypływa nieco wilgoci. Powinna niebawem udać się do swej sypialni, ale to.. jeszcze za chwilę.
Dłonie mężczyzny w tym jej nie pomagały. Twarde i chropowate zachłannie masujące jej miękkie krągłości. Także i usta wędrujące po jej ramieniu całując żarliwie skórę. Michał zdecydowanie nie pomagał jej w podjęciu decyzji o wyjściu z jego komnaty.
- Powinnam iść. - Wyszeptała z trudem rozpalonym głosem. Jej ciało reagowało na kochanka, prężąc się pod jego pieszczotami.
- Waćpani… uczynisz co zechcesz.- odparł szlachcic mocniej i zachłanniej ściskając jej biust. Rozkoszował się nieco brutalnie tymi krągłościami, jakby oswajał się z myślą że Basia jest tu jego kochanką, a nie szlachcianką która nim rozporządzała. I może się rozkoszować jej ciałem.
- Puścić?- zapytał w końcu.
- T..tak.. - Magnatka odezwała się niechętnie. Było jej dobrze, tak rozkosznie ciepło. Najchętniej położyłaby się obok niego i usnęła… jednak jutro był pogrzeb.
Dłonie opuściły piersi szlachcianki, Michał nie zrobił jednak nic więcej poza tym.
Barbara podniosła się powoli czując jak jej nogi nadal drżą. Obróciła się w stronę mężczyzny przygryzając wargę. Chciała się rzucić w jego ramiona, wtulić w ciepłe ciało.
Ten jednak nie wydawał się świadom emocji targających szlachcianką. Jego oblicze i rysy skrywała ciemność nocy.
Magnatka westchnęła i sięgnęła po swoją sukienkę. Chciała okazać żałobę.. musiała sobie to powtarzać. Jutro jest pogrzeb jej męża, może zmusić się choć do tego by samotnie spędzić noc w sypialni. Z trudem naciągnęła suknię i zaczęła ją powoli zapinać.
Udało jej się ubrać… szlachcic jej nie powstrzymał gdy się ubierała, gdy wychodziła. Może dlatego że mądrym i statecznym był człowiekiem. Nie tak zachłannym jak młodziki, nie tak samolubnym.
Życzyła mu jeszcze dobrej nocy i otulona ponownie płaszczem, zamyślona wróciła do swych komnat.
Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-09-2019 o 08:41.
|