Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 22:58   #34
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Dieter był bardzo niespokojny. Najpierw dwie znikające niczym duchy postacie, potem ta dziwna dziewczyna i dwa towarzyszące jej wilki zachowujące się niczym tresowane psy. Większość tych zjawisk wykraczała poza pojmowanie dwudziestolatka, a przecież wszystko co obce to co najmniej zagrożenie, w tym wypadku niemal śmiertelne. Widać było, że wilki słuchają się młodej i zapewne na jedno jej skinienie mogłyby rzucić im się do gardeł. Tym bardziej zaskoczyła go nieostrożność akolity. Sam nie miał zamiaru dobrowolnie się rozbroić i trzymał kusze przy biodrze w gotowości. Jednoczenie nasłuchiwał i rozglądał się przeczuwając, że leśni mieszkańcy grają na zwłokę czekając na swoich współtowarzyszy.
- Wanda jestem – odparła dziewczyna. – To jest mój dom – zatoczyła ręką wskazując las dookoła niej. Mój, a także wielu niewinnych stworzeń.
- Ja nazywam się Adrason, jestem duchownym w posłudze świętej Myrmidii
- odpowiedział akolita, skinąwszy dziewczynce głową. - Pozostali… - wskazał na pozostałe osoby ze swojej grupy, a właściwie na Dietera, który stał najbliżej - są moimi towarzyszami, mieszkańcami pobliskiego miasteczka, Kreutzhofen. Powiedz, czym się tutaj zajmujesz, w swoim domu, jakie ciążą na Tobie obowiązki? - chwila pauzy, po których otwartą dłonią wskazał na jej czworonożnych kompanów. - Zwierzęta, te wilki… I inne mieszkające tu istoty… Wszystkie przyjaźnią się z Tobą?
- To Wanda, dzikuska, ją wychowały wilki
- usłyszał zza pleców głos Leona. A gdy spojrzała na niego ten dodał - Dobra dziewczyna. Pamiętam jak zioła, starej, ciężko chorej, Bercie przyniosła. Uzdrowiły ją one.
- Tak, są one moimi przyjaciółmi
- Wanda wskazała na wilki - Nie tylko one, ale nie wszystkie zwierzęta - odpowiedziała Adrasonowi dziewczyna.
- Rozumiem, dziękuję - odpowiedział Leonowi, po czym zwrócił się ponownie do dziewczynki. - Posłuchaj, nie zrobimy Wam krzywdy. Ale coś zaatakowało jednego z mieszkańców. Pomożesz nam to odnaleźć?
Następnie zwrócił się do swoich towarzyszy:
- Ktoś widział co się wtedy stało albo jakie obrażenia odniósł nieszczęśnik? Opowiedzcie Wandzie, proszę.
Dieter wyszedł naprzód zrównując się z akolitą. Wciąż niepewnie zerkał w kierunku dwóch wilków, choć słowa jednego z mieszkańców wioski nieco go uspokoiły.
- Zaatakowana została młoda dziewczyna, niewiele starsza od Ciebie. Na szyi, w tym miejscu - tu przyłożył dwa palce w miejsce, gdzie zaatakowana biedaczka miała rany - miała dwie małe ranki, jakby od kłów czy czegoś takiego. A poza tym to porządnie po łbie dostała i dlatego padła nieprzytomna na ziemię. Dlatego sama widzisz, że raczej szukamy człowieka, zbója czy przemytnika wszystko jedno. Nie chcemy krzywdzić Twoich zwierzątek ani zakłócać spokoju w lesie, no ale musimy złapać złoczyńcę. Chyba mnie rozumiesz, co? - zakończył niepewnie. Nie wiedział czy wychowana w lesie dziewczyna zdaje sobie sprawę z obyczajów, którymi rządzą się ludzie cywilizowani. Choć niby zemsta i kara to jedne z najbardziej podstawowych i niemal instynktownych praw.
- Sami więc mówicie, nie było to żadne z moich przyjaciół - odpowiedziała dziewczyna. - Nie kryje się tu żaden zbój, nikt zły, źle szukacie - wyjaśniła krótko.
- A czy wiesz może w której części lasu możemy znaleźć takich złych ludzi co to nocą przez gąszcz się przedzierają z dala od dróg i ścieżek? - zapytał Dieter z nadzieją w głosie
- Żyje tu wiele istot, przechodzi tędy wiele osób - odpowiedziała ogólnikowo. - Póki oni mi nie wrogiem, ja im też nie - dodała, choć i to na nic z pewnością nie naprowadziło rozmówców.
- Ale jedna z nich jest naszym wrogiem bo zaatakowany został mieszkaniec miasta. Tak samo jak Ty bronisz swoich przyjaciół - tu wzrokiem wskazał wilki - tak samo my mamy zamiar znaleźć tego kto skrzywdził niewinną kobietę i wymierzyć sprawiedliwość. Twierdzisz, że to żadne ze zwierząt a ja ci wierzę, gdyż sam doszedłem do takiego wniosku. Ale nie wszyscy ludzie będą tacy wyrozumiali. Dlatego proszę Cię pomóż nam znaleźć ludzi którzy unikają innych mieszkańców, gdyż najprawdopodobniej to im weszła w drogę poturbowana biedaczka.
- I co z tymi istotami, z którymi się nie przyjaźnisz? Kim one są?
- dodał kapłan. A po krótkiej chwili dopytał: - Czy te istoty mogłyby zrobić krzywdę mieszkańcom?
- Nie wiem kto zaatakował mieszkańca, na prawdę
- odparła Wanda. - Wiem, tylko że nie one, a obawiam się, że to one i wiele niewinnych istot, może dziś ucierpieć przy tym waszym całym ożywieniu. Nikt tutaj niezagrożony, niezaatakowany, bez powodu, nie wyrządzi krzywdy wam. Są jednak skażeni, źli, co mogą to uczynić. Tak jak i u was... Ale ci, przyjaciółmi mymi nie są i unikać ich trzeba.
- Źli, skażeni!?
- ożywił się akolita, będący żarliwym, śmiertelnym wrogiem sił Chaosu i im podobnym. Od razu do głowy przyszli mu również zielonoskórzy. Podniósł broń i wstał z pół-klęczek. - Co masz na myśli, kim oni są? Mów! - podniósł nieco głos, jego przyjazny ton zmienił się na bardziej stanowczy, a władcza, nakazująca nuta brzmiała wyraźnie, oczekując szybkiej i konkretnej odpowiedzi.
- Są czystym złem. Otaczają nas i was. Ślepiście ich nie widząc, obudźcie się więc lepiej. Odnajdźcie się... - usłyszał w odpowiedzi ostrzegawczym tonem. Konkretnych odpowiedzi na pytania, jak i wcześniej, nie dała.
- Wando, mówże jaśniej! Kim oni są!? - odparował zirytowany Akolita, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Cali wy... Nerwowi, rzutcy, nie myślący chłodno, a do tego myślący tylko o sobie... - tym razem to w jej głosie było słychać ton dezaprobaty. - Zło, które wdziera się do tego świata. Zło, które chociażby parę dni temu zabiliście i świętowaliście zwycięstwo. Zło czyste, które jest Złem dla samego Zła... - jej głos był spokojny i chłodny, po czym się zawiesił. - A teraz pozwólcie nam odejść, już nie myślicie o nas, już nie jesteśmy, o ile w ogóle byliśmy, dla was ważni. A każda chwila z wami, może doprowadzić, że reszta - wskazała ręką otaczający ich las i miejsca z których dało się słyszeć odgłosy nagonki - dopadnie niewinne istoty.
Dziewczynka mówiła o Chaosie, bez dwóch zdań. Nie dało się jednak z pomiędzy jej słów wywnioskować z jakimi pomiotami mieli do czynienia. Wątpił, czy dziewczyna w ogóle potrafiła rozpoznać przeróżne maski i wcielenia zdradliwej Złej Siły, którą, przynajmniej w jej mniemaniu, tak dobrze znała i od której trzymała się z daleka.
- Myrmidio, chroń to dziecko, jeśli jest szlachetne… - wymruczał do siebie, przykładając lewą rękę, na którą miał nałożoną tarczę, do serca, gorliwie spuszczając głowę w dół. Następnie zwrócił się do towarzyszy:
- Wygląda na to, że nie dowiemy się od dziewczynki niczego więcej. Czym jest zgładzone Zło, o którym mówi?
- Ostatnio tą, no, leśną syrenę zabili i ubili
- wtrącił Leon. - Ona to wabiła ludzi i mężczyzn i jadła ich później. Szczurołapa nam zabiła, a żołnierza zjadła. Ale ją ubili. To ona! Tylko, że ostatnio jeszcze zwierzoludzie po lasach biegały, duuuże, włochate, złe. No i te gobliny znowu wróciły. Rzeka krwią płynęła - wymieniał wszystko jednym tchem. - No i te wilkołaki i wąpierze. Złooo! Ona ma racje, Złooo, którego tu nie było, jest wszędzie.
- Leśna syrena? O takich tworach jakoś nie miałem okazji słyszeć…
- mruknął jakby do siebie Akolita, a informacje Leona utwierdziły go w przekonaniu, że mowa była o pomiotach Chaosu. Z kolei do całej litanii wymienionych przez towarzysza potworów, Adrason podszedł raczej sceptycznie.
- Mogę wam jakoś pomóc? Z jedzeniem lub opieką? - zapytał elf dwójki wilków.
- Po prostu dajcie im spokój - jednak tylko Wanda odpowiedziała za nie. - Dajcie im odejść, zaszyją się głęboko w lesie i więcej ich nie zobaczycie.
- Jestem Merid. Często wychodzę poza miasto. Jeśli będziecie w kłopocie lub ty Wando. Chętnie pomogę
- jego głos niósł spokój i wyciszenie, a słowa były niczym delikatna melodia. - Bywałem w życiu głodny i czasem nie miałem schronienia. Nie zliczę ile razy byłem ścigany. Czasami lepiej poprosić o pomoc - pod koniec nie było już wiadomo czy mówi do Wandy czy do wilków.
- I właśnie was prosimy. Nam pozwólcie odejść, a ich powstrzymajcie - prośba prosta, acz jej wykonanie z pewnością już takie by nie było. - Jeśli wam się uda, to z pewnością o tym nie zapomnimy, a może i wy kiedyś w potrzebie będziecie...
- Spróbujemy Ci pomóc, choć sama nie okazałaś nam należytego zrozumienia i wyrozumiałości, niewiele zdradzając i pouczając nas, gdy faktem jest, iż mieszkanka miasteczka została ranna, Wando. Mimo tego, dziękujemy Ci.
- uciął akolita chłodnym tonem, zdawkowo skinając dziewczynce głową. Ponownie odwrócił się do towarzyszy:
- Czy teraz możemy już zakończyć to szaleństwo? Skoro dziewczynę napadł człowiek, to po co narażamy wszystkich, poszukując go w skażonym Chaosem lesie? To może pociągnąć za sobą tylko jeszcze gorsze konsekwencje. Uważam, że powinniśmy wrócić do Kreutzhofen, a wprawiona w podejrzanych sprawach osoba powinna tam od początku zbadać okoliczności.
- Powinniśmy odnaleźć Trotella, by zakończył tu poszukiwania
- zaproponował Merid.
- Zatem chodźmy do niego jak najprędzej - duchowny spojrzał na Dietera, po czym ruszył za nim w poszukiwaniu wspomnianego jegomościa.
- Jak mamy cię w przyszłości znaleźć? Gdybyśmy sprawę mieli - dopytał jeszcze elf Merid.
- Jak będziecie mnie szukali, to będę o tym wiedziała - odpowiedziała, jak zwykle tajemniczo, Wanda.

 Rozmowa z Trottelem


Galden pożegnał się z Licą i ruszył na poszukiwanie grupki badającej las duchów. Szczęśliwie nie musiał szukać daleko, bo właśnie zmierzali w stronę garnizonu. Dołączył ciekaw, co udało im się znaleźć. W milczeniu towarzyszył im, aż dotarli do kapitana.
- I jak u was? - krzyknął widząc grupkę Trotell. - Odnaleźliście te wilkołaki?
- Nie i kończymy te łowy, zanim ktoś umrze w tym lesie albo komuś jeszcze stanie się coś poważnego! Ten las jest groźniejszy niż Wam wszystkim się wydaje! Należy zbadać ślady ataku na dziewczynę jeszcze raz i szukać winnego wśród ludzi, a walkę z plugastwami tego lasu trzeba zostawić armii Elektora!
- zagrzmiał głos rozsądku akolity, podchodząc do kapitana, gromiąc go krytycznym wzrokiem.
- A widzisz ich tu, że się mądrzysz? Kiedy nam pomogą?! Od dawna nikt tu nam nie pomaga! - wyładowywał się żołnierz. - Sami musimy o siebie zadbać! O nasze bezpieczeństwo! Wiesz ile czasu tu wszystkich zbierałem, żeby się zainteresowali? Wiesz ile czasu ludzie mówią o wilkołakach, psy wyją po nocach, zwierzęta niespokojne?! Wiesz?! A wiesz ilu się zainteresowało?! Ten - wskazał Dietera - i może parę osób w ilości palców jednej ręki! Tyle! Trzeba to teraz wykorzystać! Trzeba teraz, póki siła w ludziach! - wykrzyczał kapitan.
- A był kto prosić kogokolwiek o pomoc!? - odkrzyknął akolita. - A poza tym, całe to polowanie to bzdura! To jak mysz polująca na kota! Wiesz ile jest tych wilkołaków, jesteś pewny o swojej przewadze liczebnej!? Wiesz, gdzie wilkołaki przebywają!? Wiesz w ogóle jak walczyć z takimi plugastwami!? Uzbroiłeś wszystkich odpowiednio do walki z nimi!? Łamiesz WSZELKIE święte prawa strategii czy taktyki, której uczy Święta Myrmidia! Wysyłasz ochotników do lasu, w którym sam nie wiesz co ich czeka ani gdzie i oczekujesz, że nie dość, że przeżyją to jeszcze pokonają wroga, który nawet nie wiesz kim jest!? To szaleństwo, kapitanie - zakończył, już nieco spokojniej, Adrason.
Khazad stał na uboczu i się przysłuchiwał. Bieganie po lesie za prawdziwymi bądź też nie wampirami nie przybliżało go raczej do celu. Wątpił, aby runiczna broń była w posiadaniu takich stworów. Zresztą co to za polowanie. Wrzeszczą tylko na siebie tak, że wampira prędzej na śmierć przestraszą, niż znajdą. Zaczął więc słuchać jedynie jednym uchem, a w głowie czynił plany na kolejny dzień.
Kapitan chwilę milczał. Widać było, że dotarły do niego słowa akolity. Mężczyzna chciał dobrze, ale widać już nie radził sobie z narastającą frustracją.
-Odwołajcie polowanie - rzucił cicho do swoich ludzi.
- Dziękuję, Kapitanie, niech Myrmidia prowadzi Cię swoją mądrością w trudnych chwilach, będę ją o to prosił. Masz moją wdzięczność - odpowiedział równie cicho Adrason, patrząc w oczy Trottela. - Jeżeli potrzebujesz pomocy przy zbadaniu sprawy napadu na tą dziewczynę, lub w jakiejkolwiek innej sprawie, duchowej czy materialnej, chętnie pomogę, jeśli tylko będę potrafił.
No i tyle pomyślał krasnolud i wrócił do siebie się przespać.
 
Gladin jest offline