Zwierzęta rzucające już długie cienie nie zwróciły uwagi legionisty. Tak samo zresztą jak brzdęk monet w zwróconej Cedmonowi sakiewce. Co innego słowa Okaryjki, na które otworzył oczy i zamrugał jakby przez cały ten czas spał. Bo tak też w istocie było. Legionista po raz pierwszy miał okazję odpocząć bez świadomości, że z dziczy może coś zaraz wyskoczyć i że lada moment muszą ruszać. Odpoczywał. Odkładając na razie temat, z którym będzie musiał się zmierzyć.
Tymczasem jednak krytycznym wzrokiem spojrzał na zakupiony sprzęt. Miecz zgodnie z zamówieniem był porządny i prosty, co go trochę zdziwiło, bo po prawdzie nie liczył w rusamanamskiej mieścince na ostrze jakiego częściej używa się na północy i zachodzie. Kibrii się jednak udało. Tak jak oszczep (, który jednak widział lepsze czasy, ale nadał był zdatny) i zakup odzieży, która z kolei była nieco zbyt pstrokata jak na jego gust. Zgarnął pakunek i przeciągnąwszy się zaczął iść w kierunku studni.
- Zahija ma w Hedeb... ojca, z którym bardzo się nie lubi. A ponieważ to łotr, co się wzywaniem zmarłych para, to planuje go zabić i zapewne podzielić się zyskiem. Na miejscu ustalimy jak tego dokonać.
Później, umyty już w strumieniu, wrócił do obozowiska. Ubrany w dwuczęściową galabiję w kolorach pomarańczu, bieli i fioletu wyglądał jak służący na yarakamskim dworze.
- Ciasne w kroku - stwierdził. Nie potrzeba było jednak wyjaśnień, dla kogo przewidziane były spodnie. I czego ów ktoś posiadać nie mógł by cieszyć się w tym stroju wygodą.
Na szczęście do kompletu był też skórzany kaftan okrywający większość tego przytyku, który legionista jednak nosić zamierzał. Po dokonaniu małej krawieckiej poprawki w kroku.