Wątek: Hekaton
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2019, 00:20   #15
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=rPFGWVKXxm0[/media]
Wszystko co dobre kiedyś się kończyło. Pozostawała szara, nudna codzienność miasta wiecznie zasnutego przez mgłę, na twardej powierzchni planety Gal, terraformowanej do użytku przez ludzi już w zeszłym stuleciu. Powrót na ziemię z jednej strony cieszył, bo ile można było imprezować, a z drugiej przyprawiał o depresję. Nim wylądowały przez długie minuty sunęły lądownikiem ponad płaską, szarą i spękaną ziemią, a potem ponad równie szarymi dachami domów i wieżowców ginących szczytami w sinej zawiesiny chmur. Znów się rozpadało, kwaśny deszcz tłukł o pancerne szkło szyb, a wewnątrz statku Pinky przysypiała, niemrawo kiwając głową do nadających w najlepsze żon.

Dopiero na lotnisku się ożywiła, widząc znajomą twarz w sektorze dla oczekujących. Przeszły we trzy przez odprawę, która trwała krótko, bo i za wiele ze sobą nie miały.
- Cześć Jole! - Eden jako pierwsza wyściskała druhnę, a potem zrobiła miejsce pozostałym dwóm towarzyszkom - Co tam w Heku? Super że po nas wyszłaś, jesteś kochana.

- No pewnie, że wyszłam! Przecież jesteście moimi najukochańszymi pannami młodymi!
- blond barmanka ze “Styxxxa” uściskała najpierw Pinky a potem dwie pozostałe kumpele które ledwo kilka dni temu zawarły ze sobą związek małżeński.

- W Hek, jak w Hek, szkoda, ze was nie było, bez was “Styxxx” to już nie to samo. Tutaj wszyscy dalej przeżywają tego pustaka i tego drugiego pustaka. Zrobili z tego aferę i się tym jarają. Nie wiem czym. Ale mniejsza z tym! Mówcie co u was?! Co zaliczyłyście na orbicie?! - blondynka szczebiotała radośnie nie mogąc się doczekać wieści z orbity z tej podróży poślubnej równie nieoczekiwanej jak i sam ślub.

- Byłaś przy tym jak wynajęłyśmy parę androidów? - Eden zaczęła precyzować kiedy zgubiły świadkową i w jakich okolicznościach - No to na orbicie jeszcze raz ich zaliczyłyśmy, albo oni nas… ciężko spamiętać. Wiesz jak bywa… tu trochę wódy, tam trochę prochów i nagle o tym co się odwalało dowiadujesz się z filmiku. Silje, weź jej pokaż. Będzie prościej - klepnęła hakerkę w pośladki dla zachęty, zaraz też objęła Rikke ramieniem - Bawiłyśmy się w detektywów z całkiem niezłym kolesiem który odgrywał naszego szefa. Zrobił nam dogłębną rewizję u siebie na biurku. A potem była impreza w Golden, z laską która prowadzi turystów w próżnię. Całkiem sympatyczna, była marine. Zaprosiła nas na swój krążownik na dymańsko w stanie nieważkości. To zrobiłyśmy konkurs wśród klubowiczów kto idzie z nami. Rzucałyśmy majtkami, a kto je złapał szedł się z nami bzykać. Także ten… weekend miodowy się udał, co nie laski?

- Ooo! Ooo jaaa! Naprawdę?! - blondyna była tak samo rozochocona i rozbawiona słuchaniem przygód na orbicie jak pozostałe trzy kumpele o nich opowiadając. I jeszcze zaczęło się chaotyczne oglądanie filmików gdy żony jak na wyścigi pokazywały swoje nagrania, że aż trudno było się zdecydować na co akurat w tej chwili trzeba patrzeć, oglądać, słuchać czy komentować. Wszystko to na chwilę przytłoczyło barmankę.

- O, to ta z próżni? Całkiem fajna. - skomentowała jeden z filmików na którym poznana na orbicie pilot właśnie namiętnie całowała się z Silje.

- Mika była super! A dymanie bez grawy! O rany ale czad! Tylko trzeba się przypiąć aby się zapiąć. - hakerka roześmiała się na tą masę, świeżych wspomnień z Miką i nie tylko.

- A co z tymi syntami? Bo jak się obudziłyśmy na górze to ich już nie było. Tylko ich maski i nasze kostiumy zostały. - Rikke wsparła Pinky w dopytywaniu się o samą prehistorię tej orbitalnej podróży.

- O! A to ten detektyw? A to kto? - Jole jednak akurat dojrzała kolejny filmik jaki pokazywała właśnie szarowłosa. Ta więc zreknęła na mały ekran i zaczęła tłumaczyć.

- No to to jest biurko naszego szefa. A tutaj widzisz Pinky i Silje. A tutaj sam nasz szef. - okazało się, że jakimś cudem szarej udało się coś nagrać tam od dołu jak klęczała przed biurkiem Charlesa. Chociaż akurat z tej oddolnej perspektywy właściwie żadnych twarzy nie było widać. Tylko dolne części ciał dwóch stojących nad kamerą kobiet w białych podwiązkach i uda mężczyzny który co chwila zmieniał adres docelowy swojego wkładu w ten interes. A sądząc z odgłosów podobało się to wszystkim.

- A ten Batman i Catwoman to nie. Przecież nie przepuściliby syntków przez kosmoport. Mnie tam nie było bo w pracy byłam ale dzwoniłyście do mnie co chwila. Naprute jak messerschmitty. Myślałam, że świrujecie z tym lotem na Heliosa. - Jole w końcu wyjaśniła chociaż ten szczegół o jaki pytały jej panny młode.

- Więc chyba nigdy się nie dowiemy co się wtedy stało i jakim cudem dostałyśmy się na orbitę - Pinky pokręciła głową, mimo że nie wyglądała na zrozpaczoną podobnym układem. Szybko machnęła na sprawę ręką, szczerząc zęby do pozostałych dziewczyn. - Następnym razem ogarniamy sobie czarną skrzynkę, albo chociaż zarejestrujemy całą imprezę, drogę… żeby potem było wiadomo co, z kim i jak… i ani słowa tacie - na koniec pogroziła towarzystwu palcem.

- Można by zamówić takiego drona, albo małą kamerkę… - Silje chyba potraktowała propozycję Pikny poważnie bo zmrużyła oczy i zaczęła się nad tym zastanawiać.

- A jakie macie plany na dziś? Pewnie do domu i lulu co? - Jole skorzystała jeszcze z okazji, że były same i zapytała szybko patrząc z ciekawością na trzy panny młode.

- Ja muszę - Eden podniosła niechętnie rękę do góry - Rano mam się stawić w korpo i… kurwa - zaklęła nagle, zerkając na blondynę - A Mickey coś mówił, że w niedziele ma wolne. Pamięta że ma się przytoczyć czy znowu mu czegoś po pijaku nagadałam? - jęknęła.

- A nie wiem. Miał wolne, ja też no to się nie widzieliśmy dzisiaj w pracy. Ale czekaj, zaraz do niego zadzwonię. - barmanka rozłożyła ramiona w geście bezradności odpowiedzi na takie pytanie. Ale z miejsca sięgnęła do swoje holo.

- No a my to nie wiem… Wracamy do siebie? Do Pinky? Czy jeszcze jakoś inaczej? Może Pinky ma już nas dość i naszej okupacji? - Rikke wyglądała na nieco skonsternowaną. Popatrzyła na swoje żony i blondynę która odeszła parę kroków w bok aby zadzwonić do kumpla z pracy.

- Przypominam ci, że teraz mamy oficjalny związek małżeński a więc wspólnotę majątkową, łóżkową, dusz, serc, ciał i takie tam. - dredziara bez żenady gapiła się na tylne wdzięki ich drużby, kumpeli i ulubionej barmanki gdy ta dzwoniła do Mickiego.

- Wspólnotę majątkową? A to nie zrobiłyśmy przedmałżeńskiej intercyzy? - Rikke która w gruncie rzeczy była nawet niezłą materialistką i sknerą jak zwykle zbystrzała gdy chodziło o jej kredyty i majątek.

- No patrz jaka sknera! - Silje odwróciła się gwałtownie od gadającej blondyny i lekko popchnęła szarowłosą aby przywołać ją do porządku. Ale co by nie mówić z ich trzech dredziara była szarą myszką a najwięcej Rikke wręcz dziedziczką niezłego posagu. Eden też miała całkiem przyzwoity status dzięki swojemu ojczymowi.

Gorzej, gdyby miała patrzeć na stan konta bez wsparcia Zgredzika, wtedy Pinky wychodziła blado, biednie i na pewno nie byłoby jej stać na dom w zamkniętej, chronionej strefie pod kopułą.

- Dobra, nie kłócić się - huknęła na żony, trzepiąc je po tyłkach ostrzegawczo - Jedziemy do mnie, bo co? Już chcecie się mnie pozbyć? Ni chuja! Niedziela jest moja, nie? Moja! - przypomniała z dumą - Jole ściągnie Mickeya, zabierzemy też Zgredzika i zrobi się rodzinnie, nie? Nie? No właśnie! Zbieramy się - prychnęła na koniec.


Babskie ploty przerwało pojawienie się na horyzoncie poczekalni łysej głowy dystyngowanego, starszego pana, szybko przemierzającego dystans dzielący go od grupki Eden. Uśmiechał się, nie marszczył czoła jak wtedy gdy się irytował na krnąbrne dziecko… czyli powinno się obejść bez rodzinnych tragedii - tak przynajmniej Pinky myślała, nim Rikke nie otworzyła buzi.

- O tak, ta stara lampucera na pewno nie daje mu jak należy - z niewinnym uśmiechem odpowiedziała żonie, nie przestając machać wesoło do nadciągającego ojca - Jak każdy prawnik, sztywna jak kłoda. Pewnie w łóżku tylko leży i rozkłada nogi… bleh - skrzywiła się i dodała dość smutno - Zgredzik ma te swoje stalowe zasady. Jak coś komuś obieca to świętość… no chyba żeby go ostro spić. Może wtedy udałoby się go trochę rozruchać - dokończyła przyciszonym głosem, gdyż szanowny pan van Nispen był już coraz bliżej.

- Na spicie i ruchanie go to ja na pewno jestem za! - Rikke zdążyła się zgłosić na ochotnika do tej misji. Wszystkie młode kobiety roześmiały się wesoło i wyciszyły się bo już pan van Nispen wchodził w zasięg głosu.

- Dzień dobry moje drogie. Jak podróż? - zapytał grzecznie lekko skinąwszy głową czwórce kobiet a do tej z różowymi włosami podszedł i pocałował ją w czoło opiekuńczym, ojcowskim gestem.

- Tata! - Eden pisnęła radośnie od razu doskakując do niego i wieszając się mu na szyi. Pocałowała go w policzek, mocno się przytulając.

- Jak super że jesteś! Tęskniłam! - powiedziała i zaraz dodała - Wszystkie tęskniłyśmy, no nie? - spojrzała szybko na żony i nawijała dalej - Podróż w porządku. Szybko poszło, trochę trzęsło, ale już na ziemi. A jak tobie minął weekend? Mam dla ciebie niespodziankę!.

- Tak? No to dobrze, to najważniejsze. - pan van Nispen objął córkę i popatrzył na jej trzy towarzyszki. Te oczywiście też energicznie i radośnie poparły swoją żonę i kumpelę w zapewnieniach o przyjaźni i tęsknocie przy tym orbitalnym rozstaniu.

- No to chodźcie do samochodu. I opowiadajcie, jak się udał pobyt na orbicie? - starszy pan zapytał zupełnie jakby pytał małe dziewczynki o wrażenia ze szkolnej wycieczki. No ale “dziewczynki” które przed chwilą tak chętnie dzieliły się ze swoją druhną swoimi filmikami i wrażeniami teraz okazały większą powściągliwość i zerkały niepewnie na Eden aby dać znać, że zwalają odpowiedź na to pytanie na nią.


- Oj tato, było super! - córeczka tatusia szybko przejęła inicjatywę, rozpoczynając żywą, barwną opowieść bez gorszących detali. Nadawała o spacerze w kosmosie, dyskotece bez grawitacji, o samym pomyśle misji detektywistycznej i jej założeniach. Opisała obiad na cyplu ośrodku asteroid pływających tuż za szybami, kasyno i wygraną Rikke. O klubie też wspomiała, pomijając oczywiście jak się skończyła ta wizyta.
- … i poznałyśmy Mikę, instruktorkę. Była z nami na drinku, potem pokazała swój statek. Było ekstra, nie dziewczyny? - popatrzyła na żony wesoło.

- O tak, pewnie! Było super! Najlepsza noc poślóbna ever! - Silje i Rikke zgrabnie dopasowały się do wersji opowiedzianej przez Pinky gdy szli przez terminal kosmoportu kierując się do wyjścia. Ojczym zaś słuchał, kiwał głową i uśmiechał się zupełnie jakby słuchał nie dorosłych kobiet z wyprawy na noc poślubną tylko małych dziewczynek wracających ze szkolnej wycieczki. Tak przeszli na parking gdzie pan van Nispen skierował się do swojego samochodu ale wtrąciła się blondwłosa barmanka ze “Styxxx’a”.

- No to ten… To ja będę spadać do swojego. - blondynka wskazała gdzieś na rząd zaparkowanych wozów gdzie pewnie gdzieś stał jej samochód. Towarzystwo więc zatrzymało się trochę zdezorientowane i niechętne na tak szybkie rozstanie.

- Jeśli chcecie to was odwiozę. - ojczym Eden zaproponował uprzejmie dając znać, że nie ma z tym problemu i chętnie odwiezie nie tylko swoją przybraną córkę.

Pinky wzięła Rikke pod ramię, w końcu mieszkały na jednym osiedlu.
- Silje, chcesz jechać z nami czy z Jole? - popatrzyła na dredziarę, biorąc ojca pod drugie ramię - Powiedz jeszcze że zostaniesz na obiedzie. Nie mam nic do żarcia, ale to się coś zamówi. Co byś zjadł tato?

- Myślę, że sobie poradzimy. I dla wszystkich starczy miejsca. Jole dasz się zaprosić na tą późną kolację? - pan van Nispen jakoś samoistnie przeszedł do roli dyrygenta tej orkiestry i popatrzyła pytająco głównie na blondynkę jaka przywitała trójkę małżonek w terminalu przylotów.

- Bardzo chętnie. Też jestem ciekawa co tam się działo na tej poślubnym orbitowaniu. To jedźcie ja wiem gdzie to was dogonię po drodze albo na miejscu. - Jole uśmiechnęła się ciepło na te zaproszenie, pokiwała głową i odwróciła się ruszając między samochodami. Zaś pan van Nispen zaprosił gestem panny młode do swojego samochodu.

- Nic nie masz w domu? To czekaj, zaraz coś zamówię. - Silje wzięła na siebie zamówienie z miasta jakie mogli im dowieźć prawie w każdej chwili. Zaczęła grzebać w holo ledwo usiadła na tylnej kanapie wozu. - Na co macie ochotę? - zapytała już pochylona nad holoekranem który oświetlał jej twarz bladą poświatą.

- Na Mickeya - Pinky palnęła bez zastanowienia, zapominając że obok idzie Zgredzik. Zrobiła niewinną minę, udając że nic specjalnego się nie dzieje - A z szamą… weź no. Byle nie pizza, ani nic ze spaghetti w roli głównej. Weźmy chińczyka, ale nie sushi… kurczaka bym zjadła, jakiś drób. Chociaz lepiej indyka. Do tego warzywa, jakieś świeże, ale nie całkiem surowe… i bez cebuli…*

- Mhm, może być, coś znajdziemy chyba takiego. - dredziara odpowiedziała pewnie kiwając głową gdy robiła zamówienie najpierw od Pinky a potem od całej reszty. Uwinęła się zanim samochody przebiły się przez wieczorno - weekendowy korek na mieście. I gdy samochód pana van Nispena parkował na miejscu to zanim wszyscy pozbierali się i wysiedli a obok zajechała Jole swoją furą.

- Mick mówił, że gdzieś za godzinę będzie. No może za pół bo gadaliśmy z pół godziny temu. Ale w sumie takie korki, że może i za godzinę.No ale ma być. - barmanka obwieściła im wynik rozmowy ze swoim kolegą z pracy. Wychodziło więc, że niedługo już całkiem będą w komplecie. A tymczasem mogli wrócić do domu. I poczuć się jak w domu Pinky.

- Oj, chyba jakąś imprezę przed orbitowaniem zaliczyłyście co? - blondynka nieco uniosła brew bo mieszkanie wyglądało no właśnie jak po imprezie. Jakieś kubki, i te co Eden miała u siebie i jednorazowe z zamawianych zestawów i jakieś butelki, rzucone na podłogę kajdanki, damskie pantofle na wysokim obcasie, jeden na siedzeniu a drugi na stole no i cała masa dodatków, ubrań i pozostałości świadczyły, że chyba jednak odbyła się tu niezła balanga. Ale ledwo zdążyli się rozejrzeć dość zdezorientowanym wzrokiem i konsternacją na twarzach gdy rozległ się dźwięk domofonu.

- Pójdę zobaczę… może to szama. Albo Mickey… albo cieć z zawiadomieniem o eksmisji lub ktoś z komitetu do spraw obyczajnego zachowania… - Pinky machnęła na całość rozgardiaszu ręką, darując tłumaczenia że buty należą pewnie do Rikke, która przewaliła całą garderobę gospodyni, do tego kazała przywieźć parę swoich rzeczy i jeszcze domawiała z extraneta. Tyle przynajmniej Eden pamiętała. Dźwięk brzęczyka na korytarzu był wiec zbawieniem, z jakiego chętnie skorzystała.

- Weźcie trochę ogarnijcie… tak z grubsza i z wierzchu - mruknęła prosząco do żon. Nie uśmiechała się jej wizja, że Zgredzik znajduje coś, czego znaleźć nie powinien.

- Widzisz, teraz już nas chce przerobić na sprzątaczki i pokojówki. - hakerka zaśmiała się i popatrzyła rozbawiona na całe towarzystwo.

- Oj, nie marudź Silje. - Jole machnęła ręką i ruszyła w przestrzenie domu. - To gdzie będziemy jeść? Bo tam trzeba by chyba zrobić miejsce? - odwróciła się na chwilę do pozostałej gromaki i gdy Eden ją zostawiała za plecami to towarzystwo ruszyło do kuchni aby się tam zadomowić.

Ona w tym czasie przekonała się, że to przyjechała zamówiona przez Silje szama. Dostawca wszedł do domu z całym pudłem potraw pytając się gdzie to postawić. W końcu nawet wniósł te pudło do domu i postawił na stole w kuchni który dziewczyny dopiero co zdołały uprzątnąć na tyle by z niego skorzystać. Po chwili już go nie było a wesoła gromadka mogła rozsiąść się przy stole i wyjmować z pudła kolejne pojemniki z zamówionymi potrawami. Zrobiło się nawet całkiem wesoło i rodzinnie gdy tak każdego cieszyło te ciepłe jedzenie i świadomość, że zaraz się wreszcie naje.

- Komuś polać? Znajdzie się chyba jeszcze w barku coś, czego nie wydoili nam przez weekend… te no. Złe ludzie - Eden kiwała mądrze głową, stawiając przed Zgredzikiem jego zamówienie. Sama usiadła obok, z wielkim pośpiechem otwierając własne pudełko pełne ryżu, kurczaka i smażonych w woku warzyw.

- To co, jakie macie plany na najbliższy tydzień, podczas którego będę siedzieć w korpo i udawać że nie wiem czym jest życie prywatne? - zaśmiała się do najbliższych chcąc dodać coś jeszcze, lecz nagle do kuchni wparował hologram lamy, z miejsca robiąc zamieszanie gdy z miną ćpuna zaczął skakać po ścianach i suficie.
- Ktoś się zajmie Betonem jak mnie nie będzie?

- O matko jak mnie przestraszył! - Rikke która siedziała akurat tyłem do hologramu włochatego zwierzaka i ujrzała go dopiero gdy się odwróciła za wzrokiem innych. Ale w tym czasie Beton zdążył pokopytkować prawie na wyciągnięcie ręki od biesiadników. Więc gdy szarowłosa się odwróciła ku holo stanęła z nim znienacka prawie twarzą w twarz. No i wyraźnie się wzdrygnęła.

- To hologram. Nic mu nie będzie. Możesz go zostawić w kontakcie to będzie sobie brykał czy będziesz w domu czy nie. Albo wyłączyć i włączać tylko jak będziesz wracać. - dredziara nie była zbytnio zaabsorbowana betonową kwestią. Zajęła się rozpakowywaniem pudełek z jedzeniem i wcinaniem tego co tam znalazła.

- No tak, jutro poniedziałek i ta cała reszta. - Rikke westchnęła też uświadamiając sobie, ze wspaniały weekend się właściwie kończył a od rana zaczynał się standardowy kierat.

- Co się krzywisz jakbyś na rano miała? - barmanka prychnęła rozbawiona miną kumpeli przy okazji wciągając jakieś makaronowe nitki jakie zamówiła dla siebie.

- Ta co ma wolne poniedziałki się odezwała. - burknęła Silje co chyba z całego towarzystwa jako jedyna poza Eden miała na rano.

- Eden a właściwie to o której jutro wracasz? - Rikke popatrzyła pytająco na swoją różowowłosą żonę.

- Teoretycznie kończę o 17:30 - Pinky dźgnęła smażony ryż widelcem, nadziewając na niego kawałek kurczaka. Przeżuła, głaszcząc przeźroczyste cielsko hologramu. - Warto jednak zaznaczyć, że jest to mój pierwszy dzień, więc w złym tonie będzie jeśli wyjdę wcześniej od dyrektora laboratorium, nie mówiąc o tym że zawsze ale to zawsze trzeba przeczyścić sprzęt i przygotować pożywki lub posiewy - skrzywiła się - Oczywiście jako nowa będę wręcz tryskać entuzjazmem aby się tym zająć… pewnie wrócę przed 22.

- O 22-giej? No weź się nie wygłupiaj. Od rana? No weź przestań. Przyzwyczaisz ich, że możesz pracować za friko na 2 etaty to potem nie miej pretensji, że masz zrujnowane życie prywatne, nigdy nie masz na nic czasu, jesteś wiecznie wykończona i jeszcze inny lepiej od ciebie zarabiają a mniej robią. Na cholerę ci to? - Silje pokręciła głową na znak, że kompletnie nie podoba jej się taki scenariusz. A reszta biesiadników zgodnie pokiwała głową.

- Właśnie powiedz, że masz gorące żony co płaczą i jojczą aż wrócisz, masz trudną sytuację rodzinną i takie tam. O! A właściwie to masz homoseksualny związek no to słowo - klucz “dyskryminacja”! To ci załatwi wszelkie wejścia. - Rikke poparła swoją jedną żonę aby przekonać drugą do rozsądnego zachowania.

- Myślę, że jako stażyści dostaniecie coś prostego i lekkiego do roboty. Może po prostu pokażą wam cały zakład i taki dzień na zapoznanie się co jak działa i tak dalej. W końcu to ma was zachęcić a nie zniechęcić do pracy w tej firmie. - ojczym Eden odezwał się tonem autorytetu jakby też obawiał się, że jego przybrana córka może się dać wykorzystywać albo ma niewłaściwe oczekiwania co do swojego stażu w Instytucie. Ledwo skończył mówić i domofon znów się odezwał swoim dźwiękiem.

- Oj tato… mówisz jakbyś nigdy nie szurał kotów - Pinky przewróciła oczami, wzdychając ciężko przy podnoszeniu ze stołka - Myślicie że dadzą się nabrać na numer pod tytułem “mam chorom rzone”? - jak gdyby nigdy nic przeniknęła przez holo lamy, idąc powoli do wyjścia z kuchni. Żarcie już mieli, Mickey miał przyjechał jakoś niedługo. Ciekawe czy pamiętał aby wziąć dysk pamięci.

- A co jeśli się okaże że tam całkiem nieźli laboranci w tym labie? - puściła żonom oko, opuszczając kuchnię.

- Jak będzie ktoś fajny to zaproś ich na jakąś imprezę integracyjną! - do pleców Eden doszedł wesoły krzyk Jole i śmiechy pozostałych dziewczyn. A w tym czasie gospodyni podeszła do panelu sterowania drzwiami i okazało się, że przyjechał Mickey.

- No cześć. Jole mówiła, że już wróciłyście z orbity. - przywitał się gdy uruchomiła domofon.

- O Mickey! Nie spodziewałam się ciebie, wejdź - odbiła witaną piłeczkę, robiąc minę nieogarniętej idiotki z cukru. Szybko otworzyła drzwi, wychodząc blondynowi na przeciw. Uściskała go serdecznie, zarzucając ramiona na kark i była na tyle miła, że starła jakieś upierdliwe zabrudzenie z jego ust… własnymi ustami.

- Właśnie jemy kolację, jesteś głodny? Swoje ledwo dziobnęłam, nie krępuj się i dawaj - zaczęła go ciągnąć za rękę w stronę domu - Słyszałam że masz dziś wolne, do tego mam nadzieję że pamiętałeś o dysku, co? Nie żeby był mi niezbędny do życia, ale nie zaprzeczę - lepiej go mieć niż nie mieć. I gadaj jak tam weekend ci minął? Ja nie za bardzo pamiętam… ale chyba się działo.

- No spoko. W pracy jak zwykle. Dzisiaj dopiero mam wolne. I jutro. - facet dał się uściskać i coś nawet chętnie też odwzajemnił uścisk całując Eden w usta. Potem dał się zaprowadzić do środka. - Mogę coś zjeść. Właśnie miałem coś jeść u siebie jak Jole zadzwoniła. - zgodził się czekając aż Eden zamknie drzwi i wróci do roli gospodyni i przewodniczki. - A ten dysk sorry, w ogóle mi wyleciało z głowy jak tak nagle Jole zadzwoniła. - rozłożył ręce w geście bezradności na znak, że w ogóle mu to wyleciało z głowy.

- Taaa… jak zwykle. Oglądać się chce, ale zgrywać nie ma komu - dziewczyna jęknęła teatralnie, unosząc wzrok ku sufitowi. Nie przeszkodziło jej to zakleszczyć gościa ramieniem w pasie i ściskając kierować do kuchni - A mówiłam… jak do istoty rozumnej, że potrzebuję ten dysk do roboty na jutro, bo to ważne i tak dalej i tak dalej, ale co tam będziesz się przejmował byle korposzczurem, nie? - wzruszyła ramieniem, patrząc na Michaela z ironicznym uśmiechem maskowanym niby poważną fasadą.
- Poza tym nie wiem czy pamiętasz, albo… pewnie postanowiłeś zignorować fakt, że się ustawiliśmy na dziś. Co prawda wypadła mi szybka wizyta na Orbicie, ale jak widać wróciłam w jednym kawałku… więc słowa dotrzymałam. Prawie życie przy tym tracąc - dodała z dramatyczną miną, nim przeszła do podsumowania - A ty zapominasz wsadzić do kieszeni jednego, małego kawałka plastiku i krzemu… zawiodłam się na tobie, Michaelu. Bardzo - zrobiła smutną minę - Tak bardzo że widzę jedno jedyne wyjście abyś zadośćuczynił mojej skromnej osobie całą gamę nieprzyjemności związaną z niedopilnowaniem przez ciebie zasad ustalonego kontraktu na tymczasowy leasing środków do przenoszenia oczywiście w stu procentach legalnych kopii starych dzieł kinematograficznych.

- Rany. Już gadasz jak jakiś korposzczur. Albo prawnik. - ochroniarz ze “Styxx’a” nieco odsunął się od gospodyni jakby chciał obejrzeć jej sylwetkę i upewnić się z kim właściwie rozmawia. A w międzyczasie wrócili o kuchni gdzie powitała ich reszta towarzystwa. No i hologram lamy.

- Czeeśćć! - dziewczyny przywitały się radośnie machając i śląc uśmiechy powracającej dwójce. Pan van Nispen był bardziej stonowany i krótko przywitał się skinieniem głowy. Obaj przywitali się uściskiem dłoni i zaczęła się tradycyjna heca z szukaniem dodatkowego krzesła, sztućców no i tego na co by gość miał ochotę skosztować.

- To jak było na “Heliosie”? - zapytał zaciekawiony ochroniarz a jego blondwłosa kumpela z pracy jawnie poparła to pytanie kiwaniem głowy oraz werbalnie.

Następne dwie godziny zeszły im na ponownym przeżywaniu atrakcji orbitalnych. Cała trójka panien młodych przekrzykiwała się i wchodziła sobie w słowo, relacjonując całe weekend... i tylko część musiały przemilczeć, gdyż nie byli sami, a coś się nie tylko Pinky wydawało, że najstarszy z ich grona mógł nie pochwalać kosmicznych zabaw nie do końca legalnych... bo obyczajne nie były za grosz. W którymś momencie Eden wyciągnęła zapakowane w neonowy papier butelki, wręczając po jednej ojcu, druhnie i Mickey'owi. Popołudnie powoli przeszło w wieczór, a ten we wczesną noc nim towarzystwo w końcu rozeszło się po kątach i do siebie. Znaczy pan Nispen pożegnał się z córką i jej przyjaciółmi, po czym pojechał do domu. Reszta jakoś w końcu stwierdziła, że zostaje. Dokończyli flaszkę, potem drugą... tym razem bez szaleństw, w końcu rano musieli wstać. Zanim zaciągnęła Mickeya do łóżka (oczywiście aby iść spać), Eden nastawiła baterię budzików i alarmów na nieludzką 5:30. Nie mogła zaspać, po prostu nie mogła. Były po prostu takie dni gdy należało być dorosłym i to właśnie był jeden z nich.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline