Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2019, 14:20   #245
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Randulf chwycił obiema rękami starucha. Przez chwilę nie stało się nic, na starca twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech, prawdopodobnie rozumiejąc, że bohater traci siły szybciej niż zakładał i dlatego też musiał się go złapać. Otworzył swoje usta chcąc się w gryźć swymi parszywymi kłami w szyję Frosta. W tym momencie bohater skupiając ogniu poczuł jak jego serce zabiło jeszcze mocniej, a w tym samym momencie ogarnęło go ciepło. Z jego rąk zapłonął ogień, który był tak mocny, że bez problemu zająć szatę starca. Ogień wraz z czasem jaki bohater trzymał przeciwnika stawał się coraz to mocniejszy. Staruch zaczął krzyczeć, szamotać i próbować się ugasić, jednak było już za późno.
Samo uwolnienie się z uścisku Randulfa zatrzymało jedynie samo źródło ognia. Jednak z kolei płomień już się porządnie rozniecił. Starzec spalał się żywcem i nie był w stanie tego zatrzymać.

Randulf poczuł więcej siły, ale i zauważył coś jeszcze. Obok niego pojawiła się jeszcze jedna postać. Było to dziecko, Alicja.

- Udało ci się – uśmiechnęła się na chwilę, ale uśmiech na jej twarzy nie zagościł na długo

Dziecko nie zwracało uwagi na krzyki spalającego się właśnie starca. Bohater mógł go w każdej chwili dobić, pozostawało pytanie czy tego naprawdę chciał?

- Dzisiaj na tym świecie jest zła o wiele mniej niż tylko jedna osobę, to nie tylko ta jedna osoba, bo przez niego i jego grupę, źle się działo w wielu miejscach, niemal wszyscy ludzie z tego miasta musieli być mu posłuszni. Gdyby nie ty, zgięło by wiele więcej ludzi. Jednak pewnie to ostatni raz, gdy się widzimy, czuję, że miało to wiele wspólnego z tym kultystą. To przez niego umarła moja mama, i to przez niego w moim dawnym domu pojawiły się inne złe osoby, które odpowiadały za śmierć mojego taty. Dziękuję – uśmiechnęła się kolejny raz do bohatera dotknąwszy jego dłoni, co z kolei bohater poczuł, a może mu się tylko wydawało, że poczuł, bo sylwetka dziecka stojącego tuż obok niego powoli zaczęła zanikać, aż w końcu znikła całkowicie.

Morwena, a raczej niedźwiedź, którym teraz była atakował. Ataki były potężne, bohaterka będąc pierwszy raz w pełni świadoma w tej formie starała się wykorzystać jak najwięcej. Czuła ogrom siły, ale miała też świadomość, takie odczucie swojej wagi. Czuła, jak gdyby jej ruchy były lekko wolniejsze niż by tego chciała, jednak nie było to w żaden sposób przeszkodą, aby wykończyć demona, który od samego początku mocno bagatelizował zagrożenie jakim była Morwena.
Już w pierwszy ataku rozerwała rękę przeciwnika, było to wynikiem, że demon chciał osłonić się rękami, jednak jak się przekonał nie było to wystarczające. Każdy z kolejnych ataków bohaterki siał kolejne zniszczenia na ciele demona, który to w końcu padł na ziemię.
Niedźwiedź zakończył tą potyczkę zmiażdżeniem głowy oponenta. Kości jak się okazały nie był wcale takie twarde jak by się to wydawać. Być może było to za sprawą tak wielu zmian w budowie, a może siły i wagi samego niedźwiedzia.
Na ziemi, w kałuży krwi, leżało martwe cielsko demona. Morwena spojrzała prędko na Randulfa, który to w pewnym momencie wyglądało, jak gdyby przegrywał, jednak dosłownie w krótkiej chwili, a z jego dłoni zaczął rozprzestrzeniać się ogień, który to zajął przeciwnika.

Z wewnątrz miasta, za murów dało się słyszeć wycie wilków. Morwena widziała też coś jeszcze, jak gdyby poświatę koło Randulfa, poświata zaczęła zanikać, aż w końcu nie było jej wcale.

Oswald postanowił jak najszybciej zakończyć życie nekromanty, który teraz zaczął korzystać z chwili. Nie była to dla Oswalda pierwsza czy też nawet druga walka w takiej formie. Czuł się dosyć pewnie i wiedział na ile może sobie pozwolić. Widząc poczynania maga skoczył ku niemu i brutalnie chwycił jego ciało w jedną łapę i cisnął nim dalej w głąb ulicy. Kolejny bolesny skok i już był przy zmasakrowanej, ale jeszcze ruszającej się ofierze. Wilkołak bezlitośnie nadepnął magowi na brzuch, łapami rozdarł klatkę piersiową i szybkim klapnięciem szczęk wyrwał serce, płuca i kawałek innych organów, którego i tak było dosyć zmasakrowane, że ciężko było by je rozpoznać. Jednym machnięciem łba odrzucił krwawy ochłap w stronę zbliżających się zbrojnych i wydał z siebie złowrogi, niski warkot. Ciało jak i samo serce zaczęło, jak gdyby w przyśpieszonym czasie się starzeć, przechodząc z jednego etapu do drugiego, aż w końcu zamieniło się w pył czy też popiół opadając na ziemię.

Bohater poczuł kolejne ukłucie na plecach, była to kolejna bełta w karku, był to błąd strażników, bo wilkołak doskoczywszy do niech rozszarpał jeden z drugim, tak że na placu nie było nikogo żywego prócz jego samego i dwóch wilków.
Bohater poczuł pewnego rodzaju zmęczenie, jego furia zaczęła powoli mijać, dwa wilki zaczęły wyć, a na wschodzi zaczęło powoli wschodzić słońca, na niebie dało się jeszcze lekko widać rogaty jak rogal księżyc.

Bohater opadł powoli na ziemię opierając się na rękach, a do niego podeszły wilki, które to, jak gdyby miały go zamiar pilnować.

Nagle z domostw zaczęły wyłaniać się sylwetki. Ludzie wychodzili patrząc na stworzenie jakim był Oswald. On sam teraz zauważył, że jego ciemne futro całkowicie opadło, a na jego miejscu było teraz w wielu miejscach pokryte krwią białe, tak samo jak jednego z wilków. Ludzie byli wpatrzeni w Oswalda, wyglądali, jak gdyby właśnie się obudzili. Jak gdyby byli zdezorientowani.

Wilki widząc, że ludzie zaczęli wychodzić na plac zaczęły ujadać, tak, jak gdyby określać jak daleko ludzie mogą wyjść. Bohater czuł, że nie odmienia się samoistnie, a czuł, że włada tym już całkowicie sam.
 
Inferian jest offline