Po wejściu do tunelu biegnącego wewnątrz wieży, szybko zdali sobie sprawę, że nie jest to zbyt bezpieczne miejsce. Po prawej i lewej stronie w kamiennych ścianach widniały rzędy niewielkich otworów. Nieco większe, okrągłe dziury rozmieszczone były w równych odstępach w suficie. Tunel w każdej chwili mógł stać się śmiertelną pułapką.
Drzwi były niewielkie, pozbawione jakichkolwiek otworów, uchwytów czy klamek. Zamykane musiały być od środka, prawdopodobnie przez zasunięcie poprzecznej zasuwy. Jako, że z pewnością były zamknięte, von Essing zaczął je rąbać swoim błogosławionym mieczem. Już po pierwszym ciosie jednak srogo się zawiódł. Ostrze bez trudu przecięło blachę, a ugrzęzło głęboko w drewnie. Lothar aż syknął z bólu, kiedy materiał stawił opór i większość siły włożonej w cios, wróciła do mięśni ręki.
Hanke nagle krzyknął i skoczył w bok. Z góry, z dziury w suficie ktoś cisnął w dół krótką włócznię o czwórgraniastym, ciężkim grocie. Banita zdołał uskoczyć i włócznia uderzyła w kamienie. Mniej szczęścia miała Jovitha, która nagle padła na ziemię. Z jej gardła wystawał bełt. Drugi bełt, wystrzelony z otworów po przeciwnej stronie, zrykoszetował od ściany i niegroźnie uderzył Berniego w udo.
Znów coś zazgrzytało na górze. Strażnicy zabierali się za obsługę zardzewiałego mechanizmu, żeby uniemożliwić szturmującym ucieczkę z tunelu.