Uchodźcy czyli przykrótka kołderka. Powiedzieć, że uchodźców nikt nie lubi, to jak stwierdzić, że Volkmar czasami wsłuchiwał się w głosu ludu, cycki Jagody nie były małe, lub że Berg nie jest gadułą.
Uchodźcy byli jak wrzód na dupie. Irytujący, Nie można się ich było prosto pozbyć. Ciężko było z nimi żyć.
A jednak Berg w jakiś przedziwny sposób zdobył ich zaufanie. Czuł, że gdyby im kazał, ci poszliby za nim. I chociaż wcale tego nie zamierzał, poczuł się za nich odpowiedzialny. Wyłapał trzech chłopaków z ciżby, trzy najmniej zasmarkane sieroty, dwóch silnych mężczyzn i kobietę, i kazał im iść za sobą.
Najpierw zajął się chłopcami. Pozostawił po jednym w domach czeladników, którzy u niego terminowali, obiecując za opiekę dodatkowe profity, potem poszedł do kuźni i oddał mężczyzn Gorhulowi. Ten ucieszył się na dodatkowe pary rąk do pomocy, wszak zakład szedł pełną parą w czasie niepokojów. Ciągle kuto żelazo.
Kobietę wziął do siebie, żeby pomagała Bernie w chałupie, przy dzieciach. Co do reszty, przykazał Kruczkowi, zwanego tak, jak szybko się przekonał, bo gwizdaniem naśladować potrafił odgłosy ptaków, w tym skrzeki kruka, a przede wszystkim wśród uchodźców posłuchanie miał i szacunek, że jakby się źle działo to ma posłać kogoś do Małodobrego z informacją. Kruczka posłano na mury.
Następnie wysłał Terę i Zarę w miasto, po radnych, coby w Ratuszu się spotkać i radzić, tera i zara, bo miastem rządzić trza a i z Bohatyrami się dogadać, bo to większa zaraza niż uchodźcy i nieumarli razem wzięci (tego nie powiedział), bo inaczej miasto zacznie rządzić się samo a z tego nic dobrego nie wyjdzie. Berg dobrze wiedział, że jak się przykrótką kołdrę ciągnie każdy w swoją stronę to nikt się nie wyśpi.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |