Administrator | Sny bywały czasem bardziej, czasem mniej przyjemne. Jasar znał kilka osób, które w sny wierzyły, znał też parę osób, które parały się wyjaśnianiem snów, ale on sam nie należał ani do jednej, ani do drugiej grupy. A tym, że w niektórych snach pojawiały się osoby, których nigdy nie widział, nie przejął się w najmniejszym stopniu. W końcu od tego były sny, by pokazywać nieistniejące miejsca i osoby.
Sny bywały czasem bardziej, czasem mniej przyjemne. Taki, w którym człowiek zostawał zakopany w piaskach, należał zdecydowanie do tej drugiej kategorii.
A jeszcze gorzej było, gdy po otwarciu oczu okazywało się, że koszmar jednak nie był snem... * * *
Poruszył się, próbując strząsnąć z siebie piasek, który przygniatał go do ziemi. A raczej do kolejnych warstw piasku, tych, na których leżał.
Cóż... siła nigdy nie należała do jego najmocniejszych atutów, więc udało mu się to dopiero za drugim razem, a i to nie do końca.
Wreszcie podniósł się, ignorując protest nieużywanych (od paru stuleci zapewne) mięśni, wyprostował się na wysokość swoich sześciu stóp i rozejrzał się dokoła, po czym zaczął otrzepywać z piasku swój kosztowny niegdyś, a teraz wyraźnie nadgryziony zębem czasu strój. Ostrożnie, bo miał wrażenie, że mocniejsze otrzepywanie skończy się zniszczeniem przydatnego jak by nie było ubrania.
- Masz rację z tym piaskiem, Vathro. - Uśmiechnął się lekko. Jego opalona twarz, okolona lekkim zarostem, sprawiała dość sympatyczne wrażenie. - Jasar Mukhtar - przedstawił się. Jego nazwisko było w pewnych kręgach dość znane, ale nie sądził, by znali je nieszczęśnicy, którzy wraz z nim znaleźli się na morzu piasków. Z drugiej strony... Miał wrażenie, że znał Vathrę, ale słowa "widziałem cię w snach" przypominałyby kiepskiej jakości podryw. Ale... pozostałych chyba też spotkał. W tych samych wizjach. Uznał jednak, że wspominanie o tym, w tym momencie, nie byłoby najlepszym pomysłem. - Niestety, z kąpielą trzeba będzie poczekać - dodał, ponownie się uśmiechając, jednak uśmiech był nieco blady.
Cóż... wielu rzeczy nie pamiętał, ale pustynię znał, nie tylko z widzenia. Dzień, dwa... i oni też dołączą do licznych ofiar pustyni.
Chyba że...
- Kłopoty, albo i ratunek - powiedział. - W razie czego nie zabijajcie wielbłądów - zasugerował.
Wolał porozmawiać, ale jeźdźcy nie wyglądali zbyt przyjacielsko, więc mogli się zachować mało inteligentnie. Lepiej było się przygotować na najgorsze.
Wysunął się przed pozostałych i uniósł otwartą dłoń na znak, że nie chce walczyć. |