ruid przysłuchiwał się słowom
Ivora.
–
Trochę jak moja zbiegła uczennica… – mężczyzna wymamrotał pod nosem na wpół świadomie Zorientowawszy się, że zapewne usłyszeli jego słowa szybko zmienił temat.
–
POMOGĘ wam jak mogę. No co się tak gapicie? MAŁO na świecie ostało się DOBRYCH ludzi to bede jednym z NICH! Chodźcie!
Ruszył do swego domostwa, a oni za nim. Dość było marznięcia na mrozie. Nadszedł czas pośpiesznych przygotowań przed podróżą i powzięcia pierwszych konkretnych ustaleń dotyczących trasy jaką zamierzali objąć.
Wejście do poddrzewnego domu otworzyły się, a oni zsunęli się do środka. Ciepło tego miejsca przyjemnie głaskało twarze i przepędzało zimno z ciał. Nawet unoszące się wszędzie resztki zapachu oskórowanego zwierza przestawały nieprzyjemnie kręcić w nosach. Jako ostatni miał wejść
Łowca, lecz druid natychmiast zastąpił mu drogę.
–
CIEBIE nie zapraszałem!
–
Zapraszałem! – odpowiedział mu jego własny głos.
Druid zasyczał i sykiem mu odpowiedziano. Zawarczał i takoż warkot się pojawił.
–
SKOŃCZ z tym! Kysz! Wiesz co masz robi!
–
Masz robić! Krrr!
Czaromioci nawet nie usłyszeli kroków oddalającego się kenku, lecz zdecydowanie usłyszeli przekleństwa mamrotane przez druida, gdy ten zamykał wejście. Zaraz minął kotarę i znalazł się w głównej izbie, gdzie zasiadł przy kociołku.
–
Jak ruszać macie to WYWAR wam dam! I mięsa trochę i wody! Bo jeszcze w drodze nie dacie rady!
Mężczyzna znów zaczął wrzucać do naczynia różne składniki, a powietrze wypełniło się ziołowym zapachem. Ich dwójka zaś pogrążona była w pędzących myślach i przygotowaniach sprawdzając co mają przy sobie, a co by się im jeszcze mogło przydać. Wyglądało na to, że druid był przychylny ich wyprawie to też nie wykluczone, że mógłby dać im jeszcze coś więcej, aniżeli trochę prowiantu. W pewnym momencie, niespodziewanie jak to w niezrównoważonej manierze ich gospodarza ten odwrócił się do nich.
–
Ruszacie DZIŚ czy JUTRO?!