Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2019, 21:33   #6
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy tylko gnoll wygrzebał się z piachu, wsparł się na rękach i przeraźliwie charcząc otrzepał swoje jasnobrązowe futro, potrząsając nim energicznie. Pod strzępami starych szat widać było ciemne cętki gromadzące się na jego grzbiecie i ramionach. Gdyby nie wyraźnie porządny niegdyś ubiór, nie odbiegał by od normy dla jego rodzaju. Może poza resztkami białego barwnika pewnie kiedyś pokrywającego cały jego pysk.
Niestety próby wyplucia zalegającej w nim pustyni zdawały się umiarkowanie skuteczne i ciało przeraźliwie domagało się wilgoci. Ciemnobrązowe źrenice zwęziły się szybko, sprawnie dostosowując do i tak ostrego światła w którym skąpane było parę innych postaci w podobnej sytuacji. Nie znanych osobiście, jednak widywanych wcześniej w dziwnych wizjach i w jakiś sposób wyrytych w jego mózgu. Do tego wyrytych na tyle mocno, że nie uznał ich za bezpośrednie zagrożenie. Jeszcze. Postacie dodatkowo zaczęły gadać dużo i bez sensu, ale przynajmniej zaczął poznawać jakieś imiona. Powinno to ułatwić porozumienie się.

Gdy potrząsnął mocniej głową i wytrzepał większość piachu zalegającą w uszach, klęknął wydobywając z resztek odzienia starą butelkę. Nie pamiętał jaki to trunek miał znajdować się w środku ale widząc piach wysypujący się przez dziure w dnie, upuścił naczynie ze stłumionym warknięciem. Potrzebując choć trochę wilgoci w ustach ugryzł się w wargę, pozwalając kropli krwi zwilżyć jego suchy język. Mało. Stanowczo za mało, ale zawsze jakiś początek.
Jak właściwie się tu znalazł? Parę pomieszanych obrazów zupełnie nie wyjaśniało jego położenia, a nawet podstępnie się wykluczało. Poza oczywiście niesamowitą wizją w której widział walkę magicznych istot i tę garstkę straceńców dookoła. Jednak to również było mało.

Po szybkiej inspekcji resztek stroju, postanowił zerwać z siebie rozpadające się szmaty. Jedynie jego wierny pas, którego centralna część ozdobiona była złotą tarczką nałożoną na nieco większy krążek z białego, polerowanego rogu wydawał się przetrwać próbę czasu. Został on więc na miejscu razem z resztką bordowego materiału zwisającą spod niego i przykrywającą jego męskość. Nie żeby mu na tym specjalnie zależało, ale nie było teraz czasu na pindrzenie. Jego twarde, pokryte ciemnymi cętkami futro było wystarczającym ubiorem i znacznie lepiej nadawało się do pustynnych warunków niż gola skóra miękkich ludzi.

Gdy zerwał z siebie resztki szat, gnoll wstał prezentując wszystkim swoją potężna sylwetkę, potęgowaną przez zwierzęce i zupełnie inne niż humanoidalne nogi, które dodatkowo zakończone były dużymi, tępymi pazurami. Trudno było też nie dostrzec rozległej blizny na jego piersi, która grubym konturem układała się w kształt wschodzącego słońca. Horyzont wyryto na linii dolnych żeber, ponad nimi widniał zarys półokrągłej tarczy z której wężowo wychodziły promienie kończące się pod linią obojczyków.


***

Okazało się, że jego broń najprawdopodobniej skończyła zagrzebana gdzieś pod piachem i to akurat w chwili, kiedy ruszyła na nich dwójka uzbrojonych jeźdźców. Typowe. Gnoll zaklął w swojej twardej mowie i na powrót podniósł porzuconą wcześniej butelkę, której denko obtłukł o wietrzejąca u jego stóp czaszkę.

Nie zwlekając więcej podszedł do zbieraniny podobnych mu obdartusów i przemówił do Kayna we wspólnej mowie, zaskakująco dokładnie wymawiając słowa. - Nie zesraj się z tymi ostrzeżeniami łysolu. Gadaj co chcesz, ale na kurewsko przyjaznych to nie wyglądają. Celuj w nogi zwierząt. - Polecił, a nawet nakazał, co wynikało z jego tonu i stanął obok właśnie poznanego Kayna, ściskając w dłoni prowizoryczną broń wykonaną z butelki. - Jestem Ozrar, a tego "psa" zachowaj dla określania swojego ojca. - Odwarknął wojownikowi, wbijając wzrok w zbliżające się natarcie.

- A by was jasny chuj w pogodny dzień! - Wykrzyczał w stronę galopujących jeźdźców we wspólnej mowie. - Atakować tak podróżnych... - Dodał na koniec przygotowując się do odskoku. Wiedział to. Do stu kurew, wiedział i był gotów się o to założyć, że jeden weźmie na cel właśnie jego.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline