Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2019, 15:01   #8
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Katafrakci galopem zbliżali się w stronę intruzów, jakby nie pomni na przyjazne gesty niektórych z nich. Przez moment wydawało się, że Isabela oraz Ozrar zostaną nadziani na piki, jednakże jeźdźcy gwałtownie odbili w bok na kilka metrów przed grupą, jeden skręcając w lewo, a drugi w prawo i zatoczyli pełny okrąg wokół nieznajomych, dokładnie im się przyglądając w ruchu, by w końcu zatrzymać się tuż przed nimi.
- Kim jesteście i jakie są wasze intencje? - Zapytał jeden z nich, ostrze włóczni kierując już ku niebu, ale z oczu nie spuszczał gnolla i jego towarzysza z wielkim mieczem.

O ile podejrzliwość wobec Gnolla wcale nie zdziwiła Kayna, o tyle wrogość jeźdźców już nieco bardziej. Mężczyzna jednak pozostał w pozycji przyjaznej i nawet zdjął rękę z rękojeści swojej broni.
- W pewnym sensie spadli nam Panowie z nieba! - Zaczął wojownik unosząc lekko ręce i dał pół kroku w przód.
- Jesteśmy podróżnymi handlarzami, którzy zmierzali w stronę miasta, a niestety zaufali nieodpowiednim ludziom. Przewodnik, którego wynajęliśmy, oszukał nas i odurzył w nocy, aby ukraść cały nasz dorobek i pozostawić nas na środku pustyni na pewną śmierć. Nie zostawił nam nawet kropli wody i tak naprawdę nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, ani w którą stronę powinniśmy zmierzać. Czy jesteście w stanie udzielić nam jakiejkolwiek pomocy? Nazywam się Kayn, mój ojciec był pułkownikiem wojsk w Thassilonie, dzięki temu znam się trochę na walce, mógłbym w ramach wdzięczności pomóc przy obronie podróży waszego pracodawcy - skinął ze spokojem głową, wyczekując odpowiedzi, która nie nadeszła od razu.
Słysząc słowa wojownika obaj katafrakci spojrzeli na siebie w niemałym zdumieniu.
- Tha–ssilion… - zaczął niepewnie jeden z nich. - Coś mi ta nazwa mówi, ale nie mogę skojarzyć.
- Boś się legend od starych bab nasłuchał. Tego imperium już dawno nie ma, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniało. Kit nam próbuje wcisnąć - odparł drugi z nich, groźnie łypiąc na mężczyznę. - Ten człowiek i cała reszta jego bandy wyglądają jak zbiegli niewolnicy, co broń ukradli i zarżnęli swoich panów.
Kayn zmrużył oczy i ukradkiem zerknął na sapiącego obok kundla, z nadzieją, że ten nic nie odjebie i zawrze obśliniony pysk. Poza tym był w pewien sposób usatysfakcjonowany, bo przynajmniej czegoś się dowiedział. Skoro imperium nie istnieje, to albo czas ruszył na przód, albo...

Kiedy jeźdźcy rozprawiali na temat nieznajomych, z wydm powyżej zaczął schodzić przewodnik karawany. Miał na sobie proste białe szaty i szablę u boku z kunsztownie wykonaną rękojeścią. Mimo to nie wyglądał groźnie, a na jego obliczu nie malowała się wrogość, którą mieli na twarzach wypisaną strażnicy, ani nawet nie zagościły tam żadne inne zdradzające jego zamiary emocje. Poniekąd było to niepokojące.
- Czego się dowiedzieliście? - Zapytał katafraktów. - Pustynne rzezimieszki? - Wskazał ruchem głowy grupę stojących przed nimi osób.
- Raczej niewolnicy, co poderżnęli gardła swym właścicielom, uciekli na pustynię bez prowiantu i teraz powoli umierają, błagając nas o ulitowanie się - odparł z krzywym uśmiechem strażnik, ten sam z którym przewodnik prowadził rozmowę przed napotkaniem nieznajomych.
- Skoro pozbyli się kajdan niewoli, to nie są to już niewolnikami, lecz ludźmi wolnymi i nie błagają, lecz składają ofertę, a ja jestem człowiekiem interesu i z chęcią jej wysłucham - odparł strażnikowi, po czym zwrócił się do nieznajomych.
- Nazywam się Garavel i jestem majordomusem księżniczki Almah, która z wojskową wyprawą ruszyła do Brunatnych Szczytów. Intencjonalnie zostałem w tyle, aby zaopatrzyć się w dodatkowe towary w Katapesh. Teraz jednak goni mnie czas i zależy mi, aby bezpiecznie oraz bez większych opóźnień, spotkać się z resztą ekspedycji. Patrząc na waszą dość lichą sytuację jestem zdania, że możemy sobie pomóc nawzajem, ale najpierw chciałbym poznać wasze imiona i talenty, aby upewnić się, że transakcja ta będzie korzystna dla obu stron - powiedział przewodnik, a na jego twarzy po raz pierwszy zagościł nieznaczny uśmiech, choć był on dość sztuczny i wyuczony. - Moja karawana ma zapasy wody i żywności starczące na długie tygodnie. Jeśli spełnicie moje oczekiwania, to nie tylko będziecie mieli co jeść i pić, ale też zadbam o stałe zatrudnienie na czas trwania ekspedycji, a co za tym idzie — stosowne do stawianych przed wami wyzwań wynagrodzenie.
- A zatem… jaka będzie wasza oferta? - Rzekł Garavel, po czym lekko skinął głową w stronę nieznajomych i skrzyżował ramiona na piersi w oczekiwaniu na ich odpowiedź.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 01-10-2019 o 15:06.
Warlock jest offline