Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2019, 15:12   #2
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Matylda wstała z miejsca przeciągnęła się jak kot i dumnym pewnym siebie krokiem zbliżyła się do strażników, lekceważąc całą wcześniejszą rozmowę, wyglądała tak jak gdyby miała wszelkie prawo wystawiać żądania nie tylko wobec strażników miejskich
- Jestem Matylda von Turvill - błysnęła im po oczach klejnotem szlacheckim, który niby to przypadkowo wysunął się spod kurty by po chwili znów zniknąć pod jej połami. - Jak widzicie pielgrzymuję do słynnej świątyni Jedynego w Terancit, z intencją zdrowia dla mego dziada macierzystego a obecni tu mężowie stanowią moją obstawę aby zapewnić mi bezpieczeństwo w drodze. - Miała nadzieje, że obcy nie zakwestionują jej słów. Bez godnej obstawy nikt nie uwierzy w jej pochodzenie a co za tym idzie żadne z nich nie wejdzie do miasta poza kolejką. Z jednej strony wierzyła w rozsądek swych przypadkowych kompanów z drugiej zaś strony nadzieję, że zareagują na objawienie się szlachcica z właściwą stanom prostym pokorą. - Wskażcie mi najlepszą karczmę w mieście bom zdrożona wielce i pragnę gorącej kąpieli i miękkiego łoża abym mogła odpocząć kilka dni przed dalszą podróżą. - Bystre oko strażników z pewnością zwróciło uwagę na to jak szlachcianka niby to mimowolnie musnęła dłonią sakiewkę.
Twarz Kunza z różowej zrobiła się czerwona, a jego małe oczka najpierw utkwiły wpatrzone w jesienne błoto, które nagle stało się nad wyraz ciekawe, by następnie niczym strzała utkwić na przystojnej twarzy młodego Güntera.
- Günter! Nie dość że młody i głupi to ślepy! Co ty mi tu w ogóle, dupe zawracasz, mówiłem, chamów nie puszczamy, Panów tak! - Młody Günter nie próbował się bronić tylko pośpiesznie polecił strażnikowi na murach by uchylić bramę. Pierwszy raz od jakiegoś czasu dzisiejszego dnia.
- Ja Szanowną Panienkę von Turvill zaprowadzę do gospody… - Obok Matyldy nagle pojawił się mały chłopiec, może dziesięć wiosen, o ślicznych migdałowych oczach i śniadej cerze. Kunz spojrzał na chłopca spod oka.
- Co ty, co ty? A ty kto? Czekaj… nie widziałem cię tu wczoraj?
- Skąd panie strażniku, wczoraj moja matula, z Polany tu była, ona już w mieście, ja się zgubiłem, ja Panience gospodę pokażę, przecie wy bramowi posterunku opuszczać nie możecie. - Kunz nie wyglądał na do końca przekonanego ale w końcu kiwnął głową.

Brama miejska uchyliła się na tyle by piechurzy mogli spokojnie przez nią przejść. Czwórka cudzoziemców dostała się do miasta. W raz z nimi wszedł jeszcze tylko chłopiec, choć z za pleców, Matylda, Morliin, Aodan i Jan słyszeli jak nagle wiele osób chciało pokazać Panience i jej orszakowi najlepszą oberżę. Wielu z tych ludzi pewnie jeszcze przed chwilą wymownie odsuwało się od cudzoziemców. Jednak jak to mawiają kto pierwszy ten lepszy i tylko młodemu chłopakowi udała się ta sztuczka.

- Z daleka Panienka podróżuje? - zagadywał młodzik poruszając się zwinnie między czwórką podróżnych - A Panine konie?, zbójcy wzięli hm?
- Na bagnie się potopiły - westchnęła głęboko - nie wiem co mnie podkusiło aby się przez Zwieciste Bagna pchać, zamiast jechać normalnie gościńcem. Najważniejsze, że nas Jedyny ustrzegł przed nieszczęściem i szczęśliwie dotarliśmy do cywilizacji. Macie tu jakiś jarmark, że aż tak wielu ludzi przed bramą stoi?
Chłopak prowadząc czwórkę (prawdopodobnie to oberży) nieustannie poruszał się między nimi, ciekawy każdego elementu ich stroju. W sumie jak to dzieciak.
- No tak, złe to miejsca, nie dobra rzecz. Szkoda koni. No i rzędu! No ale nieść by było ciężko, a może tylko odpiąć się nie dało? - nawijał chłopak choć chyba nie spodziewał się odpowiedzi.
- Zawsze przed zimą dużo ludzi szuka schronienia za murami, w tym roku trochę wcześniej ale bandytów więcej, normalnie plaga. Ludzie mówią, że to przez to, że w górach już mrozy i bestie co tam żyją i gobliny robią życie cięższe innym bandziorom i wyrzutkom, to i oni z gór schodzą i ludziom życie uprzykrzają. Ciężkie czasy. A w mieście wiadomo, mury kamienne no i relikwie Świętego Filipa klęczącego.
- To z całą pewnością będziemy musieli się wybrać do świątyni i pomodlić się przy relikwiach - odpowiedziała spoglądając porozumiewawczo na Morlinna - daleko jeszcze do tej karczmy?
Morlinn westchnął i wzruszył ramionami, spoglądają na swoją bardziej wygadaną towarzyszkę. On tak nie potrafił wychwalać tego tak zwanego “Jedynego”.
-Oczywiście, dobrze słyszeć, że Kruków chroni potrzebujących w tych ciężkich czasach….- przeniósł spojrzenie na dwóch obcych, których Matylda określiła jako obstawę, z jednego z nich wyraźnie przebijała się silna domieszka elfiej krwi….
- “Wygódka” tuż za rogiem - zapewniał chłopak, prowadząc czwórkę po ulicach Krukowa. Miasto było murowane niemal zupełnie przynajmniej w tej części. Większość budynków wzniesiona była z czerwonej cegły ale zdarzały się i kamienne. Większe ulice były też brukowane, podobnie jak część mniejszych, reszta wyłożona była drewnem. Brzegiem ulic, zaraz przy ścianach ciągnął się rynsztok, który zasiliło wylewanie wiader z okien. Na szczęście, o tej godzinie raczej nikt tego nie robił, choć podróżni mogli dostrzec jednego człowieka, który kompletnie zmoczony pomyjami wygrażał pod jednym z budynków obiecując zemstę…
W ostatniej uliczce przez którą chłopak prowadził podróżnych było dość tłoczno, po obu stronach stało wielu drobnych kupców sprzedających głównie warzywa. Przeważnie cebulę i rzepę.
- No i jesteśmy proszę Szanownej Panienki - obwieścił chłopak wskazując na szyld wiszący nad drzwiami karczmy mieszczącej się na parterze dwupiętrowej, ceglanej kamienicy. Napis głosił: “Karczma Wygódka”
Aodan przez chwilę miczał i zastanawiał się, czy chłopak mu kogoś nie przypominał. Może spotkał już kiedyś jego ojca lub nawet dziadka?
Może faktycznie tak było, trudno było to ocenić.
- Chłopcze, jak się bijecie na patyki, to kto jest u was dobrym, a kto złym?
- Zamkowi Panie, straż… - chłopak trochę sam się śmiał z tego co właśnie powiedział, rycerze. W sumie to zazwyczaj każdy chce być rycerzem i o to się zaczynają bić.
Znaczy… zaczynamy się bić. Zli to są bandyci, gobliny, heretycy, shizmatycy no i Hrabia Düster z Düsterburga.
- Ogłoszenia w grodzie gdzieś gromadzicie? Jakiś słup, tablica? Albo polecicie kogoś obytego w lokalnych konfliktach i ręcznych bojach? Mieczem powywijałbym w dobrej sprawie, i za dobrą zapłatę, rzecz jasna. Za dobre rady dostaniesz monetę.
- Ano, jedna ze ścian ratusza z czarnego kamienia jest. Kredą tam piszą kto pisać umie i kto czytać umie ten czyta. Na rynku panie, od strony pręgierza. Dobrze heralda słychać ale też i pytać, dobrą pamięć mają a wiadomo, że o czymś starym krzyczeć już nie będą. No i oberżyści zawsze wiedzą co jest na rzeczy ale to wiadomo, nie za darmo.
Dotknięty ignorancją miejscowych strażników paladyn pomyślał, że z wartownikami przy bramie powinien rozmawiać podobnie jak z tym dzieckiem. Wzruszył ramionami. Niektórzy elfowie traktowali przecież nawet ich sędziwych starców jak niedorostków. Z taką buźką Aodan mógł nieźle zgrywać zaharowany miecz do wynajęcia, co było prostszym do przełknięcia przekazem od jego prawdziwej historii.
Po odpowiedzi zwrócił się do swoich kompanów.
- Wynajmijcie mi pokój na najwyższym piętrze. Obejdę się bez jadła i trunku. Zaraz do was dołączę. - W Aodanie odezwał się wyniesiony z enklawy partyzancki instynkt, nakazujący mu zawsze zabezpieczyć drogę ewentualnej ucieczki. Obszedł karczmę dookoła, uważając na chluszczące pomyje i notując w głowie rozmieszczenie drzwi i okien, po czym wrócił do swoich.
Kamienica mieszcząca karczmę znajdowała się w narożnej kamienicy na zakręcie dwóch ulic. Prowadziła tam też węższa uliczka, którą przyprowadził podróżnych chłopak. Aodan musiał wejść w bramę przyległej kamienicy by dostać się na podwórze i tyły karczmy. Było tam jeszcze jedno wyjście. Od podwórza znajdowały się też okna i część z nich musiała należeć do pokoi gościnnych. Był środek dnia toteż okiennice były w większości z nich pootwierane. Na podwórzu stały trzy konie i dwa osły. Na kamieniu przy bramie do podwórza siedział mały wychudzony i bosy chłopak, którego zajęciem najwidoczniej było obserwowanie zwierząt oraz tego kto się kręci w pobliżu.
Aodan zapytał się stajennego którędy do ratusza z zamiarem obejrzenia ogłoszeń na czarnej ścianie wspomnianej przez chłopaka.

 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline