Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2019, 16:09   #3
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Aodan, rynek

Murowana wieża ratuszowa przylegała do małych, drewnianych sukiennic dzielących kwadratowy rynek Krukowa na mniej więcej równe części. O tej godzinie było już tłoczno.
Na rzeczonej, kamiennej ścianie można było dziś odczytać następujące ogłoszenia:

"Szanowny Pan Jurand Miller, kupiec i członek rady miejskiej miasta Krukowa, poszukuje śmiałków dzielnych, ważących się w Las Trupich Jagód wyruszyć z wyprawą dla odnalezienia córki jego Edyty. Tym którzy czynu tego podjąć się zamiarują i dokonać go potrafią, Szanowny Pan Jurand Miller oferuje 40 sztuk złotych, nie rżniętych."

Dość dużą część ściany zajmowała rozpiska dotycząca bandyckich skalpów:

“Niech każdemu będzie wiadomym, że za pomoc w zwalczaniu plagi zbójeckiej winna jest nagroda. By ją odebrać koniecznym jest ukazać i zdać przynajmniej jedno z wymienionych:
  • Skalp bandyty (prawidłowo ściągnięty winien mieć przynajmniej jedno ucho)
  • Parę uszu (każde jedno prawe i jedno lewe liczy się jako para) jeśli bandyta był łysy
  • Ucho i nos jeśli bandyta był łysy i nie miał już jednego ucha.
  • W rzadkich aczkolwiek znanych przypadkach, gdy bandyta był łysy, nie miał ani uszu ani nosa, konieczne jest przedstawienie całej głowy. Uwaga, głowy ze świeżo obciętymi uszami i nosem nie będą honorowane!
  • Rada miejska przypomina, że każdy bandyta jest równy wobec prawa i boga i niezależnie od jego rasy cena jest ta sama! Przy krasnoludach dopuszczalne są skalpy z brody jednak wciąż wymaga się przynajmniej jednego ucha.
  • Za każdego bandytę przewidziana jest nagroda w wysokości 5 sztuk srebra.
  • To powiedziawszy, za głowę herszta zbójeckiego Andrzeja “Ondry” Ondraszka, Księże nam miłościwie panujący Witold wyznaczył nagrodę w wysokości 500 sztuk złota!
  • Nagrodę można odebrać po przedstawieniu dowodów w ratuszu.”
Bardzo starannym pismem ktoś zanotował:

“Poszukiwani chętni na zajazd, Płatne w złocie. Tylko poważne propozycje. Na zainteresowanych czekam po zmroku na rogu Rzeźnickiej i Nożowniczej”

Dopiero czytając ogłoszenia, Aodan zorientował się, że nie ma swojej sakiewki!
Aodan syknął przekleństwo pod złamanym i pobliźnionym nosem. Zaczepił pierwszego lepszego przechodnia, wyglądającego na osobę mało konfliktową i zapytał:
- Wiecie, którędy do niejakiego Juranda Millera, dobry człowieku? - Zamierzał ruszyć we wskazaną stronę, jeśli nie wydawała mu się podejrzana.
Mężczyzna w średnim wieku, wciąż noszący letnią opaleniznę i kmieci strój, nie wystraszył się Aodana ale trochę zdziwił jego aparycją.
- Hę? Chyba Radnego Milera szukacie hę? Ano ano, jak mam nie wiedzieć jak wiem. Tędy pójdziecie… - mężczyzna wytłumaczył Aodanowi, że ma iść prosto, skręcić w lewo i prawo. Tym sposobem mężczyzna miał zwyczajnie obejść plac by dotrzeć do kamienicy znajdującej się dalej przy rynku.
- Dziękuję. A róg Rzeźnickiej i Nożowniczej, to gdzie?
- Ano, to będzie… - znów chwila machania rękami przez przechodnia i już Aodan wiedział, że to w zasadzie jakieś osiem minut drogi od miejsca w którym stał. Na Rzeźnickiej jak sama nazwa wskazywała trudniono się ubojem. Na Nożowniczej,m ślusarką.
Aodan podziękował jeszcze raz i skierował się w stronę kamienicy Juranda Millera.
Dom, jak wszystkie zresztą z fasadami od strony rynku, należał do tych bardziej okazałych. Drzwi malowane na czerwono i obite miedzianą blachą. Po środku znajdowała się koładka. Aodan zapukał dwa razy i drzwi uchyliły się. Mężczyzna który mu otworzył równy z Aodem wzrostem ale szerszy, mocniej ciosanej budowy. Na łysej głowie było kilka starych blizn a na przedzie brakowało kilku zębów. Ta twarz jak i strój podpowiadał, że mężczyzna tu cieciuje.
- O co się rozchodzi? - huknął człowiek przez do połowy uchylone drzwi.
- O ogłoszenie ze ściany ratusza. Las Trupich Jagód. Chętnych jestem ja i trzech innych śmiałków, którzy w karczmie „Wygódka” się zatrzymali. Pośród nich jest nawet Matylda von Turvill - Aodan skorzystał z nazwiska kompanki, bo widział przy bramie, że jego brzmienie potrafi zrobić wrażenie na miejscowych.
- W interesach znaczy. - Mężczyzna miał jak widać nieskomplikowany sposób myślenia, co jeszcze dobitniej dowodziło, że nie z myślenia się utrzymuje. Człowiek otworzył drzwi na pełną szerokość.
- Tędy tędy, do środka wejdźcie - mężczyzna zrobił Aodanowi miejsce by ten mógł wejść do środka.
Izba miała ściany obwieszone materiałem, przy jednej z nich znajdowała się szeroka ława.
Z izby można było udać się drewnianymi schodami na piętro lub przejść do kolejnego pomieszczenia na tym samym poziomie. Z takiego właśnie wynurzył się młody mężczyzna.
- Sławek, wołaj Radnego Millera, ino raz, z ogłoszenia człek przyszedł. - Sławek kiwnął głową, kiwnął też na przywitanie Aodanowi i udał się po schodach na piętro. Odźwierny zaś Poczekał z Aodanem przy ławie.
Po kilku minutach Sławek zszedł na dół.
- Prosim, chodźcie za mną, Radny was przyjmie, napijecie się czego może? Miodu? Wina? - Sławek prowadził Aodona do kolejnego pomieszczenia na parterze. Odźwierny im nie towarzyszył.
- Woda wystarczy - odpowiedział Aodan. Sławek kiwnął głową i po chwili przyniósł kubek ze świeżą wodą.
Ta izba była używana do biesiad i zapewne prowadzenia interesów. Przy dużym stole stało dziesięć krzeseł. Z boku był kominek. Okno wychodziło na podwórze.
MIller pojawił w progu po kolejnych, kilkunastu minutach. Stary mężczyzna, pomagający sobie kosturem zdobnym w herb miejski - zapewne oznakę jego urzędu i rangi Jurand nosił też szykowną, czerwoną bekieszę.
Aodan na znak pokojowych zamiarów odłożył pochwę z mieczem, dziwiąc się, że nikt wcześniej nie poprosił go o oddanie broni. Zsunął kaptur i odczekał chwilę w milczeniu, aż rozmówca przyzwyczai się do jego wizerunku.
- Widziałem ogłoszenie. Las Trupich Jagód. Jest nas czworga, w tym dwóch elfiej krwi. Towarzyszy nam też Matylda von Turvill, może to nazwisko jest panu znane. W gąszczach będziemy czuć się lepiej niż w mieście czy z czystym widokiem na horyzont. Chętnie podejmiemy się tego zadania i nie tylko z powodu złota. Wiem, co to znaczy stracić bliską osobę. A nawet wiele osób.
Jurand chyba nie widział dobrze z daleka więc usiadł blisko Aodana. Gestem dłoni ponaglił Sławka by przyniósł mu coś do picia. Mężczyzna wrócił z dzbanem wina i kielichem który postawił na stole przed starym kupcem.
- Rozumiem - powiedział wreszcie Jurand gdy Sławek nalał mu już wina do pucharu. - Z nieludźmi jak i szlachtą zagraniczną interesy jużem robił. Wielcem zaszczycon, przybysze z dalekich krain, żeście raczyli odpowiedzieć na wołanie skromnego starca... - wypowiadając przedostatnie słowo Jurand zahaczył spojrzenie na swoim rozmówcy - - Oczywiście wasz trud będzie wynagrodzony, Imć…? - wyjaśnił Jurand dopytują się też o imię swojego gościa.
- Aodan. Zwą mnie Niezłamanym. - Jurand kiwnął głową.
- Tędy zacznę rzecz wykładać bo nie czas na zwłokę. Moje jedyne dziecko, córa ukochana Edytka, toć jeszcze dwudziestu wiosen nie skończyła, ech ta młodzież niemądra dzisiaj... - Jurand załamał ręce po czym kontynuował:
- Zawsze w opowieści o herojach wsłuchana była od małego, tak i ja jej z kieszeni nie żałował, jak chciała miecz dostać, kupiłem, lekcje fechtunku u strażnika jednego opłaciłem, żeby się żelazem przypadkiem nie pocięła ta pociecha moja. - starzec schował twarz w dłoniach po czym się napił i kontynuował:
- I dzień ten w duchu teraz przeklinam i tą słabość moją żem się na to zgodził. Wieść doszła do grodu naszego tygodni kilka wstecz od teraz, że z wioski jednej wieści żadnych nie słychać od czasu dłuższego, kto by się tam nie wybrał, nie wraca. - Zasmucony Miller załyczył ponownie z kielicha, tym razem porządniej.
- I znalazła się w mieście zbieranina awanturników, którzy powzięli zamiar sprawę tę zbadać. I ta moja córa niemądra, po kryjomu dom opuściła i z tą zgrają ruszyła. Nawet słowa nie rzekła, jeno list zostawiła. - Jurand otarł łzy:
- Już czternaście dni minęło jak jej nie ma, ani nikogo kto z nią ruszył. Tędy pragnę nając wasze usługi byście córę moją w dom bezpiecznie sprowadzili.
- Po czym będzie miała poznać, że jesteśmy od ciebie, panie? - Aodan zmrużył oczy. - Poza tym łatwo mi sobie wyobrazić scenariusz, w którym powrót do domu wcale nie będzie jej się uśmiechać, szczególnie jeśli w swoim przedsięwzięciu odniosła jakieś sukcesy, nieważne jak małe. Uszczknięcie kropli krwi goblina niektórym młodym wystarcza jako opał dla ich bohaterskich fantazji na długie, długie lata… - Zamyślił się. - Pytanie więc, jakimi ewentualnymi środkami mamy próbować zmienić naturę panienki, jeśli zajdzie taka potrzeba? - Jurand znów się napił, jakby spodziewał się podobnego pytania. Aodan go podczas tej czynności obserwował, zastanawiając się, czy może kojarzy jego przodków. Samotny ojciec nie radzący sobie z dorastającą córką. Wielu takich przewinęło się przed oczyma jeśli żyje się wystarczająco długo.
- Bóg mi świadkiem, że niczego więcej nie pragnę jak zdrowia i szczęścia mojego dziecka. Ale skoro mam wybierać, wole to pierwsze. Byle by jej się krzywda jawna nie działa, proszę sprowadźcie ją do domu, gdzie jej miejsce, gdzie majątek rodzinny. A jakby jaka ręka obca, jakiś prowokator, szarlatan wam na drodze stanął, czyńcie co trzeba.
Aodan skinął głową na znak zrozumienia. Napił się wody.
- List odemnie Edyce dajcie, może prośba starego ojca ją otrząśnie z tego szaleństwa
- Ten strażnik, co ją fechtunku uczył, wciąż można go tu gdzieś spotkać?
- Staremu Zygfrydowi zmarło się zeszłej zimy. Kamienie go męczyły, umarł w strasznym bólu, niech bóg ma go w swojej opiece, choć gdyby jej tak żywo nie uczył, może by jej ta głupota do głowy nie uderzyła. Edyta to rozwinięta dziewczyna, dobre sześć stóp, matka nieboszczka odeszła przy porodzie, Edyta chowała się jak chłopak, do tego to machanie żelazem, sporo w niej siły. Ma długie ciemne włosy i zielone oczy, po matce.
Wszystkich kawalerów jakich dla niej wyszukałem, słała precz a i w pysk dać potrafiła. A to kupieckie dzieci były, z bogatych rodzin, ech ta córa moja niemądra. Za to na te moczymordy najemnicze raz za raz zerkała, nie raz musiałem w domu zamykać, ale to po prześcieradle z okna się spuściła, potem musiałem Andrejka, odźwiernego posłać żeby tam przypilnował czy coś się jej z tymi zbirami nic nie stało. Ach to dziecko moje głupie.
- A o wspomnianych awanturnikach i wiosce co wiecie, panie? Jakoś się tytułowali? Andrejka któregoś miał okazję poznać?
Jurand westchnął i wygrzebał z za pazuchy kawałek pergaminu.
- To jej list, niewiele tego, eh... naiwne to moje dziecko.

“Drogi Ojcze

Wyruszyłam wraz z kompanią Zielonej Tarczy, by zbadać co dzieję się z wioską Rokity, w Lesie Trupich Jagód.
Proszę, nie martw się o mnie. Wrócę niebawem.

Edyta”

Miller zamyślił się przez chwilę, po czym zaczął:
- Niewiele zabrała, poza tym przeklętym mieczem i podróżnym płaszczem. Las Trupich Jagód to dzikie miejsce, podobno elfy pilnują by co złego na kmieciów nie wyszło i kto prawa elfów szanuje ten długo żyje. Ale jak kto szuka "przygód", drzewa kaleczy, czasem nawet szansy nie dostaje na zaniechanie. Rokity wioska się zowie, o którą się tutaj rozchodzi, sioło lasem obrośnięte z każdej strony i przez las doń iść trzeba. Nie jedyna to osada w lesie, ale najbliższa traktowi. Toteż tylko tam kupcy zachodzą i tylko tam idąc z taborem elfy przez palce patrzą. Ale ostatnio nawet z Rokit wieści żadne nie dochodzą a i dwa tabory jeszcze stamtąd nie wróciły, choć minął już miesiąc. Nikt nic nie wie, elfowie milczą nawet jak kto spotka jakiego. Ludzie mówią że to wszystko przez wiedźmy, bo i wiedźmy w lesie tym żyją.
Ostatnie dwa łyki Aodan pił dłużej niż resztę wody w kubkubku.
- Panie, przyznacie, że omawiana tutaj sprawa wygląda na delikatniejszą niż wydawała się w wypisanym ogłoszeniu. Nie mówimy o pospolitym rąbaniu mieczami bandy goblinów. Potencjalnych przeciwników, sprytnych i przebiegłych awanturników Zielonej Tarczy, możemy uznać za równych sobie, a do tego czyha na nas jeszcze cokolwiek znajdziemy w tej opuszczonej wiosce. Nie wspomniawszy już o tym, że wobec pańskiej córki musielibyśmy zastosować prawdopodobnie środki inne od konwencjonalnych w naszej profesji. Jednak tak jak wspominałem, wiem, co to znaczy stracić bliską osobę. Z tego też powodu nie zamierzam negocjować przynajmniej trzykrotnego podwyższenia zapłaty, ale proszę o zapewnienie wiktu i opierunku dla mojej kompanii do czasu wyprawy, a w dniu wyprawy o udzielenie wszelkiego możliwego wsparcia. Koni, przewodników, map, zapasów… Jak widać, jestem i moi kompani są dobrze przygotowani, ale szalę sukcesu i porażki może przeważyć nawet pojedynczy szczegół, bo diabeł, wróg Jedynego, tkwi w szczegółach, nieraz zdumiewająco małych i błahych dla oka.
Jurand wstrzymał się od dalszego picia i uważnie przyjrzał się swojemu rozmówcy. Co oznaczało, że musiał pochylić się do przodu i oprzeć o blat.
- Mhm… - mruknął - hmm… - mruknął znowu - wiem, żem stary i w desperacji, alem kupiec i choć broń boże, o dobro Edytki się targować nie zamierzam, to rozum swój mam. Nie miejcie urazy. Przyprowadźcie mi córkę, ja cenę dałem w ogłoszeniu jaka wydawała mi się słuszna, ale bóg mi świadkiem, nigdy wcześniej takiej służby żem nie potrzebował. Macie inną kwotę na myśli, możemy porozmawiać, to moje ostatnie słowo być nie musi. - Miller w końcu wziął kolejny łyk wina. - Przejazdem jesteście, w mieście interesów nie macie, rozumiem. Tędy na poczet naszej dobrej współpracy pokryje koszt waszego noclegu, jadła i napitku, jeśli skoro świt ruszyć chcecie.
- Do świtu, do zmroku nawet, jeszcze daleko. Do tego czasu obiecuję, że przemyślimy ofertę - to znaczy wtedy, kiedy oferta z rogu Rzeźnickiej i Nożowniczej okaże się mniej korzystna. W międzyczasie Aodan zamierzał wrócić do karczmy i przekazać kompanom, czego się dowiedział.
- Dobrze - zgodził się Miller.
Jurand pożegnał się z Aodanem przy drzwiach i nim mężczyzna wyszedł jeszcze raz zapewnił, że jest otwarty na negocjację zapłaty.
 
Lord Cluttermonkey jest offline