Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2019, 09:22   #7
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Północ, róg Rzeźniczej i Nożowniczej
Nocą ulice Krukowa były opustoszałe i ciche. Jedynym światłem był księżyc i gwiazdy. Jedynie przy karczmach było hałasu i ktoś się kręcił. Tam też, przed drzwiami paliły się oliwne lampy, lub pochodnie.
Janek rozglądał się dookoła. Nie był do końca przekonany do pomysłu uczestniczenia w zajeździe, ale trzeba było się wzbogacić, kiedy była ku temu okazja. Zarzucił jednak kaptur na głowę.

Aodan trzymał dłonie na rękojeści i nowej sakiewce, przez co jeszcze bardziej niż zwykle wyglądał jak cudzoziemiec. Nie przejmował się tym, i tak nie dałby rady ukryć tego faktu.
- Może wszyscy postąpmy podobnie - elf zarzucił kaptur na głowę - oraz spróbujmy przez chwilę udawać, że się nie znamy, na wypadek patrolu straży - oddalił się od kompanów.
Matylda skinęła głową.
Morlinn na wypadek gdyby był to jakiś podstęp nakazał swojemu chowańcowi patrolować okolice miejsca spotkania i w razie potrzeby ostrzec.
Gdy Morlinn spojrzał przez oczy swojego kruka sponad pobliskiego dachu, na dachu obok dostrzegł bardzo podobnego ptaka…

Spróbował przyjrzeć się uważniej, czy miał do czynienia z nienaturalnym stworzeniem, np. chowańcem jakiegoś innego czarodzieja….
Mógł założyć, że właśnie tak było.

Jednak nie koło “Starej Panny”. Lokal o może nie tyle najgorszej co najmroczniejszej reputacji w mieście wydawał się wręcz, za cichy. Gdyby nie fakt, że przez okiennice widać było światło, można by pomyśleć, że lokal jest zamknięty i nikogo tam nie ma.

Partyzancki instynkt nakazał Aodanowi tak jak wcześniej obejść przybytek dookoła i zanotować rozmieszczenie drzwi i okien.
Karczma miała tylko jedne widoczne wejście. W podwórzu kamienicy była rzeźnia. Okna do lokalu znajdowały się tylko od strony ulicy i miały obecnie zamknięte okiennice.

Cudzoziemcy nie czekali długo, kilka modlitw od przybycia na róg ulic drzwi “Starej Panny” otworzyły się bezdźwięcznie. Wyłoniła się z nich postać niska i raczej drobna, przynajmniej na ludzkie standardy. Okryty zakapturzonym płaszczem nieznajomy powoli podszedł do cudzoziemców.

A gdy nieznajomy był już zupełnie blisko i można było dostrzec jego twarz, wszyscy pojęli iż mają do czynienia nie z nim lecz nią.

Na oko mogła mieć trzydzieści lub nawet czterdzieści lat. Jej lico przecinały już bowiem pierwsze zmarszczki. Skórę miała bladą, dla kontrastu oczy i włosy kruczoczarne. Nos raczej długi, usta wąskie, grymas nieustannie doń przyklejony. Mogłaby nawet być przez kogo nazwana za urodziwą, gdyby tylko się uśmiechnęła. Nie sprawiała jednak wrażenia takiej, co puszcza oczka, jej wzrok był kalkulujący i chłodny.
- Z ogłoszenia? - ni to zapytała ni stwierdziła.

-Tak, jesteśmy nowi w mieście i rozglądamy się za możliwościami.. - odezwał się Morlinn, przyglądając się badawczo kobiecie. Zastanawiał się czy była właścicielką drugiego chowańca…

Kobieta zdawkowo kiwnęła głową po czym przeniosła wzrok na innych, na wypadek gdyby ktoś jeszcze miał w tym momencie coś do powiedzenia.

Aodan wciągnął powietrze przez nos, skupiając się na swoim szóstym zmyśle.
- Przyznać muszę, że z tym krukiem to sprytnie zagrane. Szczególnie w Krukowie. Pewnie nikt z tutejszego, zabobonnego ludu nie domyśla się, czym rzeczywiście jest ta istota. A ponadto pasuje do koloru twoich włosów, pani. - Zdeformowane usta zakapturzonego mężczyzny lekko się uśmiechnęły. - Tylko co lub kto wymusza stosowanie takich środków ostrożności? Miasteczko wydawało mi się raczej spokojne, w przeciwieństwie do otaczającej go dziczy - udawał naiwnego. Przypatrywał się rozmówczyni, zastanawiając się, czy kiedyś już nie spotkał kogoś do niej podobnego. Kogoś, kto mógł być jej ojcem. Lub dziadkiem.

Kobieta nie skomentowała pierwszej części wypowiedzi Aodana.
- Nie tutaj, porozmawiajmy w środku. - powiedziała tylko i odwróciła się w stronę oberży z której przyszła. Potencjalna zleceniodawczyni czekała aż potencjalni pracownicy podążą za nią.

***

“Stara Panna”
Wnętrze lokalu okazało się całkiem schludne, wręcz czyste. Wciąż, ponure. Pomieszczenie oświetlała pojedyncza, oliwna lampa stojąca na szynku. W karczmie panował więc półmrok a nieregularny kształt wnętrza, na które składało się kilka mniejszych salek i korytarze między nimi dodatkowo utrudniał obserwację czy nasłuch otoczenia. Miało się wręcz wrażenie, że nie jest to wnętrze oberży a raczej jakiś grobowy labirynt. Mimo ograniczonego naświetlenia cudzoziemcy byli świadomi obecności kogoś w zasadzie przy każdym stoliku. Niektóre twarze oświetlał żar trzymanej w ustach fajki. Rozmowy prowadzono tu szeptem i często nawet nie przy kuflu.

Kobieta poprowadziła towarzyszącą jej czwórkę cudzoziemców do jednego z pustych stolików. Sama usiadła między nimi.

- Niektórych pewnie obchodziłoby, czy ten zajazd został powołany w zgodzie z lokalnym prawem, aby przez brak ostrożności nie przyłożyć ręki do bezprawnego łupiestwa. Mnie zaś tylko interesuje, czy oporny dłużnik w konszachty z potworami lub ciemnymi siłami wchodził. Jeśli tak, muszę wpierw poznać szczegóły. Jeśli nie, mój kodeks zabrania mi udziału w zajeździe. A wtedy, niestety, rozejdziemy się w swoje strony. - Powiedział Aodan.
Matylda spojrzała na niego z ukosa, nie bardzo rozumiała dlaczego nie mieli by brać łatwiejszej roboty jeśli takowa by się napatoczyła.
Kobieta czekała aż Aodan skończy i nim sama się odezwała zrobiła jeszcze pauzę, na wypadek gdyby ktoś jeszcze miał od razu coś do powiedzenia.
- To nie stanowi tu problemu - zaczeła wreszcie mówiąc wyraźnie choć dość cicho. Cudzoziemcy natychmiast usłyszeli, że kobieta podobnie jak oni sami nie posiada lokalnego akcentu. - moje roszczenia są zgodne z prawami tej krainy. Jestem jedyną prawowitą spadkobierczynią posiadłości o którą się rozchodzi. Co do konszachtów dłużnika… lepiej zacznę od początku:
Nazywam się Alia D'Falena i podobnie jak wy, nie pochodzę z tych okolic. To powiedziawszy, mój ród od czasów dawnych posiadał tu ziemię. Było to zaskoczeniem nawet dla mnie samej, gdyż gałąź rodziny do której należę nigdy wcześniej nie zawędrowała w te okolice. Jak jednak widać, nie dotyczyło to całego rodu. O poczynaniach tej tutejszej gałęzi trudno mi się wypowiadać, jedyne co jest ważne, to że ich prawo do ziemi i posiadłości nigdy nie zostało podważone. Z tego co udało mi się ustalić ostatnim przedstawicielem tej linii była kobieta, która weszła w konflikt z zakonem. Nie wiem czy jesteście obeznani z tą organizacją. Jeśli nie, powiem tylko iż jest to organizacja, sekta w zasadzie działająca w wielu krainach. Tutaj zawędrowała zaledwie kilka lat temu. Widzicie, owy zakon, uważa się za zbrojne ramię samego boga… Moją krewną posądzo o “czary” z tego co udało mi się dowiedzieć spalono ją żywcem na stosie. - kobieta westchnęła bez wyraźnych emocji - Dla dobra nas wszystkich i całej tej krainy, zakon nie ma tu żadnego ważnego przyczółku czy politycznych wpływów. Niestety, są na tym świecie krainy gdzie tak nie jest. Ale, wracając do meritum: Zakon posiłkował się w tym przedsięwzięciu lokalnymi najemnikami, sprzedajnymi mieczami, awanturnikami, tak wiele jest nazw a sens ten sam. Gdy ci… subkontraktorzy się rozjechali i rozeszli, tych kilku braci i sióstr zakonnych nie zdołało utrzymać położonej na obrzeżach cywilizacji posiadłości. Szczególnie w czasach gdy bandyci terroryzują okolicę. Należąca do mojej rodziny posiadłość padła więc pastwą tych ostatnich oraz innych jeszcze intruzów. Słyszałam o goblinach. Zakon uważa, że słusznie “wyzwolili ziemię od sług zła” i teren należy się im, z racji braku prawowitego spadkobiercy, widzicie, to cudzoziemcy i w ich stronach kobiety nie mogą dziedziczyć ziemi. W lokalnym prawie jednak jest to jak najbardziej dozwolone, więc racja stoi po mojej stronie. - kobieta spojrzała po twarzach siedzących wokół niej - czy to wyjaśnienie jest wystarczające?
-Zakon? Słyszałem o nich i nie pałam sympatią do tych fanatyków. - wtrącił zimno Morlinn.
- Z goblinami i innymi intruzami mogę ci pomóc - Aodan określił dokładnie zakres swych usług w tym niecodziennym przypadku. - Podaj cenę.
- Sto sztuk złota i zanim komuś przyjdzie do głowy coś głupiego, nie przyniosłam ich dziś ze sobą. - Alia mówiła cicho a i tak rozejrzała się ponad głowami rozmówców wyglądając w mroki lokalu. - szczerze powiedziawszy, wolałabym nie marnować choćby i miedziaka ale sama przecież wszystkiego nie zrobię.
Aodan założył rękę na rękę i wypuścił powietrze nosem. Oczy błysnęły na złoto.
- Za tylko sto sztuk złota będziemy musieli zadać jeszcze kilka pytań. WIELE pytań. - Oddał inicjatywę w ręce kompanów, mając nadzieję, że odpowiednio urobią ewentualną zleceniodawczynię i podbiją stawkę.
- Myślę że mój towarzysz ma rację - podjęła Matylda - potrzebujemy sobie usystematyzować kilka kwestii zanim pójdziemy dalej. Czy są jakieś papiery świadczące o tym roszczeniu?
- Mam papiery potwierdzające moje pokrewieństwo, przynależność do tego samego rodu.
- Co takiego robiła inna gałąź twego rodu, iż zainteresował się nią zakon? Co stanowiło podstawę do zarzucenia jej czynienia czarów?
- Tak jak powiedziałam, Nie mi oceniać co moi dalecy krewni porabiali. Co stanowiło podstawę zarzucenia czynienia czarów? Szczerze? Podejrzewam, że po prostu umiała czarować. To chyba nie stanowi wielkiego zaskoczenia dla waszej grupy, mylę się?
Matylda przełknęła ślinę, po czym kontynuowała.
- Co wiesz o tym zakonie?
- Zakon szpitala świętej Helgi, w skrócie nazywany po prostu zakonem. Uchodzą, za fanatycznych wyznawców Jedynego, ksenofobicznych względem wszelkich nieludzi i obeznanych w sztukach tajemnych chociażby. Jednak to tylko fasada, to kabała bigotów którym przyświeca tylko zysk.
- Są jakieś dowody świadczące o tym, iż wiara ich jest mała, ktoś ich o coś oskarżał ?
-Wątpisz? Mieliśmy już do czynienia z tego rodzaku ludźmi- Morlinn zacisnął pięść gniewnie, przypominając sobie tragiczne wydarzenia które zmusiły ich do ucieczki z rodzinnych stron.
-Jesfem Morlinn Amarthil. Przykro mi z powodu tego co spotkało twoją krewną - dodał szczerze. - Alia kiwnęła Morlinnowi głową i odpowiedziała:
- Mam swoje doświadczenia z rodzinnych stron. Możesz wierzyć moim słowom lub nie. Z czasem sama wyrobisz sobie opinię.
- Jak wygląda kwestia bandytów? Czy jest to jedna zorganizowana grupa czy kilka niepowiązanych ze sobą?
- Z tego co wiem bandy zbirów niepokoją te ziemie od zawsze, są jak drapieżniki z lasu, jak zima sroga to więcej się ich zapuszcza na ludzkie siedliszcza.
- Jak dawno zadomowiły się tam gobliny? - zadawała pytanie za pytaniem.
- Zakon długo się nowym nabytkiem nie nacieszył, już zeszłej zimy dwór padł łupem bandytów. Moja krewna, widocznie potrafiła utrzymać posiadłość w jakiś sposób...
- W jakiś sposób… - Powtórzył Aodan. - Gdybyśmy mogli rzucić okiem na twoją księgę zaklęć, ułatwiłoby to nam podjęcie decyzji. W te kilka chwil nie zdążymy jej na tyle przestudiować, żebyś mogła obawiać się kradzieży… własności intelektualnej. A propos, odziedziczyłaś ją po swojej świętej pamięci krewnej?
Usta Ali nie wykrzywiły się choćby w jakimś grzecznościowym, udawanym uśmiechu od samego początku spotkania. Na słowa mężczyzny kobieta aż się nadęła. Wiedźma czy nie, pewne było, że kobieta nie potrafi zabijać oczami. Gdyby tak było. Aodan już by nie żył.
- Gdybym… - kobieta była wściekła do tego stopnia że aż pomachała ostentacyjnie palcem wypowiadając te słowa - Gdybym nawet takową miała… a przecież nigdy nie mówiłam że mam, to nie widzę powodu dlaczego miałabym ją komukolwiek pokazywać. Tak samo jak nie widzę powodu dla którego miałabym pokazywać jakąkolwiek część mojego ciała. - kobieta poprawiła włosy które wpadły jej na twarz. - Po moich dalekiej krewnej odziedziczyłam jak widać ogromne wydatki. Może kiedy wreszcie odzyskam swoją prawną własność to uda mi się pozbierać jej prochy i posadzić w niej paprotkę…
- Ale nie twierdzisz, że nie praktykujesz sztuk magicznych? - Aodan wiercił dalej. W końcu jego pierwsze pytanie w tym kierunku zostało zignorowane.
- Nie widzę w jaki sposób to ma mieć związek ze sprawą - Alia znów mówiła cicho - zresztą w dzisiejszych czasach… nawet piwo ponoć chłodzi się czarami i świątobliwych mężów do snu układa…
Aodan wzruszył ramionami.
- To tylko nieszkodliwe sztuczki. Jednak demonologów czy nekromantów mój Iokodeks traktuje już bezwzględnie. Biorąc to zlecenie zachowam profesjonalny sceptycyzm odnośnie twojej opinii o Zakonie i twojej krewnej.
Alia złączyła palce obu dłoni.
- Świetnie. Kiedy już spotkasz jakiś demonologów czy nekromantów potraktuj ich jak tylko uważasz za stosowne. Jeśli spotkasz jakiś na mojej posesji, proszę nie stopuj się… A wracając do zasadniczego tematu. Jeszcze jakieś pytania?
- To, na które nie odpowiedziałaś. - Powtórzył Aodan.
Alia przewróciła oczami. Po czym zerknęła na Matylde zanim na powrót spojrzała na Aodana.
- Odebrałam kosztowne i staranne wychowanie, przeczytałam wiele ksiąg, to jest może niespotykane w tych stronach, ale jestem kobietą dobrze wykształconą. Wśród różnych zajęć było też trochę zagadnień mistycznych a, że umysł mam plastyczny, nieskromnie przyznam że kilka tych “nieszkodliwych sztuczek” zapadło mi w pamięć. - to powiedziawszy kobieta spojrzała z kolei na Jana i Morlinna - Czy ta spowiedź naprawdę jest konieczna…?
-Dla mnie nie jest, wybacz wścibskość mojego towarzysza, miał chyba złe doświadczenia z adeptami Sztuki- Morlinn westchnął, nastawienie Aodana również go irytowało.
Aodan rozłożył ręce i udał zmieszanie, aby dać Alii odetchnąć. Myślał dalej swoje.
Janek nie miał większych oporów, kobieta kupiła go na wzmiankę o zakonie.
- Jak daleko stąd jest ta posiadłość, w którą stronę, jak wyglądają okoliczne tereny, kiedy chcesz wyruszyć i jak dużą grupę chcesz zebrać? - Zapytał Janek, wypluwając niemalże swoje pytania na jednym tchu.
- Pola nieuprawiane już od wielu sezonów szybko padły pod naporem Lasu Trupich Jagód. Dom mojej krewnej stoi na wzgórzu niedaleko wioski zwanej Rokitami. Podejrzewam nawet, że owe sioło również należy się mojej rodzinie ale jak do tej pory nie znalazłam na to wystarczających dowodów. Chciałabym rozwiązać tą sprawę jak najszybciej, zakon na pewno nie zbierze żadnej ekspedycji przed wiosną ale gdy przyjdzie zima i mi trudno będzie coś zdziałać. Zrobiłam kilka odpisów mapy, mogę ją wam nieodpłatnie podarować. Nie mogę wam zaoferować żadnej zaliczki więc jestem wyrozumiała w kwestii podjęcia zadania. To trwa już jakiś czas, tydzień czy dwa nie zrobią aż takiej różnicy.
- No i jak mają się tutejsze klechy jedynego do zakonu, czy w okolicy jakieś ichnie siły stacjonują? - Dodał jeszcze.
- Ci głupsi, których oczywiście jest więcej, kupują wszystkie słowa jakie wyjdą z ust tych węży. Jednak ci bardziej rozgarnięci i świadomi politycznie, jak choćby biskup, wiedzą, że zakon ma swoich własnych księży, swoją własną hierarchię i kiedy będą wystarczająco silni, kiedy nie będzie już żadnych nieludzi, pogan czy “wiedźm” przyjdzie pora na “heretyków” - czyli każdego kto nie kłania się zakonowi.
- W mieście nie mają jeszcze wszystkich w garści? O ludziach biskupa mówię chwilowo. - Dodał zaciekawiony Boczek.
- Nawet takie odległe miasto jak Kruków, leży poza możliwościami zakonu w tej krainie. Zaczynają od małych wsi, majątków, jak choćby ten należący do moich krewnych.
- Taaaak, ale to była sprawa biskupa, czy zakonu samego z siebie?. Jakoś nikomu z tej wielkiej sekty specjalnie nie ufam. To może i w większości dobrzy ludzie, ale tym łatwiej ich przez to ogłupić i wykorzystać. - Powiedział czarodziej. Zastanawiał się, jak bardzo uprzykrzy mu życie sprawa z piwem i księdziem.
Alia wzruszyła ramionami.
- Tak jak powtórzyłam już wiele razy. Osobiście tutejszych krewnych nigdy nie spotkałam. Czy sobie zasłużyli na swój los czy nie, nie mi to oceniać. Pewnym jest jednak, że gdyby nie fakt iż moja krewniaczka kobietą była, samotną i bez potomka, to jej rzekome “czary” by tak bardzo bogobojnym sługom nie przeszkadzały. W tej krainie czarodzieje i do tego nieludzie jak elfowie, spacerują w cieniu książąt i wtedy nikt nie wypomina im ani profesji, ani wyznania, ani pochodzenia. Jak ten świat jest zbudowany każdy wie…
- Tam gdzie interes nie ma miejsca na sentymenty - wtrąciła szlachcianka, która miała szczerą chęć by pomóc kobiecie i upiec tym samym dwie pieczenie na jednym ogniu.
Alia tylko pokiwała głową i zerknęła na pozostałych.
-Czy oprócz nas ktoś się już zgłosił? I czy wiadomo więcej o tych goblinach, chociażby ich liczebności?
- A czy to ma znaczenie? - Alia uniosła brew - Ale tak, ktoś się zgłaszał wcześniej. Co do goblinów, te samotnie rzadko występują.
- Twoje ogłoszenie chyba nie cieszy się zainteresowaniem? Czy wręcz przeciwnie, już pół miasteczka wie, że jesteś kim jesteś i jaki cel zamierzasz osiągnąć? - Zapytał Aodan, nie zamierzając złośliwości, nawet jeśli to tak zabrzmiało. Chciał oszacować ewentualną konkurencję i niepotrzebny rozgłos.
- Powiedzmy, że kontaktuje się tylko z tymi, którzy w mojej ocenie się nadają. - wyjaśniła Alia.
- Czuję się zaszczycony. - Odpowiedział Aodan. - Skoro już zostaliśmy uznani za nadających się, nasza cena to dwieście sztuk złota. Cena uwzględnia już ryzyko polityczne misji.
Kobieta zrobiła wielkie oczy. Widać było, że rozstawanie się ze złotem znosiła źle. Coś z czym kto jak kto ale akurat Aodan mógłby sympatyzować…
- Sto pięćdziesiąt - wydusiła przez zaciśnięte zęby.
- Stoi.
- Cieszę się że udało nam się porozumieć - Morlinn odprężył się na swoim krześle, zastanawiając się czy czegoś nie zamówić. Gdy odwrócił się by spojrzeć na oberżystę zorientował się, że ten patrzy się na niego, z twarzą nieruchomą niczym posąg. To nie była asertywna mina.
-Widzę że jesteś w podobnej sytuacji jak my, którzy przybyliśmy dzisiaj do Krukowa, też chyba długo nie przebywasz w mieście?
Kobieta zamrugała jakby akcentując przejście z negocjacji na bardziej luźną dyskusję.
- Tak, też nie jestem z tych stron.
- Już o tym wspominałaś, spokojnie jeśli nie chcesz o tym mówić o jak długo płacisz nie mamy powodu by zadawać zbędne pytania. Musimy wrócić do konkretów wiemy ile zarobimy, ale chyba nie przypuszczasz że wyruszymy na wyprawę w której postawimy nasze życia na szali jedynie za obietnicą późniejszej wypłaty. Potrzebujemy zadatku.
Oczy Aodana błysnęły chciwie, ale nic nie powiedział. Był już zmęczony całym dniem rozglądania się za zleceniami i negocjacjami. Chciał działać, choć nie obraziłby się, gdyby Matyldzie udało się wyszarpać jeszcze kilka srebrników z tej wywłoki. Miał nadzieję, że po rozprawieniu się z goblinami uzupełni wynagrodzenie dobrym łupem.
Morlinn jęknął cicho, widząc że znowu wracają do negocjacji - on był już nimi zmęczony a sytuacja czarodziejki wzbudziła w nim sympatię.
Alia prychnęła.
- Nie trwonię gotowizny. Z tego co wiem dwór zajęli zakonnicy z grupką najemników. A potem tych pierwszych przegonili bądź wytłukła grupka zbirów. Oni zadatku do tego nie potrzebowali. W dworze pałętają się tam teraz, kto wie jakie zdobycze udało im się zgromadzić na bandyctwie. Zrobiłam już bilans zysków i strat, zakładam, że majątek został dawno splądrowany. To powiedziawszy, cokolwiek znajdziecie na i przy tych których zabijecie, jest wasze. To nie musi, ale może, znacznie przekroczyć nawet sumę którą ja oferuję. Każdy może ziemię zająć i złupić, zadatku nie potrzebując. Nie każdy jednak może jeszcze za to zostać wynagrodzonym i zrobić to wszystko w majestacie prawa. Nie każdy, bo tylko ja mogę legalnie na własnej ziemi kogoś do tego nająć. Cyrografem to mogę zagwarantować. Ale jeśli myślicie, że wyciągniecie ode mnie choć miedziaka przed robotą, cóż… może jednak nie skontaktowałam się z właściwymi ludźmi.
- Zapominasz Pani o jednym detalu, my jesteśmy wolnymi ptakami i czy weźmiemy nie robi nam to różnicy. Dla was ten konkretny fragment ziemi ma znaczenie a czas płynie. Sama wspomniałaś, że zakon może ponowinie się o tą ziemię upomnieć, a gdy się na niej rozsiądzie nie będzie łatwo ją mu odebrać. - wzięła oddech - gdyby Twoje zlecenie było tak łatwe jak twierdzisz nie siedziałbyś Pani w tej karczmie a na swoich włościach. Mówisz, że dasz nam wszystko co nam się uda na twych włościach zdobyć, zaprawdę chojna to oferta, zwłaszcza w świetle okoliczności, iż ziemie te były już plądrowanie kilkukrotnie. Właściwie możemy je splądrować bez Twego Pani błogosławieństwa. Wszak sama mówisz, że wedle prawa jest to ziemia niczyja bo i konfiskata była i pokrewieństwo dalekie - Matylda uśmiechnęła się cynicznie. - Pewna jestem, że jakby dobrze poszukać to i inni kto wie czy nie bliżsi krewni wysunąć mogą podobne roszczenie. Czas płynie, a zima zbliża się nieubłaganie - kontynuowała próbę targów, była jednak w stanie przystać na umowę potwierdzoną cyrografem, z zabezpieczeniem długu na majątku w razie gdyby udało im się go przejąć a czarownica nie była by chętna do zapłaty.
Alia poruszyła szczęką ale kiwnęła głową. Kobieta schowała dłonie pod stół i zaczeła grzebać w połach płaszcza. Po chwili wyłożyła na stół tubę na pergamin, kałamarz, pióro, lak, świeczkę oraz mały sztylecik. Alia zaczęła od ustawienia świeczki i zapalenia jej. Wyciągnęła z tuby kartę, podwinęła rękawy i zabrała się do pisania. Kobiecie szło to sprawnie, widać było, że pisanie nie jest jej obce.
Cytat:

Ponieważ każdy śmiertelnik jest prochem marnym i jak proch się rozwieje nie tylko pamięć o czynach jego słowach ale i on sam w końcu, aby więc to, co w czasie się dzieje nie zanikło w pamięci z biegiem czasu, jest zwyczaj uwieczniać to znakami pisma; w tym celu wiadomym niech będzie obecnym i przyszłym, patrzącym na tę kartę: że Alia D’Falena, herbu Ćma, dnia dzisiejszego … umowę zawarła z …
Na podstawie niniejszej umowy Alia D’Falena, herbu Ćma, zleca a … zobowiązują się do wykonania następujących czynności:
Oczyszczenie posiadłości rodziny Falena, zwanej też Ćmią Kasztelą, z wszelkich intruzów tam przebywających. Preferowaną przez zleceniodawczynię formą tego oczyszczenia jest zabicie owych intruzów jednak jeśli kontrahenci znajdą inny, skuteczny sposób, może on zostać zastosowany. Zleceniodawczyni, nie rości sobie żadnych praw do mienia jakie intruzi (to jest każdy przebywający obecnie w posiadłości) mogli zgromadzić łupiąc jej własne ziemię czy też z innych źródeł. W przypadku skorzystania przez kontrahentów z preferowanej formy pozbycia się intruzów, to jest ich uśmiercenia, zleceniodawczyni nie wymaga usuwania ich ciał. Oczywiście kontrahenci mogą prócz zarekwirowania wszelkiego należącego do denatów mienia, pobrać ich skalpy, uszy czy nosy.
Za wykonanie owej pracy … otrzyma po jej wykonaniu wynagrodzenie w wysokości 150 sztuk złota, wypłacone ze skarbca D’Falenów.
Niniejszy cyrograf, sporządzony w dwóch egzemplarzach jest podpisany krwią zainteresowanych stron.
(...)
- Pilnujcie tego dokumentu lepiej niż oka w głowie… podpisuje go przynajmniej trójka magów. - Wyszeptał cicho i śmiertelnie poważnie Janek. Następnie wyciągnął pióro, naciął płytko lewą dłonią i podpisał cyrograf.
Matylda podpisała się wyraźnie i czytelnie była przekonana, że robi dobry interes.

Gdy wszyscy złożyli już swój podpis na obu kopiach, jakby akcentując zmianę nastroju Morliin postanowił nawilżyć gardło:
-Ktoś się czegoś napije? - Stwierdził kierując się do szynkwasu.
Aodan chciał rozprostować nogi, więc wstał i ruszył z Morlinnem do baru.

- Jeśli to wszystko - powiedziała Alia - spotkamy się na miejscu. Wyruszam tam niebawem i pozostanę w okolicy. Znajdę was tam.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 12-10-2019 o 09:32. Powód: dodałem dłuższy kawałek bo czemu nie? :)
Amon jest offline