Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2019, 10:28   #6
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Niklas Schoppendauer westchnął i pokręcił głową chcąc rozruszać spięte mięśnie. Po czym powrócił do gwizdania jakiejś dawno nie słyszanej melodyjki. Wszystko było lepsze od miarodajnego odgłosu spadających kropel, odbijającego się w miejskim loszku. Brzuch zaburczał mu niczym marszowe legato. Postanowił na razie o nim nie myśleć i skupił się na odszukaniu w pamięci słów piosenki o młodej, jędrnej pastereczce.

W ciągu swojego długiego życia nauczył się w jaki sposób przetrwać chłód, nagonkę, wojnę czy, najgorsze ze wszystkich, głód. Robił to od bez mała 35 lat. Można więc powiedzieć, że się nieźle wyrobił. Liczył, że na stare lata będzie mógł zaznać trochę spokoju. Po to wrócił w rodzinne strony, do Siegfriedhof, żeby osiąść, otworzyć piekarnie czy karczemkę i zająć się uczciwym zarobkiem. No w miarę uczciwym. Na ile tylko jego pokrętna dusza by pozwoliła.

Czas wydawał się niezgorszy bo po prawie czterech dekadach to nawet najszlachetniejszy tusz i najwyższej jakości papier zwietrzeje tak, że nikt nie rozpozna jego własnej, poznaczonej bruzdami twarzy. Z rodzinnego miasteczka musiał bowiem wiać aż się kurzyło. Nie było sensu zapierać się, że wydarzenie z miedzianym krukiem, wieżą spichlerza i zapuszczonym kurem było wyłącznie wypadkiem. Po pierwsze, nie do końca byłaby to prawda, a po drugie, wszyscy dookoła, włącznie z przeorem, mieli już dość jego "przedsiębiorczych" interesów. Zresztą zły to był klimat na działania przedsiębiorcy, bo plotki takie o nim już urosły, że pewnie nikt by od niego nawet miedziaka zapłaty nie wziął bez oglądania się czy to fałszywka. Randal mu świadkiem, że wiara w człowieka interesu malała z każdym rokiem, ale żeby od razu banicja? Nagroda za głowę? Że niby niedorosłą córkę wójta zbałamucił? Tam od razu zbałamucił. Pokazał po prostu co nieco i, że kurdupel może był, ale tylko wzrostem.

Tak czy siak zmiana rynku zbytu dobrze mu zrobiła. Do czasu. Bo okazuje się, że miałkość wiary w człowieka interesu nie jest ograniczona tylko do jego rodzinnych stron. Niklas więc musiał być cwany. Zmieniał nazwiska, imiona i pseudonimy tak często, że nawet przed sobą nie mógłby powiedzieć czy faktycznie nazywał się Niklas Schoppendauer. Łebski był z niego nizioł więc, niezależnie od miejsca zawsze umiał zakręcić się w robocie. W sposób przedsiębiorczy, ma się rozumieć, czyli tak by zarobić dużo, a przy tym nie napracować się zbytnio. Niestety prawodawcy nie zawsze byli tego samego zdania. A poborcy podatkowi, Randalu broń nas od tych powsinogów z rzeżączką między nogami, praktycznie zawsze uważali odwrotnie. Jakby na przekór! Wtedy więc musiał znowu zabierać swój majdan i zmieniać branżę.

Sporo przesiedział też w lasach. Nie sam, oczywiście. Przekonał Bandę Łysego, jednego z mniejszych banitów z jakiegoś kurwidołka, że jest świetnym fałszerzem i nie ma co go dziurawić strzałami. Robił też za zwiad i podpowiadał w której wiosce co napadać najlepiej. Poznał więc i sztuczki tych mniej zaprzyjaźnionych z prawem. Pewnie siedziałby w lesie dłużej, ale jedzenie jeżyn nie było na jego żołądek. Dodatkowo sam Łysy wpadł w jakimś mieście posługując się jego glejtem, więc był to znak by co rychlej odnaleźć nowych "promotorów".

Miał też na swoim koncie i inne sztuczki oraz przebrania, jednak za długo by wyliczać, wszystkie z nich. Prowadził też obwoźny kram eliksirów wszelakiej maści. Na porost włosów, depilacje, nieświeży oddech, ale również tych bardziej egzotycznych jak eliksiry miłosne, siły, odwagi czy widzenia w ciemnościach. Na warzeniu mikstur co prawda znał się tyle co na władaniu gizarmą, ale najwyraźniej soki różnych owoców, wymieszane z przyprawami smakowały podobnie i ponoć dawały niezgorsze rezultaty. Czemu więc miał dyskutować z naturą?

Ciągłe wędrówki i ucieczki męczyły go jednak coraz bardziej. Warto było wrócić do własnej ziemi, nabyć małą nieruchomość za odłożony grosz i spróbować jeszcze raz.

No i jak wtedy JEBŁO.

Nigdy nie miał takiego pecha jak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Najazd, pożoga, jakieś duchy, śmuchy i inne nieumarłe kurwiszony. I jeszcze ta banda, która tylko kręciła i kręciła. Gdyby nie jego doświadczenie i szósty zmysł pewnie już witałby się z tamtą stroną. A tak udało mu się przeżyć, tylko cały swój dorobek stracił. Został wylącznie ze swoim zaufanym plecakiem, sakiewką monet i tym co udało mu się porwać z domu zanim wybiegł. A i jeszcze to nie był koniec. Jeszcze ten nowy kapitan straży musiał mu pokazać kto on zacz.

Niklas zaś doskonale wiedział kim on tak naprawdę był, pod tymi swoimi glejtami i odznakami. Nie omieszkał też opowiadać o tym głośno i szeroko. Nawet prosto w jego zaczerwienioną ze wściekłości twarz. Niezbyt się to jednak spodobało wzmiankowanemu, a że nie uznał upojenia alkoholowego jako podstawy do nadzwyczajnego złagodzenia kary to i niziołek wylądował w dole.

Nic to. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Przeżyje i to.

W końcu zwie się Niklas Schoppendauer!

***

Siegfriedhofska straż znała tylko trzy rodzaje kar. Były to kolejno pręgierz, dół kryty kratą oraz szafot. Wszystkie atrakcje zlokalizowano na placu pod strażnicą by zgromadzona obok na rynku gawiedź mogła w miarę potrzeby błyskawicznie stawić się na widowisko.
Pierwszy śnieg bardzo źle wpłynął na nocującego pod kratą niziołka. Z pewnością zamarzłby, gdyby nie wydrążona przez poprzednich lokatorów więzienia jama oddzielająca jeńca od zalegającej na dnie dołu wody. Sam osadzony nie był jednak optymistą co do swojego zdrowia i życia w perspektywie czasu. Czekał na śmierć.

Kolejny dzień padał deszcz ze śniegiem. Niziołek nie wiedział już który. Po prostu kolejny. Sytuacja w dole stawała się dramatyczna. Palce Niklasa były jak po długiej i komfortowej kąpieli w balii mimo braku kąpieli od kilku tygodni. Powrót w rodzinne strony był zdecydowanie najgorszym jego uczynkiem ostatniego roku!

W ciągu dnia odwiedził go staruch, który był okolicznym grabarzem odkąd Niklas pamiętał. Z niepewną miną obserwował go chwilę aż niziołek poruszył się zdecydowanie dając sygnał, że jeszcze żyje. Wtedy staruch zniknął znad kraty. Jego trzeszcząca dwukółka była dobrze słyszalna.
Czyli ktoś dziś umarł. Lub miał umrzeć. Żadna pociecha.

Po zmroku strażnicy odsłonili kratę i opuścili drabinę.

Niklas zerknął tylko w kierunku drabiny. Droga ku wolności. Światełko w tunelu jego nędznego żywota. Kilkanaście kawałków drewna wartych może błyszczyka. Dla niego jawiła się niczym artefakt zesłany przez Randala. Szkod tylko że był zbyt przemarznięty i głodny by nawet zacząć kombinować jak by tutaj zerwać się matni. Poruszył się tylko nerwowo, dając znać że jeszcze dycha. Nie wyjmował jednak dłoni spod pach, gdzie miały chociaż odrobinę ciepła.
Za późno na spacer wisielca i za wcześnie na ułaskawienie. Ciekawe, czego chce ta łysa pała, ten kloc z dwoma przyszytymi workami udającymi jaja, ta rozpaćkana kupa łajna na drodze
Niklas naprawdę nie wiedział, dlaczego komendant zareagował aż tak agresywnie na jego słowa. Cóż przynajmniej nie bili go… zbytnio.

Drabina zatrzeszczała. Ktoś schodził po stopniach, nawet dwa ktosie. Błoto chlupnęło pod ich butami, popędzane przyciszonym przekleństwem. Drugi ze schodzących niósł w rękach lampę, ale już wcześniej Niklas dostrzegł, że faktycznie byli to strażnicy odziani w grube płaszcze. Obaj dzierżyli też w łapach pałki. Chyba po to by odstraszać szczury, bo Niklas był przecież spokojnym Niziołkiem.
Światło lampy oświetliło jego norkę.Nie była to taka typowa norka. Nie polecił by jej nikomu, chyba że brodatym krasnoludom, bo chyba oni lubili w ziemi spać. Brakowało nawet tradycyjnych okrągłych i koniecznie zielonych drzwi z małym okienkiem! Toż to skandal. Niezależnie jednak od wszystkiego musiał przywitać gościu. Odwrócił się więc ostrożnie i spuścił nogi, mrużąc oczy od nadmiaru światła.
- Ruszaj się, Niklas! - usłyszał przepity głos. - Komendant ma do ciebie sprawę.
Niziołek nie musiał się nawet przyglądać, tę charakterystyczną chrypę rozpoznaja wszyscy mieszkańcy. Niszczuk i, zapewne, jego nieodłączny towarzysz niedoli, Pryszczyk. W myślach podziękował Randalowi, że nie musi oglądać twarzy tego drugiego.
Roztarł odrętwiałe ramiona.
- A czegoś to może chcieć nasz uwielbiany komendant? - zaskrzeczał z trudem. Nie miał ostatnio szans zbytnio poćwiczyć retoryki. - Niech zgadnę, potrzebuje pomocy żeby odczytać list od kochanki! Oj chyba zagalopowałem się, przepraszam…
Dodał szybko widząc jak dłoń Niszczuki zaciska się na pałce.
- Kto by chciał bliżej oglądać taką łysą glacę. Pewnie nie potrafi odczytać napisów na drzwiach i nie może trafić do swojego gabinetu.
Pryszczyk parsknął niekontrolowanie, ale jego towarzysz nie zareagował.
- Nie mędrkuj karle, tylko wskakuj na drabinę. Póki jeszcze chodzić możesz.

Na takie dictum Niklas nie miał już nic więcej do powiedzenia. Pacnął w błoto obok obu strażników, w tym ciągle chichoczącego Pryszczyka, i ruszył do drabiny. Odrętwiałe kończyny ruszały się z trudem, ale każdy szczebel przybliżał go do wolności, chociaż chwilowej. Dopiero na górze odwrócił się, przysiadł i spojrzał w dół. Strażnicy nie byli na tyle głupi, żeby ruszyć zaraz za nim.
- No to skoro wreszcie mogę wam spojrzeć w oczy, to rzeknijcie. Czego ode mnie chce ten kurwiszon krzywozęby, hę?
Poczuł nagłe szarpnięcie za kubrak, a po chwili bezład unoszenia się w powietrzu. Potem zaś nastąpiło zionięcie czosnkiem i zepsutymi zębami.
- Tego już dowiesz się od samego kurwiszona krzywozębnego, jak go określiłeś.
Niziołek przełknął slinę. Spoglądał z bliska w twarz zastępcy kapitana straży i zaufanego starszego brata, Helmuta. Obaj traktowali się z niespotykanym wśród rodzeństwa szacunkiem. Dodatkowo ponoć to młodszy z braci uchodził za inteligentniejszego, co niezbyt dobrze świadczyło o Helmucie
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 13-10-2019 o 13:44.
Noraku jest offline