Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2019, 01:08   #10
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Brody Mocy
- W takim razie umowa stoi - zakończył elf negocjacje, wstając od stołu - Macie trzy dni, żeby uporać się ze zmorą. Jeżeli nie wyrobicie się w tym czasie, to wynajmę kogoś innego. Jasne?
- Brody Mocy cię nie zawiodą - zapewnił w imieniu wszystkich Gert.
- Mam taką nadzieję. Tutaj macie obiecaną zaliczkę. - Naeryndal Tęgi cisnął na środek stołu, pokaźny mieszek, który upadając przyjemnie zabrzęczał - Do zobaczenia za trzy dni.

Negocjacje z elfickim magiem przebiegły szybko i sprawnie. Nie zgodził się on, co prawda na spisanie umowy w obecności notariusza, jak życzył sobie Malcolm, ale poza tym elf okazał się bardzo elastycznym pracodawcom. Nie tylko przystał na podwyżkę stawki, zaliczkę, ale także udzielił im porady i informacji.
- Za miasteczkiem, tuż przy rzece mieszka, pustelnik Pulsifer Grayish. To niezwykle mądry i wbrew pozorom potężny człowiek. Jak to mawiają święty mąż. Bogowie go sobie upodobali i obdarzyli licznymi darami. Jak dobrze z nim pogadacie, to może pobłogosławi wam broń, co jak przypuszczam może się wam okazać pomocne w walce. Tylko uważajcie, bo Pulsifer choć to święty człowiek to jest lekko - elf pokręcił dłonią przy prawej skroni wskazując na stan umysłu pustelnika - Mówiąc oględnie, to on niezbyt lubi ludzi i trzeba go umiejętnie podejść. Z tego, co słyszałem to lubuje się on w elfickim winie musującym i kocha czekoladę.

Umowa została więc dobita, a Brody Mocy wzbogaciły się o pięćdziesiąt złotych monet.


***
Jeszcze w trakcie porannych dyskusji o przyszłym pracodawcy, wszyscy zgodnie stwierdzili, że warto byłoby wybrać się też na wieczorny występ cyrku Oricka Von Vorina. Wszak odrobina kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Ba, nawet jak gadają mądrzy ludzie, kultura jest tym, co sprawiło, że człowiek stał się czymś więcej niż tylko przypadkowym wydarzeniem w przyrodzie. Cyrk, to może nie jest wysoka sztuka, ale lepsza taka jak żadna.
Zatem, gdy tylko zapadł zmierzch wszyscy członkowie Brod Mocy ruszyli do cyrkowego namiotu na przedstawienie.


***
Wnętrze cyrkowego namiotu pogrążone było w półmroku. Jedynie cztery pochodnie ustawione symetrycznie wokół areny, dawały słabą poświatę. Światła była tylko tyle, żeby zajmujący miejsca widzowie, nie wpadali na siebie. Gwar rozmów, półmrok i wisząca w powietrzu ludzka ekscytacja i ciekawość, gęstniały z każdą chwilą.
Wyglądało na to, że dzisiejszego wieczoru cyrkowy namiot pomieści większość mieszkańców Hillash i sporą grupę przyjezdnych. Wszyscy oni w napięciu oczekiwali na rozpoczęcie przedstawienia. Wśród zebranej gawiedzi znaleźli się także członkowie drużyny Brody Mocy. Zasiedli w trzecim rzędzie. Bardzo blisko areny. NIe planowali tego, ani nawet im na tym specjalnie nie zależało. Wszystko to było sprawką, elfiego maga, Naeryndala. Gdy tylko pojawili się przy wejściu do namiotu, niziołek sprzedający bilety uśmiechnął się szeroko i rzekł:
- Witajcie panowie, członkowie szlachetnych i odważnych Bród Mocy. Zapraszam miejsca już na was czekają. Mój pomocnik wskaże panom drogę. Urlich zaprowadź panów.
- Ale jakże to? - wyartykułował swoje zdziwienie Malcolm.
- Czcigodny Naeryndal Tęgi zadbał oto, żeby tak wielcy bohaterowie, jak wy mieli odpowiednie miejsca na dzisiejszym przedstawieniu.


***
Wśród gwaru i rozmów pojawił się dźwięk. Początkowo cichy, tak że prawie nikt nie zwrócił na niego uwagi. Z każdą jednak upływającą sekundą narastał, przyspieszał i wybrzmiewał głośniej.
Rozmowy i szepty zaczęły szybko milknąć. Uwaga widzów skupiła się na arenie, która została jasnym snopem światła, które zdawało się nie mieć źródła.
- Czy to magia mamusiu? - zapytał mały chłopiec wtulony w matkę.
- Csss… oglądaj synek - odparła kobieta nie odrywając wzroku od sceny.

Werble ucichły i na kilka chwil w cyrkowym namiocie, zapanowała absolutna cisza. wyczulone ucho mogło usłyszeć nie tylko przelatującą muchę, ale też szybkie kołatanie serca siedzącego obok widza.

Nagle jak coś nie jebnie! Buuum!

Potężny huk, niemal rozdzierający bębenki. Wraz z nim na scenie pojawił się kłąb dymu, a z niego wyłonił się znany wszystkim łysy niziołek. Piski i krzyki przerażenia i zachwytu wydarły się z setek gardeł.
- Paaaaniiieee i paaanoooowieeee! - krzyknął ubrany w błyszczący cekinami frak karzełek - Ladies and gentleman! Meine Damen Und Herren! Madame et Monsieur! - dodał w obcych językach - Wieeelkii cyrk przewspaniałego Oricka Von Vorina ma nieskrywany zaszczyt i przyjemność, zaprosić państwa na wieczór magii, czarów, dziwów i ekscytujących pokazów. Czas was moc wrażeń od których osoby o słabszych nerwach mogą popaść w apopleksję. Czujcie się zatem ostrzeżeni, bo dyrekcja nie ponosi żadnej odpowiedzialności za mdlenia, ataki histerii, czy paniki i nie wypłaca z tego tytułu żadnych odszkodowań, ani nie zwraca biletów. Dość jednak o tem! Czas wszak rozpocząć nasze przedstawienie.
Niziołek zaczął przechadzać się po arenie i spoglądając widzom siedzącym najbliżej kontynuował swoją mowę.
- Czy jesteście zatem gotowi na mrożący krew w żyłach pokaz żonglerki dziesięcioma nożami. Mistrz Gwidon nie tylko w perfekcyjny sposób opanował podrzucanie ostrych przedmiotów, nie tylko jest w stanie połknąć dwuręczny miecz, ale także, a może przede wszystkim jest oszałamiającym nożownikiem. Niezrównana celność i sokole oko mistrza Gwidona zostaną wystawione dzisiaj na próbę, gdyż w kole śmierci znajdzie się jego ukochana córeczka Agnes. Przed państwem mistrz Gwidon.

Karzełek zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Za to na scenę wbiegł muskularny mężczyzna, który w obu dłoniach trzymał pokaźne pęki noży. Za nim na arenę wbiegła też kilkuletnia dziewczynka, która ciągnęła za sobą wózek z całą stertą żelastwa. Były tam miecze, topory, tasaki i włócznie.
Nie zwlekając mistrz Gwidon rozpoczął swój pokaz, a ukryta za sceną orkiestra przygrywała mu budującą napięcie muzyką. Mistrz Gwidon wyrzucił w powietrze kilkanaście długich noży i zaczął nimi swobodnie i zdawało się bez większego wysiłku żonglować. Ostrza fruwały w powietrzu, a Gwidon łapał je z niezachwianą pewnością. W tym czasie jego córka ustawiła na drewnianym stojaki kilkanaście dorodnych arbuzów.
- Ole! - wrzasnął mistrz Gwidon i pierwszy nóż pomknął do celu, wbijając się w pierwszy owoc na stojaku.
Został nagrodzony salwą oklasków.
- Ole! - powtórzył swój okrzyk i kolejny nóż utknął w celu. Brawa także rozległy się ponownie.
Kolejne okrzyki “ole” były coraz głośniejsze i szybsze, a noże z zawrotną prędkością lądowały w soczystych i tryskających sokiem owocach. Gdy ostatni nóż trafił do celu mistrz Gwidon, stanął na środku z rozpostartymi szeroko ramionami i z dumą przyjmował spływającą na niego burzę oklasków. Trwał tak przez kilka sekund, po czym ukłonił się i przystąpił do kolejnej sztuki.
W jego dłoniach wylądowały ciężkie i potężne topory, których nie powstydziłby się żaden krasnoludzki wojownik, czy inny zabójca trolli. Tym orężem także mistrz Gwidon zaczął żonglować, po czym rzucał do celu. I ten popis nagrodzony został nagrodzony brawami.
I w końcu przyszła kolej na zapowiadane na początku Koło Śmierci. Dwóch mężczyzn wniosło obrotowe koło na platformie, po czym przywiązali do niego mała Agnes.
Werble zabrzmiały niepokojąco, po czym jeden z mężczyzn zakręcił kołem, a drugi przewiązał Gwidonowi oczy opaską.
- Teraz proszę państwa o absolutną ciszę. Mistrz Gwidon musi się teraz skupić - rozległ się głos niziołka.
Werble zagrały potrójne tremolo, a na ich koniec rozległ się głośne uderzenie w talerze. W tym właśnie momencie mistrz Gwidon zaczął rzucać nożami w obracające się Koło Śmierci, które trafiały dokładnie pomiędzy rozchylone kończyny dziewczynki.
Cała sztuka została nagrodzona gromkimi oklaskami, entuzjastycznymi gwizdami i piskami kobiet.
Mistrz Gwidon zszedł w glorii chwały ze sceny, a jednocześnie wbiegła na nią grupa akrobatów.

Ich występ był równie ekscytujący, co pokaz mistrza Gwidona. Salta, piruety, skoki i fikołki, wykonywane w różnej konfiguracji wprawiły widzów w zachwyt.
Po akrobatach przyszła kolej na występ tresera dzikich zwierząt. Maestro Broungun, muskularny krasnolud z gęstą, rudą brodą i jego menażeria sprawiły, że wszystkie kobiety zebrane w cyrkowym namiocie zaczęły krzyczeć i piszczeć z przerażenia, gdy pogromca wkładał na przemian głowę do paszczy lwa i tygrysa.
Po tak silnej dawce emocji na scenę wkroczyła para klaunów, która swymi wygłupami skutecznie rozładowała zgromadzone napięcie i strach. Pinto i Flinto odegrali serię śmiesznych scenek, po których tylko największe ponuraki nie płakały ze śmiechu.

Gdy Pinto i Flinto zeszli z areny wśród braw i wiwatów, na arenie pojawił się ponownie łysy niziołek.
- Szanowni państwo, a teraz coś na co zapewne wielu z was czeka. Pokaz magii i iluzji. Zatem bez zbędnego przedłużania, przed państwem niesamowity i jedyny w swoim rodzaju, geniusz iluzji, mistrz nad mistrze, cudowny i wspaniały Wermiwis Bagreno.

Ledwo niziołek wypowiedział te słowa wszystkie pochodnie i lampy w namiocie zgasły. Po chwili rozległ potężny grzmot i snop wielokolorowych iskier wypełnił przestrzeń pod sklepieniem namiotu. Kolorowe iskry wirowały w powietrzu i wyglądało, to jakby tańczyły one lub bawiły się w berka. Wraz z biegiem czasu zaczęły one przybierać bardziej rozpoznawalne kształty. Z chaosu barw zaczęły wyłaniać się smoki, rycerze i potężne zamki. za pomocą tych fantomowych obrazków mistrz Wermiwis opowiedział zgromadzonej widowni cudowną opowieść o walce o tron, gdzie krew się lała, trup ścielił się często, gęsto, a bohaterstwo i zdrada przeplatały się w opętańczym tańcu. W finale opowieści rozegrała się wielka bitwa w której główną rolę odegrały dwa przepotężne smoki. Ich podniebna walka i śmierć jednego z nich zakończyły pokaz iluzji.

Na zakończenie przedstawienia ponownie pojawili się Pinto i Flinto z serią krótkich skeczy. Śmiech i łzy mieszały się na widowni, która wciąż w pamięci miała mrożące krew w żyłach sceny z opowieści, jaką zaprezentował mistrz Wermiwis.
Gdy klauni opuszczali arenę, spod powały rozległ się niezwykle doniosły głos niziołka.
- Szanowni państwo, dziękujemy bardzo, że raczyliście zaszczycić nas swoją obecności i z uwagą i zainteresowaniem obejrzeliście nasze przedstawienie. Na dzisiaj to już koniec, ale nie martwcie się jutro też jest dzień, a my nigdzie się nie wybieramy. Zapraszamy zatem na jutrzejszy pokaz na którym będziecie mogli ujrzeć między innymi Pudzillę, najsilniejszego człowieka na świecie, połykaczy ognia, tańczące kury oraz kolejny występ mistrza Wermiwisa. Żegnamy i zapraszamy na jutro.
Po tych słowach wnętrze namiotu rozbłysło feerią kolorowych świateł, a w górę wzleciało migoczące konfetti. Na tym tle łysy karzełek zleciał spod samej powały, wykonując w powietrzu kilkanaście salt i obrotów. Wylądował pośrodku areny z rękami wzniesionymi w geście triumfu. Za nim na scenę wbiegli wszyscy cyrkowcy, którzy tego wieczoru występowali. Żegnały ich gromkie brawa, okrzyki radości, gwizdy i piski zachwyconej publiczności. .


Sathara
A tymczasem w odległym lesie dzikusa imieniem Sathara gościła przy swoim ognisku, tajemniczą i jak się szybko okazało niebezpieczną Irmę.
Kobieta w milczeniu pałaszowała ofiarowanego jej przez dzikuskę królika. Nie odpowiedziała na żadne z pytań, które zadała jej Sathara. Co było nie tylko niegrzeczne,ale także niezwykle dziwne. Irma nie przerwała jedzenia, a co jeszcze dziwniejsze, nawet nie spojrzała w kierunku swej gospodyni.
Gdy przełknęła ostatni kęs mięsa, otarła usta wierzchem dłoni i przez kilka długich chwil oblizywała kości. W końcu wyrzuciła je w krzaki, a Sathara usłyszała dźwięk, który ją niezwykle zaniepokoił. Brzmiał on jak pomruk jakiegoś dzikiego zwierzęcia.
- Trudno cię było znaleźć - odezwała się w końcu Irma - Umiesz się ukrywać czas twojej ucieczki jednak już się skończył.
W tym momencie wyczulone zmysły dzikuski wyczuły zagrożenie. Niezbyt sprecyzowane i nie konkretne, ale jednak bardzo bliskie i osaczające ją.
- Wiem, co zrobiłaś i dlaczego uciekasz. Nie próbuj - ostrzegł Irma unosząc dłoń w górę.
Sathara cofnęła dłoń, którą chciała już sięgnąć już po swoją glewię.
- Broń na nic ci się nie zda. Jesteś na mojej ziemi. Mam dla ciebie propozycję. Jeżeli spełnisz moją prośbę wybaczone i zapomniane będzie ci wszystko. Czas nie cofnę. Nie mam takiej mocy. Mogę jednak sprawić, że nikt nie będzie pamiętał o tym, co zrobiłaś. Musisz tylko zrobić jedną rzecz. Zabić lorda Venoma. Jego krew zmyje wszystkie twoje grzechy. Rano skoro świt wyrusz na północ. Idź tak długo, aż dojdziesz do rzeki. Przepraw się przez nią, a później… będziesz wiedziała co robić.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline