Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2019, 00:09   #9
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Skoro świt cała grupa wyruszyła wpierw na zakupy a potem w drogę ku Rokitom. To miała być przynajmniej czterodniowa podróż. Wpierw poprzez okoliczne pola. Było już dawno po żniwach i jeśli ktoś liczył na zwędzeniu czegoś nadającego się do zjedzenia musiał być zawiedziony. Jednak Leshanie udało się ustrzelić zająca, więc przed nocą zapowiadała się pieczeń.
Słońce świeciło jeszcze wysoko na niebie gdy piątka towarzyszy wkroczyła między pierwsze drzewa.

Leśna droga
Mniej niż milę w las, z obserwacji przyrody czy innych rozmyślań wytrącił Morlinna kamień, który z impetem uderzył półelfa w głowę. Krew popłynęła z twarzy czarodzieja, który miał dużo szczęścia, że nie stracił oka. Między drzewami towarzysze wypatrzyli pięciu mężczyzn. Czterech kręciło proce a jeden właśnie wkładał do swojej kolejny kamień.
Morliin nawet nie zdążył otrzeć okrawionej twarzy, jego ręce już zaplatały zaklęcie. Magiczna energia pofrunęła w stronę jednego ze zbirów. Trzy przeraźliwe wrzaski potwierdzały trzy trafienia
Matylda i Leshana chwyciły za cięciwy i puściły strzały między drzewa, z których z kolei poleciało więcej kamieni. Aodan cisnął oszczepem
- Magia przeciw żałosnym procom! Haha! Śmierć wam!, - zakrzyknął wojownik. Zraniony magią zbir zdecydował się posłuchać tej rady i porzucić pole walki, jednak kamienie wciąż śmigały nad głowami podróżnych i wkrótce jeden miał trafić kolejnego półelfa. Jan również zaczął szeptać inkantację, posyłając pocisk żywego ognia w bandziora, któremu nie pomogło chowanie się za pniem. Wkrótce czułe zmysły Lashany uderzyła woń palonego drewna i skóry a wrzask usłyszeli wszyscy walczący. Na ratunek płonącemu nie przyszedł jednak kojący chłód… Co nie oznacza, że chłód go nie trafił kiedy Morliin zakończył kolejne zaklęcie. Mężczyzna cierpiał teraz poparzenia od dwóch skrajnych żywiołów i jego wola walki wyczerpała się, kuśtykając w podskokach uciekł w las.
Kamienie bandytów, czary magów, oszczepy oraz strzały fruwały między lasem a drogą, Leshana trafiła zbira ku któremu biegł Aodan. Ranny bandzior zaczął się zasłaniać ciupagą lecz półelf szybko rozpłatał mu czaszkę. To ostatecznie zmusiło pozostałą dwójkę rzezimieszków do taktycznego odwrotu.
Grabiący zwłoki Aodan zaśmiał się. Najpierw cicho, później głośniej. Wkrótce jego śmiech rozchodził się po całym lesie w krótkich, maniakalnych wybuchach.
- Z procami, bez przewagi liczebnej, bez cienia podstępu… Czasami mam wrażenie, że największym złem na tym świecie są nie potwory, na które poluję, a ludzka głupota. Gońmy ich! Zranieni zostawią wyraźny ślad. Może doprowadzą nas do samego Ondraszka! - Przypomniał imię herszta ściganego przez lokalny wymiar prawa, choć wątpił, żeby na czele tej bandy stał ktoś sprytny.
Jeśli któryś z jego kompanów potrzebował pomocy, Aodan ją zaproponował. Był w stanie złagodzić ból samym przyłożeniem dłoni. Jakie siły stały za jego nadprzyrodzonymi zdolnościami, tego nie było wiadomo.
Zaciukany zbój faktycznie nie wyglądał wybitnie, staro czy nawet na dobrze odżywionego. Ludzki ród różnie znosił biedę, jedni z godnością inni bez a jeszcze inni wcale. Tak jak choćby ten tutaj cwaniaczek. Bandzior miał wystarczająco długie włosy oraz kompletną parę uszu więc ze zdjęciem skalpu nie było problemu.
Matylda sięgnęła po nóż i bez cienia wahania zrobiła co trzeba.

Piątka towarzyszy nie miała zamiaru odpuścić bandytom, którzy popełnili pomyłkę swojego życia biorąc poszukiwaczy przygód za łatwy cel. Matylda, Leshana, Aodan, Jan i Morliin rzucili się w pogoń za zranionymi magią złodziejami.

Kilkanaście minut biegu, zmieniło się w kilkadziesiąt minut truchtu kiedy Janek wypatrzył leżącą pośród jesiennego runa ciupagę, pewnikiem należącą do jednego ze zbirów. Pościg więc trwał, aż awanturnicy dotarli na skraj mokradeł. Dalej, trzeba by zapuścić się w ten zdradliwy teren. Z drugiej zaś strony… żaden z towarzyszy nie był pewien jak wrócić na drogę z której tu przybyli.

Leshana zatrzymała się z wahaniem.
- Nie sądzę by pościg przez mokradła dobrym pomysłem.
Spojrzała na towarzyszy.
- Słusznie prawisz, tylko jak wrócimy na drogę? Mogę znakować drzewa po drodze, żebyśmy się nie wracali i nie szli po swoich śladach, lub zostawiać magiczny ślad na nich, który będzie się utrzymywał przez godzinę, jeśli to pomoże. - Powiedział zasapany Janek opierając się o jedno z drzew.
- Dobry pomysł - zgodziła się z lekkim uśmiechem Leshana. Pochyliła się nad mężczyzną i dopytała cicho z troską:
- Wszystko w porządku?
-Tak, ci bandyci nie są warci, żeby ryzykować dla nich życiem, nie wyrządzili nam poważnej krzywdy…. A co drogi powrotnej, może mój skrzydlaty towarzysz odnajdzie drogę? - Morlinn wypowiedział w skupieniu słowa mistycznego rozkazu i prawie znikąd pojawił się towarzyszący mu kruk.

Aodan podniósł ciupagę.

- Wracajmy. Znają te tereny lepiej od nas. Nie mamy szans. Obyśmy przypadkiem nie trafili na krukoniedźwiedzia...

Leshana skinęła krótko głową i ruszyła w powrotnym kierunku za krukiem.
- Tak, muszę tylko odsapnąć, bieganie po lesie to nie kanapka z boczkiem. - Powiedział już mniej zadyszany Janek o ruszył za innymi, znacząc drogę.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 21-10-2019 o 00:18.
Lord Melkor jest offline