Aza wciąż jako Anabell ruszyła dalej za towarzyszami wraz ze swoim dzikiem. Jej serce biło mocno, a humor dopisywał jak nigdy. Zakrwawionymi rękoma przetarła po dużym dekolcie, zostawiając na nim krwawe smugi. Jej ciało było rozpalone i gładkie, a ukradkowe spojrzenia Jamasha przyprawiały ją o motyle w brzuchu. Z tymi rekinim wyrazem twarzy miał w sobie jakiś dziwny zwierzęcy magnetyzm, zaletą też było to, że o wiele mniej mówił.
- Huhuh! Przy jego kolejnym spojrzeniu zaczerwieniła się lekko i powachlowała twarz ręką.
*****
Skarby, mieniły się w oczach Azabell przyprawiając ją o kolejny słodki zawrót głowy. Tyle świecidełek i światełek wzywających do siebie, tyle rozkosznych możliwości do sprawdzenia i wykupienia. Z pewnością starczyłoby na lekarstwo i jeszcze na nową świątynie dla Nogrobera i...
Nagły ruch, gdzieś z tyłu przerwał rozmyślania dziewczyny. Pojawił się nowy przeciwnik. Jej twarz, jej ciało, czy to tylko bladość i gra świateł, czy coś więcej? Co ją porasta do cholery, czy to zaraźliwe? Twarz bez emocji, oczy bez życia, ale czy na pewno, może tylko na pierwszy rzut oka?
-
Hejjj! Stój! Kim jesteś i komu służysz?! Odpowiedz w imię Norgorbera Pana Masek!!! - Zażądała wysuwając festiwalową maskę niczym odznakę lub święty symbol. Wypatrywała jakiejkolwiek rozumnej reakcji na prowokację, musiała być pewna.
Azabell chwilę później rzuciła się ku towarzyszce, złapała Maneę za pachy i odciągnęła trochę w tył pomagając jej wstać. Tym samy kupiła sobie czas by ukryć swoje wątpliwości i powstrzymać swój atak.