Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2019, 16:52   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wrota Zachodu.
Miejsce, które Daveth pożegnał bez większego żalu. Nigdy nie przepadał za miastami, a im było większe, tym mniej je lubił. No a Miasto Monet plasowało się nad wyraz nisko na liście miejsc, za którymi by tęsknił i do których chętnie by wrócił. Nie da się ukryć - gdyby każdy napotkany w mieście przestępca trafiał do miski Laury, to zwierzak przez długie, długie lata nie zaznałby głodu.
Faktem było, iż Daveth zawarł parę ciekawych znajomości, jedna czy dwie były nawet dość przyjemne, ale nie da się ukryć, pora było zmienić klimat. A to, że przytrafiła się karawana zdążająca na koniec świata, uznał za bardzo szczęśliwe zrządzenie bogów. Nie miał nic przeciwko samotnym podróżom, ale wszystko miało swoje wady i zalety.


Wysoki, jasnowłosy mężczyzna obejrzał się wstecz, spoglądając na długi szereg wozów, otoczonych sporą liczbą inteligentnych dwunogich istot z różnych rozumnych ras.
Miejsce na czele karawany miało swoje zalety. Na przykład nie musiał nurzać w tumanach kurzu, jaki wznosiły dziesiątki kopyt i butów. I nie trzeba było powtarzać Laurze, że ze zwierzętami z karawany nie wolno się bawić. A tym bardziej ich jeść.
I nikt nie zawracał mu głowy głupimi pytaniami w stylu "za ile ją kupiłeś", "gdzie ją znalazłeś/skąd ją masz", "czy jej nie sprzedasz", "czy ona jada ludzi/niziołki/...".
Co prawda im dłużej trwała podróż, tym pytań tego typu było mniej, ale zawsze się znalazł jakiś 'geniusz', któremu się zdawało, że wymyślił inteligentne i oryginalne pytanie.
Bywały też i mniej dyskretne pytania, na które Daveth stale odpowiadał, że w jego guście są ludzkie kobiety... w którą to odpowiedź i tak nie zawsze wierzono. Przecież wszyscy wiedzieli, że druidzi i ich towarzysze...
Ale trzeba było przyznać, że Laura samym swym istnieniem przyciągała pewne kobiety, lubiące dreszczyk emocji.
Nie da się ukryć, że i inne zarzuty padały pod adresem Davetha, a ludzie (i nieludzie) pytali, "co z ciebie za druid, skoro w metalu chodzisz?". Przecież wszyscy wiedzieli, że druidzi to skóry i drewno, a w końcu nudną rzeczą się stało tłumaczyć po raz dziesiąty, dwudziesty i setny, że druidzi Mielikki różnili się nieco od innych...
Na szczęście nikomu nie trzeba było tłumaczyć, co oznacza wyhaftowany na tunice łeb jednorożca.


Dzień za dniem wlokły się niemiłosiernie, podobnie jak wlokła się karawana.
I w końcu minusy przeważyły.
Jak się okazało, nie tylko Daveth i Laura mieli powyżej uszu całej tej podróży.

Znalezienie lokum dla Laury okazało się, jak zawsze, dość kłopotliwe. W końcu garść złota i obietnica pokrycia ewentualnych strat przekonała gospodarza. Ale na przyprowadzenie Laury do sali głównej się nie zgodził...


Ogłoszenie było ciekawe, ale Daveth nie bardzo wierzył w to, że pod zgrabną treścią nie kryje się jakieś paskudne drugie dno.
W końcu do zabicia smoczątka wystarczyłaby grupa zdesperowanych chłopów, którym wspomniane smoczątko zjadałoby żywiznę albo i dzieci. Coś w tym było nie tak...
Poza tym w złoto Daveth jeszcze by uwierzył, ale tytuły? Takie bajki to pan baron na Secomber mógł opowiadać wieśniakom.
A przede wszystkim smoczątko raczej nie było winne temu, że bywało głodne, a ludzie zagarniali tereny, wycinali lasy i przepędzali zwierzynę.
Taaa... Tej sprawie zdecydowanie warto było się przyjrzeć.
 
Kerm jest offline