Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2019, 10:40   #91
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jean już chciała coś powiedzieć do Lili, ale tylko minimalnie pokręciła głową. Czekali więc wszyscy na powrót zwiadowców…
I się doczekali… bo po 10 minutach...
- Znaleźliśmy dwanaście szkieletów… zebranych razem. Nie wiemy jak zginęli. - zameldowała Meyes na powitanie, gdy oboje wrócili przedzierając się przez krzaki.- Możliwe że gwałtownie, bo na niektórych kościach były wyraźne pęknięcia. Trupy są starożytne, pozostały kości jedynie. Ale ich sprzęt zachował jakość. Miecze były ostre, mimo temperatury i wilgotności tylko część szat przegniła, pergaminy też nie były uszkodzone. Ba… nawet ciecze w fiolkach nie wydawały się zepsute. Czymkolwiek są.
- Pokażcie gdzie - powiedziała van Erp. Zmiana tematu wcale nie oznaczała, że nie zamierzała dyskutować z J.R. o jej dziwny zachowaniu. Lili nie miała ochoty przeprowadzać tej rozmowy przy wszystkich.
- Magiczna broń, zapisane zaklęcia i mikstury leczenia - mruknął Kit, przypominając sobie parę wyszperanych w necie ciekawostek. - Prawdziwa kraina baśni. Ale widocznie ten ogród nie jest tak bezpieczny, jak byśmy chcieli.

To mogło być prawdą, więc wszyscy przemieszczali się z bronią w dłoniach szukając zagrożenia, którym w tym miejscu mogło być wszystko. Nawet drzewa…



Łatwo sobie było wyobrazić jak te drzewa porywają i zabijają nieostrożnych wędrowców. Zwłaszcza że pod niektórymi leżały kości.

Niemniej to zgromadzenie trupów, do których podążali AST, znajdowało się na brzegu uroczego jeziorka, jeden szkielet obok drugiego leżał grzecznie na ciepłej piaszczystej plaży. Sądząc po pozycjach w jakich leżały szkielety, ich śmierć była łagodna i bezbolesna.
Kit przyklęknął, chcąc sprawdzić, jakie obrażenia odnieśli leżący tu ludzie. Jeśli to byli ludzie. Bo chyba byli… jednakże jak zginęli, to już przekraczało wiedzę i doświadczenia Carsona.

Jean stała parę kroków obok, z giwerą w łapach, zabezpieczając teren…
- Może napili się wody, albo coś jest w tej wodzie, uważaj Kit - Powiedziała.
- Napili się i usnęli na wieki? Jakieś opary ich zabiły? - Kit na wszelki wypadek zamknął hełm. - A może poczęstowali się jakimiś rajskimi jabłuszkami? Albo syreny czy inne nimfy ich wykończyły... - wysunął kolejne, 'bajkowe' przypuszczenie. -Skoro są tu diablice i kobiety-węże...
- Wrzuć kilka kamyków, może wyjdzie jakaś syrena - zażartowała J.R.
- Nie dostrzegliśmy nic żywego w tym ogrodzie. Nic poza roślinami - zameldował Pearson siadając na brzegu.
Kit, nic nie mówiąc, podniósł niewielki kamień i rzucił go do wody… i nic się nie wydarzyło. Co sprawiło, że reszta drużyny AST rozluźniła się i rozsiadła, choć poza granicą plaży. Wydawało się więc, że rzeczywiście tu było bezpiecznie.
- Dobra ludzie, chwila przerwy. Ja pilnuję z tej strony, Ważniak tam - McAllister wskazała kierunek lufą broni - Gnaty w zasięgu łapy, obserwować też teren, no i trzymać się z dala od wody. Pikniku jednak nie będzie… - Wzruszyła ramionami, usiadła na jakimś pieńku, po czym ze swoich żelaznych racji wyciągnęła wysokoenergetyczny batonik, który powoli jadła, obserwując okolicę.
- Trzeba znaleźć stąd wyjście i wykonać misję. I jak najszybciej - Elizabeth poszła w ślady pozostałych i również wyciągnęła coś ze swoich racji żywnościowych.
- A o której misji mówimy? Zbieranie informacji? Wysadzenie zamku czy szukanie tego tam… levistosa?- zapytał mimochodem Guerra również się posilając.
- O wysadzeniu zamku. Zbieranie informacji było dodatkiem - wyjaśniła spokojnie Lili.
- Najwyraźniej nikt tu nie bierze tego zagrożenia na poważnie.- stwierdziła sucho Meyes.
- Tego zagrożenia? - Van Erp obrzuciła Metyskę badawczym spojrzeniem. - Tu wszystko jest dla nas zagrożeniem i wszystko biorę na poważnie. Dlatego chcę jak najszybciej załatwić sprawę wysadzenia tego cholernego zamku i wynieść się stąd jak najdalej.
- Nas i naszych planów wysadzenia zamku nikt nie uważa za zagrożenie - odparł Kit. - Wiedzą o tym i, najwyraźniej, mają to w nosie. Tych diabliczek było kilkanaście, żadna nawet nie kiwnęła palcem, by nam coś zrobić, a z tą przeklętą teleportacją mogłyby narobić wielu kłopotów. Może z tą Stygią to dobry pomysł?
- Gdyby kilka dni temu podczas naszej akcji w porcie pojawił się nagle jakiś chiński żołnierz i powiedział ci, że wie jak pokonać jego kompanów pilnujących tych mutantów, to też uwierzyłbyś mu tak łatwo? - Lili zadała to pytanie zupełnie neutralnym tonem.
BFG podrapał się dłonią po karku.
- No… jest w tym sens. A co Kurushimą? Jak jemu pomożemy? Nie jestem co prawda medykiem, ale cokolwiek mu zrobiono.. no nie wiem… chyba żadna operacja mu nie pomoże.
- Może któraś z tych fiolek... - Kit nie dokończył. - Uwierzyć od razu to pewnie nie - spojrzał na Lili. - Ale pewnie bym spróbował sprawdzić. Wrogowie naszych wrogów mogą być chwilowymi sojusznikami.
- Za duże ryzyko i za mało czasu Kit - Van Erp wzruszyła ramionami. - Pozostaje mieć nadzieję, że po zniszczeniu tego wszystkiego - zakreśliła ręką krąg nad głową. - Hatamoto odzyska przytomność.
- Jakoś w to wątpię. - ocenił Guerra spoglądając na leżącego mężczyznę.- Teraz to tylko balast, zwłaszcza że… wiemy w ogóle jak możemy wykonać naszą misję?
- To nie jest balast tylko nasz towarzysz- sierżant van Erp zmierzyła Handsome od stóp do głów. - Chyba ten łomot, który spuścił ci przeciwnik uszkodził nie tylko hełm.
Dominic podrapał się po karku i mruknął.- Po prostu nie mam złudzeń, że wysadzenie tego miejsca cudownie go uzdrowi. A w razie jakiekolwiek akcji bojowej, zostanie zabity pierwszy. Bo jest łatwym celem.
- Nie zostawimy Kurishimy tutaj. Koniec dyskusji- ucięła twardo Elizabeth. W tym czasie, przysłuchująca się wszystkiemu Jean wstała z miejsca. Spojrzała wrogo na Handsome.
- Udam, że tego wszystkiego nie słyszałam - Powiedziała zaciskając metalową łapę w pięść.
- A ty od tej pory będziesz pomagał w noszeniu Hamato, jasne?
-Jasne… to nasz genialny plan taktyczny?- spytał Dominic ponuro.- O ile dobrze pamiętam rannych odsyłało się zawsze na tyły, a nie ciągnęło ze sobą.
- Tylko, że tu nie ma tyłów i musimy zabrać go ze sobą - Lili dodała już spokojniej.
- A planujemy ruszyć w głąb terenów wroga i liczyć nie wiem na co… że nie będzie on… problemem? Że żołnierz, który musi być taszczony i ochraniany przez nas nie stanie się naszym słabym punktem widocznym na odległość dla każdego przeciwnika?- Guerra spojrzał na fiolki walające się przy trupach.-Carson ma nieco racji… lepiej zaryzykować z nimi. Może to i Hamato zabić, może i uratować… ale nas może zabić taki balast. Bo będziemy musieli go chronić, co znacznie ograniczy naszą mobilność.
- Zaszkodzić i tak mu nie zaszkodzą - dodał Kit. - A poza tym uważam, że powinniśmy zabrać parę tych drobiazgów. Może później uda się ustalić wiek, skład i takie tam...
Meyes, Pearson Collier i BFG przysłuchiwali się tej kłótni nie wtrącając się w nią. Meyes wydawała się skupiona na własnych myślach. Pearson i Collier zdawali sobie sprawę, że mają za krótki staż by wydawać opinię, a Dwight… cóż.. Dwight nie lubił się kłócić.
- Niby to jakieś sanktuarium czy coś w ten deseń - Lili podniosła jedną z fiolek i przyjrzała się etykiecie. Nń
Ta na którą trafiła zawierała tekst “venenum morabor” , co można było odczytać jako truciznę, lecz… dotyczyło spowolnienia jej? Może blokowała efekty trucizny… rozkładała jej działanie w czasie.
Kit wziął następną fiolkę i odczytał na głos kolejny napis.
- Gratia dei cattus
“Łaska kota? Dar gracji kociej?“ Nie była to klasyczna łacina, a raczej jej wynaturzenie co nieco utrudniało zrozumienie znaczenia za słowami. Niemniej było to coś lepszego niż testowanie na ślepo. Pozostali AST zaczęli zbierać fiolki przy zwłokach i zebrała się ich nieduża kupka. Van Erp musiała zaś odświeżyć swoje lekcje łaciny, bo ta tutaj była daleka od klasycznej wersji… raczej koślawa i pełna obcych naleciałości. Przez co nazwy które jej się udało przetłumaczyć z tej specyficznej odmiany łaciny przez Lili brzmiały dość kłopotliwie… mikstura uniesienia, mikstura pancernego uroku, mikstura zniknięcia, mikstura lotu, mikstura pośpiechu, mikstura bohaterstwa oraz mikstura uzdrawiania pośrednich ran (tych były dwie) i pomniejsze przywrócenia.

J.R. pilnowała okolicy, nie bawiąc się w zbieranie żadnych fiolek. Wyraźnie nad czymś główkowała, co można było chyba wywnioskować po jej nieco ściągniętych brewkach.
- Ja tam uważam, że to nie jest dobry pomysł, by eksperymentować na nieprzytomnym… - Burknęła pod nosem.
- Za dużo tego eksperymentowania zrobić nie możemy. Mamy w zasadzie po jednej buteleczce tych cieczy. Jeśli ktoś inny wypije to co mogłoby mu pomóc, to stracimy szansę. - oceniła Meyes przyglądając się miksturom. -Skoro włożyliśmy tyle wysiłku w zebranie i przetłumaczenie nazw toooo… co teraz z tym zrobimy?
- Niech zdecydują "eksperci" - McAllister kiwnęła głową w kierunku Lili i Kita.
- Mikstura lotu raczej się nie przyda - stwierdził Kit. - Przywrócenie do normalności? - zasugerował, z zauważalnym brakiem pewności.
- Pomniejsze przywrócenie - Lili zważyła w ręku fiolkę kręcą przy tym lekko głową. Zdjąwszy uprzednio rękawice odkorkowała flakonik. Przykucnęła przy nieprzytomnym Japończyku i unosząc nieco do góry głowę mężczyzny wlała mu zawartość do gardła.
Kurushima zaczął oddychać.. coraz głębiej nabierając powietrza. Otworzył powoli oczy i rozejrzał się.
- Gdzie… co… jak…?- zapytał z trudem.
- O kurwa! Podziałało!- Wrzasnęła uradowana Lili odrzucając pusta buteleczke gdzieś do tyłu. - Podziałało!- Ujęła w obie ręce głowę Hatamoto i pocałowała go w policzek.
- Podziałało!
Kit przez moment wpatrywał się w "przywróconego do życia" Japończyka. Pokręcił głową i westchnął.
- I jak tu nie wierzyć w magię... - powiedział.
- Co miało… podziałać?- Hamato nadal był nieco skołowany, a Meyes przyjrzała reszcie fiolek.-No to mamy całkiem niezły zapas tej… magii w płynie.
- Mój wujek też miał taką magię, tyle że w bańce po mleku.- zażartował BFG.
- Pamiętasz spotkanie z mumia krokodyla? Coś ci zrobił i zapadłeś w sen. Dwight dźwigał cię aż tutaj. Byłeś nieprzytomny. Wlałam w ciebie zawartość jednej z tych fiolek i proszę . Żyjesz - wyraźnie zadowolona Elizabeth z przesadą gestykulowała opowiadając.
Kit w tym czasie 'zaopiekował się' fiolką z napisem mikstura zniknięcia, a potem zainteresował się jednym z mieczy. "Zabawka" dla dużych chłopców wyglądała na bardzo niebezpieczną. I stale ostrą.
- Nie pamiętam snu… odrętwienie, ciemność.- mężczyzna powoli usiadł i rozejrzał się.- Co z mi.. sją? Gdzie my… jesteśmy? Mumia… nie żyje?
- Dużo przegapiłeś. - stwierdził ironicznie Dominic.
- Nie tak znowu dużo. Nadal jesteśmy z tym zamku i nadal mamy zadanie do wykonania - Lili nie zgodziła się z Guerrą. - Także zjedz coś i ruszamy dalej.
- Dobrze.- mężczyzna wydawał się jeszcze mocno skołowany, ale tego należało się wszak spodziewać.
- Dobra robota Lili - Jean wyciągnęła w stronę drugiej sierżant kciuk uniesiony w górę… po czym tak jakoś pokręciła nosem.
- Idę na chwilę w krzaczki - Dodała nieco ściszonym tonem.
- Dajcie tu te wszystkie fiolki. To, że raz się udało, nie oznacza że za drugim razem się uda - poleciła sierżant van Erp. - Za pięć minut wyruszamy.
- Magiczne napoje... Może i reszta jest magiczna? - Kit wziął do ręki jeden z medalionów i uważnie go obejrzał. Niestety, z niczym nie potrafił skojarzyć znajdującego się na nim symbolu.
Nie zamierzał zostawiać miecza, więc założył zdecydowanie nieregulaminowy pas i włożył miecz do pochwy. Miał nadzieję, że w wolnej chwili Hamato udzieli mu paru lekcji. A potem założył i medalion.

Posiłek i odpoczynek pozwolił odzyskać nieco sił. Uzdrowienie Hamato zaś polepszyło morale. Tu rzeczywiście musiało być bezpiecznie, mimo tej dużej ilości szkieletów.
Bowiem nic nie atakowało dzielnych AST, tyle że teraz należało zdecydować co robić dalej. I gdzie iść. Z map dostępnych Lili wynikało, że z tego miejsca można dojść do wieży powietrza i wieży lodu. Innych tras na mapie nie zaznaczono. I żadna nie przybliżała ich do celu.
- Wieża lodu? To może i te lodowce Stygii są niedaleko? - powiedział Kit.
- Raczej murowane zimno, którego zwyczajnie możemy nie przeżyć. Wieża powietrza brzmi lepiej. Tam możemy się udać- powiedziała Lili.
-Może trochę lepiej… choć tu nazwy mogą być mylące.- ocenił Dominic.- Może tam… podłogi nie ma?
- Trzeciej opcji nie ma. Tak jak i dyskusji gdzie udamy się. Zbierać swoje rzeczy i idziemy- odparła sierżant jeszcze lekkim tonem.
- Ja bym poszła do wieży lodu, ale to ty masz mapę... - Wyszczerzyła ząbki Jean i wzruszyła ramionami - W sumie to i tak jeden ciul gdzie idziemy, oba cele nie są nam znane.
Kit podjąłby inną decyzję, ale nie on tu dowodził. Zabrał więc, zgodnie z rozkazem, swoje rzeczy, dorzucając do plecaka medaliony, pergaminy, różdżki i jeden z płaszczy. Miał nadzieję, że napotkają kogoś, kto wyjaśni im parę rzeczy związanych z magią.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-11-2019 o 21:03.
Kerm jest offline