Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2019, 10:16   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czas płynął powoli, a James dość szybko przekonał się, że jeszcze nie dorósł do etapu "zbudować dom, zasadzić drzewo, spłodzić syna".
Bez wątpienia niejedna rodzina z chęcią oddałaby mu swą córkę - gdyby, oczywiście, zechciał poprosić o rękę i dołączyć na stałe do osadników, którzy rozgościli się w Hope i coraz bardziej zapuszczali korzenie.
A on na to jeszcze nie był gotowy. Na żadną z tych trzech rzeczy. "Żeby napić się mleka, nie trzeba kupować krowy", mawiało znane przysłowie a James wierzył w mądrości ludowe. Czasami wierzył. Wtedy, gdy mu to było na rękę - jak mawiała pewna jego dobra znajoma. A może raczej przyjaciółka, bo dość trudno było mu określić stosunki między nim a Sam.

A pomijając damsko-męskie stosunki... Dłuższy pobyt w Hope z pewnością zaowocowałby konfliktem z młodymi Olstenami, a potem z Olstenem-seniorem. To z kolei nikomu nie było potrzebne. No i nie wpłynęłoby pozytywnie na rozwój miasteczka.

- Nasz dom jest twoim domem - powiedziała Estell Morgan, gdy już wypuściła Jamesa z objęć.
To samo, choć może innymi słowami, powtórzył wielebny Martin.
A później James pożegnał się z pozostałymi owieczkami z małej trzódki.


"A deszcz padał przez czterdzieści dni i nocy."
Prawdę mówiąc nie padał nawet czterdzieści godzin, ale ulewa trwała wystarczająco długo, by zarówno James jak i niosący go na swym grzbiecie koń mieli lejącej się z nieba wody powyżej uszu.
James na wodowstręt nie cierpiał, nie uważał, że częste mycie skraca życie, w związku z czym kąpać się należy raz do roku, ale gdy chciał się kąpać, to wchodził do wanny. Ewentualnie do rzeki. No i robił to wtedy, gdy chciał i kończył kąpiel wtedy, gdy chciał.
No a teraz wyboru nie miał, a to mu się zdecydowanie nie podobało.
Na dodatek Wielkie Równiny miały to do siebie, że były... równinne. Nie płaskie jak stół, ale różnica była, zaiste, niewielka. Niewielkie pofalowania terenu nie zapewniały żadnego schronienia przed deszczem, a do drzew, pod którymi można by się schować, było ohoho... Albo i jeszcze dalej, bo mogło się okazać, iż James się oddalał od tych drzew, miast się zbliżać. Równie dobrze mógł się kręcić w kółko, do cna straciwszy orientację.

Światełko w mroku zdało mu się najpierw złudzeniem, a potem powodem do zatrzymania się na chwilę. Malutką, potrzebną na zastanowienie się. Błędny ognik to nie był, ognisko zdało się mało prawdopodobnym w takim deszczu... Domek na prerii?
Mimo wątpliwości decyzję podjął szybko - klepnął Nilchi po szyi i skierował rumaka w stronę światła. Nie sądził, by w taką pogodę ktoś przepędził wędrowca i nie przyjął go pod dach. A gdyby trafił na złe towarzystwo...
Była szansa, dość duża, że w taką pogodę nikt by nie zauważył stada bizonów przechodzących nieopodal. Samotny jeździec miał jeszcze większą szansę na bycie niezauważonym i wycofanie się na tyle szybko, by nie dopadły go kłopoty.
 
Kerm jest offline