Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2019, 15:19   #8
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację



To co widziała, cóż… nie odbiegało od opowieści panny Paxton szeptanych cicho przy butelce wina. Dwie istoty ścierały się ze sobą w boju, jedna używała dwóch ciężkich pałaszy, druga żelaznej rękawicy z pazurami i… kłów.


Osłonięta czarnym płaszczem bestia z daleka mogłaby uchodzić za rosłego człowieka… z daleka. Niemniej jego przeciwnik, choć bardziej ludzki to… niezwykle blady mężczyzna o przekrwionych oczach, też nie aspirował do miana typowego przedstawiciela rasy ludzkiej. Jego dwa pałasza niczym srebrne błyskawice przecinały powietrze, podczas gdy potwór desperacko próbował się wyrwać z kręgu rozsypanych opiłków srebra zmieszanych z solą.
Nagły zamach, ostrze zatoczyło łuk i… El była świadkiem dekapitacji tej nieludzkiej bestii. Odcięty łeb przetoczył się po ziemi. Truchło i głowa zaczęły się rozwiewać niczym mgiełka, a opar próbował wyrwać z kręgu, ale nie mógł. A mężczyzna z pałaszami spojrzał w stronę nieoczekiwanego świadka tej walki… w stronę panny Morgan.
Elizabeth znała Downtown i nie wahała się nawet przez sekundę. Puściła się biegiem w kierunku domu starając się jak najszybciej opuścić miejsce przerażającego pojedynku.
Krok za krokiem oddalała się pospiesznie, uliczka za uliczką coraz bliżej i bliżej… już prawie.
Coś na nią opadło, coś silnego, coś ciężkiego.
Ów mężczyzna za pałaszami! Pochwycił ją! Przycisnął jej ciało do ściany budynku. Czerwone tęczówki wpatrywały się w oczy czarodziejki. Mięśnie twarzy napinały się jak u drapieżnika. Twardy tors w jeszcze twardszej skórzni dociskał do jej biustu.
- Będzie lepiej dla panienki… jeśli panienka będzie cicho.- warknął niemalże ostrzeżenie.
El z trudem łapała oddech przyglądając się z przerażeniem mężczyźnie. Czuła, że nie ma szans. SIlne dłonie przyciskały ją do muru sprawiając nieco bólu. Powoli przytaknęła ruchem głowy.
- Jakże masz na imię? Na nazwisko?- spytał zimno mężczyzna.
- Czemu? - Nie chciała podawać swojego nazwiska.. wolała nie narobić kłopotów rodzicom.
- Bo grzecznie pytam… jeszcze.- mruknął cicho tajemniczy napastnik napierając mocniej ciałem na pojmaną dziewczynę.
- Elizabeth… - Czarodziejka z trudem wydusiła z siebie imię, czując jak od strachu i naporu mężczyzny zaczyna jej brakować oddechu.
- A więc panno Elizabeth… proszę trzymać język za ząbkami. Nic się nie wydarzyło w tamtej uliczce. To był tylko sen… paskudny koszmar. Nic z tego co panienka widziała nie zaistniało w rzeczywistości, prawda?- zapytał retorycznie mężczyzna.
- Dobrze. - Morgan z trudem przełknęła ślinę by nieco zwilżyć wyschnięte gardło. - Nic nie widziałam.
- Nie ma powodu, by opowiadać o tym nikomu. Jutro jest nowy dzień, taka śliczna panna ma pewnie narzeczonego… albo wielbiciela. Lepiej się na nim skupić, bo jeśli dowiem się że panienka za dużo miele ozorkiem, to będę musiał wrócić i być bardzo nieprzyjemny. A tego nie chcemy, prawda?- syknął mężczyzna.
- Dobra… ale… - El skupiła spojrzenie na oczach mężczyzny. - Może nie zabijaj takich stworów na ulicy.
- Niech mnie panienka nie uczy jak mam wykonywać swoją robotę, ja się w panienki fach nie wtrącam.- odparł mężczyzna puszczając ręce i odsuwając się od Elizabeth. Jego wzrok wędrował po postaci czarodziejki, zapewne próbował zgadnąć jakiż to fach ona uprawia.
- A gdyby to widziało jakieś dziecko? - El rozmasowała nadgarstki. - Już.. nikomu nie powiem.. i tak by nikt mi nie uwierzył.
- To byłoby sobie same winne… jakie dziecko łazi o tej porze po mieście? - odparł mężczyzna cofając się.- A i zdziwiłaby się panienka w co potrafią ludzie uwierzyć. Dobranoc miss Elizabeth i lepiej żebyśmy się już nigdy nie spotkali.-
Po tych słowach odwrócił się i zaczął odchodzić.
Morgan przyglądała się oddalającemu się mężczyźnie. Jej ciało dopiero zaczynało się uspokajać.
- Myślę… że będziesz tego żałował. - Powiedziała cicho i poprawiła swój strój, by odejść w kierunku domu.


Na nieco drżących nogach El dotarła do domu i weszła po schodach do swojego pokoju. Rodzice i jej rodzeństwo już o tej porze spali. A i sama czarodziejka miała wieczór bardziej ekscytujący niż się tego spodziewała. Nagłe: łup łup… przestraszyło ją, choć.. okazało się być znajomym dźwiękiem łóżka obijającego się o ścianę. Połączone zresztą z kobiecymi jękami. Rodzice Fulli wrócili do domu.
Czarodziejka zrezygnowana opadła na łóżko wsłuchując się w teraz bardzo jej znajome odgłosy. Tamten mężczyzna.. jego siła… było w tym wszystkim coś niepokojąco podniecającego. Szybko poderwała się z łóżka nim znów naszło ją do pieszczot. Zasłoniła okna w pokoju. Dobrze znanym sobie zaklęciem oczyściła i rozprostowała dzisiejszą sukienkę, po czym schowała ją na dno skrzyni. Wiedziała, że nie zaśnie przy tych wszystkich jękach, więc przebrała się w prostą roboczą sukienkę i zeszła do pracowni.
Tam było cicho i ciemno obecnie. Na manekinach zawieszone były niedokończone gorsety.
A stara maszyna do szycia, błyszczała w mroku nocy. Tu była cisza i spokój. Dobre miejsce na poukładanie myśli. El… wiedziała jak niebezpieczne bywa New Heaven. Penny chętnie opowiadała o potworach jakie można znaleźć poniżej poziomu kanałów, o żywionych szkieletach i żywych trupach wstających czasem z grobów. Miasto i bez nich bywało niebezpieczne, ale… tym razem to czarodziejka mogła się przekonać, że owe potwory potrafią się pojawić nawet w tak pozornie bezpiecznych miejscach.
Morgan wzięła nieco ścinków po gorsetach i bieliźnie szytej przez matkę, na której wolno się jej było uczyć i w ciszy zabrała się za jedną z najbardziej odprężających prac czuli szycie majtek. Wiedziała, że jak powycina je odpowiednio i ładnie obszyje koronką i wstążkami, to dziewczyny chętnie je od niej kupią. A stukot maszyny odprężał. Pozwalał zapomnieć o stworach nocy i męskim ciele napierającym na jej piersi.


- Kochanie? Widzę że nabrałaś ochoty na pomaganie w interesie?- ciepły kobiecy głos i dłoń na ramieniu obudziły El… w warsztacie. Matka spojrzała z uśmiechem na córkę.
- Zamierzasz teraz częściej pomagać mi w pracy?
- Nie mogłam spać. - El przetarła oczy i spojrzała na kilka sztuk majtek, wymagających wykończenia. - Chciałabym ale… - Spojrzała na matkę. Nie wiedziała czy to dobry moment, ale czy taki kiedykolwiek nadejdzie? - … możemy porozmawiać?
- Możemy… - zgodziła się Adelaide i spojrzała w kierunku drzwi.- Galina zjawiła się na śniadaniu, by podziękować za przyjęcie do terminu jej córki i dogadać szczegóły. Ale to może poczekać. Wygląda zresztą na nieco zmęczoną.
- Tak.. przez to nie mogłam spać. - Czarodziejka przetarła oczy i westchnęła ciężko. - Nie wiem… co mam zrobić. Dostałam propozycję pracy.
- Przez to?- zapytała matka dziewczyny nie będąc świadomą, tego co sąsiedzi robili w nocy. Wszak ich pokój był na parterze. Zamyśliła się przyglądając córce podejrzliwie.- Chyba nie w tym zamtuzie do którego chodzisz wieczorami, co? Bo nie pozwolę mojej latorośli pracować w takim miejscu!
- Stukali łóżkiem w moją ścianę. - Mruknęła niechętnie El przyglądając się matce. Tak, mogła się spodziewać, że Adelaide wpadnie na taki pomysł. Pokręciła przecząco głową. - Pracę pokojówki na uniwersytecie magicznym w Uptown.
- Stu...kali? Cóż… Galina wygląda na taką… ale że jej mąż ma jeszcze parę w sobie?- rzekła zaskoczona i zawstydzona Adelaide, potem szybko przeskoczyła do wygodniejszego tematu.- A więc praca w Uptown. Pokojówka to raczej nie szczyt marzeń, ale pewnie dobrze płatna robota.
- Mogłabym nieco odłożyć… - El rozejrzała się po zakładzie krawieckim matki. - .. może kiedyś.. też mogłabym szyć samodzielnie.
- To prawda. Pokojówka to nie jest coś, czym chciałabym byś była przez resztę życia. Ale młoda jesteś, a parę lat takiej pracy w Uptown, może ci dać własny posag.- oceniła Adelaide.
- Też nie myślę o tym jako o czymś stałym… jednak jakoś czuję, że nierozsądnym by było odmówić. - El sięgnęła po jedne z uszytych majtek i pogładziła delikatnie materiał.
- To nie jest tak, że oddajesz się w niewolę. Zawsze możesz wymówić umowę, tak jak oni mogą cię zwolnić. Myślę, że taka robota to okazja… miałaś duże szczęście, że ci się trafiła.- Adelaide przysiadła obok El głaszcząc ją po włosach.- Tylko nie daj się nabrać obietnicom młodych paniczów. Mogą obiecać ci złote góry za dobranie ci się do majtek… ale na obietnicach się skończy.
Czarodziejka zaśmiała się.
- Zapamiętam tą radę. - Uśmiechnęła się ciepło do matki i przytuliła ją. - Dziękuję.
- Nie ma za co kochanie. Tu zawsze będziesz miała swój dom.- odparła czule Adelaide.
- To dziś odpowiem pozytywnie na tą ofertę i dam ci znać kiedy musiałabym się tam przenieść. - El puściła matkę i spojrzała na leżące obok majtki. - Ale.. chciałabym to dziś skończyć.
- To popracujemy we trzy,- uśmiechnęła się Adelaide i dodała czule.- Elizabeth… wiedziałam, że kiedyś wyfruniesz z rodzinnego gniazdka. To… normalna kolej rzeczy.
- Ale przyznaj, że spodziewałaś się raczej, że wyfrunę pod skrzydła jakiegoś mężczyzny. - Mrugnęła do matki przygotowując się do pracy.
- Może gdybyś mniej czasu spędzała w tamtym miejscu, a częściej rozglądała się po naszej uliczce, dostrzegłby cię jakiś porządny rzemieślnik bądź czeladnik.- odparła Adelaide wstając.- Przyniosę ci śniadanie tutaj, a póki co odprawię Galinę po ustaleniu warunków nauki jej córki.
- Cóż… dzięki temu dostałam pracę. - El powróciła do pracy, którą przerwał jej sen.
- Jesteś pewna, że to prawdziwa propozycja? Nie chcę by ktoś cię oszukał.- rzekła Adelaide zerkając przez ramię na córkę, gdy wychodziła.
- Na pewno będę musiała się udać na Uniwersytet na rozmowę… przekonam się czy to nie oszustwo. - El także miała lekkie obawy, jednak to było zlecenie od Cycione.


Panna Morgan została sama ze swoją robotą i mogła się na niej skupić. Minęło kilka minut nim ponownie ktoś zakłócił jej spokój.
- Przyniosłam jedzenie.- tym razem była to Fulla. Krasnoludka podeszła do czarodziejki i postawiła posiłek na stoliku.- Co robisz?
- Postanowiłam zużyć skrawki co ładniejszych tkanin na majtki. - El uniosła przed krasnoludzicą sztukę wykończonej już bielizny.
- Strasznie małe te majtki… i nie wyglądają jak pantalony.- mruknęła zawstydzonym głosem Fulla, biorąc w palce owo dziełko.
Czarodziejka przejęła od krasnoludzicy talerz z jedzeniem.
- Pantalony nie są najwygodniejszą bielizną. - El zabrała się za przyniesioną jajecznicę. - Chcesz to mogę uszyć coś podobnego dla ciebie. Albo sama możesz poćwiczyć, to dosyć proste.
- Ja… nie mogłabym czegoś takiego nosić. Spaliłabym się ze wstydu. To... nieprzyzwoite.- odparła nerwowo Fulla czerwieniąc się na twarzy i skubiąc palcami jeden z warkoczy.
- Cóż… jakbyś kiedyś jednak się zdecydowała. - Czarodziejka wzruszyła ramionami nie przerywając jedzenia. - Ja mam tylko taką bieliznę i to szytą przez matkę.
- No… dobrze. Tylko przymierzyć.- mruknęła w końcu Fulla po długiej wewnętrznej walce i zerkaniu na majtki. - Naprawdę coś takiego nosisz? Nie kpisz ze mnie?
El odstawiła pusty talerz i zerknęła na drzwi.
- Ale to zostaje między nami, dobrze? - Uniosła dół sukienki by odsłonić przed krasnoludzicą swoje niewielkie majtki.
Fulla zdębiała… jej spojrzenie utkwiło w odsłanianym obszarze ciała czarodziejki. Nachyliła się i ostrożnie pulchnym, acz zgrabnym jak na krasnoluda, palcem dotknęła bielizny El, by upewnić się, że prawdziwa. Po czym szybko odsunęła dłoń.
Czarodziejka opuściła sukienkę starając się ukryć drżenie dłoni.
- To co.. chcesz przymierzyć? Powinnam mieć jakieś na ciebie. - Wstała na gotowa ruszyć w kierunku szaf z bielizną.
- Tylko przymierzyć.- odparła pospiesznie krasnoludka.- Zobaczyć czy pasują. Nic więcej.
- Oczywiście. - Czarodziejka wyjęła z szafy sztukę bielizny szytą ewidentnie na inne niż ona proporcje. - Możesz się ukryć za kotarą. - Wskazała Fulli niewielką przestrzeń wygrodzoną od reszty pracowni grubymi tkaninami.
- Nie mogę.. będziesz musiała mi pomóc z suknią.- rzekła zawstydzonym głosem krasnoludka.- Ty podtrzymasz, gdy… będę zdejmować?
- Nie ma problemu. - El z trudem powstrzymała rumieniec wyobrażając sobie coś nieprzyjemnego. Padło na wczorajszego potwora. Ruszyła w stronę kotary z bielizną, czując jak po wspomnieniu tamtej bestii pojawia się kolejne. Tamtego niepokojącego mężczyzny.
Fulla pochwyciła dłoń Elizabeth swoją pulchną dłonią i poprowadziła za kotarę, a gdy się tam znalazły zaczęła podciągać w górę suknię, odsłaniając przed El swoje gołe łydki i uda w białych pantalonach. Przekazała do rąk czarodziejki ciężki materiał sukni i zabrała się za zsuwanie z pupy owej bielizny. Miała dużą i krągłą pupę, acz nie wydawała się szczególnie grubiutka. Fulla była dziewczęciem o miłej oku urodzie i pewnie… zjawiskowej jak na standardy krasnoludzkie. Choć te mogły się wszak różnić od kanonów ludzkiej urody.
El poczuła rozlewający się rumieniec. Te widoki połączone ze wspomnieniami poprzedniego wieczoru działały na nią zbyt mocno. Starając się patrzeć na warsztat podała krasnoludzicy nieco mniej skromną bieliznę.
Ta zaczęła ją zakładać, klnąc przy tym cicho pod nosem, wypięty goły zadek Fulli napierał w ciasnej przebieralni na trzymającą suknię czarodziejkę. Skóra pupy okazała się ciepła i miękka, gdy ocierała się o zaciśnięte dłonie Elizabeth.
- Chyba są deczko za małe.- mruczała tymczasem krasnoludka.- Będzie się wrzynać.
Czarodziejka opuściła wzrok na pupę krasnoludki.
- Są.. dobre. Tylko trzeba przywyknąć. - Powiedziała nieco już rozpalonym głosem.
- Czuję się goła… równie dobrze mogłabym nie nosić majtek.- mruknęła Fulla poprawiając je na swoim tyłeczku. - Jak… jak wyglądają? Nie stałam się przez nie wyuzdana za bardzo?
Zapytała kręcąc pośladkami, by Elizabeth mogła wydać opinię… nieświadoma myśli sąsiadki na swój temat.
- Pod suknią nikt ich nie zobaczy… pytanie czy tobie jest wygodnie. - El starała się jakoś obejść temat wyuzdania.
- Ale ja będę wiedziała… i nie są chyba aż tak wygodn…- Fulla zamarła w połowie zdania, podobnie jak El. Bowiem drzwi do pracowni się otworzyły. Obie usłyszały charakterystyczne skrzypienie drzwi i głos Adelaide.
- Dziewczyny? Gdzie jesteście?-
El opuściła suknię krasnoludki i wyszła do matki.
- Oprowadzałam jeszcze Fullę po pracowni. - Powiedziała, dając krasnoludce czas na poprawienie stroju. - Chyba tkaninom w przebieralni przydałoby się pranie.
- Acha. To dobrze. Zaraz do was dołączę i zaczniemy się zajmować szyciem.- odparła z uśmiechem matka i zerknąwszy na niedokończoną jajecznicę spytała.- Już zjadłaś?
Tymczasem Fulla chwyciła nerwowo palcami za suknię panny Morgan. Z racji wzrostu tuż powyżej pupy.
- Nie mogę tak chodzić. Musisz mnie przebrać… później.- szepnęła błagalnie.
- Nie dasz rady sama? - El spojrzała na nią zaskoczona. - Pewnie dałoby radę szybciej.
- No nie z tą suknią. Chyba że bym się całkiem rozebrała.- odparła cicho krasnoludka. - Ten krój jest wzorowany na zbroi.
- Widzę... wygodnie ci w tym szyć? - El przyjrzała się swojej towarzyszce. - Jak mama wyślę nas byśmy zrobiły obiad.
- Nie wiem… - mruknęła krasnoludka chowając pospiesznie pantalony między krągłościami biustu. - … aaa.. pytasz o suknię? Jest wygodna nawet, tylko zakładanie wymaga trochę wysiłku, bo trzeba zachować kolejność, no i materiał jest ciężki o czym sama się przekonałaś.


Dalsza rozmowa musiała poczekać, bo wróciła matka panny Morgan i zaczęło się szycie. Nauka Fulli szła dziś dość opornie. Krasnoludka co chwilę wierciła się na stołku, czerwieniła i wzdychała starając się unikać kontaktu wzrokowego z obiema sąsiadkami. El też miała problemy ze skupieniem się na pracy wiedząc co dolega jej towarzyszce. Starała się jednak pomóc jak najwięcej, gdyż mógł to być jeden z ostatnich dni w pracowni jej matki.
I jedyną nieświadomą sytuacji była Adelaide, która narzekała na brak skupienia u swoich uczennic.
- Ech… pewnie o chłopcach myślicie co?- zażartowała, co tylko pogłębiło rumieniec na twarzy Fulli, która próbowała się zapaść pod ziemię.
- Może przygotuję nieco naparu? Fulla pomoże mi przy nabraniu wody i jak się przewietrzymy lepiej będzie nam się skupić? - El odłożyła zszywany fragment gorsetu, gotowa spełnić swoją propozycję.
- Tak. Idźcie… bo takie rozkojarzone nie przykładacie się do roboty. - stwierdziła łaskawie Adelaide i obie dziewczyny mogły opuścić pracownię.
El pociągnęła krasnoludkę w stronę swojego pokoju.
- Zajmijmy się tą bielizną.
I obie ruszyły do zakątka El. A gdy drzwi do pokoju się zamknęły Fulla zaczęła wyciągać swoje pantalony z dekoltu sukni pytając cicho. - Pomożesz mi znów z nią?
- Dlatego tu przyszłyśmy. - El uniosła spódnicę krasnoludzicy. - Pospieszmy się.
Krasnoludka zaczęła się wiercić, bo miała problemy z ich zdjęciem. Przylepiły się nieco do jej ciała. Fulla zsunęła je w końcu i zabrała się za pospieszne i nerwowe naciąganie pantalonów napierając nieco pupą na przyjaciółkę.
- To musi być potworne korzystać w tym z wychodka. - Czarodziejka starała się odciągnąć myśli od dotyku na swych nogach.
- Tak… bywa ciężko, dlatego… czasami… gdy wiem, że nie wyjdę z domu to… nie zakładam pantalonów. - przyznała wstydliwie Fulla naciągając bieliznę na pośladki i wzdychając z ulgą.
- I… to mniej wyuzdane niż obcisła bielizna? - Czarodziejka opuściła suknię Fulli. - Chodź zrobimy ten napar.
- Nie… chyba bardziej…- przyznała cicho Fulla przygryzając wargę i podążając za El.- Czuję się wtedy taka… wyuzdana i serce wali mocniej mi.
- Polecam nosić w domu lżejsze suknie. - El przygotowała zioła i wstawiła gar z wodą na piec. - my też mamy swoje tradycyjne stroje, ale nie nosimy ich cały czas bo to niewygodne.
- Krasnoludy, zwłaszcza te starych klanów, to głównie tradycja. - odparła ze śmiechem Fulla i dodała. - Moja matka ponoć kiedyś nosiła lżejsze suknie i stroje, ale potem wyszła za ojca. A on jest członkiem starego klanu. A tam tradycja to świętość. Żadnych odstępstw.
- Ale ty nie jesteś żoną swego ojca… - El zalała wrzątkiem zioła w trzech kubkach i podała jeden Fulli.
- Ale jestem jego córką. I dopóki nie dostanę się pod skrzydła mego męża, muszę być posłuszna tradycji klanu ojca. No chyba żebym uciekła, przynosząc przy okazji hańbę memu ojcu… i może matce.- stwierdziła Fulla popijając ziół i przyglądając się Elizabeth. - Nie jesteśmy jednak tak rozpustne jak ludzie toteż… muszę czekać na odpowiedniego kandydata.-
Taaa… odgłosy dochodzące wieczorami z sąsiedniej sypialni mówiły El co innego w kwestii rozpusty brodatego ludu.
- Wiesz… twoi rodzice uniemożliwili mi wczoraj sen. - Czarodziejka zaśmiała się. - Chodźmy, mama pewnie się niepokoi. - El chwyciła dwa pozostałe kubki i ruszyła z powrotem do warsztatu.
Fulla zaczerwieniła się mocno i opuściła głowę zawstydzona. Po czym podążyła za El do warsztatu jej matki.


Tam rozpoczęto pracę do czasu… pojawienia się kolejnej klientki. El i Fulla pomagały przy przymierzaniu przez nią produktu, a potem Adelaide odesłała obie dziewczyny do kuchni, by zrobiły obiad.
El zabrała się za posiłek bez słowa rozmyślając o stroju jaki powinna założyć na wypad do Pączka. Pewnie przydałoby się coś prostego i skromnego, by matka nie miała obaw co do jej rozmowy o pracę. Krasnoludka również wydawała się rozkojarzona, choć z innego powodu. Ciągle się czerwieniła i wpatrywała przed siebie. Nietrudno byłoby o wypadek, gdyby czarodziejka nie czuwała.
El pochwyciła nóż nim Fulla niemal odcięła sobie palec… a przynajmniej poważnie się skaleczyła.
- Co się dzieje… musisz uważać na swoje palce. - Powiedziała, odkładając ostrze na bok.
- Nie… nic takiego… pomyślałam… wiesz… sama mi podsunęłaś do głowy rodziców robiących to… Ja… bym się bała… zresztą boję… sama myśl o rozebraniu się przed mężczyzną… sprawia że dostaję palpitacji serca.- odparła krasnoludka śmiechem zasłaniając zawstydzenie.
- Nie wiem czy wiesz ale… znam się z kilkoma prostytutkami… szyję im bieliznę. - El wolała pominąć temat, że sama nie jest już dziewicą. - To… podobno przyjemne.
- Ja bym… wierz… rozebrać się przed kimś…- dukała cicho Fulla schylając nisko głowę by ukryć coraz większy rumieniec.- … pozwolić… dotykać. Ja bym pewnie spanikowała. Poza jeszcze przed obcym… choć pewnie bym nieco poznała mojego narzeczonego. Ale jednak to…- uśmiechnęła się lekko.- … myślisz, że tak jest? Przyjemnie?
El rozejrzała się po kuchni upewniając, że żaden z młodszych braci się tu nie kręci i nachyliła się do krasnoludki.
- Ja się… całowałam. - Szepnęła cicho. - Ale to zostaje między nami, dobrze?
Usta Fulli rozwarły się szeroko, tak jak powieki. Ale mając ten dziwny grymas kiwnęła szybko głową i spytała cicho. - I jak… było?
- Bardzo przyjemnie. - El odpowiedziała z pewnością w głosie i zabrała się za porzucone krojenie mięsa. - To takie... wciągające. Chcesz być bliżej i bliżej.
- Jak w tych romansach co mamie podk… co mama czyta.- odparła pospiesznie czerwona na twarzy krasnoludka.- Nie wiedziałam, że masz narzeczonego. Rodzice ci wybrali sami czy poprzez swata?
- To… nie był mój narzeczony. - El zarumieniła się. - Nie wiem czy chcę mieć kogoś takiego.
- Jesteś skandalistką! Nie powinnam się z tobą zadawać! - pisnęła cicho Fullai uśmiechnęła się lisio.- No… ale póki mama i tatko nie wiedzą, to ja też mogę udawać że nie wiem.
- To zostaje między nami… ja.. i tak idę do pracy gdzie indziej - El wrzuciła mięso do wielkiego gara.
- Oczywiście oczywiście…- odparła Fulla i zaświergotała niemal.- To takie romantyczne. Mnie kandydata wybiorą rodzice… z jakiegoś starego klanu. Ufam ich zdaniu.
- To też może być bardzo romantyczne… szczególnie gdy ci się spodoba. - Czarownica uśmiechnęła się do swej towarzyszki.
- Mam wrażenie, że zemdleję na jego goły widok. Obym tylko mu się spodobała.- westchnęła ciężko Fulla. - Wolałabym żeby pierwszy raz, wiesz… żebym była chciana.
- Nie znam się na gustach krasnoludzkich ale… wydajesz się być atrakcyjna. - El wyszczerzyła się. - No tak… powinnam to przekazać twojej mamie.
- Mam małe cycki i za małą pupę.- zdradziła wstydliwie Fulla, choć… Elizabeth mogłaby jej pozazdrościć tak obfitego biustu i krągłej pupy… zwłaszcza że ten drugi atut miała okazję podziwiać.
- Nie wydaje mi się… jesteś bardzo krągła. - El cicho przyznała się do swoich przemyśleń.
- Dzięki… miło to usłyszeć… i trochę dziwnie.- zachichotała wstydliwie rudowłosa dziewuszka.
- Uważam, że kobiety powinny sobie mówić komplementy. - El westchnęła - Bo gdy nie ma się nikogo łatwo stracić wiarę w siebie.
- Ja też uważam, że jesteś bardzo ładna. I nie przeszkadza mi, że masz mały… biust. Jest uroczy na swój sposób.- odparła pospiesznie Fulla chcąc odwdzięczyć się komplementem.
El uśmiechnęła się. Nigdy się nie spodziewała, że usłyszy iż ma mały biust… ale w krasnoludziej skali. Kto wie.
- Dziękuję.
Dalszą rozmowę przerwało przybycie Adelaide. A potem rozpoczął się posiłek w towarzystwie Fulli. Ojciec El nie przyjął za dobrze wieści o tym, że jego ukochana jedynaczka planuje się usamodzielnić. Ale matka przypomniała mu, że Uptown jest zdecydowanie bezpieczniejszą częścią New Heaven od ich dzielnicy. I tam policja rzeczywiście broni obywateli, a nie tylko pilnuje by zamieszek nie było. No i że będzie pracowała instytucji publicznej, szanowanej instytucji, a nie w podejrzanym miejscu.
No i z dala od Pączka i tym podobnych miejsc.
- No i nie planuje się przyciągać kłopotów jak twój brat.- westchnęła na koniec Adelaide i spojrzała na Elizabeth.- Prawda, córciu?
- Nie wierzę, że ktokolwiek może mieć takie plany. - Morgan uśmiechnęła się nieco niepewnie zmieszana tą dyskusją. Gdyby tylko wiedzieli… o Charlesie… o księdze… o jej pragnieniu wiedzy i o tym ile jest dla niego w stanie poświęcić. - To tylko praca pokojówki.
- Moja córeczka będzie zaczepiana przez młodych magów, będą jej zaglądać pod spódniczkę, klepać po zadku.- panikował Henry, a jego żona uspokajała go mówiąc.- Nie będą, to nie prywatne posiadłości. Pokojówki na uczelniach ubierają się skromnie, a ich suknie mają odpowiednią długość. Elizabeth nie jest już małą dziewczynką, poradzi sobie. Zresztą może znajdzie jakiegoś przyzwoitego członka którejś z gildii w Uptown.
- Tato.. tam jest pewnie jakaś banda siedzących w księgach starszych kobiet i mężczyzn. Będą kazali mi posprzątać po jakimś nieudanym eksperymencie i tyle. - El starała się uspokoić ojca, choć musiała przyznać że uwielbiała to jak się o nią troszczył.
- Słyszałem o orgiach w nocy i rytuałach krwawych… nie o bandzie antykwariuszy.- odparł oburzony tatko, a Fulli uszy się zaczerwieniły.
- Co to ta orgia?- zapytał Edwin Henry.
- Jestem osobą z Downtown.. na pewno ich jedyne zainteresowanie to będzie jedynie przyjdź posprzątaj i wyjdź. - Odpowiedziała spokojnie El. - Jeśli coś takiego będzie się tam działo.. to zrezygnuję.
- Kochanie… orgia to brzydkie słowo, którego znaczenia nie musisz znać.- odparła Adelaide starając gasić pożary. Ale panna Morgan wątpiła, by to skarcenie uciszyło ciekawość brata. Jeśli już to ją podsyciło. Następnie zwróciła się do męża.- Pozwalasz jej chodzić do Pączka, a boisz się uczelni?
- Ale z Pączka wraca wieczorem.- wreszcie El poznała powody oporu ojca. Nie chciał wypuszczać jedynaczki spod swoich “skrzydeł”.
- Tato.. jednak… powinnam zacząć zarabiać. Mama ma teraz Fullę do pomocy. - El odpowiadała spokojnie choć zaczynała się obawiać, że ojciec naprawdę może się nie zgodzić.
Mając przeciw sobie i żonę i córkę, Henry w końcu się poddał.- Jeśli tego chcesz?
- Chcę spróbować. - El zawstydziła się. - Mam nadzieję.. że jakby mi się nie udało, będę mogła tu wrócić.
- Oczywiście kochanie.- odparł ciepło ojciec.- Tu zawsze jest twój dom.
Czarodziejka wstała od stołu i podeszła do ojca by go przytulić.
- Będę ostrożna papo.


Obiad skończył się więc zwycięstwem Elizabeth. Dziewczyna mogła w końcu udać się do “Pączka”, by porozmawiać o pracy.
El założyła tym razem dłuższą sukienkę, koszulę i gorset, które zwykła nosić na co dzień. Na wszelki wypadek, gdyby Mel nie miała dla niej czasu spakowała do podręcznej torby, prostą sukienkę, wiedziała jednak, że nie będzie ona odpowiednia na przyjęcie w gildii.
Do karczmy dotarła dość wcześnie i obecnie było w niej mało klientów. Ci którzy przyszli nad obiad już opuścili przybytek. Ci co planowali skorzystać z wieczornych rozrywek mieli zamiar zjawić się znacznie później. El dostrzegła całą trójkę pracownic, Karla i kilku bywalców których znała jedynie z widzenia… nie było Luciusa. Za to była Marineta. Z wielką torbą postawioną obok stolika.
- Cześć. - El podeszła do swoich przyjaciółek, kłaniając się nieco Marinecie.
- Hej.. słyszałam że szykujesz się na jakieś przyjęcie dla wpływowych szyszek.- wymruczała zmysłowo Dalia uśmiechając się lubieżnie. - Melody musi więc sprawić by padli przed tobą na kolana i lizali ci buty.
- Ty i te twoje gadanie… wystarczająco już namieszałaś El w głowie.- prychnęła gniewnie rudowłosa i spojrzawszy na Elizabeth zarumieniła się.
- Może uda ci się coś podwinąć podczas tego przyjęcia. Tam baby noszą na sobie tony biżuterii i nie zwracają uwagi na to… co mogłoby im… odpaść przypadkiem od szyi.- dodała żartobliwie Amelia, zabijana bazyliszkowym wzrokiem Mel.
- Poprosiłam Melody by mi pomogła nie przynieść wstydu mojemu partnerowi. - El zaśmiała się.
- Nie słuchaj ich…- westchnęła Melody i dodała spokojnie.- Nie przyniesiesz mu wstydu, przystojniak z niego ale sądząc po stroju, nikt ważny… więc nie musisz się o to martwić. Raczej uważaj na zazdrosne spojrzenia starych harpii.
- Będę na siebie uważać… Masz teraz chwilę? Będę musiała jeszcze porozmawiać z Marinetą o pracy i nie wiem ile mi się z tym zejdzie.
- Nie martw się. Dziewczyny wezmą za mnie obowiązki w razie czego.- odparła ciepło Mel.- Wszystkie chcemy by ci się udało.
- To porozmawiam z nią teraz… Charles ma być koło 20-tej. - El uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Dziękuję.
- Powodzenia.- rzekła z uśmiechem Mel zerkając na przyjaciółkę, gdy ta podchodziła do siedzącej przy stoliku gnomki. Miodowłosa zaś głaszcząc kruka po włosach gestem dłoni wskazała czarodziejce krzesło naprzeciw siebie.
Morgan zajęła wskazane miejsce przyglądając się gnomce przez chwilę.
- Zgadzam się… wezmę tą pracę. - Odpowiedziała starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Doskonale. - odparła z uśmiechem Marineta i sięgnęła do torby wyjmując z niej mały stosik dokumentów. Podsunęła je dziewczynie mówiąc.- To twoje referencje. Według nich służyłaś już w trzech posiadłościach i zawsze byłaś oceniana dobrze. Nie martw się. Nie są sfałszowane. Osoby które je podpisały są gotowe poświadczyć je ustnie. I widziały cię, co prawda na zdjęciach tylko, ale jednak…
El przytaknęła i powoli przyjrzała się podanym dokumentom, czując nieprzyjemną suchość w gardle.
- Ja… chyba też powinnam nieco o nich wiedzieć. - Powiedziała cicho.
- Spokojnie możesz je przestudiować. Twoja rozmowa kwalifikacyjna odbędzie się pojutrze. Czas i miejsce masz na papierze dołączonym do nich.- odparła uprzejmie gnomka dając czas El na zapoznanie się z dokumentami.
Czarodziejka spokojnie przyglądała się dokumentom starając się wyłapać, czy nie powinna o coś dopytać.
- Gdzie mam się stawić? - Jej głos był słaby. Gdyby ojciec o tym wiedział…
- Tutaj. Isadore po ciebie przyjedzie automobilem. Tylko uważaj, jesteś w jej typie.- zachichotała Marineta śmiejąc się z żartu, który tylko wtajemniczeni mogli zrozumieć.
- Skoro tak mówisz… - El czuła się coraz mniej pewnie.. po raz pierwszy.. będzie jechała automobilem. - Jak… będziecie się ze mną kontaktować?
- Na razie? W ogóle. Może Isadore po ciebie wpadnie… jeśli zechce.- wzruszyła ramionami Marineta. - Potrzebujesz czasu, by tam się zadomowić. I my ci go damy. A potem… wynegocjujemy zapłatę. Nie martw się. Nic czego nie mogłabyś zrobić.
- Dobrze. - El złożyła z powrotem dokumenty, wiedząc, że będzie potrzebowała więcej czasu na ich przestudiowanie. - Mogę je zabrać?
- Raczej powinnaś. Bo musisz pokazać je podczas rozmowy o pracę.- odparła gnomka.
Czarodziejka spakowała papiery do swojej torby, układając je pod sukienką.
- Czy.. masz teraz chwilę.. na uczenie mnie? - Spytała niepewnie, zerkając na gnomkę.
- Tak. Tak. Ufam że wzięłaś magiczną księgę ze sobą?- zapytała w odpowiedzi miodowłosa.
- Tak… mam ją w torbie. - El wiedziała wszak, że Mel pomoże jej gdzieś ukryć bagaż, bo ten zaczynał ważyć coraz więcej.
- To chodźmy do któregoś z pokoików na górze. Nie znam się za wiele na samej tradycji czarodziejów, ale mogę dać ci parę wskazówek. Gnomka zeskoczyła z krzesełka zabierając już bardziej pustawą torbę.
- Dobrze. Wezmę klucz od Karla. - Morgan wstała ze swojego miejsc i ruszyła w kierunku kontuaru by poprosić półorka o klucz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline