Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2019, 11:00   #103
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny. Narada magów.


Powinien się bać. To byłaby logiczna reakcja. Powinien.
Ale się nie bał. Dziewczyna nie wyglądała groźnie, a Healy… nie pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji. Śmierć go nie przerażała. Patrick przewidywał, że nie przyjdzie mu umrzeć w łóżku,choć… paradoksalnie w łóżku właśnie się znajdował.
Wsuwając dłoń pod poduszkę Healy uśmiechnął się do dziewczyny.
- Skoro mnie nie zabiłaś we śnie, to masz do mnie jakiś interes, co?- zapytał uprzejmie, gdy próbował wymacać załadowany rewolwer pod nią.
- Nie ruszaj swoją śmieszną bronią - dziewczyna wyszczerzyła się uroczo - mogę dać ci szansę przeżyć. Ty odpowiesz na moje pytania, a ja w zamian nie sprawię, iż twe cierpienie będzie legendarne.
- Powinnaś popracować nad dyplomacją… niezbyt ci to wychodzi.- stwierdził Healy spoglądając dziewczynie w oczy.- Skoro to śmieszna broń, to czym się martwisz? Czego się boisz, skoro jesteś taka niepokonana, wszechwładna i tak dalej i tak dalej.
- Strach.
Dziewczyna spojrzała Patrickowi w oczy. Było to tylko przelotne spojrzenie, jak niedokończony pocałunek, muśnięcie kochanki, ostatnia nuta zwietrzałego zapachu.
Serce technomanty zaczęło bić szybciej, na skórze pojawiły się stróżki potu, a w kończynach, szczególnie w nogach poczuł to przyjemne mrowienie adrenaliny którzy niektórzy określali jako “ołowiane nogi” lub “nogi z waty”. Patrick znał to raczej jako nogi gotowe do biegu, w tym do pościgu. Tylko, że teraz chyba wolałaby uciekać.
Mógł się nie bać na poziomie świadomego umysłu, lecz to co siedziało w nastolatce, to czym była szarpnęło najstarsze, pierwotne części jego duszy. Szarpnęło strachem przodków, prymitywnych ludzi, strachem zaszytym w każdym zwierzęciu.
I oby tylko w istotach rozumnych.
- Masz szczęście, że pojawiłam się ja zamiast mojego nieco bardziej narwanego kompana. To co, słodziutki, gramy w pytania czy wolisz abym wymusiła to siłą?
Nie było to nic nowego… nie dla Healy’ego. Ostatnia misja w Belfaście… ta pechowa, też była naznaczona takim strachem. I kilka poprzednich także. Może mnie intensywnym, ale o tej samej naturze. Healy znał ten strach i znał sposoby zapanowania nad nim. Żołnierz nie może wszak ulegać panice, nieważne jak głęboko ona w nim tkwi.
Głęboki oddech… oddzielenie rozumnego ja od zwięrzęcego instynktu. Patrick spojrzał śmiało w oczy dziewczyny.
- Niezbyt subtelna z ciebie istotka, co? Patrzysz na magów tak samo jak na innych śmiertelników. No… ale nieważne… nie przybyłaś tu po to. Pytaj więc.- odetchnął głęboko Healy koncentrując się nie na niej, a na okolicy… jak daleko jest od rękawicy i części. Ile to mu zajmie. W rewolwerze było kilka naboi i zważywszy na ich naturę, mogły namieszać dziewczynie, bardziej niż ta przyznała. Bo w końcu zwróciła na to uwagę. Irlandczyk nie wierzył jej wcale… ani trochę. Wątpił, by ta tutaj zostawiła go w spokoju, zwłaszcza jeśli nie spodobają jej się odpowiedzi… zwłaszcza jeśli nie będzie mógł ich udzielić.
- Was nawet lubię - przewróciła oczami - dam ci trzy pytania po wszystkim. A teraz… co ze starcem?
- Martwy… zabity... zniszczony. Możliwe że przepadł na zawsze. - Patrick uśmiechnął się lekko. Przyznał, że informowanie o tym istotki sprawiało mu satysfakcję.
- Szkoda, był użyteczny - wzruszyła ramionami - chcesz gumę?
- Nie, dziekuję.- odparł z uśmiechem Healy.
- I tak bym ci nie dała - wyszczerzyła białe, równe ząbki - a kaleka jak się trzyma?
- Kaleka? - zapytał zdziwiony Patrick.
- Zmotoryzowany hermetyk, pan upośledzony samochodzik, debil na kółkach, Jonathan - zaśmiała się.
- Żyje i ma się dobrze… nawet bardzo dobrze. Wyjątkowo dobrze.- zadumał się Healy wspominając wczorajszy wieczór.
- Przekaż mu, że ma przestać - uśmiechnęła się - może zrozumie. Widzę wszystko co robi. Czego tutaj chcecie ?
- Na pewno nie umrzeć, a że wy planujecie małą apokalipsę to… sama rozumiesz. Przeciwstawne interesy. - wzruszył ramionami Healy.
- Apokalipsa zakłada święty koniec i sąd. To nie powinno mieć nic wspólnego z objawieniem - wyjaśniła poważnie - wiesz kto na ciebie zakapował?
Zatrzepotała rzęsami chyba bawiąc się z nim informacjami.
- Trupowi wszystko jedno czy to będzie apokalipsa, ragnarok, eksplozja potwora spagetti.- wzruszył ramionami Patrick i dodał równie beznamiętnie.- A musiał kapować? Nie chowałem się przecież pod kamieniem.
- Chciałam kalekę. Widziałam jak w nocy opuszczacie wasz grajdołek. Niestety, umknął mi. Mogę ci powiedzieć kto… Powiedzmy za jedną rzecz - oblizała się zupełnie nie po ludzku, zmrużyła oczy - pocałujesz Mervi ode mnie.
- Ona nie lubi być całowana. Za to lubi wywijać łomem.- odparł Healy niechętnie. Wiedział wystarczająco dużo o demoniszczach, że pakty z nich zawsze mają ukryty haczyk.- Mam jedno kolano rozbite już. Nie potrzebuję kolejnego.
- Może być w policzek - uśmiechnęła się - byle wiedziała, że to pozdrowienia z mej strony.
- Lubisz sobie wrogów.- westchnął Healy i wzruszył ramionami.- Ale… niech będzie.
- Przedawnia się mówiąc abyś wołał go Jony. Biliście się ostatnio, złamał też waszej tchórzliwej verbenie szczękę. Biedny, mały głupiec. Masz racje, pakty nie popłacają. Został przehandlowany za buziaka - chyba bawiła ją ta myśl - ale jeśli nie weźmiecie jego życia, będę z niego dalej korzystała. O ile go dopadniecie - podniosła brwi - plany klechy?
- Pokonanie was, nawrócenie wszystkich na właściwe tory, uratowanie świata. Jak u każdego chórzysty pod słońcem.- wzruszył ramionami Healy. Chyba nie spodziewała się, że poda jej jakieś szczegóły?
- Ambitne - rozmowa ją bawiła - jednak pozbawione sensu. Powiedz mi, jak następnym razem się spotkamy mam cię zabić czy wolisz oglądać koniec z bliska? Ostatecznie koniec istnienia nie zdarza się co drugi wtorek - puściła kolejnego balona z gumy - jak oceniasz wampiry? Teraz się skup.
- Co do wampirów, toooo… musisz być bardziej konkretna. Koncept wampiryzmu, same wampiry, konkretne wampiry?- wzruszył ramionami Patrick i dodał ironicznie.- Co do wyboru zaś… Nie jestem starcem desperacko czepiającym się życia. Zginę w walce… lub zabiję ciebie.
- Wasi sojusznicy. Jak tam kontakty z nimi?
- Świetnie… wszystko idzie jak po maśle. A nawet jak po smalcu.- odparł z uśmiechem Healy.
- Czyli przestanie - uśmiechnęła się szeroko, machając radośnie nogami - nie dałeś mi zbyt dobrych odpowiedzi, to i nie oczekuj miłych. Twoja kolej - mrugnęła silnie prawym okiem jak dziecko z ADHD.
- Wiesz jakie są wampiry… banda ćpunów z kompleksem wyższości.- wzruszył ramionami Patrick.- Ciągła walka entropii ze statyką w ich ciałach niekorzystnie udziela się im na rozum. A jak tam twoja współpraca z Sabatem? Chyba też nieudana, skoro nie potrafili dostarczyć świeżego ciała magiczki.
- A po co mieliby to robić - uśmiechnęła się - skoro biedna ćpunka sama wpycha się w łapy starego oblecha? Ale dziękuję, wszystkie wampiry są dobre we współpracy - uśmiechnęła się leniwie.
- Skoro tak twierdzisz. - wzruszył ramionami Patrick. - Sabat to ponoć prymitywy, ale co ja tam wiem o wampirach.
- Masz rację, Camarilla jest przyjemniejsza w kontroli. Zostały ci jeszcze dwa pytanie - wyglądało, że burzowa dziewczyna szybko się nudzi.
- Więęęc w czym wam tak biedny kaleka przeszkadza? - zapytał Patrick pospiesznie.
- Myśli, że może ze mną grać w szachy - odparła z pogardą - nie lubię, gdy porywacie się na coś ponad wasze siły. Spytaj go jak stracił władzę w nogach… albo rodzinę - otworzyła szeroko oczy - tak, ile razy przegrał w te gierki.
- Hej. Mówisz do członka narodu, który od lat walczy z imperium by odzyskać rodzinne miasto dla swojego ludu. Porywanie się na coś ponad moje siły, mam we krwi.- wzruszył ramionami Patrick.
- Wasze konflikty to nic więcej jak wojny owadów. Mrówki też walczą pomiędzy siedliskami.
- I gryzą niedźwiedzia, gdy im w ich mrowisko wlezie. - wzruszył ramionami Healy ignorując ten cały protekcjonalizm dziewczęcia. Nie było to nic nowego dla niego. Wampiry, Wilkołaki, demoniszcza… każde z nich czuło się istotą stojącą ponad ludźmi. Każdego z nich też dało się zabić. Zamyślił się i dodał.
- A o co właściwie chodzi z tym waszym celem: objawieniem?
- Koniec wszystkiego - wyjaśniła jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie - ostateczny finał tej smutnej historii. Koniec teurgii. Mój cel jest bardzo prosty, możesz nawet powiedzieć, że prymitywny. Masz rację - zaśmiała się.
- Więc nie zdziw się jak cię mrówki pogryzą. - wzruszył ramionami Healy. - Nikt nie lubi mieć burzonego mrowiska.
- Ja lubię - odpowiedziała z dziwnym smutkiem - gdybyście tylko byli w stanie mnie pokonać, dogadalibyśmy się. Tak to wy jesteście czarnymi charakterami mojej historii.
Zeskoczyła ze stołu i podeszła do Paricka powoli. Przyglądała się mu chwilę. Poczuł ciarki na całym ciele.
- Chciałam ci złamać nogę - przyznała z dziwną szczerością - ale wtedy taki homomacho jak ty zaraz zacznie strzelać i jeszcze cię zabiję, a masz coś do zrobienia.
Cmoknęła się w rękę przekazując w powietrzu buziaka i ruszyła ku wyjściu.
Healy spoglądał na tę istotkę z pogardą i nienawiścią. Chciał jej wpakować całą zawartość magazynka rewolweru, by sprawdzić jak reaguje jej ciało na czysty magiczny chaos… na ucieleśnienie przypadku. Pewnie źle, bo dążyła do tego samego czego pragnęła Tradycja. Bezruchu. Antycznego Status quo. Statyki… tyle że w ekstremalnej formie.
Gnom-wynalazca powoli odzyskiwał pewność siebie. Usiadł na łóżku obok Irlandczyka zasępiony.
- Czym się przejmujesz. Nie będę żyć wiecznie… albo będę… tyle że w kolejnym wcieleniu.- pocieszał go Healy.
- To byłoby gorsze - gnom pokręcił głową - nie będę cię straszył. Sam dość się boję. Jedyny raz.
- Daj spokój. Świat się ma skończyć nicością, więc nic nie będzie od tego gorsze.- machnął ręką Healy.
Gnom pokręcił głową zamyślony.


Klaus spojrzał z niepokojem na pozostałych magów, wypuścił powoli powietrze i zwrócił się do ucznia.
- Był incydent podczas transportowania nas tutaj. Część z nas obeszła się bez uszczerbku, ale część doznała pewnego rodzaju alternacji. Moja jaźń została rozbita na trzy, Adeptka Mervi dostała nagłych, niekontrolowanych chęci, a Adept Patrick stał się niekompatybilny z resztą organizacji. Mistrz Jhonathan i Ojciec Iwan chcą się upewnić, że tobie nie przytrafiło się nic tak ekstremalnego. - uśmiechnął się starając uspokoić ucznia - To będzie normalne badanie, nawet nie zauważysz kiedy skończą.
Jonathan wbił wzrok w podłogę, Iwan surowo zmierzył Klausa. Uczeń zamrugał. Wyglądał na zaskoczonego.
- A tak serio?
Klaus westchnął.
- Nie wyszło co? Dobrze, powinieneś wiedzieć. - spojrzał na Iwana, ale tylko ponownie westchnął i wrócił uwagą do ucznia - Trauma po ataku technokracji wywołała w tobie ciszę. Nie jesteś Marauderem, nie bój się. Jednak ostatnio mieliśmy potyczkę z… Nephandi i obawiamy się, że twój szczególny stan mógł zrobić z ciebie ofiarę ich rytuałów. To chcemy sprawdzić i pomóc ci, jeżeli to prawda.
- Gdybym był maruderem to i tak nie byłbym tego świadomy, niezależnie od tego co powiesz - wzrok ucznia padł na Jonathana - pamiętam was. Pamiętam to… potem, w mieście jakby ciemność. Ile? Miesiące?
- Tygodnie - hermetyk powiedział dając dyskretny znak jakby nie precyzować czasu - dużo się działo.
- Więc oni…
Uczeń pochylił głowę martwo patrząc w ziemię. Mistrz Iwan wstał z krzesła i przysiadł się go bliżej. Nie dotykał, po prostu był blisko.
Klaus spojrzał smutno na ucznia.
- Wczoraj wypowiedziałeś kilka kłopotliwych kwestii. Nazwałeś mnie Luminus, to było imię, które przyjąłem kiedy badaliśmy świadomość pojmanego Nephandusa...
- Zrobiłem komuś krzywdę?
- Nie, nie. Pilnowaliśmy cię. - uśmiechnął się Klaus.
- Nie pamiętam. Co jeszcze mówiłem?
- Kojarzysz może znaczenie słów "Godzina Mięsa"?
- Co?
Uczeń wyglądał na zbaraniałego.
- Dajmy mu spokój, Klaus - Jonathan zaczął powoli - niech się oswoi z sytuacją.
- Przepraszam. - Klaus zawstydzony spojrzał w ziemię - Cieszę się, że poczułeś się lepiej. - spojrzał na Jonathana - Uda się go utrzymać w tym stanie?
- Mam nadzieję.
Nagle rozbrzmiał telefon ojca Iwana. Duchowny spojrzał na telefon i bez słowa przeprosin odebrał połączenie.
- Słucham.
- Miałem odwiedziny jednej z tych burzowych istotek. Tej bardziej cywilizowanej.- rzekł Healy.
Duchowny spojrzał na magów błądząc jakby za czymś.
- Jest ze mną mistrz Jonathan oraz adept Klaus. Włączyć głośnomówiący?
- Nie. Nie trzeba.- odparł krótko Healy. - Nie ma też potrzeby. Powiem co mi powiedziała, a resztę doga...
- Chwila .
Iwan rzucił w trakcie wypowiedzi Patricka przepraszając zebranych i wychodząc z pokoju na korytarz.
- Dobrze, możesz mówić.
Healy streścił wszystko co mu powiedziała burzowa istotka, łącznie z tym że mistrz Jonatan szczególnie rozdrażnił ją swoimi działaniami. I że może być on odwiedzony w następnej kolejności. Dodał też do kwestii współpracy owego Jonego z burzowymi istotkami. Aczkolwiek… Patrick przestrzegł, że te informacje należy traktować z ziarnem sceptycyzmu. Ów duch mógł wszak kłamać, albo mieszać kłamstwo z prawdą w równych proporcjach. Cały raport zakończył propozycją spotkania się w większym gronie na rozmowy.
- Może w jakiejś pizzerii?
- W obecnej sytuacji prędzej wybuchnie w miejscu publicznym strzelanina niż się naradzimy - Iwan powiedział sucho - trzeba zakładać, iż nie tylko znają położenie hotelu co śledzą wyjścia i wejścia. Najpewniej nie wszystkich, na niższych piętrach z tego co widziałem pojawiło się więcej turystów. To dalej problem - duchowny chwilę zamilkł, chyba myślał - akurat prawie wszyscy są w hotelu, możesz przyjechać. Brakuje tylko Tomasa i dwojga Adamów.
- Mam wrażenie, że nie uważają nas za specjalne zagrożenie. Raczej za gzy, od których co najwyżej można się odpędzić. - odparł sceptycznie Patrick. - Nawet się nie zmartwiła śmiercią jednego ze swoich pionków i potencjalnie wystawiła nam na odstrzał kolejnego, ot dla zabawy.
- Pamiętasz jak nazywał jedną z tych istot przeklęty Einar?
- Wyleciało mi z głowy. Ostatnio wiele mamy na głowie.- odparł Healy.
- Ja pamiętam - Iwan powiedział ostro - Iluzja. Czyli kłamca, zwodziciel, pozór.
- Czyli polityk.- zaśmiał się sarkastycznie Irlandczyk i dodał krótko.- Po prostu uważam, że tego właśnie chcą. Zamknijmy się w hotelu niczym w zamku, wypatrujmy wrogów zza ich murów, dajmy się związać strachem jak łańcuchem i nawet nie będą musieli z nami walczyć, bo przegapimy początek apokalipsy.
- Przyjedź do nas - Iwan nawet nie bawił się w wyjaśnienia - do usłyszenia.
Duchowny wyłączył się.


Healy przyjechał zirytowany lekko i zniechęcony takim podejściem do sprawy. Niemniej zacisnął zęby i przyjechał, by batiuszka mógł z nim porozmawiać osobiście. Patrick nie bardzo wiedział o czym, bo przecież wszystko powiedział przez telefon, a jakoś tulenie się do szerokiej piersi ojczulka jak kurczak do kwoki… ech, to nie było w stylu Irlandczyka.

Hannah została przy uczniu. Być może chciała uczestniczyć w naradzie, lecz nie śmiała sprzeciwić się dziwnie stanowczemu tonowi Jonathana w tej sprawie. Tak oto na zebraniu w jednym, wolnym pokoju na piętrze znajdowali się wszyscy magowie poza Tomasem w pracy - eutanatos został powiadomiony przez hermetyckiego mistrza lecz powiedział, iz nie może, ojcem Adamem oraz Firesonem z którym ciągle brakowało kontaktu.
Nim przyjechał Patrick, Jonathan oraz Iwan prowadzi spokojną dyskusję (po przekazaniu przez chórzystę informacji reszcie) czy burzooka bawiła się Patrickiem czy też faktycznie potrzebowała dodatkowych warunków, aby zrobić to co z Mervi.
Widać było, iż Iwana coś męczy.
Irlandczyk wszedł do środka, wpierw lekko zapukawszy, nie czekał jednak na odpowiedź.
Rozejrzał się po całej grupce magów.
- Więc? Po co miałem tu teraz przyjechać ? -zapytał wprost przyglądając się wszystkim obecnym magom.
- Sądzę - Jonathan zaczął ostrożnie - iż znam miejsce jednego węzła. Dokładnie to, w którym zaatakowano Mervi. Nie jest to węzeł wirtualnych - dokończył.
- Przyznaję że potrafię posługiwać się Pierwszą, ale węzły to nie moja bajka. Po co mnie informujecie o tym? - zapytał w odpowiedzi Irlandczyk.
- Chyba nie tylko ciebie - Iwan spojrzał na Mervi.
Mervi uważnie obserwowała Patricka.
- No patrzcie. Jak znalazłeś ten Węzeł? - zwróciła się do Jonathana odwracając wzrok od Patricka.
- Prześledziłem przestrzeń w czasie… Spoglądanie w przeszłość, jej analiza - hermetyk wyjaśnił ostrożnie bardziej innym niż Mervi - chciałem sprawdzić co specjalnego było w miejscu walki oraz czy został jakiś ślad.
- Pokaż mi kiedyś jak przesączasz przeszłe informacje przez sito bullshitu. - poprosiła Mervi najwyraźniej szczerze.
Jonathan pokiwał głową. Iwan ściągnął brwi.
- I właśnie w świetle tego co się stało, chcę dziś zabezpieczyć węzęł - duchowny zaczął hardo.
- Acha… jak to planujemy zrobić?- zapytał Patrick.
- Magya ducha - duchowny wyjaśnił spokojnie - do tego czuwaki. W razie potrzeby mogę nawet węzeł zniszczyć, ale… Paradoks najpewniej zabiłby mnie.
- I oczywiście musimy zrobić to właśnie teraz od razu?- westchnął z lekką irytacją w głosie Healy.- W pośpiechu i bez większych przygotowań?
- Tak - duchowny powiedział twardo - musimy przejąć inicjatywę. Do tej pory dzięki naszej ostrożności straciliśmy jednego maga, mieliśmy pod nosem nephandusa, Mervi ledwo wyszła z tego cało, a i ty byłeś zagrożony. -
Jonathan przyglądał się uważnie duchownemu. Uderzył palcem w stół.
- Myślę, że pomijasz jeszcze jeden szczegół, mistrzu - hermetyk zauważył.
- Mistrz Jonathan, jak zawsze celny - duchowny skrzywił się w ironii - tak. Gerard - zakonnik spojrzał w sufit - pamiętacie jak mówiliśmy o zarazie toczącej wampiry?
- Nie wiem czy przejmowanie punktu o którym dobrze wie nasz wróg i zdaje sobie sprawę z ważności owego punktu dla nas jest… inicjatywą. Mi to wygląda na pułapkę z przynętą.- ocenił Irlandczyk.
Duchowny milczał. Spoglądał na nich. Chyba coś mu ciążyło.
- To znaczy… tak, zdobycie węzła jest ważne, ale… może być jakoś skażony. Może coś w nim kryć. Nie wierzę, że tak tam sobie leży bez zabezpieczeń lub… czegokolwiek. To za piękne by było prawdziwe.- Healy westchnął próbując podejść do tej kwestii bardziej dyplomatycznie.
Iwan skrzywił się.
- Gerarda w jakiś sposób zaraziła ta istota. Nie tylko ciało, lecz co najważniejsze, jego nieśmiertelnego ducha. O tym nie ma i nie będzie w żadnych pismach do Horyzontu czy innych Fundacji, nie powtarzajcie tego. To coś wyżerało duszę naszego przyjaciela, jak rak. Musiałem - Rosjanin zacisnął pięść, spojrzał na Mervi, potem na Jonathana, po chwili znowu na wirtualną adeptkę, dużo dłużej. Klausa zignorował.
- Wtedy z Gerardem… pomogłem mu przejść przed oblicze Pana. To nie były zbyt poważne rany, to nie było leczenie lecz ostatnie miłosierdzie na jakie było mnie stać. Mam wrażenie, iż to co go spotkało było niekompletne właśnie z powodu braku albo dostępu do kwintesencji, albo umbry. Stawiam na to pierwsze. Z Mervi najpewniej planowali zrobić to samo, tylko skuteczniej. Temu teraz nabieram stanowczości.
Jonathan wbił wzrok w chórzystkę lecz milczał.
- I nie próbowaliście wziąć pod uwagę, że… możliwe… iż … całkiem ewentualnie… źródełko kwinty, które pewnie było wykorzystywane wcześniej do takich rytuałów jest… prawdopodobnie… skażone? I ta kwinta z niego tryskająca też?- zapytał ostrożnie Patrick.
- Temu mówię, zabezpieczyć. Odciąć ich od źródła - duchowny wyjaśnij trochę smutno.
Klaus podszedł do Wirtualnej Adeptki.
- Mervi,możemy chwile porozmawiać. Mam jeden projekt,który chciałbym z tobą rozmówić.
Mervi przez chwilę nie reagowała na Klausa, dopiero otrząsnęła się po momencie.
- Huh? Później. - spojrzała na Iwana - Czyli mnie też... chciała zarazić? Nie zrobiła tego? - zapytała zdenerwowana.
- Nie…
Iwan odpowiedział niemal równo z Jonathanem, dopiero po chwili hermetyk ustąpił głosu chórzyście.
- Pierwsze co zrobiłem po twoim przybyciu, to było badanie. Sądzę, że po tym co widziałem w przesłuchanych sabatnich oraz w Gerardzie, nie tyle potrafię wykryć, co potrafię poznać utajone elementy. Jesteś czysta.
- Jeszcze zostać przez nią zapłodnioną... To chyba za dużo. - odparła z lekką ulgą - Mam nadzieję, że istota Gerarda jakoś przetrwała i Avatar sobie dalej poradzi... - spojrzała pytająco na Iwana.
- Właśnie z tego powodu Gerard odszedł - chórzysta wyjaśnił spokojnie- aby wrócić do Boga będąc w pełni własnego ducha. Wypaliliśmy to co było nieczyste, co dwóch mistrzów pierwszej…
- Jak myślicie, co w end-game byłoby z nami, gdyby im się udało doprowadzić gwałt do końca?
- Jeśli dobrze rozumiem - Jonathan zaczął powoli - to przyjmuję formę jakiegoś duchowego raka lub wirusa. Wiemy jak te patogeny działają.
Iwan pokiwał głową.
- Zróbcie na to szczepionkę czy coś... To obrzydliwe... - mruknęła Mervi - Pogadam z Firesonem, niech swój zad ruszy i zabezpieczy węzeł, ukradnie, cokolwiek. To potrafi.
- Temu chcę chociaż jeden węzeł uczynić bezpiecznym - Iwan dodał stanowczo.
- Rany, jasne. - Mervi machnęła ręką.
- Mnie by się przydało sprawdzić też… na wszelki wypadek.- stwierdził Healy przysłuchując się ich rozmowie.
- Dobry z Iwana szpieg - Jonathan spojrzał z zaciekawieniem na duchownego.
- Tak - duchowny skrzywił się jakby musiał wypić sok z cytryny nazwany niezręcznością towarzyską - lustrowałem cię Patricku od początku zebrania. Jest dobrze.
- Bo ten babsztyl zażądał bym cię cmoknął od niej.- Healy zwrócił się do Mervi.- I zastanawiam się, co za tym mogło się kryć.
- Cmoknął? Tylko całus w policzek? - spojrzała podejrzliwie na Patricka.
- Tak. Cóż… właściwie planowała więcej, ale przecież nie mógłbym cię pocałować w usta… to by było wyraźne naruszenie twojej prywatności.- stwierdził Irlandczyk spokojnie.
Mervi skrzywiła się wyraźnie.
- Jakąś wiadomość kazała do tego doczepić?
- To pozdrowienie z jej strony. - wyjaśnił syn eteru.
- Igra z nami - Jonathan spojrzał poważnie - to samo całe przytyki do mnie - uśmiechnął się krzywo.
- Mam ochotę teraz jej przywalić... - mruknęła zirytowana Mervi.
- Zawsze spotykała się z małą ilością magów. Co znaczy, iż siła grupy magów może być ponad jej siły - stwierdził Jonathan.
- Brzmi pocieszająco.- odparł Patrick bez entuzjazmu w głosie i bez wiary w wypowiedziane wcześniej słowa.
- Co proponujesz zatem? - Jonathan rzucił swobodnie do eteryka.
- Nie pokładać nadziei w słabości wroga, tylko w naszej sile. - odparł Healy wsuwając dłonie do kieszeni.- To potężne skurczybyki… grupce łatwiej będzie je pokonać niż pojedynczemu magowi, ale wątpię by grupka magów ich przerażała.
- Tak, sile - Iwan miał zimno oczy - jutro z rana chcę iść na węzeł. Patricku?
- Jutro rano? Nie ma sprawy. Można mnie dopisać do wycieczki.- stwierdził krótko Healy.
- Poproszę też Tomasa i ojca Adama - Iwan powiedział zimno.
- Mervi - Jonathan uśmiechnął się - chyba będziesz potrzebować komputera.
- Po to chciałam tych dwóch. -wskazała na eterytów - Aby mi pomogli naprawić mój. - spojrzała uważnie na Jonathana - A o czym myślisz?
- Sądzę, że możemy razem podjąć się zdalnego wsparcia - wyjaśnił.
- Dobrze że mamy plany, a propo nich… to ja właśnie jeden mam do zrealizowanie i będę wolny po południu.- dodał Patrick.
- Możemy... jak odzyskam jakiś komputer. - odparła Jonathanowi - Choć nie wiem czy eterboysy tak szybko mój by naprawiły. A na korbkę nie ma mowy bym przyjęła... - zerknęła przy tych słowach na Patricka - Szanujmy się…
- Moglibyśmy skleić ci jakiś od zera. - rzucił Klaus - Surowego materiału będziemy mieli pełno, potrzebowałbym tylko schematów.
- Ehm... - spojrzała na hermetyka - Chyba będzie trzeba kasę ruszyć fundacyjną. Lepiej chyba kupić coś w sklepie i zmodyfikować... - zamyśliła się - Ile dasz?
- Sądziłem Mervi, że jesteś dość majętną osobą - Jonathan zaczął zaciekawiony.
- Ale to zakup w interesie Fundacji. - zaprotestowała - Na taką ewentualność na pewno znajdą się fundusze.
- Dobrze, przy okazji kupisz mi suszone nietoperze, poprzednie się skończyły - Jonathan powiedział mierząc technomantkę poważnym wzrokiem.
- Rany, ty też potrafisz być sztywnym dziadem. To chyba krąży u was w Tradycji…
Jonathan wyszczerzył zęby rozbawiony, acz trochę po wilczemu.
- Żartowałem - powiedział luźno - suszony nietoperz może leżeć i kilka lat, nie wiem co trzeba robić aby je zużywać. Brrr, nawet nie chcę wiedzieć…
Iwan uśmiechnął się pod nosem, chyba hermetyk go rozbawił.

- Jest jeszcze kwestia Opustoszałych - Jonathan zaczął - wczoraj zbiegiem wypadków skontaktowaliśmy się z nimi wraz z Patrickiem, jak wiecie.
- Rozmawialiście z nimi pomiędzy jednym partnerem a drugim? - zapytała Mervi dość poważnie.
- Dlaczego partnerem? To w zasadzie dość zabawna historia - hermetyk stwierdził nie zważając na marszczącego brwi duchownego.
- Pewnie było w niej wiele alkoholu, skoro każda musiała cię upić. Panowie też? - zapytała powoli.
- Mervi, stonuj proszę z homoerotyzmem - Iwan powiedział łagodnie, lecz pytający wzrok skierował na hermetyka.
- Impreza miała odrobinę inny charakter niż przypuszczaliśmy. Spotkaliśmy dwójkę Opustoszałych, trzeciego przelotnie spotkał Patrick i to jego sprzedała mu Burza. Jego miałaś okazję poznać z Walerią najpewniej - Jonathan zwrócił się do Mervi - pozostała dwójka chce współpracy z nami. Podobno to Jony stanowi problematyczny element, taki buntownik bez wyboru który ma kosę ze wszystkimi, a do tego mają żal do Tradycji. Byli mili…
- Tacy w typie Kultu Ekstazy. - Healy postanowił sprecyzować tą “milusiowatość”.
Jonathan uciekł wzrokiem gdzieś w dal.
- I nie podobają się mi.
- Oni może nie, ale raczej to nie byli wszyscy obecni, co?
- Był również Patrick - Jonathan uciął - rozmawiajmy o sprawach fundacji, nie prywacie. Erik wydaje się bardziej doświadczonym magiem, jest starszy, lubi się bawić. Camilla to - Jonathan skrzywił się - towarzyszył mu drogi mag, na boga, nie wiem ile miał lat, wyglądał młodo. Był w sukience i był z nim w dziwnej, seksualnej relacji pan-sługa czy…. - Jonathan pokręcił głową.
- Typowy Kult Ekstazy… młodzi adepci nie mają za grosz gustu.- Irlandczyk nie wydawał się aż tak bardzo zgorszony jak Jonathan.
Iwan słuchał wygodnie przesiadając się w krześle. Jakby już całe sprawozdanie słyszał już, a teraz tylko starał się udawać zbulwersowanego (a jednocześnie bolały go plecy).
Mervi wyraźnie nie wierzyła, aby tylko na pogawędkach kończyła się historia.
- No tak, rozumiem. To jak wymarzona relacja cholernego Einara z Jonathanem. - pokiwała głową do siebie - Im większe staruchy, tym gorzej…
- Opustoszali stracili jednego maga - Jonathan mówił dalej ignorując zaczepki - najprawdopodobniej, w mojej ocenie, Einar pociągnął za sznurki i skonfliktował ich z Tradycjami, oskarżając o śmierć, podczas gdy oni bardziej potrzebowali pomocy. Mają jeden węzeł, mają świadomość Burzy, głównie chcą przetrwać. Tyle mówią - ironia pojawiła się w głosie hermetyka.
Klaus, który trochę zamilkł kiedy padł temat "imprezy" w końcu się odezwał.
- Nie jest ich dużo i nie mają wsparcia tradycji, wampiry w mieście, też miałbym niewygórowane wymagania.
- Tak - Iwan zaczął zamyślony - chociaż lokalne wampiry są… dziwne. Miałem okazję krótko o tym dyskutować z Tomasem, i naszą konkluzją było, iż nie jest to typowe zachowanie ich sekty. Nawet jeśli udają pokorę, to zbyt mocno.
- Jacy by nie byli… wampiry czy magowie, nie jesteśmy w pozycji pozwalającej na wybrzydzanie na sojuszników. - wyłożył swoje zdanie Patrick.- Nie mówię by w pełni ufać jednym i drugim, ale… nie stać na skreślanie nikogo z automatu. Co więcej… proponuję zostawić w sieci coś w rodzaju testamentu. Tekst opisujący wszystko co odkryliśmy w Lillehammer i z automatu wysyłany zarówno do Tradycji jak Technoludków w razie naszej… porażki. To zbyt duża sprawa, by się bawić w animozje.
- Rozszerzona wersja raportów o które prosiłem - Iwan skomentował - w pełni zgadzam się, Patricku.
Na wspomnienie raportów Healy wzdrygnął się jakby był nosferatu, któremu ktoś wciska czosnek pod nos.
- Piszą się… - wymamrotał niemrawo.
- Cieszę się - Iwan powiedział łagodniej.
- Mnie wampiry lokalne nie niepokoją aż tak -Jonathan wrócił do wątku - jak Opustoszali. Co planujecie z Jonym? Mervi…
Hermetyk spojrzał badawczo na wirtualną.
Mervi odwzajemniła spojrzenie.
- Co?
- Ze wszystkich magów, zatarg z nim miał Patrick, Ty oraz Waleria - hermetyk wyjaśnił.
- Ja nie miałam zatargu. - zaprotestowała Mervi - To nie mnie rozkwasił twarz... z mojej własnej winy. - odparła lekko - Waleria mogła się tego spodziewać po Wpierdolomancie.
Iwan zaśmiał się, po raz pierwszy w dzisiejszym dniu, w sposób serdeczny.
- Wpierdolomanta - uśmiechnął się - dobre, Mervi.
- Trzeba coś z nimi zrobić tym bardziej, iż - Jonathan zamyślił się - nie jestem skłonny dać wiary burzy.
- To brzmi jakbyś mówił "trzeba ich pozabijać, tak dla pewności". - mruknęła technomantka.
Jonathan zamarugał.
- Nie jestem pewny czy burzowa dziwka nie szczuje nas wzajemnie. A Erik wydał się mi śliskim typem.
- Też jestem skłonny z nim pogadać, zanim strzelę mu w głowę.- odparł Healy wzruszając ramionami. - Acz problem z tym, że Jony nie wydaje mi się osobą, z którą da się rozsądnie pogadać.
- Obwinia nas za całe zło, syndrom oblężonej twierdzy - hermetyk pokręcił głową.
- Do trzech razy sztuka - stwierdził Iwan - też chciałbym znać jego punkt widzenia.
- Nie chcę nic mówić, ale chyba rozumiem go. Spójrzcie tylko na siebie! - skomentowała Mervi do mistyków.
Iwan zmarszczył brwi.
- To chyba nie miejsce na żale wewnątrz Tradycji.
- I to właśnie jeden z elementów tego spojrzenia. - pokręciła głową - Chodzi mi o to, że jego podejście nie jest całkowicie odrealnione, szczególnie jeżeli mówimy jeszcze o sprawkach Einara i burzowej dziwki z Creepem. - skomentowała i spojrzała na Jonathana - Zignorujesz mnie znowu, prawda? - mruknęła.
- Nie - hermetyk uśmiechnął się pod nosem - zastanawia mnie on tylko. Inni Opustoszali przyjęli nas serdecznie, a są w dokładnie tej samej sytuacji w mieście oraz mogą mieć pretensje do Tradycji za to jak ich potraktowano, najpewniej na skutek działań Einara. Do tego wystawili Jonemu bardzo złą prasę. Teraz Burzooka, to wszystko zbyt dobrze mi pasuje. Wyjdę chyba na większego radykała - spojrzał na Iwana z błyskiem w oku - ale to co wyprawiał Erik nie było zdrowe ani dobre.
- Homofobia? - zapytała podejrzliwie Mervi.
- Zmieniasz nick w sieci? - Hermetyk spojrzał podejrzliwie.
- Kusisz. - odparła rozbawiona.
- To byłoby dobre - uśmiechnął się lekko - wszak oznaczałoby strach przed ujednoliceniem świata - mrugnął - ale nie, po prostu mam wrażenie, iż daleko temu było do zdrowej relacji. Nie będę gorszył szczegółami, ale co z Patrickiem widzieliśmy, i to co wyczułem - pokręcił głową - to nie było w porządku.
- "Nie w porządku", przeczy się to z moją moralnością, czy "nie w porządku" wampiry wsadzają coś magom do drinków, żeby zaczęli wchodzić w ekstremalne związki? - zapytał Klaus.
- Z tym co uważam za dobro - hermetyk skrzywił się - przeciw temu do czego dążę.
Iwan przysłuchiwał się Jonathanowi z uwagą.
- Więc uważasz, że ten drugi jest zmuszany przez tego pierwszego, aby odstawiać taki cyrk? - zaczął ponownie Klaus - I sądzisz, że ta "Camilia" cierpi w tej sytuacji?
- Dobrze wiesz Klaus, że pomiędzy przymusem, a w pełni świadomą decyzją mamy całe spektrum - Jonathan uśmiechnął się przy tym związanym ze światłem słowem - stanów niedoinformowania, owinięcia wokół palca, zagubienia, oszustwa czy po prostu zwykłej, ludzkiej deprawacji. Inaczej bym patrzył na to gdyby chłopak był chociaż trochę starszy, gdyby Opustoszali czuli się swobodniej w mieście i nie musieli tulić się do siebie w strachu przed zewnętrznym światem i gdyby tamten nie był zdecydowanie bardziej doświadczonym magiem. Nie chcę używać mocnych słów, ale nawet w Kulcie Ekstazy przyjrzanoby się głębiej takiemu związkowi, po prostu dla zasady. Oni dobrze wiedzą, że w drodze przyjemności, percepcji i łamania granic można pójść w ciemność. Uzależniania są tylko tym o czym najczęściej mówimy…
Iwan chrząknął.
- Nie sądziłem, że się kiedykolwiek zgodzimy w sprawach światopoglądowych. Tylko jak to ma się do naszej misji? Sądzę, że i tak powinniśmy dążyć do sojuszu z nimi.
- Bo mam wrażenie, iż tam rzeczywiście jest mag upadły, może nie od razu barabi, tylko nie ten o którym nam powiedziano - Jonathan stwierdził z dziwnym uśmiechem - napuszcza się nas. Iluzja się bawi.
- Bez urazy Mistrzu, ale….- Klaus trochę niepewnie zaczął, patrząc w stół - twoja umiejętność wyceny czyjejś przyzwoitości, dobra czy taktu podupada trochę ponieważ… Einar.
Na te słowa Mervi tylko cicho dodała "burn".
- Gdyż? - Jonathan zdziwił się.
- Gdyż miałeś Nephandusa pod nosem… ba, dzieliłeś z nim budynek i o niczym nie wiedziałeś. Nie mówię, że się dobrze nie krył, ale teraz widzisz coś co się nie zgadza i od razu rzucasz oskarżenia. Kto szuka ten znajdzie, i tak dalej.
Coś smutnego przebiegło po twarzy hermetyka. Jakby powstrzymywał się ze smutkiem, przed wypowiedzeniem dalszego sądu. Spojrzał przelotnie na Iwana, chyba wymienili spojrzenia.
- Dobrze… chcę tylko abyśmy poznali perspektywę Jonego, koniecznie - powiedział z miną człowieka który przełyka zepsutą rybę - tylko tyle.
- Co do tego możemy się zgodzić - Iwan powiedział stanowczo - wychodzi, iż plany na najbliższe dni bardzo się zmieniły.
- Jak laptop się pojawi, to na spokojnie umęczę Firesona, aby ruszył swój elitarny tyłek i pomógł z Węzłem. - odparła lekko Mervi i trochę się wydała rozmarzyć.
- Trzeba skontaktować się z wampirami, zbadać szerzej infekcję w Sabacie, zabezpieczyć jutro węzeł, odszukać inne, nawiązać współpracę z Opustoszałymi, porozmawiać z Jonym, znaleźć Einherjarl - Iwan uśmiechnął się w kierunku Mervi - a przy okazji nie zginąć. Pomijam coś?
- Komunikacja, bo kto normalny korzysta z gońców w tym czasie? - mruknęła Mervi i zaraz dodała ponownie to samo, najwyraźniej zapominając już... albo chcąc sobie sprawić radość powtarzaniem tego - No i Firesona zlokalizować... zaciągnąć tu... niech pomoże z Węzłem…
- Fireson mógłby pomóc, mam nadzieję, iż lepiej niż wcześniej - skomentował Jonathan - ale znając jego usposobienie, po tym wszystkim długo go fizycznie nie zobaczymy.
- Chyba, że przywiążemy go gdzieś... - Mervi uśmiechnęła się najwyraźniej sama do siebie.

Healy przysłuchiwał się temu wszystkiemu w milczeniu… w długim milczeniu.
- Tutejsze zasady… “moralne” są inne. Kult Ekstazy w tych stronach mógłby być bardziej… wyrozumiały, niż ten w Anglii czy Niemczech czy Włoszech. -zaczął w końcu Patrick.- Kari by wiedziała czy to zobaczyliśmy w tym klubie, jest przekroczeniem tutejszych granic. Nie mnie to oceniać.
Podrapał się po karku.- Jestem za tym żeby skonfrontować się z Jonym… zarówno z tym co dowiedzieliśmy się od naszych wrogów, jak i naszymi spostrzeżeniami. Acz… nie liczcie na wiele. Ten Opustoszały nie jest towarzyski. Co więc robimy i jak?
Pokazał palec wskazujący.
- Spotkać się z wampirkami możemy wieczorem. Kto do nich pójdzie i z czym? Zbadanie infekcji w Sabacie jest raczej niemożliwe… chyba że o czymś nie wiem.
Dwa palce.
- Zabezpieczenie węzła mamy już zaplanowane. O innych mogą wiedzieć wampiry. Chyba nie zależy im na nich tak mocno jak Likantropom, mogą więc podzielić się informacjami.
Trzy palce.
- Nie bardzo wiem jak na razie możemy nawiązać współpracę z Opustoszałymi, skoro podejrzewamy jednego z nich, a drugiego nam wystawiono na odstrzał. Ja bym zaczął od znalezienia Jony’ego. Dopóki mamy wątpliwości… współpraca jest zagrożeniem.- westchnął Irlandczyk.
Cztery palce.
- Znaleźć Einherjarl… nie bardzo wiem jak to zrobimy. Chyba ten punkt jest nie dla mnie. Wreszcie…-
Pięć palców.
- … możemy rozważyć, czy… skoro Einar nie żyje, to… może moglibyśmy spróbować uzyskać jakieś wsparcie od Technokracji? Tej za rogiem? Jakiekolwiek są między nami różnice, to jedno nas łączy. Nie chcemy tutaj apokalipsy… zwłaszcza wywołanej przez kogoś innego.
Technomantka spojrzała na Patricka tak, jakby szukała żartu w jego propozycji, ale nie znalazłszy go powiedziała jedno twardym tonem.
- Nie.
- Nie to nie… - Healy nie przywiązywał większej uwagi do swojej propozycji. - Wszystko już mamy omówione?
- Chwila - Jonathan wtrącił się - Mervi ma rację, jeśli będziemy kontaktować się z Unią, to pewnie i ona, i Fireson już więcej nas nie zaszczycą. Sami też mamy raczej nikłe możliwości pokojowego kontaktu z nimi, ci najbliżej geograficznie to placówka badawcza - hermetyk skrzywił się -sądzę, że kwestię Einherjarl rozwiąże Mistrz Iwan wraz z Klausem i Mervi, na spotkaniu z lokalnymi wampirami, od razu poruszy się sprawę zarazy. Ja się z tego pokojowo wycofuję - polubownie kiwnął głową w stronę duchownego - acz proszę mnie informować.
Hermetyk zamyślił się.
- Jutro przed południem węzeł, pojutrze wampiry i Opustoszały. W świetle ostatnich wydarzeń, poza szukaniem węzłów powinniśmy szukać również miejsc o szczególnym rezonansie oraz słabej rękawicy, jako możliwe lokacje potrzebne Burzookiej. Naradę uważam za skończoną, ma ktoś coś do dodania?
Iwan pokręcił głową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline