Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2019, 22:43   #1
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
[Cthulhu Ed.7] Blaszane pudełko



[MEDIA]https://bi.im-g.pl/im/f9/ca/f3/z15977209V,Zdjecie-z-1946-r--Przedstawia-widok-ulicy-Poznansk.jpg[/MEDIA]

Zima była nieznośna w tym roku. Śnieg zalegał w każdej wolnej przestrzeni, a tych w zniszczonej warszawie było niepokojąco dużo. Ludzie brnęli przez zaspy starając się nie wpaść pod przejeżdżające ulicami sanie, zaprzęgnięte w konie. Z licznych dworców ruszały w miasto materiały budowlane, przywożone z całej Polski. Cegły z rozbiórek, dachówka… Wszystko czego potrzebowała Warszawa by stanąć na nogi.

Jednak oprócz towaru wyładowywanego na najróżniejsze środki transportu budynki te opuszczały też liczne sylwetki. Nieraz przygarbione, okaleczone… z przerażeniem lub zdziwieniem patrzyły na to co pozostało z dawnej Warszawy. Większość z nich już niebawem stać się miała siłą roboczą tego miasta. Przybywali z rodzinami lub bez, licząc na to, że stolica zapewni im miejsce do życia i pracy. Inni wracali do miejsca swego urodzenia, nie wiedząc nawet czy ich domy jeszcze stoją, czy rodziny żyją.

Warszawa przypominała ciało, które ktoś oblał rozgrzanym olejem. Pokryta bliznami i bąblami. Przykryta całunem białego śniegu, przypominała potwornie okaleczone zwłoki. Jednak. Słaby oddech poruszał tym materiałem. Serce stolicy biło i już niebawem miała się ona podnieść po wojnie.

Niemal w każdym kwartale dawnej kamienicznej zabudowy coś się działo. W ruinach lokowały się sklepiki i niewielkie ryneczki. Na większych połaciach oczyszczonego terenu powstawały budynki mające przynieść chlubę Polsce, ale i jej najlepszemu przyjacielowi Związkowi radzieckiemu.


Iga Michalczewska

3 Grudnia 1950 r., godz. 16:00
Warszawa, Mokotów, Dom Jerzego Zarzyckiego

Iga obserwowała krążącego po domu kochanka. Jerzy Zarzycki, dopiero co wsunął na siebie czarny golf, który w połączeniu z majtkami, które wraz z okularami dopełniały strój przedwojennego reżysera, wyglądał nieco zabawnie i wyraźnie poprawiał artystce nastrój.

[MEDIA]https://smhttp-ssl-39255.nexcesscdn.net/wp-content/uploads/2017/03/Michael-Caine-747x1030.jpg[/MEDIA]

Wychodząc z domu minęła się z Witoldem Załuskim. Nowym adoratorem jej matki. Stary Warszawiak był potwornie irytującą ją osobą. Głównie dlatego, że nie zasługiwał na Helenę. Matka powinna być z kimś eleganckim, sławnym.. Ciekawym. Witold natomiast, był tak okropnie zwyczajny. Jego jedynym plusem był fakt, że posiadał te dwie kawiarnie i pub działający na Pradze. Miał dojścia. Tak, tego Iga była pewna. Podczas gdy większość dawnych Prażan biedowała teraz na ulicach lub w ciasnych klatkach, będących jedynie resztkami po ich dawnych mieszkaniach, on żył sobie jak król w trzypokojowym mieszkaniu z tym swoim okulałym synem. Nie miała na to czasu, dziś wieczór znów miała występ na Okrzei. I nawet jeśli byl to lokal tego typka, to warto było się dobrze zaprezentować. Irytacja znów zaczęła wypełniać jej głowę, jednak Jerzy nie dał jej dużo czasu na myślenie.

- Słuchasz mnie w ogóle? - Podał jej szklankę wypełnioną zaprawioną wódką herbatą i sam usiadł na łóżku z podobnym drinkiem. To trzeba było przyznać Zarzyckiemu. W jego domu nic nie brakowało. Gdy tylko tu przyszła poczęstował ją pysznym obiadem, znów dostała też prezent. Nie była pewna gdzie reżyser zdobywał te rzeczy, ale z przyjemnością przyjęła kolejny ładny ciuszek. - Jak oni w ogóle śmią! - Jego oburzenie sprawiło, że zdała sobie sprawę iż jakaś część rozmowy jej umknęła.- Mnie! Jerzemu Zarzyckiemu! Mam kręcić film dla nich! Dobrze… rozumiem, że będa z tego pieniądze, ale coś takiego. - Mężczyzna pokręcił z niechęcią głową i zaciągnął się papierosem.


Fryderyka Poświst

3 Grudnia 1950 r., godz. 16:00
Warszawa, Praga, Biblioteka

Anna przyszła tuż przed zamknięciem biblioteki z dumą prezentując, siedzącej za biurkiem Fryderyce swoją zdobycz.

[MEDIA]https://live.staticflickr.com/7824/33071632018_8dc903e350_b.jpg[/MEDIA]

Bibliotekarka była niemal pewna, że to co zawierała bursztynowa butelka miało w sobie procenty i to sporo. Zapewne kolejny prezent od zadowolonego pacjenta. Znając jednak swoją przyjaciółkę, zajęła grzecznie miejsce w jednej ze stojących między regałami ławek i sięgnęła po pobliską książkę zagłębiając się w lekturze.

Widok Anny nie pomagał Fryderyce w skupieniu się na pracy. Niedawno dotarł do biblioteki nowy zbiór książek, podobno znaleziony w domu jednego z wywiezionych do getta żydów. Tylko cud sprawił, że Rosjanin, który tam zamieszkał nie poświęcił ich na opał. Jak jednak skupić się na katalogowaniu gdy jej przyszywana siostra, robi jej przy śniadaniu awanturę po czym wychodzi z domu nie mówiąc ani gdzie idzie, ani na jak długo.I to wszystko przez jakiegoś chłopaka! Na domiar złego Jadwiga robiła się ostatnio bardzo popularna wśród lokalnych chłopców, których to często poznawała pracując w Starej Prażance.

Alfred zapewne przewracał się teraz w grobie widząc jak jego ukochana córka robi za kelnerkę w pubie. Jednak trzeba było jej przyznać, że przynosiła do domu całkiem konkretny grosz.

Wzrok Fryderyki przeniósł się na wiszący nad drzwiami zegar. Szesnasta. Już dziś pewnie nie wróci do domu.

- Po co w bibliotece takie bzdury? - Głos przyjaciółki obwieścił, że i ona zauważyła, że nadszedł czas by zamknąć budynek. Z dziwnym grymasem przyglądała się jednej z ksiąg, którą Fryderyka szybko rozpoznała jako jeden z woluminów przywiezionych z domu Dzieduszyckich.


Leopold Kula

3 Grudnia 1950 r., godz. 16:00
Warszawa, Praga, Dom Lucjana Załuskiego

Korek był jedynym członkiem Jaskółek, który odpowiedział na listy Leopolda, był też tak miły, że zaproponował dawnemu przyjacielowi nocleg, i że go odbierze z dworca. Kula nie krył zdziwienia widząc starego druha posiwiałego i kulejącego. Gdyby nie ciepły uśmiech mężczyzny za nic by nie powiedział, że to jeden z chłopaków, z którym grał w piłę na praskim podwórku.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/0e/7a/97/0e7a979cc182eac1ee7ad1ff8c683c33.jpg[/MEDIA]

Lucjan przyjechał po niego saniami zaprzęgniętymi w dwa konie. Co prawda musieli zaczekać, aż woźnica z chłopakiem do pomocy, załadują towar, który najwyraźniej przyjechał chwilę wcześniej ale dzięki temu mogli nieco porozmawiać i przełamać lody.

- To już nie ta sama Warszawa co kiedyś staruszku. - Powiedział nieco smętnie Korek, gdy spoglądali na zrujnowany krajobraz przedmieści. Kula widział co prawda kilka rozpoczętych budów, ale duże opady śniegu i potworny mróz wyraźnie je sparaliżowały. Na szczęście gdy wyruszyli kierując się w stronę Pragi, okazało się, że ich rodzinna dzielnica nie ucierpiała tak bardzo. Nadal widać było znajome kamienice i podwórka. Czasem czuć było jak sanie zahaczają o dawne torowisko. Nie rozmawiali, bo gdy tylko któryś z nich próbował otworzyć usta, zaraz wdzierał się w nie mróz, nieprzyjemne drapiąc w gardło.

Kolejnym przyjemnym zaskoczeniem był fakt, że Lucjan żył nadal w tym samym mieszkaniu, choć wyraźnie odcięto im ze dwa pokoje. Dopiero tu okazało się, że matka Korka zmarła w trakcie wojny. Na serce. Okulały chłopak był wyraźnie zmuszony by przejąć obowiązki domowe bo gdy tylko Leopold zostawił swoje rzeczy przy przydzielonej mu wersalce, przeszli do kuchni. Lucjan zabrał się też od razu za przygotowanie posiłku dla nich dwóch.
- To opowiadaj. Co u ciebie? Jak podróż? - Mężczyzna nalał im dwóm wódki do szklanek, stawiając jedną przed żołnierzem. - Opowiadaj jak tam Polska i powtórz jeszcze co cię sprowadza.

Korek z uśmiechem zasypał Kulę pytaniami. Gdy jednak widziało się jego zaciekawione, radosne spojrzenie, nie dało się na niego gniewać.


Anatol Jasiński

3 Grudnia 1950 r., godz. 18:00
Warszawa, Praga, Pub Stara Prażanka

- Musisz coś w końcu z sobą zrobić. - Głos Tadeusza przebił się przez gwarę wypełniającą Starą Prażankę. Był to jeden z nielicznych pubów, w których tłok pozwalał na spokojną rozmowę mimo obecności przedstawicieli MO. - Spójrz na siebie.

[MEDIA]https://onceuponascreen.files.wordpress.com/2017/03/edward-andrews.jpg[/MEDIA]

Lasocki przyszedł do niego zaraz po ostatnim wykładzie i z typowym dla siebie uporem wywalczył by udali się wspólnie gdzieś napić. Drań wiedział, że jest to mocny argument. To był kolejny paskudny dzień. Nie dość, że musiał poprowadzić trzy wykłady, których zawartość jeszcze na początku semestru została odpowiednio “dopasowana” do potrzeb obecnej władzy, to na śniadaniu postanowił do niego dołączyć stary znajomy.

Siergiej Lebiediew. Był członkiem Bezpieki i sprawował pieczę nad lokatorami kamienicy, w której zamieszkiwał Jasiński, a już szczególnie nad samym profesorem. Przyszedł z wódką. Jak zwykle i nawet nie prosząc Anatola o pozwolenie wyjął z jednej z szafek dwie szklanki.
- Kraj cię potrzebuje towarzyszu. - Powiedział nalewając alkohol do naczyń, a potem uczynił ten dzień jednym z gorszych w ostatnich miesiącach.

Chcieli by Jasiński zajął się sprawą warszawskiego getta. Podobno potrzebowali materiałów do jakiegoś filmu. Wystarczyła krótka rozmowa, by profesor wywnioskował iż ma to być kolejny przykład propagandy, mającej namieszać w głowach obywateli. Siergiej obiecał pomoc, czyli nadzór. Oraz, że chętnie będą słuchać o jego postępach w badaniach, czyli pilnować by nie dowiedział się zbyt dużo. W tym celu będzie odwiedzał co tydzień gmach Bezpieki by złożyć raport. Oczywiście na koniec pojawiła się marchewka w postaci niezłej pensji i wysuniętej w stronę profesora, ledwie co napoczętej butelki.

Po takiej rozmowie Anatol czuł jeszcze bardziej niż zwykle, że musi się napić. Postać Lasockiego była więc niechcianym towarzystwem ale i przyczynkiem do tego by wyjść do pubu. Teraz jednak stary druh postanowił zmienić życie Historyka motywując go do niewiadomo czego.
- Wiesz, że Romek cię uwielbia. Myśli o pójściu w twoje ślady. - Tadeusz wycelował w niego palec. - A ja nie chcę by polegało to na piciu za katedrą. - Czyli jednak zobaczył nieco opróżnioną butelkę. Spostrzegawczy drań.


Feliks Dąbrowski

3 Grudnia 1950 r., godz. 16:00
Warszawa, Mokotów, Dom Feliksa Dąbrowskiego

Stefania długo nie wracała, Feliks czuł jak jego niepokój narasta. Sprawy nie ułatwiało, że był obecnie sam w dosyc mocno oświetlonym, ale jednak nadal ciasnym pokoju ich niewielkiego mieszkania na Mokotowie. Dzieci spały w pokoju obok i czasem docierał do niego odgłos gdy jedno z nich przewróciło się na drugi bok.

Nie lubił gdy żona miała wieczorne zmiany, jednak było to nie do uniknięcia. Na szczęście wracała z tą swoją przyjaciółką Polą prawie pod sam dom, ale nadal były to dwie kobiety.

Przed lekarzem stała już do połowy opróżniona szklanka. To miasto nie było już tak bezpieczne jak kiedyś. Widział ile kobiety trafia na oddział pobitych lub nawet zgwałconych. Podniósł się i podszedł do okna wyglądając na ulicę. To przez tych nowych. Rosjanie traktowali ten kraj jak swoją własność. Chłopi przyjeżdżający by pomagać przy odbudowie, budzili się teraz i pili więcej niż zwykle. Jedni i drudzy trafiali do szpitala na Ujazdowie. Do tego te morderstwa i Kubiak. Dziwne że połączył te dwa fakty, ale weszły w jego życie jednocześnie.

Stary znajomy pojawił się, tuż po tym jak miesiąc temu odnaleziono pierwsze ciało. Był to młody chłopak, którego nie udało się zidentyfikować. Wydawało się, że umarł od Listopadowego zimna, jednak szybko stwierdzono otrucie. I to było jedyne co udało się stwierdzić. Ubranego w błękitny strój młodego mężczyznę znaleziono nieopodal starego miasta. Szedł podobno na bosaka, o czym mogły świadczyć odmrożone stopy. Miał pudełko. Podobno.

Wraz z ciałem do szpitala przyjechał doktor Juliusz Kubiak. Feliks od razu rozpoznał starego znajomego z tajnego nauczania. Mężczyzna przybył na sekcję, ale nie minęła godzina i pojawili się przedstawiciele Bezpieki i zabrali ciało do siebie. O pudełku wiedział tylko dzięki pielęgniarce, która pomagała przy sekcji. Zwłoki zabrano ale Kubiak został. Od tamtego czasu mijają się na korytarzu i udało się im zamienić kilka zdań na stołówce pracowniczej. Coś jednak powodowało, że Juliusz był inny niż kiedyś. Postarzał się mocno, miał zapadnięte oczy i zniszczoną cerę. Feliks obarczył tym czas wojny, nie wiedział co spotkało starego znajomego ze studiów, jednak zbyt wielu ludzi zniszczyło powstanie i wszystko co miało miejsce wcześniej.

Tydzień temu pojawiło się kolejne ciało. Znów chłopak. Znów w błękicie. Tym razem, wraz z ciałem od razu przyjechała Bezpieka. Byli podczas sekcji i tuż po niej zabrali zwłoki do siebie. Kubiak znów był doktorem prowadzącym cały zabieg.

Ktoś pojawił się w uliczce, a Feliks od razu rozpoznał gruby płaszcz swojej żony. Widząc go w oknie drobna sylwetka pomachała i przyspieszyła krok.
 
Aiko jest offline