Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2019, 19:55   #104
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


RANO

Mervi drżała lekko.
- Eteryci mają mi z kompem pomóc... - usiadła na łóżku - Nie mam nic do roboty... -spojrzała ze smutkiem - To źle... Jest źle.
- Jest źle - Tomas patrzył gdzieś w przestrzeń.
- Wszystko jest źle... - spojrzała na Tomasa - O jakim "źle" mówisz?
- Przepraszam - eutanatos się lekko zmieszał - czasem odpływam. Bardzo jest źle?
- Nie mogę spać... Budzę się ciągle, chodzę w kółko, to tu to tam... Chce mi się... nie wiem czego. Znaczy, wiem teraz. Ale wtedy... - przetarła oczy - Póki mam coś do roboty... czymś jestem zajęta, coś się dzieje... Coś odwróci uwagę... To nie mam problemu, a tak…
- Czyli jest typowo. Fizycznie się dobrze czujesz?
- Tak…
- Tyle dobrego - Tomas pokręcił głową zamyślony - widziałaś ponury wiec w pokoju ucznia?
- Widziałam, że Iwan przyjechał... i J. skądś wrócił. - dodała zbolała - ale ponury wiec?
- Siedzą u ucznia i debatują pewnie co robić po tym jak Klausa nastraszył - eutanatos zamilkł - nie przejmuj się. Zaraz muszę jechać do pracy - spojrzał w sufit.
- Chcą go zabić? - zapytała, starając się nie myśleć, że zaraz znów będzie sama.
- No wiesz co? I rozmawialiby o tym sami, bez jedynego fundacyjnego eutanatosa?
Tomas uśmiechnął się lekko. Chyba miał dość czarne poczucie humoru.
- Chcą zbadać czy jest wolny od ewentualnego opętania oraz na ile Einar miał wpływ na jego stan.
- A czemu pytałeś mnie czy mam coś do roboty?
- Bo powinnaś się czymś zająć. I nie być sama.
- Ponury wiec ma szalonego ucznia. Fireson nie jest zainteresowany. Ty masz pracę, a Patrick... pewnie odsypia dzikie orgie.
- Bardziej wolontariat ale nie lubię tego tłumaczyć - Tomas wyjaśnił - postaraj się być w hotelu, tutaj zwykle ktoś jest. Wiesz co by się nam się przydało? Jakaś komunikacja..
Eutanatos zamyślił się.
- Jonathan o to nie poprosi bo po tym waszym numerze z węzłem to sama wiesz… Ale jak znowu Iwan będzie wysyłał Adama z listami to… sama wiesz.
- Jasne... - westchnęła - Już na mnie napuścił Patricka o ten węzeł. Dowiadywałeś się o wampiry? O Einherjarl?
- Rozmawiałem z Jonathanem, powiedział, iż musi o tym porozmawiać z duchownymi - Tomas zastanowił się - sam w tej chwili mało wiem, nie miałem czasu. Ale z węzłem, Mervi… Nie chcę cię dobijać, ale było to bardzo nie fair do nas.
Mervi w tym momencie zastanowiła się czy powinna wkopywać Firesona...
- Mówiłam Jonathanowi, że dam namiary na ten węzeł. - burknęła - I podyskutuję z Firesonem.
- Nie ma co się złościć. Po prostu umierają ludzie. Fireson pewnie ma to w dupie.
- Już widzę jego zadowolenie, jak i moje relacje z nim po tym. - mruknęła.
- A na czym ci zależy, Mervi?
Tomas powoli pakował plecak.
Technomantka nie odpowiedziała.

PO NARADZIE


Healy zjawił się u Mervi z sześciopakiem piwa i kubełkiem lodów.
- Nie wiem co by ci bardziej pasowało. Jak się czujesz?- zapytał troskliwie.
Mervi siedziała na łóżku, przy którym stał zniszczony komputer.
- Daję radę. - odpowiedziała krótko - Jestem zaskoczona, że w ogóle miałeś siłę tutaj przyjść, po sprawie z burzą i... wczoraj. - sarknęła na koniec.
- Możesz w to nie uwierzyć, ale widziałem gorsze potwory niż ona.- wzruszył ramionami Patrick i zerkając na zniszczony sprzęt dodał.- Współczuję.
- Ja wiem, jesteś taki dzielny i doświadczony,istny macho. - parsknęła - Dajże spokój. - przesunęła się na łóżku - Siadaj i daj te lody, roztopią się. - machnęła ręką w stronę stolika, gdzie leżały dwie łyżeczki.
- Żaden tam dzielny…- odparł z uśmiechem mężczyzna oraz podając dziewczynie i lody i łyżeczki. -... za to doświadczony. Spójrz na to tak, każdy człowiek ma swoją niszę… swoją strefę komfortu. Twoją jest ten cały VR, kontrolujesz go… rozumiesz, czujesz się w nim swobodnie i dobrze. To twoje małe królestwo. Ja tam ledwo sobie radzę. Moi bowiem jest strefa wojny… nawet jeśli napotykam potwory to nie tracę głowy, choć… pewnie kiedyś mnie to będzie głowę kosztowało.- dodał z lekka nutą czarnego humoru w tonie głosu.

- Jeżeliby ona chciała, czy tam mogła wtedy, to by cię zgwałciła, zapłodniła ciebie i Avatara... I tyle. - dała Patrickowi jedną z łyżeczek - Przeprowadzasz się tutaj.
- Zanocuję... Ale pracować wolę u siebie.- odparł Healy zabierając się za lody.- Jeśli płonąca belka nie oparłaby się o ścianę to zmiażdżyłaby mnie, gdy byłem jeszcze smarkaczem. Jeśli pewna kula przeleciałaby o kilka milimetrów bliżej w lewo, zginąłbym postrzelony w głowę… w moim życiu było sporo takich “jeśli”. Przywykłem. Oczywiście nadal odczuwam strach, ale nie pozwalam, by mną rządził.
- To nie jest strach. - spojrzała poważnie na Patricka - To rozsądek i mierzenie siły na zamiary.
- Ja jestem człowiekiem… odczuwam strach jak każdy. - odparł z uśmiechem Irlandczyk i pogłaskał Mervi po włosach.- A ty… za dużo się zastanawiasz nad tym, co by było gdyby… a to nieważne.
- A ty za mało. - nałożyła łyżkę lodów - Jak było na swingers party?

- Dobrze. Było inaczej niż się spodziewałem. Lepiej… odrobinę.- odparł Healy wzruszając ramionami i przyglądając się dziewczynie zmienił temat.- Czego potrzebujesz do programowania rzeczywistości? Jesteś uzależniona od tych superkomputerów?
- Uzależniona? To nie jest uzależnienie! - parsknęła technomantka.
- Ech.. nie masz co się wściekać. Jeśli chodzi o mnie, to nie potrzebuję do czarowania moich śrubek, zębatek i szkiełek. Mogę wejść do pierwszego lepszego sklepu żelaznego i użyć jego zasobów do budowania naginaczy rzeczywistości. Ty możesz tak samo? Pierwszy lepszy laptop wystarczy do manipulowania sferami, czy musi to być coś specjalistycznego? - Healy westchnął pobłażliwym tonem, niewzruszony jej wybuchem gniewu.
- Nie musi to być nawet laptop... Komórka z Internetem chociażby da radę czy automat z colą…
- To dobrze… cieszę, że nie stałaś się bezbronna. Jeszcze odpłacimy tych cholerom za napaść na ciebie.- odparł entuzjastycznie Irlandczyk.
Mervi przez chwilę była pochłonięta jedzeniem lodów.

- Wyrwałeś kogoś? -zapytała w końcu.
- Dwie…- odparł krótko Healy i dodał po chwili. -... choć trudno nazwać to wyrwaniem. Przyszły przeżyć przygodę i przeżyły.
- Mhm... - mruknęła zajmując się lodami.
- To wszystko w ramach przykrywki podczas misji.- odparł Irlandczyk wystawiając język.
- Wybacz, że nie dam wiary. - przewróciła oczami.
- To jest moja wersja i takiej będę się trzymał.- odparł Patrick z uśmiechem i dodał. - Sama powinnaś gdzieś się wyrwać, by się rozerwać.
- Niby gdzie? - zapytała kończąc swoje lody.
- No nie wiem, dyskoteka, kawiarnia, pub, muzeum, biblioteka?- zaczął wyliczać Healy i podrapał się po głowie dodając.- A w ramach obowiązków… włamiesz się do monitoringu miejskiego i wyłapiesz Jony’ego za pomocą programów identyfikacji twarzy?
- Dobrze... - zgodziła się dość szybko - I tak chciałam go szukać. A tamto... Dwa ostatnie odpadają, wolę unikać oficjalnych miejsc. Na resztę sama przecież nie pójdę.

- Możemy pójść do pubu wieczorem. Co ty na to? - zapytał Healy. - Można by nawet pójść większą grupką jeśli chcesz.
- Niekoniecznie... Zależy też od czasu. Mam się skontaktować w końcu z Firesonem... I mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie spić i wykorzystać? - zapytała podejrzliwie.
- Nie. Mam jeszcze jedno kolano i chcę je zachować w całości.- odparł żartobliwie Healy i skomentował sprawę. - Poza tym spite do nieprzytomności laski to żadna przyjemność. Zresztą naprawdę mam na głowie zbyt wiele, by jeszcze bawić się w uwodzenie tak opornej osóbki jak ty.
- A może tak nieatrakcyjnej, co?

- Nie. Ładna jesteś.- Healy nachylił się i przybliżywszy usta cmoknął policzek Mervi, a potem kącik jej ust, zlizując czubkiem języka ślad po lodach na jej wardze.- Bardzo ładna… łakomy z ciebie kąsek. Acz wymagający.-
Wyprostował się dodając.- Pewnie gdybyśmy sobie tu powolutku budowali Fundację, to spróbowałbym jakichś podchodów pod twój lodowy zamek księżniczko, ale… sama rozumiesz… z apokalipsą za płotem nie mam głowy do śpiewania serenad pod twoim balkonem.
Mervi zastygła i zaniemówiła. Ciężko było w tym momencie rozróżnić czy jest ona speszona, zaskoczona, zdenerwowana czy wystraszona... a może było to wszystko na raz...
- Ekhem... - chrząknęła dla pozoru opanowania - ...chyba... przeskoczyłeś kilka poziomów na raz... - otarła usta - No to... powiedz mi jeszcze co J. robił na tej imprezce. Brał na litość? - dość nerwowo zaśmiała się.
- Wierz mi Mervi… wielu by chciało tak przeskoczyć. Jesteś atrakcyjną młodą damą. - odparł ciepło Healy spoglądając na dziewczynę.- I nie daj sobie wmówić inaczej, a co do J.-a to… chyba na gadkę i ciekawość. Bo widzisz to była impreza na której… tradycyjne figle są passe. Wszystko co oglądałaś na filmach z ciasnymi skórzanymi wdziankami w ćwieki było dopuszczone. Ja zaś sam nie wiem co dokładnie J. robił… nie robić mu konkurencji.
- Nie oglądałam takich filmów. - zaprotestowała naburmuszona Mervi - Czyli J. był lepszy od ciebie? Jak twoje męskie ego?
- Aaach to? Nie obchodzi mnie to.- stwierdził wprost Irlandczyk.- Jestem osobą całkiem zadowoloną ze swoich możliwości łóżkowych. Nie mam kompleksów i mierzenia się na penisy z innymi facetami.
- I one nie musiały go upijać? Jego partnerki? - zapytała nagle.
- Nie… właściwie to zaskoczyło mnie, że może… myślałem, że jest sparaliżowany od pasa w dół.- zadumał się Patrick drapiąc po brodzie.- Choć równie dobrze mogli przegadać całe godziny. Wice J. umie nawijać… cóż… nie miałem okazji sprawdzić.
- Co za dupek z niego... - prychnęła technomantka - Technofob.
- Filmów nie oglądasz i nie wykazujesz zainteresowania. A my nie jesteśmy akurat w sytuacji, by bawić się powolne romanse. To był wypad w celu rozładowanie fizycznego napięcia, a nie na flirt.- Healy spojrzał na dziewczynę skupiając wzrok na jej oczach. - Tam był czysto zwierzęcy magnetyzm, a nie emocje… swoją drogą, to JAKIE filmy ty oglądasz?- zapytał uśmiechając się szeroko.
- Cat videos. - odparła ironicznie - Pojedźmy kupić jakiś laptop dla mnie, zmodyfikuję go z Klausem.
- I na ten fetysz są filmiki. I kostiumy z kocimi uszkami.- odparł rozbawiony Patrick.- Powinienem ci takie uszka przynajmniej kupić… słodko byś w nich wyglądała.
- Laptop. - ostro przypomniała.
- Pojedziemy moim wozem. W razie spotkania miss storm, przekona się ona że zadzieranie z synem eteru to zły pomysł.- ostatnie słowa Healy wypowiedział z wyraźnym chłodem. Gdzieś na moment znikła jego przesadnie optymistyczna i zawsze wesoła natura.

Mervi przyglądała się w powadze tej zmianie nastroju...
...żeby nagle roześmiać się głośno z tej sytuacji, choć to nie wyglądało, aby była to prześmiewczość skierowana do Patricka.

- Dobra, to jedźmy po tego laptopa.- mężczyzna wstał i podał dłoń Mervi.
Mervi przyjęła pomoc.
- Prowadź cny rycerzu. - zaśmiała się pod nosem.

***

- Straszny złom mają dla normies. Do tego wgrali ten technokratyczny system, czy Iteracja nie ma za grosz wstydu? Do zaorania.
Mervi wracała z Patrickiem z zakupów laptopowych, przez większość drogi niepewnie reagując na działanie samochodu eteryty.
- To dojedzie do hotelu?
- Dojedzie, doleci, dopłynie… powiedzmy że go troszkę podrasowałem. Uczyniłem bardziej plastycznym.- wyjaśnił Healy ignorując przytyk Mervi. - Lillehammer nie nauczyło cię jeszcze, byś nie oceniać po pozorach?
- A teraz pijesz do czego? - zapytała kobieta, z jakimś zirytowaniem w głosie.
- Oj tam… przecież inteligentna z ciebie dziewuszka. Pewnie już znasz odpowiedź. I poza tym… nie obraża się kochanki faceta, który wozi. A każdy samochód mężczyzny, jest jego kochanką.- wyłożył swoje prawdy Irlandczyk z szerokim uśmiechem i żartobliwym tonem.- Nooo.. nie strosz się tak. Odpręż nieco.
- Po prostu w tym samochodem, jest jak z twoją magyą - ciężko mi uwierzyć w działanie obu.
- A jednak działa mimo twojej niewiary.- odparł dumnie Patrick. I spytał. - To jak ten Klaus pomoże ci z komputerem? Jest elektronikiem?
- Na pewno posiada dużą wiedzę w tej dziedzinie... i nie zrobi tego jak McGuyver.
- McGuywerowi zawsze się udawało zrobić solidny sprzęt.- odparł z szerokim uśmiechem Healy.- A komputery też składałem, z pomocą magyi przerabiać mogę wszystko do swoich potrzeb.

- Obrazisz się, jeżeli powiem, że bym ci nie zaufała?
- Nie. Raczej będę współczuł.- zaśmiał się Healy. Zatrzymał samochód, założył rękawicę nad dłoń i wsunął kilka trybów i tłoków w gniazda. Ta dłoń wylądowała w schowku obok kierowcy i samochód zaczął się zmieniać. Ze schowka przed Mervi wysunęła się klawiatura, a nad schowkiem monitor… nie za duży co prawda, ale dość by był użyteczny.
- Widzisz? Użyteczny wozik.- odparł Healy z uśmiechem.
- Jebanego Transformera zrobiłeś…
- Oczywiście… w tym jestem dobry. Jeśli twoją specjalizacją jest software, to moją hardware… zwłaszcza związany z mechanizmami i pirotechniką.- wzruszył ramionami Patrick.- Pracowałem nad tym autkiem, by było gliną w moich dłoniach.

- Nie myślałeś kiedyś o Iteracji? Część z nich też lubi duże strzelające zabawki…
- Tak. Fajnie się z nimi walczy. Mają punkty w które można uderzać.- wzruszył ramionami Patrick. - I cała potyczka polega na wymyśleniu zabawki, która okaże się skuteczniejsza przeciw zabawce.
- Duże dziecko z ciebie. - pokręciła głową - Nie gorzej, młody nastolatek, co jest jednocześnie burzą hormonów z umysłem dzieciaka.

- Możliwe… ale to nie ja mam nos ciągle spuszczony na kwintę. Może gdybyś ty od czasu do czasu dopuściła swoje wewnętrzne dziecko do głosu, poczułabyś się lepiej. - odparł Healy przyglądając się dziewczynie. Uśmiechnął złowieszczo i … nachylił się, by cmoknąć ją w ucho. Zapewne po to by namieszać jej w głowie.
Mervi odsunęła twarz Patricka, odganiając się od niego jak od komara.
- Jeżeli mówisz o wewnętrznym dziecku to mam je na co dzień. Nazywa się Glitch.
- I może dlatego masz z nim problem. Są teorie mówiące że awatary są częścią naszych psyche. - odparł Healy słysząc narzekania oburzonego Mechaniclesa. - Masz z nim problemy, bo odcięłaś się od wewnętrznego dziecka… od niego samego.
- I psychopaty. - skomentowała krótko - Loki mówił, że Glitch kocha chaos... Jakbyś się zastanawiał czemu ci przywaliłam łomem... Możesz podziękować Glitchowi. Szykował się do maruderowania mnie…

- Konflikt z awatarem… taki długotrwały zawsze prowadzi do maruderowania. Tak przynajmniej słyszałem. Mag musi być w równowadze ze sobą i światem, by być skutecznym. - odparł mężczyzna. - A chaos… to dynamika przecież. Jedna z trójcy.
- Glitch chyba nie postrzega czasu liniowo... Bycie Maruderem miało być jednym z wyjść z sytuacji, gdy burza mi macki do gardła wpychała. Serio, ten wariat nie jest moim psyche…
- To czym jest ?- zapytał Healy wyraźnie ciekaw jej teorii.
- Częścią Lokiego, która odrodziła się we mnie. - stwierdziła pewnie.
- Ok…- stwierdził krótko Patrick nie mając pojęcia o czym Mervi mówi.

- Nie mów, że nie wiesz kto to Loki.
- To zależy o jakim Lokim mówimy. Tym z Avengersów, czy jakimś innym?- zapytał Healy w zamyśleniu. - To jakaś ksywka jakiegoś maga?
- ...bóg nordycki... - westchnęła ciężko - Jakby... Loki to powiedzmy, że ksywa... jednego z Pierwszych. Podzielił się na wiele części, które odradzają się w różnych osobach... brzmi znajomo? Rozmawiałam z nim... gdy Glitch w panice go zawołał. - przetarła oczy - Miałam wybór - albo maruderujemy mnie, albo zaufam, że Fireson zrobi dobre fajerwerki…
- Duchy lubią się podszywać pod różne istoty, a umysł potrafi oszukiwać także swojego właściciela.- zadumał się Patrick spoglądając na Mervi. - Nie twierdzę, że kłamiesz, ale… sama rozumiesz. To brzmi trochę zaskakująco i… wiesz… zważywszy na tutejszą sytuację, można mówić o nieświadomym wpływie otoczenia. - po czym podrapał się po karku.- Po prostu twoja teoria i argumenty, to ciężki do strawienia posiłek dla mnie.

Mervi spojrzała zaskoczona na Patricka.
- Czyli że co? Wydawało mi się? - prychnęła - Dobrze wiem co widziałam i nie były to zwidy! Myślisz, że kto mi o Einherjarl powiedział? Że kto mi o Odynowym wampiryźmie wspomniał? - przysunęła się bliżej - MYŚLISZ, ŻE KTO WYRUCHAŁ ODYNA?!
- Dobra dobra.- westchnął Healy.- Nie masz się co gorączkować. Po prostu za dużo tu zbiegów okoliczności.
- I to ja mam być bardziej mistyczna? - parsknęła odsuwając się od Patricka i wlepiając wzrok w okno obok siebie.
- Powiedzmy że zapomniałaś o jednym. Loki był nałogowym kłamcą i oszustem. To co ci powiedział o sobie i Glitchu… trzeba brać pod uwagę z odrobiną sceptycyzmu.- wyjaśnił Healy spokojnie. - Tak jak to co mi powiedziała miss storm.

Irlandczyk mógł dostrzec ten złowieszczy błysk w oku, mógł dostrzeć zaciskającą się w pięść dłoń. Bo gdy Mervi zaatakowała, gdy uderzyła pięścią, to pomiędzy twarzą Healy’ego a jej piąstką pojawiła się dłoń, która przechwyciła impet ciosu zaciskając się na niej… bezboleśnie, acz stanowczo.
- Walka to też moja silna strona.- przypomniał jej Healy.- A argumenty siłowe… czy to przystoi dumnej wirtualnej adeptce?
- Do ciebie wyraźnie nic nie trafi innego. - prychnęła, próbując wyrwać dłoń.
- Trafia… bardziej niż do ciebie.- westchnął Irlandczyk dodając po chwili.- Nie twierdzę, że nie masz racji, ale… awatar jest częścią maga, częścią jego jestestwa. Jest kawałkiem ciebie… nie jakiegoś szalonego dupka sprzed wieków. Nawet jeśli zasiał ziarno w tobie, to Glitch bardziej twój niż jego… Ja też mam marudzącego za uchem gno... awatara, ale nie est dla mnie czymś obcym. Jeśli nie ma więzi między tobą a nim, między częścią twojej duszy a tobą… to komu potrafisz, to czemu możesz zaufać?- Healy próbował wyjaśnić swoje podejście dziewczynie. Ale jak ona mogła zrozumieć, że Irlandczyk miał silną więź ze swoim awatarem, że byli ze sobą połączeni bardzo mocno… że w przeciwieństwie do niej czy Klausa, awatar Healy’ego był dla Irlandczyka najważniejszym sojusznikiem i największym przyjacielem.
- Jasne, masz oczywiście rację, cokolwiek powiesz. Nie będę już wymyślać, wracam do swojego skostniałego gniazdka. Po co w ogóle próbowałam... - spojrzała na swoją rękę - Puść mnie w końcu.

Irlandczk puścił i wzruszył ramionami.- Przykro mi, że tak czujesz się. Naprawdę.
Mervi nie odpowiedziała Patrickowi, wracając do obserwowania ulicy przez okno.
Dalsza jazda odbyła się w ciszy, aż w końcu dojechali przed hotel. Tu Patrick otworzył drzwi pytając.- Pomóc ci zanieść sprzęt do Klausa?
- Dam sobie radę. - odparła zabierając laptop.
- Powodzenia z dozbrajaniem.- odparł na pożegnanie Irlandczyk i jak tylko Mervi dotarła do hotelu, to odjechał.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline