Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2019, 12:10   #107
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Chimeryczna i trudna w komunikacji Mervi mogłaby obrzydzić Healy’emu piekną płeć… i to na długi czas. Owszem, Patrick zdawał sobie sprawę co przeszła. Miała więc prawo być nerwowa i wybuchowa. I starał się znosić jej charakterek, jej wybuchy gniewu z wyrozumiałością, ale… skłamałby, gdyby stwierdził że kończy ich spotkania z żalem.
Irlandczykowi trochę było żal Wirtualnej Adeptki. Chciał ją przytulić do siebie i pocieszyć… ale tylko wtedy gdy był od niej z daleka. Mervi była jak jeżozwierz, uroczy zwierzaczek ale tylko gdy podziwiało się w zoo. Marny materiał na przytulankę. A może to było jego wina?
A może obojga? W końcu nie wszyscy ludzie są kompatybilni. Healy i panna Laajarinne z pewnością tacy nie byli.
Zresztą sam Irlandczyk miał inne sprawy na głowie. Był spóźniony. I to bardzo.


Potrzebował tego.


Odpoczynku od całego tego chaosu z miss storm, od planów ich prawie fundacji. Od magyi.
Healy co prawda lubił być Synem Eteru, ale czasem trzeba było od tego odpocząć. Miejscowa Kari była dla niego takim wentylem bezpieczeństwa. Więc po rozmowie z magami, mocno spóżniony mag zabrał znajomą Norweżkę na śniadanie. A w ramach przeprosin ufundował jej bukiet róż.
Teraz siedzieli więc w restauracji i rozmawiali o wszystkim i o niczym zarazem. Bo jak niby Irlandczyk miał jej powiedzieć o swoich kłopotach z istotą będącą wcieleniem burzy i entropii zarazem. I zbliżającym się konflikcie, który musiał wygrać.
Kari stwierdziła zaś, że ostatnio miasto się zmieniło… że czuje się niepewnie wieczorami.
“- Nawet nie wiesz jak bardzo…” - pomyślał Patrick, a Kari zastanawiała się głośno czyby nie przerzucić randek na śniadania i obiady. Healy był jak najbardziej za tym planem.
Niemniej to było… za mało. Więc Syn Eteru zapytał ją o to czy nie mogłaby wyjechać z miasta na jakiś czas? Oczywiście uczynił to ostrożnie i cichym głosem. A dla uwiarygodnienia swojej sugestii wspomniał mimochodem, że ma znajomego policjanta i on twierdził, że ponoć szykują się poważne muzułmańskie zamieszki mogące ogarnąć całe miasto. I może lepiej by było wyjechać na kilka tygodni.
Kari ze śmiechem przypomniała mu, że jedne zamieszki już były. I że raczej nie planuje wyjechać… no chyba, że z Patrickiem na weekend gdzieś. Zauważyła też, że Healy zachowuje się jak jakiś tajniak… czemu Healy z początku próbował zaprzeczyć. Poddał się, gdy Kari zasugerowała, że wizja Patricka-tajniaka ją ekscytuje.
Wtedy to mag się poddał i udając, że go rozgryzła mruknął, że jeśli byłby tajniakiem, to przecież nie mógłby się do tego przyznać, prawda?
Reszta spotkania upłynęła na rozmowie o ulubionych zespołach muzycznych. Kari wydawała się być dobrze zorientowana w zespołach Heavy i Death Metalowych. Healy zaś nie za bardzo zwracał uwagę na to co słucha, więc częściej milczał… pozwalając Norweżce popisać się wiedzą.


Patrick podjechał samochodem do swojego małego azylu. Tu mógł odetchnąć pełną piersią, tu mógł odpocząć od chimerycznej Finki i pozostałych magów, tu mógł się zająć tym w czym był dobry… robotą. Przygotowanie sprzętu i planowanie akcji to było coś co akurat pozwalało mu zrelaksować.
Na początek poszły proste zabawki. Bransoleta z wplecionymi w nią opornikami pozwoli osłonić umysł przed wpływami innych. Porządne etergogle pozwalające spojrzeń na rzeczywistość przez różne jej aspekty (Ducha, Entropii, Pierwszej, Sił i Umysłu) miały pomóc dostrzec wroga. W dodatku przy soczewce entropii ustawił znacznik i domontował wskaźnik mający służy do działań ofesywnych. Odpowiednio użyta soczewka miała sprowadzać pecha utrudniającego działania temu, na kogo “złe oko” spojrzy.
Gogle skończone, bransoleta też.
Czas na nieco… ofensywy.
Irlandczyk mając do dyspozycji dwa talizmany w postaci broni palnej nie potrzebował robienia kolejnego karabinu, tym bardziej że nie zdołałby w tak szybkim czasie przygotować coś potężniejszego. Zamiast tego zabrał się przygotowanie czegoś innego.
Duży zasilacz na plecy połączony kablami z krótką “lancą” wyposażoną w spust. Ostateczny wygląd jego konstrukcji mógł się wydawać znajomy. Był to bowiem protonowy plecak z “Ghostbusters” i to podobieństwo było zamierzone.
“ Świadomość zbiorowa ludzkości się opiera na mitach. One ją kształtują i przez to kształtują rzeczywistość. Mity są zawsze wryte w ludzką świadomość… jednak kiedyś były to mity greckie i arturiańskie. Teraz są to mity popkulturowe. To co działa w znanym filmie, działa i w rzeczywistości. “- jak powiadał mentor Irlandczyka… grając w szachy ze śmiercią.
Dlatego plecak “protonowy” będzie działał na podobnej zasadzie… mimo braku protonów w plecaku. Zamiast tego było tam ogniwo galwaniczne mając dostarczyć energii, do efektu Sił, zarówno grawitacji jak i elektryczności. Ta broń miała uderzać we wroga łykiem elektrycznym rażącym ciało bólem jak… i chwytającym go telekinetycznie… co miało wyglądać identycznie jak w filmach (choć na nieco odwróconej zasadzie). I działało.

Następny był miecz. Tu akurat Healy miał proste zadanie. Wystarczało bowiem zakląć broń by była skuteczna i trochę “naostrzyć” go efektem Materii. Był to jednak oręż, który miał zostać użyty, wtedy gdy już Healy nie będzie miał żadnych atutów rękawie. Broń ostatniej szansy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze… nie będzie musiał go wyciągać z pochwy. Tym samym był zresztą montowany przez niego samorozkładalny pancerz wyposażony w montowane ładunki elektryczne mające porazić każdego, kto chciałby się przytulić. Healy wiedział co taka burzooka zaraza potrafi zrobić dotykiem, więc wolał unikać bezpośredniego kontaktu. Dlatego pancerz w formie rozłożonej okrywał całe jego ciało… z wyjątkiem lewej dłoni i przedramienia, bo tam było miejsce na jego wierną rękawicę.

No i specjalna niespodzianka. Miny z ładunkami kwasu, wyrzucające w górę fontannę stężonego kwasu solnego po nadepnięciu na nie. Wyjątkowo wredne i niehumanitarne zabawki. I dlatego wyposażył je w radiowy mechanizm uzbrajający je i włączający jednocześnie boomboxa. I deaktywujący wraz z wyłączeniem go. Bo działały na tej samej częstotliwości co pilot do jego boomboxa. Powinny być skuteczne wobec miss storm, lepiej niż granaty (bezużyteczne przy jej prędkości), choć wymagały co prawda… odpowiedniego ukształtowania terenu. Dla pewności Healy przypisał każdej minie oddzielną ścieżkę sygnału, by odpalić je zdalnie… fontanna stężonego solnego kwasu osiągała wysokość półtora metra.


Prace nad tymi projektami zajmowały mu godziny, przerywane jedynie posiłkami. Godziny pracy w warsztacie. Doszlifowanie konstrukcji, dopinanie szczegółów… nanoszenie własnego Stylu. Wszak jego konstrukcje nie powinny być sterylne, białe i schludne. To Styl Technokracji nie jego. Zajęty pracą Healy nie kontaktował się w ogóle z innymi magami. Wpadł do ich hotelu nie ufając już bezpieczeństwu swojego domu by się przespać tylko. Zabrał ze sobą wtedy, dokończony i niedokończony sprzęt, oraz część narzędzi. Następnie powrócił wczesnym rankiem zapominając o takich sprawach, jak mycię się i golenie. Wizja domagała się zrealizowania, projekty zmiany w prototypy. Magya… nie mogła czekać.
W końcu… skończył. Każdy element jego sprzętu, był już gotowy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline