Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2019, 23:06   #7
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dziękuję mości Hardcheese - odparł Villem słysząc wyjaśnienia niziołka. Nie zbudowały one jakiegoś szczególnego wizerunku barona, ale i były powodem by nie podejrzewać jakichś skrajnych okropieństw, czy dziwactw omawianego. Wyglądało na to, że to baron jak i wszyscy inni - Zda się też izba na nocleg.
- A tak wspominała małżonka pana
- niziołek uśmiechnął się całkiem niesłużalczo, a ot zwyczajnie rad swym gościom - Pokój z łożem jest gotowy. Przedostatni akurat był, bo ostatni to już z dwoma łóżkami, a tyle jeszcze gości... Ale balia się zmieści. Zagotować wody? Kazać wnieść bagaże?
- Małżonka?
Rycerz uniósł brew, co nie uszło uwadze czujnego gospodarza. Ten zaraz spojrzał na ucierającą obok niego ciasto żonę.
- Och… przepraszam… bo państwo wyglądaliście… - zaczęła Lilly Hardcheese
Villem uśmiechnął się i uniósł dłoń w geście by przestała.
- Nic nie szkodzi szanowna pani Hardcheese - odparł - Nie uchybię manierom pod Waszym dachem. Pewni być możecie. A z drugiego pokoju niechaj inni goście skorzystają. Sługa zaś mój zająłby nieco miejsca we stajni jeśli to nie problem. I owszem. Wodę zagrzewać.
Tym razem dwójka niziołków uśmiechnęła się już niezbyt mądrze czy to nie rozumiejąc jego mowy, czy intencji i tylko przytaknęła głowami. Przyjął to za dobrą monetę. Gdy wracał jednak do stołu gdzie orzeźwiali się z Carys celowo rozwodnionym lokalnym chianti przez myśl mu przeszło, że… przeszła mu tamta chwila...


Tam na urwisku ponad rodzinną Falsą. Pośród ruin o dawno zapomnianej nazwie i przeznaczeniu gdzie uciekli wieczorem z Daiiną i kuzynem Kalevem, by spędzić tam zakrapianą winem letnią noc pod chessantyjskim niebem. Siostra szybko poszła spać, a i kuzyn niedługo po niej. Oni natomiast… leżeli na gołej ziemi tuż przy sobie… Pamiętał ciepło jej ramienia… biodra… I patrzyli w gwiazdy. Bogowie. Jak one wtedy jasno świeciły. Każda zaś migotała nieznacznie i każda zupełnie inaczej. Szukali kształtów pokazując je sobie wzajemnie. Tworząc nowe nienazwane jeszcze konstelacje. Opowiadała mu co jej ojciec kiedyś powiedział. O innych światach gdzieś tam wysoko. O innych planach i tych, którzy na nich żyją. I że jak się ma odpowiedni przyrząd, to można ich zobaczyć. Całe światy z otaczającymi je własnymi księżycami… Albo o podróżnikach między planami, których czasem dostrzec można jako błysk przez ludzi spadającą gwiazda zwany. Ci samotni wędrowcy niejednokroć zatracili ponoć cel i już tylko wędrują między planami bez końca i początku.
Odnaleźli jeden z tych planów. Ten czerwieńszy od innych. Zastanawiając się, czy i aby tam nie znajduje się teraz dwoje ludzie wpatrzonych w ich własny plan tu i teraz.
- Zabierzesz mnie tam kiedyś Villem? - zapytała wtedy. Trochę żartem, ale oboje spojrzeli wtedy na siebie.
Pamiętał to do dziś. To uczucie. Jak wszystkie najprzeróżniejsze myśli, odruchy i gesty zbiegły się w jego głowie w jedno zupełnie poważne słowo.
- Tak.
A potem zbliżyli się jeszcze bardziej mijając tę granicę, po której dwoje ludzie przestaje chcieć być dwojgiem ludźmi, a złączenia w jedność pragnie i pocałował ją w usta.
Gwiazdy za świadków mając nie odrywali się od siebie bez końca jak owi planarni wędrowcy nie dążąc do celu, a samą podróżą żyjąc. Koniec jej jednak ostatecznie przyniosła szarówka zamierzającego wstać słońca, które przywróciło ich światu. Obolałe usta, pustka w głowie, która nadal gdzieś dryfowała jakby pod czaru wpływem… To coś czego nie sposób już nigdy zapomnieć…


I choć to była jedna z ich ostatnich nocy wtedy… I choć w czasie podróży już dzielili jeden dach namiotu. To dziwne ukłucie Villem poczuł gdy siadał do stołu.
- Jedno łoże nam się trafiło, Carys - orzekł maskując niepewność, rozbawieniem - Ale skoro balia się zmieści na podłodze, to i ja miejsca mieć dość powinienem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline