Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2019, 19:24   #8
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- J..jedno?- Zająknęła się Carys i lekko zdziwiona spojrzała na Villema.
Widząc jednak jego zmieszanie, delikatnie, a przy tym nerwowo potrząsnęła głową. Na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
Trudno. Stało się. Wszak nie raz już razem nocowali i zapewne nie raz jeszcze będą.
- Jakoś sobie poradzimy. - Starał się zabrzmieć naturalnie.
Zaistniałą sytuacja nie była z pewnością winą karczmarza, ni żony jego. A już w szczególności nie mogła być winą młodego Adlerberga. Zatem on czuć się winnym nie powinien.
Całą tę niezręczną sytuację na szczęście przerwało pojawianie się roznegliżowanej kobiety. Widać taka modła pomyślałam Carys, nie chcę źle oceniać kobiety, która w ich rodzinnych stronach zostałaby eufemistycznie nazywana “artystką”.
- W… wy… występ się szykuje - wyjąkała znów Carys odwracając, w przeciwieństwie do większości zgromadzonych, wzrok.
- O tej porze?
Villem odwrócił się w kierunku, który opuściły oczy Carys. I również się zdumiał. Rzeczywiście. Dama, która wkroczyła na scenę... wyróżniała się pomiędzy obecnymi gośćmi i można było odnieść wrażenie, że jakiś pokaz się odbędzie. Na Prespurze mieli przyjemność oglądać taki taneczny występ kobiety i mężczyzny z wypiekami na policzkach. Ale na to było chyba za wcześnie?
- Może… ktoś ją napadł?
Upewniwszy się jednak (co trwało trochę dłużej niż by wystarczyło), że chód tej dziewczyny, a także wyraz twarzy całkiem przeczą tej hipotezie, ponownie zwrócił się do czarodziejki.
- Co sądzisz o zachodniej dekadencji?
- Warto zapoznać się z nią - Carys zaczęła powoli mówić spoglądając ponownie w stronę kobiety i lekko się czerwieniąc.
Nie była już dzieckiem i wiedziała coś niecoś o szczegółach kobiecej anatomii. Jednak widok dość skąpo ubranej kobiety w takim tłumie był dla Chessentanki nietypowy. - Żeby nie wyjść na ignorantów. - Dodała szybko. I równie szybko przeniosła wzrok z powrotem na swojego towarzysza.
- Nią… - powtórzył w jakimś zamyśleniu rycerz, po czym szeroko otworzył oczy - Nią? Znaczy… mówisz o tej dziewczynie?? Carys… Wygląda owszem miło i… ale niespecjalnie uczenie.
- Nie, nie - teraz to już czarodziejka zrobiła się pąsowa niczym róża i zaczęła się gorączkowo tłumaczyć. - Nie z dziewczyną. Tylko z tą, no.. dekadencją. No wiesz… - gestykulowała przy tym nadmiernie. - Popatrzeć? Posłuchać. Zdecydowanie posłuchać. Bo ten… lepiej posłuchać.
- Posłuchajmy zatem - powiedział po chwili rycerz - Tylko powiem, żeby z wrzątkiem jednak poczekali. I zbroję ściągnę.
- Pomóc ci? - Zapytała najzwyczajniej w świecie rudowłosa czarodziejka. Wszak nie raz pomagała rycerzowi tak w zdejmowaniu jak i w przywdziewaniu pancerza.
- Dziękuję - przytaknął równie naturalnie - Może nie zacznie grać do tej pory.

Dwójka chessentańskich arystokratów podniosła się z miejsca zabrawszy swoje rzeczy i ruszyła na górę po schodach. Po drodze Villem dał znać gospodyni, że powinni wstrzymać się z szykowaniem wrzątku do kąpieli.
Nie minęła zaś dłuższa chwila od ich zniknięcia jak z góry do głównej sali zaczął dobiegać odgłos dziewczęcych pisków i rytmicznie skrzypiącego łoża. Potem hałasy umilkły, by jednak zaraz znów się wzmóc tym razem w towarzystwie miarowego stukania nóg łożnicy o podłogę.



Carys z ciekawością rozejrzała się po pokoju, który gospodarze dla nich przygotowali. Nie było tam żadnych luksusów, ale po miesiącu spania w namiocie łóżko, nawet proste, było luksusem samym w sobie. Rudowłosa czarodziejka nie mogła się więc powstrzymać. Odłożywszy swoje na rzeczy w kąt z radosnym piskiem ruszyła w stronę łoża, a odbiwszy się lekko od podłogi rzuciła się na nie.
- Łóżko!! Takie miękkie!! Z czysta pościelą!! - Krzyknęła radośnie skacząc po nim.
Rycerz zachowując poważną minę uniósł brew na widok tej dziecinady. Tylko lewy kącik jego ust nieznacznie się uniósł. Pewnie na wspomnienie dobiegającego z sypialni dziewcząt chichotu i tumultu gdy wieczorem okładały się poduszkami.
- Czy nie jesteśmy na to… hmmm… za duzi?
- Daj spokój! - Carys rzuciła w młodzieńca poduszką.
Przyjąwszy ten cios, rycerz zachował niewzruszony wyraz twarzy.
- Naprawdę?
Co rzekłszy odwrócił się do czarodziejki plecami gdzie znajdowało się najwięcej sprzączek.
- Dobrze - powiedziała zrezygnowana zeskakując z łóżka.
Podeszła do rycerza i zaczęła pomagać rozpinać sprzączki. Pomogła mu pozbyć się zbroi, a gdy był już prawie bez niej przyłożyła mu poduszką, którą na czas zdejmowania ukryła między kolanami.
A dokonawszy tego niespodziewanego ataku, głośno śmiejąc się, uciekła z powrotem na łóżko i zaczęła na nim ponownie skakać.
Westchnąwszy w odpowiedzi Villem teatralnie spojrzał ku górze jakby gdzieś tam kryły się siły odpowiedzialne za tę sytuację.
- Carys Fiaghruagach - powiedział spokojnym acz władczym tonem - córko Farvalda i Rugajah, strażniczko wiedzy i opiekunko gwiazd… właśnie doprosiłaś się o lanie.
Chwycił pierzynę niczym sieć i wskoczył na ramę drugiego końca łoża balansując na niej pewnie.
Słowa jak i ton wypowiedzi wywołał jeszcze większą salwę śmiechu. Carys, z poduszką jako bronią, podskakując zbliżyła się do młodego gwardzisty. Jasny było, że zamierza go znowu “uderzyć”.
Drewniane łóżko, tak potraktowane, zaczęło skrzypieć jeszcze głośniej i uderzać o drewnianą podłogę. Czarodziejka za nic miała te hałasy i to, że sama jest ich sprawczynią.
Z szerokim uśmiechem na ustach zaatakował nie okazując ni strachu ni litości.
- Dobrze! - pochwalił zbijając ciosy pierzynową tarczą i skacząc po ramach. Po poważnej minie rycerza nie został ślad. - Natarcie! Jeszcze raz! Natarcie... Natarcie… Zasłona!
Tym razem zamachnął się pierzyną na czarodziejkę.
- Czwarta... Szósta... Unik!
Carys, usiłując uniknąć pierzynowego ataku, wychyliła się za bardzo do tyłu i szybko tego pożałowała gdyż straciła równowagę. Desperacko starała się ją odzyskać machając rękoma. W tym wszystkim poduszka, która tak dobrze służyła jej przy natarciach na młodego gwardzistwę, wypadła jej z ręki i wylądowała na podłodze. Za wypchaną gęsim pieprzem bronią poleciała i rudowłosa czarodziejka. Z głośnym, bolesny i kończącym całą tę pełną stuków, skrzypnięć, radosnych okrzyków triumfu i uśmiechów batali "aaaaaa…!!"
Czarodziejka spektakularnie runęła czterema literami na podłogę, koło poduszki.
- Auć! - Wydała z siebie tyle żałosny co bolesny dźwięk.
Rycerz odrzucił broń i zaraz przy niej przyklęknął.
- Nic ci nie jest, Carys? - zapytał pomagając jej się podnieść - Chodźmy już lepiej występ zobaczyć… Możesz iść?
- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziała młoda kobieta wybuchając przy tym śmiechem. Jeszcze przez chwilę na jej twarzy pojawiła się wyraz bólu, ale gdy stanęła już na nogach śmiała się na całego.
Carys objęła Villema i mocno przytuliła się.
- Przypomniało mi się jak dobrze bawiliśmy się kiedyś, dziękuję - dodała wspinając się na palce i celując go w gładko ogolony policzek.



Głośny huk zakończył tę całą kanonadę trzasków, rytmicznych stoków, skrzypnięć i radosnych pisków.
Po niedługim czasie oboje arystokraci znów pojawili się na schodach. Oboje uśmiechnięci.
Czarodziejka wspierała się na ramieniu rycerz, który był już bez zbroi, tak jak damy zwykły to czynić na balach. I chociaż oboje nie byli w strojach balowych, to zdawać mogłoby się, że tak się czując płynnie, lekko i dostojnie schodzili po schodach. W równie dostojny sposób zajęli miejsc przy wolnym stole. A młody gwardzista pomógł usiąść towarzyszce posuwając jej krzesło. Zamówił wino dla obojga.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline