Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2019, 22:20   #1645
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Długą chwilę czekali na kogoś ze służby, kto zjawi się, aby zaprowadzić ich do komnat gościnnych lub aby przedstawić ich, jako nowych gości na zamku baronowej lub baronesie, bo Ludwig, jak już zdążyli się dowiedzieć rezydował gdzie indziej. Gdy tak oczekiwali na służbę, Leonard na powrót rozpalił w kominie i ciepłe płomienie szybko zaczęły ogrzewać okolicę paleniska. Berni z ciekawości zaglądnął za drzwi obok kominka. Za drzwiami znajdował się częściowo zadaszony taras, z którego można było przejść do kuchni. Rozciągał się stąd szeroki widok na znajdujące się w dole lasy i wzgórza, którymi pokryta była baronia Wittgensteinu, teraz skąpana w deszczu i rozświetlana błyskami piorunów. Poza trzema wygodnymi, drewnianymi leżakami, z których można było podziwiać widoki znajdowały się tu także… cztery ule, wyrzeźbione na kształt pękatych, khazadzich sylwetek. Dochodziło z nich buczenie.

Wewnątrz Lothar umilał sobie oczekiwanie spacerując wzdłuż ścian i patrząc na portrety von Wittgensteinów. Zauważył pewną prawidłowość. Sportretowani na starych obrazach władcy baronii byli normalni, odziani w bogate szaty i emanujący aurą zdrowia, pewności siebie i potęgi starożytnego imperialnego rodu. Te nowsze, od około początku XXV stulecia były inne, mroczniejsze i niepokojące, a Wittgensteinowie na nich tracili pozytywne cechy, byli bardziej karykaturalni i zdeformowani. Im bliżej współczesności, tym było gorzej. Lothar przyłapał się na tym, że ukradkiem zerka za siebie, na minięte już obrazy, w obawie, czy nie czają się na niego… A z obrazami działo się coś dziwnego. Przysiągłby, że Wielmożna Pani Ludmilla Claudia gdy ją mijał miała w ręce wachlarz… który teraz leżał nieopodal jednego z krzeseł… A Konrad-Gunther patrzył w stronę wejścia, mimo że przed chwilą jego twarz zwrócona była na schody…

Axel, wciąż przy drzwiach, gotowy do walki, spodziewający się zasadzki w tym dziwacznym miejscu poczuł delikatne drżenie. Tak jakby zamek wibrował. Trwało krótką chwilę, ustało, a potem znów się powtórzyło. A potem znowu – wibracje, przerwa, wibracje. Niespodziewanie, co poczuli już wszyscy zamek zatrząsł się. Zadzwoniło szkło, obrazy drgnęły a sztandary zafalowały. I wszystko ustało.

- Ekhem – chrząknął ktoś, kto pojawił się na balkonie. – Ekhem… Witam Pańssssstwa… Sssssanownych Gości… na zamku Wittgenssssstein… - ów ktoś był odziany w liberię rodową i miał pewne problemy z mówieniem. Wynikały one z faktu, że jego głowa nie była zbyt ludzka. Bardziej gadzia, kojarząca się z wężem lub jaszczurką. Sługa-mutant zszedł po schodach i ukłonił się w pas. – Już prowadzę do pokoi… Ekhem… Czy jakieś bagaże mają Pańsssstwo ze ssssobą? Prosssssę ze mną…
 
xeper jest offline