Drżenie, kolejne, jeszcze jedno... a potem następne, na tyle silne, że zadzwoniły nawet szyby w oknach.
Ku rozczarowaniu jednak Axela zamek nie zawalił się, oszczędzając im przy okazji pracy. A gdyby wszystko runęło, to - być - ich mała gromadka zdołałaby się wydostać, jako że do wyjścia było dość blisko. No ale skoro nie zawaliło się samo z siebie, to trzeba było się nieco przyłożyć. Najpierw jednak wypadało pozbyć się gospodarzy, szlachetnie urodzonych Wittgensteinów. O możliwość spotkania z nimi powinien jednak poprosić Lothar, a nie jakiś chudopachołek...
- Idziemy? - spytał cicho pozostałych.