Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2019, 17:52   #6
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
8 lat temu
Middenheim

Magnus nie należał do „synów areny”, którzy do walki zostali zmuszeni przez parszywy los. Nie był ani jednym z niewolników walczących o wolność, ani zwyrodnialcem skazanym na bój do czasu odkupienia swoich przewinień. Kastner należał do niezbyt licznej grupy ludzi, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli wychodzili na ubity piach z tymi, którzy nie mieli wiele do stracenia. Mimo iż dla większości gladiatorzy byli zwierzętami - kierującymi się jedynie brutalną siłą i agresją - to sam Kastner uważał się za zawodowego sportowca. Nie mógł co prawda porównać się z siłaczami, strzelcami czy sprinterami, ale dyscyplina którą zgłębiał z pewnością wymagała nie mniejszej ilości krwi, potu i poświęcenia.

Początki jego wojowniczej działalności miały swoje miejsce jeszcze za czasów nastoletniego buntu kiedy to wbrew woli rodziców nie poszedł na wyszukane przez ojca – bogatego kupca – studia i wyruszył w świat starając się wmieszać w grupę odważnych awanturników. To w tej małej grupie poznał Wolfganga, byłego gladiatora, który odkrył potencjał Magnusa i zaczął jego wyczerpujące do granic szkolenie. To mogłoby trwać miesiącami, ale detektywi wynajęci przez ojca chłopaka namierzyli go dość sprawnie i Kastner musiał wracać do Grodu Białego Wilka, gdzie czekała na niego rozchorowana matka i wściekły ojciec.

Kiedy tylko rodzicielka Magnusa wydobrzała ten zaczął na nowo treningi pod okiem mistrza lokalnej areny, Brigga. Kraus nie opuszczał treningów i dbał o odpowiednią regenerację mając gdzieś z tyłu głowy wizję zwycięstwa w corocznym turnieju gladiatorów. Podczas przygotowań mężczyzna występował niejednokrotnie zgarniając cięgi. Jednak jak mawiali każda porażka była nawozem sukcesu…

Kilka miesięcy po rozpoczęciu szkolenia Magnus był gotów do turnieju, przez który parł jak tur pokonując kolejnych wojowników. W finale stanął naprzeciw doświadczonego weterana, który podobnie jak on nie był ani niewolnikiem ani skazańcem. W tej walce starły się młodzieńcza siła i impulsywność ze spokojem i doświadczeniem, które z czasem w życiu każdego wojownika zastępują wcześniejszą sprawność. Arena od zawsze była miejscem, w którym Magnus czuł się wyśmienicie. Piekące słońce wysoko nad głową, suchy piach pod butami, smród potu i przelanych flaków w nozdrzach. Kraus triumfował chociaż tamtego dnia zdobył kilka dodatkowych blizn i ozdobę w postaci poszarpanego mieczem ucha. Mimo iż zaraz po walce wyglądał jak poharatany prosiak – przez co otrzymał przydomek „Rzeźnik” – to nie zamieniłby tamtego doświadczenia na żadne studia.



3 lata temu
Middenheim

- Nie opuszczaj tarczy.

- Szybciej pracuj nogami.

- Pewniej uderzaj.


Magnus nie spodziewał się, że po zwycięstwie w turnieju dostąpi zaszczytu zastąpienia Brigga na stanowisku weterana areny. Jego niezmiennym zadaniem było zmienianie chłopców w mężczyzn. Zadanie to nie było tak proste jak mogło się wydawać. Włamywacze, doliniarze, malwersanci nie byli najlepszymi materiałami na przyszłych gladiatorów. Ba. Zdaniem „Rzeźnika” oni nie zasłużyli aby ktoś poświęcał czas i energię na próby wykrzesania z nich chociaż szczątkowych zdolności bojowych. Z drugiej strony bez przygotowania te miernoty nie byłyby w stanie zapewnić gawiedzi wystarczająco krwawego widowiska.

Kastner był facetem po trzydziestce, którego popielaty kolor włosów miejscami ustępował siwiźnie. Jego budowa ciała była wzorem dla wszystkich początkujących wojowników. W jego przypadku można było mówić o dobrych genach do całego wachlarza sportów. Magnus miał szerokie barki, mocno nabite ramiona i muskularny kark co w połączeniu z proporcjonalnie zabudowanym dołem ciała robiło z niego dobrego zapaśnika, wykidajło, żołnierza czy strażnika. Mimo iż facet nie wyglądał na przesadnie ciężkiego to był cholernie silny udowadniając to niejednokrotnie ciosem potężniejszym od wyższych i tęższych od siebie wojowników. Jego surowego wyglądu dopełniały kwadratowa szczęka, lekko podkrążone oczy i zadbany kilkudniowy zarost. Wyglądające na ciepłe i przyjemne brązowe oczy wojownika potrafiły zmrozić krew w żyłach każdego adepta areny, który po pierwszym wkurwieniu „Rzeźnika” dobrze wiedział, że lepiej nie zachodzić temu facetowi za skórę.

Kastner potrafił walczyć wieloma typami broni. Od standardowych jak miecze, pałki, topory, młoty czy włócznie, po te bardziej egzotyczne jak różnoraka broń dwuręczna, parująca czy korbacze. Jako młodego gladiatora jego ulubieńcem był topór dwuręczny, jednak z czasem mężczyzna docenił osłonę tarczy zmieniając broń na jednoręczny morgensztern do pary z puklerzem. „Rzeźnik” nie miał pojęcia jak długo ostanie się na pozycji weterana areny. Ostatnimi czasy w jego głowie pojawiła się myśl aby zostawić arenę i pójść w nieznane. Nie miał tylko jeszcze pojęcia gdzie…



Rok temu
Garnizon Sudvorposten

Zwiadowca lekkiej jazdy Ostlandu… Gdyby ktoś powiedział Magnusowi rok wcześniej, że będzie mógł się tak mianować wojownik wybuchłby gromkim śmiechem. Jeździectwo, wojskowa musztra, dyscyplina… Wszystko co kojarzyło mu się niegdyś z armią nie napawało go optymizmem. „Rzeźnik” myślał, że życie żołnierza musiało być monotonne i jałowe. Nic bardziej mylnego…

W przypadku Kastnera wszystko zaczęło się kiedy brat jego pierwszego nauczyciela walki, Grimmer, opowiedział mu o swoich przygodach w szeregach konnego zwiadu Ostlandu. Były gladiator nie miał pojęcia dlaczego, ale zapragnął usiąść w siodle i wyruszyć na patrol. Wtedy nie miał jeszcze pojęcia jak daleka była przed nim do tego droga. Nauka jeździectwa, rozruszanie szarych komórek na tyle aby nabrać spostrzegawczości cechującej każdego zwiadowcę… Kastner wiedział, że daleko mu było do zwiadowcy z prawdziwego zdarzenia, ale Grimmer uważał, że zwiad potrzebował takich ludzi jak Magnus. Bitnych, odważnych i lojalnych.

Magnus od początku całkiem nieźle dopasował się do wcale nie tak nijakich szeregów zwiadu. Zwykle jako pierwszy zaczynał poranną zaprawę i starał się jak tylko mógł aby być przydatnym na znanych mu polach. Mimo iż facet był bardziej wojownikiem aniżeli mistrzem przetrwania to jego kompani z oddziału wiedzieli jakie stanowił wsparcie bojowe. Mimo iż każdy uśmiechał się półgębkiem kiedy na akcję wyjeżdżał typ w kolczudze, z morgenszternem i puklerzem to nikomu nie było do śmiechu kiedy w czasie gromienia zwierzoludzi czuł wparcie Kastnera w boju.

Mimo iż „Rzeźnik” był opanowanym twardzielem, któremu raczej nie zachodziło się za skórę to cechowała go też pokora. Rozkazy dla Kastnera były rzeczą świętą i zawsze miały najwyższy priorytet. Swojego konia, o imieniu Sztorm, wojownik kupił za bardzo małe pieniądze od handlarza kiedy ten czekał na transport do rzeźni. Kastner trafił na tego wałacha zupełnie przypadkowo, ale został od razu zauroczony łagodnością i urodą zwierzęcia. Sztorm miał trafić na rzeź, ponieważ kulał. Kontuzja wyłączyła konia z akcji na tygodnie rekonwalescencji, ale kto mógł popisać się większą cierpliwością niż były gladiator, który swoje kontuzje i obrażenia leczył dziesiątki razy?


Za pomoc i cierpliwość Sztorm okazał olbrzymią wdzięczność. Było to bardzo grzeczne, doskonale ułożone pod siodłem zwierzę. Sztorm, dzięki swemu spokojowi i przyjacielskiemu charakterowi był idealnym koniem dla początkującego Magnusa. Po pierwszych lekcjach na grzbiecie tego konia wojownik wiedział, że w jego siodle był bezpieczny. Póki co kulawizna Sztorma nie wracała i „Rzeźnik” miał nadzieję, że tak już pozostanie. Ten koń to był jego skarb.



Obecnie


Rozkaz do wyjazdu Magnus przyjął niezwykle spokojnie. Weteran był opanowaną osobą, ale miał nadzieję, że po zarżnięciu dowódcy zielonoskórych wraz z kompanami będzie mógł wypocząć. Fort Grunbaum, w którym mieli przezimować był całkiem przyjemnym miejscem. „Rzeźnik” wolał jednak nie myśleć o wypoczynku póki miał do wypełnienia dane dowódcy słowo.

Po jedenastu dniach wędrówki Kastner był zdziwiony, że jak dotąd nie znaleźli żadnych goblińskich śladów. Te małe pokurcze nie należały do ras trudniących się ich zacieraniem. Magnus szczerze wątpił aby jego kompani nie byli w stanie wytropić tuzina zielonych pomimo zalegającego wszędzie białego puchu. W zasadzie weteran lubił zimę chociaż jego organizm zdecydowanie lepiej znosił upały aniżeli skrajne mrozy. Po rozpaleniu ognia i nakarmieniu koni Magnus mógł posłuchać opowieści Volmara. Mimo iż weteran szybko wrzucił w siebie podpłomyki i gulasz słuchając dokończył rozbijanie namiotów będących kręgosłupem obozowiska. Niewielka polana otoczona sosnowym zagajnikiem wyglądała całkiem malowniczo chociaż mroźny wiatr i mroczna opowieść nie nastrajały do podziwiania widoków. Kastner zawsze był gotowym do boju chociaż czasem nie wystarczyło być gotowym. Ścieranie się z potężnymi siłami natury niewiele miało wspólnego z przelewaniem krwi. W takich chwilach należało polegać na swojej wytrzymałości, żelaznej woli i opanowaniu.

Nagle warunki zmieniły się tak drastycznie, że Magnus oniemiał. Zgodnie z rozkazami sierżanta Kastner miał zająć się zapasami. Dobrym pomysłem było wrzucenie ich do namiotów. Sprawy nie ułatwiał bijący po twarzy śnieg. Niby naciągnięty kaptur spisywał się dobrze, ale wicher ściągał go z głowy co kilka sekund. „Rzeźnik” nie miał czasu do stracenia. Mimo iż z chęcią rzuciłby się na pomoc swemu wałachowi to zachował zimną krew i zaczął walczyć o utrzymanie w posiadaniu grupy zapasów. Namioty były całkiem solidne i bardzo możliwe, że nie zostaną pochowane pod górami śniegu. Wojownik walczył w ciszy i spokoju. Jak zawsze chciał osiągnąć cel marnując jak najmniej energii. Ta mogła mu się jeszcze przydać…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 08-12-2019 o 10:25.
Lechu jest offline