Ekipa się rozdzieliła.
Tanyr i
Kaelon, wraz z Novio, kontynuowali szybki marsz i krótko potem dotarli do
Stajni Fonza. Raz już tam byli, nieco ponad tydzień temu, gdy zostawiali konie Hantrela.
Była to duża sala o kształcie rozciągniętego prostokonta, z licznymi boksami po bokach, z których ponad ćwierć była zajęta przez jakiegoś wierzchowca. Tanyr nie wykrywał żadnej złej magii. Na pierwszy rzut oka nic tam się nie zmieniło, ale Kaelon rozglądał się i nasłuchiwał uważnie.
Nie trzeba jednak było elfiego wzroku, aby dostrzec zarządzającego tam mężczyznę, pod opieką którego Tanyr zostawił Straffera.
Obecnie mężczyzna ten zajęty był rozmową z
dwoma młodymi rudzielcami, którzy wyglądali na zadowolonych z tego co słyszeli.
Paranoja paranoją, ale pozostawienie własnego wierzchowca po to, by zmylić ewentualnego szpiega zadało się Tanyrowi zdecydowaną przesadą. Dlatego też, z towarzyszącym mu Novio, ruszył w stronę mężczyzny, który zarządzał stajniami.
-
Dzień dobry - powiedział. -
Chciałem uregulować rachunek. - A, witam witam - zaczął wyluzowany mężczyzna.
- Spokojnie, opłaty zostały już uregulowane. Pan Hantrel o to zadbał - wyjaśnił, pozytywnie pokazując przy tym wystawionego do góry kciuka.
- I mamy dla was konie, ale gdzież to się podziała reszta ekipy? - zagadał lekko zaciekawiony.
Kaelon tymczasem rozglądał się uważnie.
-
Załatwiają tam jeszcze kilka spraw - odparł Tanyr, machnąwszy ręką za siebie. -
Zabierzemy dla nich konie - dodał.
Nie miał zamiaru wdawać się w szczegóły.
- Pusto tu - szepnął Kaelon.
- No dobrze - zaczął Fonz,
- gdyby później tamta trójka przyszła po konie które dam wam, to nie byłoby fajnie. Ale wyglądaliście na zgraną ekipę i skoro ufacie sobie, to i ja zaufam wam - powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
- Kwestia zaufania zawsze działa w obie strony, co Fonz? - rzucił zadowolony z siebie chłopak w czapce.
- Nie mądrkuj, tylko osiodłaj szybko tego kasztanka - wskazał jeden z boksów.
- A ty tę łaciatą klacz - zwrócił się do drugiego, wskazując inne miejsce.
Chłopaki popędzili wykonać powierzone im zadania.
- A pański ogierek jest tutaj - powiedział i wskazał boks, z którego wyglądał na nich Straffer.
Novio podbiegł do niego, witając się z nim, jak ze starym przyjacielem i stał przy jego boksie merdając wesoło ogonem.
Wierzchowiec wyglądał na całego i zdrowego, więc Tanyr skinął głową Fonzowi, po czym ruszył w stronę Straffera, by go osiodłać.
- Czy ktoś może pytał o nas, podczas pobytu tego konia tutaj? - Kaelon spytał właściciela stajni.
- Nie, nikt - odpowiedział mężczyzna na wpół obojętnym głosem.
Tanyr osiodłał Straffera, mając wszystko pod ręką. Gdy krótko potem wyprowadził go do głównego pomieszczenia stajni, Kaelon i Fonz stali tam w towarzystwie dwóch
jasnobrązowych koni, gotowych do drogi.
-
Jak widzę, za chwilę możemy ruszać - powiedział mag. -
Jeszcze dwa i w drogę - dodał z uśmiechem.
Straffer spojrzał wymownie na właściciela stajni.
- Tu się żegnamy, ale nie smuć się, przecież lubisz swojego jeźdźca - mężczyzna zwrócił się do konia zupełnie jak do człowieka, co przy jego profesji można było uznać za oddanie w pracy.
Wtedy to podeszli do nich dwaj młodzieńcy, a każdy z nich prowadził osiodłanego już konia.
- Czy nie za ciasno to zapiąłem? - spytał jeden z nich, pokazując uzdę.
Podczas gdy Fonz dokonywał ostatniej inspekcji, Kaelon podszedł bliżej Tanyra.
- Nikogo tu nie widzę, ani nie słyszę. Wyczuwasz coś? - zagadał szeptem.
-
Wszędzie cisza i spokój - odparł mag. -
Możemy jechać.
Pożegnawszy się grzecznie, Tanyr i Kaelon wyprowadzili piątkę koni ze stajni. Od razu udali się do północnej bramy miasta, gdzie mieli spotkać się z resztą ekipy.
Dotarli tam bardzo szybko i bez żadnego problemu. Ludzie przemieszczali się w obie strony, pieszo, na koniach lub wozami; kupcy i podróżnicy, ludzie prości, duchowni i kilku poszukiwaczy przygód. Nikt jednak nie przeszkadzał ani czarodziejowi ani elfowi i nie zwracał na nich szczególnej uwagi... Poza strażnikami pilnującym bramy, których obowiązkiem było pilnować wszystkich i wyraźnie przyglądali się dwóm mężczyznom czekającym nie wiadomo na co z piątką koni.
Krótko potem w zasięgu wzroku pojawili się Zevran i Sher.
-
To my pojedziemy przodem - zasugerował zaklinacz, gdy już wszyscy znaleźli się w siodłach.
Poprzedzani przez Novio ruszyli w stronę domu Edmunda Hartnela.