Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2019, 12:00   #5
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Jeśli wasza wysokość pozwoli, sugerowałbym wykonać pozorowany atak z drugiej strony fortecy. Musimy pamiętać, że bandyci z Acrose ukradli trochę skanerów wojsk okupacyjnych. Jeśli Szósta Armia odwróci ich uwagę, będzie mniejsza szansa, że wykryją naszą grupę uderzeniową.

Zarbon wpatrywał się w swojego gwardzistę. Nie wypowiedział ani jednego słowa, jak gdyby potrzebował dużo czasu na zastanowienie się nad tą kwestią. A może tylko delektował się niepewnością, wciąż zastygłego w ukłonie żołnierza? Wreszcie jednak przemówił:

- Dobry pomysł. Zaraz po zmroku zaatakujemy południowy skraj miasta. Rzucimy w paru punktach jak największą liczbę jednostek. Niech to wygląda na potężne uderzenie i ściągnie na linię jak największą liczbę wojsk wroga. Nie może być jednak zbyt silne, bo ewentualne odepchnięcie obrońców ze stanowisk obronnych i ich wycofanie w kierunku centrum miasta mogłoby zagrozić powodzeniu twojego zadania.


Jukianin wyglądał na zdezorientowanego. Najwyraźniej nie spodziewał się aż tak wylewnej odpowiedzi. A może nie zrozumiał połowy słów, które usłyszał? Nie wyglądał na specjalnie inteligentnego. Dopiero po chwili ciszy zdecydował się odpowiedzieć:

- Eee... - wydobył z siebie.

Na lepszą ripostę nie starczyło czasu. Sourgerappa zauważył, że przy metaforycznym stole negocjacyjnym nastąpiło jakieś poruszenie. Nie był w stanie dosłyszeć słów, ale Angol i ten brenchianin zaczęli o czymś żywiołowo dyskutować. Saiyanin nie mógł wiedzieć co wywołało takie podniecenie, chociaż zdawało mu się, że niebieskoskóry w pewnym momencie wskazał go palcem. Angol nawet nie odwrócił się we wskazanym przez tamtego kierunku, więc może to tylko nadinterpretacja tego gestu?

W pewnym momencie litt odwrócił się i gestem nakazał Sourgerappie podejść. Jednak gdy saiyanin posłusznie wypełnił jego wolę, nawet się do niego nie odezwał. Nawet na niego nie spojrzał. Zwrócił się za to do brenchianina:

- I co?

- Nie ma wątpliwości - rzekł tamten przyglądając się uważnie wojownikowi, który podszedł. - Jestem tego pewien. Potraktuj to jako mały, niespodziewany bonus. Wasza sprawa czy uwierzycie i czy to wykorzystacie.

- Możesz odejść, Sourgerappa - powiedział Angol.


- Wiemy, czy tę planetę zamieszkują jakieś inteligentne istoty? - spytał Marduk.

- Nie ma tu żadnej zorganizowanej cywilizacji, jeśli to miałeś na myśli - odparł Raditz. - Żyją tu głównie wielkie gady, których posiłkiem staje się każdy nieostrożny podróżnik. Ale wiesz jak to jest z bezludnymi planetami. Idealne miejsce na kryjówkę przemytników, albo bazę piratów.

- Sprawdźmy może odczyty na skanerach... - zaproponował Marduk.

- Sprawdźmy.

Skaner Marduka zapiszczał niemal natychmiast. Dostawał sygnały ze wszystkich stron. W końcu w dżungli życia z pewnością nie brakowało. Dopiero po dostrojeniu urządzenia mógł spróbować raz jeszcze. Udało mu się wykryć dwie grupy istot. Jedna znajdowała się niecałe sto kilometrów na wschód, druga znacznie większa jakieś sto pięćdziesiąt na północny-zachód. Do tego Raditz znalazł trzecią niecałe sto kilometrów na południe.


Kolektor wił się pod miastem niczym długi wąż z nobraziańskich legend o dzielnym Vordryku. Co chwilę z bocznej ściany wyłaniała się kolejne rura, z której leciał jakże barwny strumień, a każdy zdawał się dodawać nowy składnik do panującej tu niezwykłej gamy zapachów. Jak na oblężone miasto jego mieszkańcy musieli całkiem nieźle się odżywiać, skoro wciąż byli w stanie produkować tyle nieczystości.

Po kilkunastu minutach dotarli do kolejnej studzienki. Sarthal wspiął się ostrożnie po drabince i przez kratkę starał się dojrzeć jak najwięcej. Gdy wrócił na dół, zakomunikował:

- Mogę się mylić, ale chyba jesteśmy pod głównym rynkiem. Zdaje się, że widziałem wieżę ratuszową.

Była to zaiste wspaniała informacja, o ile prawdziwa. To właśnie przy rynku znajdowała się świątynia, w której miał się mieścić sztab obrony miasta, a co za tym idzie siedziba króla Niathlopetha. Do zmroku pozostały jednak wciąż dwie godziny. Czekać na akcję szóstej armii czy działać już teraz?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline