Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2019, 19:11   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wieża powietrza (post wspólny)

- Straciliśmy niepotrzebnie czas, tu nic nie ma - powiedziała Jean, rozglądając się wokół. - Same ruiny i latające potworki i… latające potworki. A skoro my latać nie umiemy, to lepiej się stąd wynosić nim ci tam… - Wskazała lufą broni w górę -... się nami nie zainteresują.
- Wybór nie był najszczęśliwszy - potwierdził Kit. - Te stworki nie wyglądają na takie, które chciałyby gdzieś nas zawieźć. No a stąd nic nie widać...
- Ale jesteście marudni - odparła sierżant van Erp. - Skoro to miejsce jest zaznaczone na ich mapach, to musi być istotne. Trzeba tylko zorientować co tu jest.
- Prócz ruin? - spytał Kit. - To wygląda tak, jakby to miejsce kiedyś było ważne, ale komuś się nie spodobało i zdewastował ładny kawałek tej wieży. Może to tutejszy odpowiednik wieży Babel? A może tędy można się było dostać do tych latających wysp i ktoś postanowił odciąć tę drogę. Definitywnie.
- Nadal możemy iść w górę… albo w dół.- odparła bez entuzjazmu Meyes.- Mogę posłać drona na najbliższą wyspę… acz nie wiem czy starczy energii mu na powrót.
- Nie warto, bo nie doleci - stwierdził Kit, spoglądając na latające stwory.
- Idziemy dalej. Do góry - Lili wyraźnie zaakceptowała dwa ostatnie słowa.
"Uparta jak osioł", pomyślał z niesmakiem Kit, dochodząc do nieuchronnego wniosku, iż droga w dół będzie znacznie, ale to znacznie szybsza. I, zapewne, niezbyt przyjemna.
J.R. westchnęła głośno, po czym pacnęła lufą Destructora metalowy zadek "Ważniaka".
- Do góry dziubas, do góry… leziemy dalej.

Wędrówka trwała jeszcze pół godziny… po coraz bardziej rozwalonych schodach… i zakrwawionych. I z kawałkami kończyn o czerwonej barwie… nie tylko od posoki. Szczebli coraz bardziej zaczynało brakować.
W końcu dotarli na “szczyt”... szeroką platformę pozbawioną ścian, dzięki czemu można było podziwiać widoki.
- Może to zła okazja, by o tym wspominać. Ale od naszego wypadku niespecjalnie lubię wysokość.- jęknęła nerwowo Charlotte rozglądając się. Ale to nie było wszystko co dało się tu “podziwiać”. Bo były na przykład rozczłonkowane ciała różnych rogatych i ogoniastych kreatur. I kamienny tron dookoła którego położono odrąbane głowy. I siwobrody rosły wiking o ciele pokrytym niezagojonymi ranami siedzący na owym tronie. Na widok wchodzących na platformę AST wstał z niego i zacisnął dłoń na toporze przyciągając tą broń do oblicza. Gest będący powitaniem kolejnych przeciwników.
- Jak widzę, mamy wspólnych wrogów - powiedział Kit. Z niewielką nadzieją, że zostanie zrozumiany.
Idąca na końcu kolumny J.R. nie odezwała się ani słowem na widok giganta-wikinga. Za to ściągnęła hełm, po czym zaczęła się jemu z ciekawością przyglądać.
Lili spojrzała ku niebiosom szukając tam wsparcia, którego niestety nie znalazła.
Palce jej dłoni przesunęły się w kierunku spustu.

Nie padł żaden rozkaz ze strony van Erp, nie padła żadna odpowiedź ze strony wikinga, który bez słowa ruszył w kierunku AST coraz szybciej biegnąc i uniósł topór w dzikiej szarży w kierunku najbliższego celu…. Carsona.
Kit nie miał czasu na zastanawianie się, jaki błąd popełnił w próbie podjęcia negocjacji. A że te zakończyły się fiaskiem, mógł zrobić tylko jedną rzecz - odpowiedzieć atakiem na atak.
Uniósł broń i strzelił do pędzącego w jego kierunku osiłka.
Przypuszczenia Elizabeth potwierdziły się, co wcale nie zdziwiło jej. Sierżant otworzyła więc ogień w kierunku wrogiego, jak wszystko w tym zamku, osobnika. Celowała w głowę.
Jean założyła szybko swój hełm, po czym pochwyciła Destructora w łapy. Była gotowa do ostrzału, jednak czekała… zbyt wielu AST stało przed nią na linii ognia.

Czy on… się uśmiechał? Tak… szalony wojak uśmiechał się szeroko i z szaleńczym błyskiem oczu. Nie zaprzestał szarży. Nie zatrzymał się mimo, że kule szarpały jego ciało do krwi. Mimo wściekłego ostrzału biegł bez wahania wprost na swój cel. Zupełnie jakby radowała go ta potyczka. Co gorsza niektóre rany zaczęły się zabliźniać, choć obrywał tak mocno, że jego ciało nie nadążało z gojeniem wszystkich dziur po kulach.
Christopher miał do wyboru, albo przyjąć na klatę jego topór, albo zasłonić się karabinem… uskok przed ciosem nie dawał szansy na uratowanie skóry.
Użył więc broni w desperackiej obronie, topór uderzył w taurusa roztrzaskując go, ale nie zdołał się przebić do pancerza i do ciała. Kit… ocalił skórę. Na razie.

- Nie jesteśmy twoimi wrogami!! - Wrzasnęła do wikinga Jean, przesuwając się nieco w bok, by mieć czyste pole ostrzału, by wpakować serię z Destruktora w nogę wielkoluda...

Słysząc słowa McAllister van Erp przypomniała sobie gdy i ona usiłowała przekonać mieszkańca zamku, że nie są wrogami. Nie skończyło się to dobrze.
Dlatego teraz, nie tracą czasu na z góry skazane na porażkę rozmowy, strzelała już tylko do wroga, patrząc przy tym któryś z jej kompanów nie oberwał.

Kit próbował chwycić przeciwnika, starając się go unieruchomić i uniemożliwić ponowne użycie topora. Miał nadzieję, że kompani sięgną po broń białą i posiekają wikinga na plasterki.

Wiking się tym nie przejmował się desperackimi krzykami JR. a sama pani sierżant nie nacisnęła spustu. Jakby się nie ustawiała, to i tak Kit był w polu rażenia. Wraz z van Erp strzelili, tylko Guerra, Hamato i Meyes. Reszta… bała się postrzelić walczącego o życie kolegę.Jakimś cudem… ledwo udało się Carsonowi “przytulić” przeciwnika dociskając go do pancerza pracującego w trybie overdrive. Topór był obecnie bezużyteczny, ale wiking go nie puścił. Za to pozbył się tarczy i sięgnął po sztylet. Był silny, niewiele słabszy od Christophera obecnie, gdy zbroja AST pracowała na najwyższych obrotach.
Teraz strzelanie przestało mieć sens, bo każda kula z taurusa przeszyłaby obu przeciwników walczących w zwarciu.
- Wstrzymać ogień! - widząc co się świeci rzuciła przez komunikator Lili. - Nasze nowe zabawki - dodała ruszając w stronę siłującego się wojownikiem Kita.
Teraz przyszła pora na wypróbowanie ostrzy ukrytych w pancerzu. Zachodząc od tyłu wroga miała zamiar wypróbować na nim, a konkretniej jego żebrach, broń biała w którą zostały wyposażone pancerze.
- Złapcie go za rękę - zasugerował Kit, równocześnie próbując obrócić siebie i wikinga w taki sposób, by wystawić plecy tamtego na uderzenia. - JR, złam mu łapsko...
- Kurwa mać! - Bluznęła Jean, widząc co się dzieje, po czym popędziła ku wikingowi i jego łapie ze sztyletem, wchodząc pancerzem w tryb overdrive. Połamać mu te łapsko, albo chociaż wyrwać broń… J.R. wrzeszczała bojowo pod nosem.
Pozostali rzucili się również na pomoc, otaczając szamoczących się mężczyn. Przez chwilę przypominało to kocioł futbolu amerykańskich. Nie wiadomo było w końcu, kto przypadkiem skręcił kark wikingowi… którego nie dawało się obezwładnić, mimo złamania mu ręki przez McAllister.
A gdy wojownik umarł, jego ciało rozpłynęło się niczym mgła pozostawiając po sobie bojowy topór.
Jednocześnie mgiełka zaczęła się zagęszczać tuż za zaskoczonymi tym obrotem AST, tworząc ulotne kobiece ciało unoszące się leniwie na wietrze.
- Zwyciężyliście. Zasługujecie na trzy odpowiedzi. Zadajcie pytania dzielni wojownicy.- rzekła istota po angielsku dziwnym szeleszczącym głosem.
- Kolejna, która uważa że zaufany jej ot tak sobie - mruknęła Elizabeth rozglądając się za kolejnymi zagrożeniami.
- Kit, sprawdź pancerz i zamelduj o ewentualnych uszkodzeniach- dodała głośno. - I ogólnie dobra robota! - pochwaliła cały zespół.
- Nie dbam o to czy mi zaufacie czy nie. Moim celem jest udzielanie odpowiedzi. Co z nimi uczynicie nie jest moją sprawą.- odparła unosząca się w powietrzu “niewiasta”. Jedynie obecne “zagrożenie”. Te akurat było wypatrzeć łatwo, gdyż stali na płaskiej platformie unoszącej się w pustce wypełnionej chmurami i latającymi wyspami. Meyes przyjrzała się rozciętemu na pół taurusowi leżącemu na ziemi.
- Tego nawet Giles by nie naprawił - stwierdziła.
- Dobrze, że Russell tego nie słyszy - zauważyła lekko ironicznie Lili.
- Jeszcze tego nam trzeba. Rozpaczającego Russella. I bez tego mamy dość kłopotów - stwierdziła cierpko Switch. A Guerra dodał: - Co teraz? Nie bardzo jest gdzie udać się stąd.
- Tak jak i poprzednio. Jest stąd i wyjście. Trzeba wiedzieć gdzie go szukać- odparła Lili.
- Jeśli jest ukryte, to nie widać go w żadnym spektrum fal, jakie wykrywają czujniki hełm - rzekł Hamato rozglądając się.
- Wcale mnie to nie dziwi. Ten zamek jest jakiś… hmmm….inny - powiedziała Lili z lekka irytacją w głosie. - Trzeba znaleźć sposób na to.
- Można by spytać tej tam… i zweryfikować w ten sposób jej prawdomówność - zaproponowała Charlotte.
- Wolę nie opierać się na niepewnych źródłach informacji - powiedziała van Erp.
- Lepsze niepewne źródło, niż żadne - stwierdził Kit.
Drużyna rozsiadła się na płaskim terenie łapiąc oddech po wspinaczce i walce. Poza poszatkowanymi potworami i tronem nie było tu wszak niczego do badania. Żadnych ścian, żadnych dziwnych posągów. Nic poza tronem i unoszącą się przed nim mgielną kobietą.
- Może zapytamy o Levistusa? O to, jak do niego dotrzeć? - zaproponował Kit, który w międzyczasie zbadał swój pancerz i z roztrzaskanego taurusa wyciągnął magazynek. - Pancerz cały i zdrowy - dodał.
- Po prostu wypowiedzcie swoje trzy pytania. Jakiekolwiek… i zignorujcie odpowiedzi. Nie chcę tu tak tkwić, tak samo jak wy.- westchnęła dziwaczna istota dotąd czekająca cierpliwie. Najwyraźniej znudziło się jej tkwienie na tym placu wraz z AST.
- Może zadamy jedno pytanie kontrolne, a potem dwa, związane z naszą misją? - zasugerował Kit, podobnie jak 'wyrocznia' znudzony oczekiwaniem na pomysły wyższych stopniem.
- Nie mam zamiaru grać w ich grę i to na ich zasadach - powiedziała Lili. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech tylko oczy się nie śmiały. - Zbierać rzeczy i idziemy.
- Tylko gdzie? Z powrotem? - zapytał Pearson niezbyt zachwycony wizją kolejnego przemierzania schodów. Bo innej drogi nie widział.
Kit, który czuł się najbardziej poszkodowany w tym starciu, postanowił jednak wykorzystać okazję.
- Czy Levistus pomoże nam zniszczyć zamek? - spytał.
- Levistus ? Może… na pewno natomiast pomoże wam zniszczyć władcę zamku i władcę piekielnej armii, która najechała wasz świat. W końcu jest przez niego więziony od mileniów. Więc pragnie wolności oraz zemsty. - wyjaśnił powietrzna panienka.
- Kit? Co ty…?- Zapytała zaskoczona niesubordynacją Lili.
Meyes westchnęła głośno.
- Mieliśmy też zbierać informacje. To nie tak, że musimy wierzyć tej… latawicy na słowo. Ale skoro chce puścić farbę.
- Mogłem spytać o numery na najbliższej loterii - odparł Kit. - To chyba lepiej spytać o ewentualnych pomocników.
- Właśnie! Chce puścić farbę. I to jest bardzo podejrzane- sierżant van Erp pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie jestem sojuszniczką Asmodai’a, acz też nie waszą. Jestem wyrocznią, a moje odpowiedzi są nagrodą za pokonanie mojego strażnika. - stwierdziła mglista kobieta.- Jestem neutralnym pionkiem w tej grze. I chcę spełnić swoją rolę. Jednak osobiście nie przepadam za Asmodai, a jego zwycięstwa są niepokojące i dla mnie.
- Gdzie znajdziemy broń, która pomoże nam zwyciężyć? - Kit zadał kolejne pytanie. - I innych, potężnych sojuszników? - dorzucił następne, w ten sposób wyczerpując listę pytań.
- Nie ma cudownych magicznych broni, która jednym zamachem rozwiąże wasze problemy. Są jednak miejsca w których są zbrojownie pełne magicznego oręża. Jedna na górze Celestii, inna ukryta w cytadeli nieuchronnych na Mechanusie. Kolejne w mauzoleach liczy na planie negatywnej energii. Co zaś do sojuszników… radziłabym się pospieszyć. W tej chwili nie tylko wasz świat jest atakowany. Eberron na przykład. Jednakże najpotężniejszymi sojusznikami byliby solarzy i planetary z Siedmiu Niebios Celestii… acz ciężko ich przekonać do walki w takiej wojnie. - Kobieta zaczęła się rozwiewać po udzieleniu odpowiedzi.
 
Kerm jest offline