Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2019, 20:57   #162
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post uczyniony ze Stalowym i LynxLynxem


Wydarzenia na PW i następujące po nich konsekwencje wyprowadziły Winter z równowagi. Była cały czas podminowana i rozdrażniona.
Wiadomość od jakiegoś barona Kazika najwyraźniej bliskiego współpracownika ojca dobiła ostatni gwóźdź do trumny i Winter nie wytrzymała. Walnęła pięścią w stół, zaciskając usta.
Spojrzała na Maurice’a z wściekłością w spojrzeniu.
- Wiedziałeś o tym? Jakim cudem nic mi nie powiedziałeś? - zaatakowała zaciskając drżące dłonie w pięści.

Maurice po wejściu do komnaty od razu zdjął maskę. Nie patrzył na Winter, tylko wpatrywał się w informację od przestępczego bossa. Pokręcił głową.
- Nigdy mnie w to nie wtajemniczył. - powiedział głucho - Nie domyślałem się że część z tego co robiliśmy… było na zlecenie Dominatu.

- Jak mogłeś się nie domyślać? - Winter podeszła szybko ku kuzynowi - Zjadłeś zęby na wojnie, masz doświadczenie. Jak on to mógł…

- Na wojnie! - spojrzał na kuzynkę groźnym spojrzeniem - Na wojnie, nie na biznesach, nie na konszachtach i nie na salonach! Gunnar sam kierował wszystkimi interesami. - wziął głęboki oddech, a Winter podniosła dłonie w geście poddania. Nie on był tu wrogiem najwyraźniej. - On… ten Kazik… sam przyznał, że zdołali wykołować wyższych oficerów i zachować to w tajemnicy przed innymi członkami rodu.

- To… - Winter odwróciła się bokiem do Maurice’a i potarła czoło - … nie do uwierzenia! Co ja mam z tym zrobić?! - po raz pierwszy podniosła głos. - Co ja mam z tym wszystkim teraz niby zrobić?

Przyłożyła dłoń do brzucha i wciągnęła kilka głębszych oddechów:
- Barca też głuchy i ślepy? Pod nosem własnego seneszala przeprowadzał te sprawki? Ani śladu w księgach, ani śladu na kontach…

- Gdyby były pozostawione tak wyraźne ślady to już wcześniej by ktoś ścignął Starego. - Maurice przymknął oczy i pomasował nasadę nosa - Mając pokaźne zasoby Gunnar mógł mieć kogoś innego do pilnowania nielegalnych interesów. Barca może jest paranoikiem… ale takich łatwo wodzić za nos, jeżeli ma się coś na czym im zależy.

Maurice zamilkł. Dla niego to wszystko było szokiem. Inkwizycja, Kasballika, brudne interesy Gunnara… i Krucza Gwardia. Dobry Imperatorze. Jak to wszystko mogło się na nic zwalić.

- Co dalej? Nie wiem… Chyba że...

- Chyba, że co? - Winter podczas argumentowania przez kuzyna podeszła do barku i nalała dwa kieliszki amasecu. Jeden podała Pierwszemu, z drugiego wypiła zawartość duszkiem.

Maurice przyjął kielich, wychylił, a potem odstawił i porwał z barku osobną flaszkę. Odkorkował ją.

- Jak na człowieka z półświatka... Kazik wydaje się być wyjątkowo dobrze poinformowany o tym co się dzieje w Inkwizycji. - Maurice wskazał koniec wiadomości od podziemnego barona - “Niech ich rywalizacja wróci do pierwotnego wymiaru, sojusznicy nawzajem pościerają na proch, a Krucza Gwardia ruszy do innych, bardziej naglących zadań na Krucjacie Pogranicza. Mogę Panią zapewnić, że ze swojej strony dołożę starań, aby tak się stało.”

- Takich deklaracji nie rzuca ktoś bez naprawdę wielkich wpływów.

Winter podsunęła swój kieliszek kiwając głową:
- Czy to znaczy, że teraz… że teraz jesteśmy częścią tej całej Kasballiki? Tego się obawiam. Ratunek, propozycja interesów… ‘opieki’? Za jaką cenę, Maurice?

Nalawszy Lady Kapitan amasecu, sam pociągnął z gwinta. Bez dystyngowania, trzymając butelkę za szyjkę.

- Nie… nie jesteśmy. Możemy się od tego człowieka po prostu odciąć. - przez moment Maurice chodził od jednego końca pomieszczenia, a drugi mieszając napitkiem w butelce - W Koronus działa Misja Kasballica… Powiedzmy że to próba rozszerzenia wpływów tej… mafii, na Ekspansję. Wielu RT z nimi współpracuje bo nie ma kto ich w Koronus chwytać za rękę. Rzeczywiście to może być dla nas jakiś pierwszy trop, pierwszy krok.

- A cena już została zapłacona. W Calixis jesteśmy spaleni i nasze nazwisko okryte zostało niesławą.
Winter pokręciła głową na te słowa nie mogąc zaakceptować rzeczywistości.

- Naszym jedynym schronieniem pozostanie póki co Koronus… i odbudowa potęgi rodu. Z dostatecznymi wpływami będziemy mogli powrócić do Calixis i oczyścić nasz ród z tych zarzutów. Albo pokazać że nie jesteśmy tacy jak Gunnar. Ale to nie potrwa ani roku, ani paru lat. - machnął ręką w stronę listu - Przy odpowiedniej potędze, wpływach i przysługach u Adeptus Terra nawet Inkwizytorowi będzie można zamknąć japę.

Winter kiwała głową w miarę wypowiedzi kuzyna z kieliszkiem przytulonym do ust.
- Tak. Wpływy. Potęga. Musimy znaleźć czystych sojuszników. Sprawdzić te papiery z teki. - dolała sobie kolejny raz wina i oparła biodrem o biurko - Ty musisz poszukać też żony, ja odpowiedniego męża. - nim Maurice zaczął protestować uniosła dłoń powstrzymując jakiekolwiek słowa - Jest nas ledwo dwójka. Szalenie łatwo nas ubić. Ród musi przetrwać nawet jeśli jak mówisz odzyskanie honoru i imienia zajmie dłużej. Jeśli faktycznie Gunnar był tak sprytny może się okazać, że zostawił jeszcze nie ruszone do tej pory aktywa. - Winter puknęła w tekę czubkiem palca. Nagle urwała przyglądając się uważnie Maurice’owi - Chyba, że masz nieślubne dzieci?

Maurice spojrzał na tekę, potem na Winter.

- Ja nie z tych co rzucają swoim nasieniem na lewo i prawo, w górę i w dół i na wszelkie możliwe ukosy. - odpowiedział, biorąc haust w butelki a Winter zaczerwieniła się widocznie i odwróciła wzrok - O żadnych mi nie wiadomo, a i pilnowałem się by nie mieć małych niespodzianek.

Powiedziawszy to Maurice potrząsnął flaszką, mrużąc oczy i wyrzucając z siebie serię nazw, które powinny ich interesować.

- Misionaria Galaxia z ich misjonarzami i pielgrzymami. Adeptus Mechanicus z ich eksploracjami i katalogowaniem wszystkiego. Kolonizatorzy, domy kupieckie, korporacje, Bractwo Najemne… Od biedy można nawet zobaczyć co ma do zaoferowania na początek Kasballika, jeżeli wchodzą w grę nie będzie wchodzić Zimny Handel. Cokolwiek co nie tyka się secesjonistów i xenos. Możemy też próbować budować placówki i przyczółki na własną rękę, ale to będzie wymagało co najmniej wpływów u któryś z powyższych. Tylko wiesz… jesteśmy trochę takimi żebrakami w tej chwili. Wybrzydzanie… nie wchodzi w grę na tym etapie.

Winter pociągnęła wina i otwierała usta do odpowiedzi ale pozwoliła kuzynowi kontynuować:

- Wracając zaś do przedłużania linii rodu... - wyprostował dwa palce z pięciu zaciśniętych na szyjcie amasecu wskazując Winter - Musimy czymś zasłynąć. Zabłysnąć. Nie chcemy skundlić naszej krwi, tak? Znaleźć też sobie odpowiednie połówki.

- A kiedy już się ustawimy, narobimy potomków i będziemy mogli podeprzeć swoje słowa makrodziałami i geltami… będzie najtrudniejsze - zdobyć dojście do Inkwizycji by skontrować tego kutasa Kridge’a i pokazać środkowy palec Kaarlowi. Będziemy mogli wtedy powrócić do Calixis. - Maurice wskazał palcem na list - Dlatego bym nie skreślał też Kasballiki z kontaktów. Coś mi mówi, że ten Kazik jest kimś więcej niż Baronem półświatka.

- Dobrze, zatem lećmy do Footfall. Zaczniemy od tego. - wino szumiało już w głowie brunetki - Na chwilę obecną zatrzymajmy informacje dla siebie. Przynajmniej dopóki do czasu przestudiowania materiałów, jakie zawiera ta teka. Musisz mi w tym pomóc. Za mało czasu na mnie jedną. - spojrzała na pękate archiwum.

- Bien sûr, ma chère. Nous sommes dans le même bateau. - odpowiedział Maurice ze szczerym scintiliańskim uśmiechem.

- Oprócz tego zostaje jeszcze kwestia buntu, Maurice. - Winter ściągnęła brwi naśladując groźny wyraz kuzyna.

- Nous passons donc aux choses moins agréables. - rzekł z westchnieniem i wyprostował się sztywno - Słucham, Dame Capitaine.

- Nic z tego nie jest przyjemnością, drogi kuzynie - Winter zamrugała szybko i sięgnęła po butelkę dolewając kolejną porcję alkoholu - Ramirez, Barca, Cane Iss. Nawet jeśli działali z właściwych pobudek to… - palce brunetki zacisnęły się na nóżce kielicha - … zdecydowali się na odmowę rozkazu. Przypilnuj ich aresztowania. I jeszcze jedno, Maurice. - Winter spojrzała na krewniaka - Następnym razem jeśli uznam, że dołączyłeś do buntu, nie stając w mojej obronie w żaden sposób, rozmowa będzie zupełnie inna.
Winter uniosła dumnie podbródek.

- Tak jest, Dame Capitaine. Przyjąłem, Dame Capitaine. - odpowiedział Maurice z wyćwiczoną wojskową powagą - Co później uczynić z buntownikami?

- Upewnij się, że najbliżsi współpracownicy Seneszala mają związane ręce. Prawa dostępu oraz inne uprawnienia ogranicz im do najniższego poziomu. Samych buntowników przetransportuj na pokład Szeptu Cieni. To powinno być wystarczająco neutralne środowisko by nie mogli uzyskać jakichkolwiek informacji z zewnątrz do czasu aż zdecyduję co z nimi zrobić dalej. Stanowisko techkapłana niech przejmie ktoś z pomocników Ramireza. Nie możemy zostawić tego stanowiska bez obłożenia.

Winter spojrzała na Maurice’a spod brwi:
- Jakieś sugestie co do ukarania?

Poruszając brwiami Maurice próbował przemyśleć to co zaplanowała Lady Kapitan. Skrzyżował ręce na piersi, po czym dodał.

- Będzie ich trzeba zamknąć w brygu i ustawić pod strażą zaufanych. - rzekł Maurice, ale minę miał niezbyt tęgą - Uczniowie Ramireza raczej nie będą mieli nic przeciw, bo są to dla nich “awans za darmo” i żaden tym nie poskąpi. Obawiam się co zrobią akolici szkoleni przez Issa. Jest ich niewielu ale mogą mieć ci za złe. Co do Seneszala…

Maurice odstawił flaszkę, którą dotąd trzymał w dłoni.

- Jego malutka koteria będzie wielce niezadowolona z tego obrotu spraw, mogą zrobić coś głupiego. A sam Barca jak przystało na szlachetnie urodzonego uzna to za śmiertelną potwarz. - rzekł Maurice - O ile Ramirez i Iss można by zrzucić na jakieś planety by “odpracowali” swoje przewiny w kolonii… i przy odpowiednich zadaniach mogą robić to nawet chętnie bez śmiertelnej urazy to Barca... - przeciągnął kciukiem po gardle - Jest ambitnym skurwielem, a ty właśnie chcesz go przy pomocy “kopas w dupas” zrzucić z góry na którą się wspina. Na sam dół. Ma umiejętności które pozwolą mu się z powrotem podnieść, a wtedy stanie się takim von Sorillem.

- Dobrze. Przemyślę to. Jest jeszcze sprawa naszego pana Garlika. Jego w szczególności wymienił Kazik. Może z nim pomówimy? Ciekawa jestem jego powiązań z mafią...

Winter spojrzała pytająco na kuzyna zanim wezwała pilota do gabinetu. Jej kuzyn tylko wzruszył ramionami.

- Zakładam się o ćwierć mojej miesięcznej wypłaty, że strzelił w barze w pysk kogoś ważnego od nich albo robił z nimi na boku interes który nie wypalił.

- I chcą mu w ten sposób podłożyć… jak to się mówi świnię?

- Panie Garlik proszę o wizytę u mnie gabinecie. - Winter przywołała pilota Błysku Cieni zamykając wiadomość i chowając tekę nim ten wszedł.
-Tak jest!- potwierdził otrzymanie rozkazu Sternik Błysku.
- Cholera czego chce?- zadawał sobie pytanie zmierzając do biura Pani Kapitan. Nie przypominał sobie, aby coś spierdolił ostatnim czasie i ostatnio nawet manewry mu wychodziły z odpowiednimi rezultatami.
Poprawił swój ubiór na tyle ile mógł przyklepując zagniecenie poczym zapukał, by wkroczyć do jaskini smoczycy jak tylko go wezwie.

- Panie Garlik - siedząca przy biurku Winter powitała go krótko, rzucając spojrzenie kuzynowi by ten przejął pałeczkę ‘przesłuchania’.

Maurice spojrzał na Garlika spokojnie, ale bez uśmiechu. Miał ręce założone za siebie.

- Garlik. Mamy do ciebie parę pytań odnośnie twojej przeszłości. I chcielibyśmy usłyszeć o tym od ciebie, nie od Barki, ani od żadnego szpiona. - rzekł Pierwszy.

Zgarnął butelkę z barku.

- Napijesz się? - zapytał - Widziałeś co się stało w Port Wander. Chcielibyśmy dowiedzieć się czy oprócz smutnych ludzi spod znaku wielkiego “I”, możemy mieć problemy z kimś jeszcze. My. W sensie ród i entourage.

Choć oddał pełne honory przełożonym spotkanie nie było oficjalne, dlatego przybrał luźniejszą postawę.
- Z chęcią - odpowiedział na ofertę Pierwszego
- Nikt z większych znaczących mi nie przychodzi do głowy. Raczej nie… nie kojarzę, ale ostatni czas pokazał, że liczba osób chcący nas dopaść jest znacząca.
Maurice rozlał amasec po pucharach i jeden podał Garlikowi. Z bliska dało się zauważyć lekkie rumieńce na polikach Pierwszego.
- Opowiedz jak podpadłeś Kasballice. - spokojnym głosem wydał sternikowi polecenie.

VM skrzywił się lekko słysząc rozkaz. “Cholera” zaklął w myślach.
- Eeeeeeeeee… to było jakiś czas temu. Na końcu mojej służby w gwardii pożyczyłem trochę od jednego z ich Baronów nie do końca specjalnie i jakoś tak wyszło, żę nadepłem trochę na odcisk Kasballice. Szczerze powiem nawet nie wiem, któremu z baronów się nie spodobałem. - Mówił szybko i dość niepewnie Tytus.
- Dużo tego było? Wydałeś przynajmniej na coś ciekawego? - dopytywał Maurice
- No trochę tego było, ale ja wszystko wyjaśnię. To było na Kulth gdzie służyłem w gwardii. No nie przyjemnie było. Świat wyniszczony, a jedyne czego na nim nie brakowało to tych zielonych skurwieli. Walki były ciężkie, a straty znaczne. No podczas jednej z walk eksplozja odsłoniła wejście do jakiegoś podziemnego kompleksu, chyba to schron był jakiś. To wpadliśmy skontrolować to z chłopakami z oddziału. No w ramach pozyskania funduszy na cele wojenne pożyczyliśmy trochę fantów z środka i potem się je opchnęło. No myśleliśmy, że świat wyniszczony, a nie można dać takich dóbr orkom na zmarnowanie. Potem poszła decyzja, że oddział, a raczej cały regiment idzie na ponowne sformowanie, bo praktycznie cały padł. Ja z tych odłożonych sum wyrwała się z woja i nawet papiery sobie pozałatwiałem, że szkolony jestem, czysty i mam różne zdolności i list rekomendacyjny od dowódcy nawet miałem. No i jakoś tak to poszło.

Maurice wypił ze swojego kielicha.

- Dobra historia. Rozumiem że to należało do Kasballiki… a skąd się dowiedziałeś że towar ze skrytki należał do półświatka? Przyszli po ciebie?
- Od pośrednika… no pasera, który skupował ratowane dobra od gwardzistów. Przy, któreś transakcji opowidział, żę skrojono fanty Bosa i ktoś nas szuka. Życie zawdzięczamy temu, że War World nie daje dużego pola manewru Bosowi, który siedzi bezpiecznie daleko na innej planecie. To jego ludzie, aż tak pilnie nie szukali, a sam główny zainteresowany też informacje dostał pewnie ze sporym opóźnieniem. To gonitwa zaczęła się już po mojej ucieczce. No jednego kumpla co był z nami podobno złapali. Tyle wiem.- Opowiadał dalej swoją historię, ale nie do końca pewnym głosem. Twarz AM tak na niego chyba działała.

Pierwszy powoli kiwał głową słuchając tego co miał do powiedzenia Garlik. Ex-gwardzista, dezerter z zakupionym dupochronem, sternik.
- Dziękujemy za szczerość. - rzekł Maurice wyciągając do Garlika butelkę z niemym zapytaniem czy mu dolać.
NIe trzeba było bardziej zachęcać Tytusa. Walnął szklankę na hejnał, a na dolewkę pokiwał tylko głową i wyciągnął szklanice w kierunku AM.
- Lecimy do Koronus, to na tyle daleko od Spinward, że raczej nie będzie z tego dodatkowych problemów. - rzekł dolewając sternikowi trunku - Albo przynajmniej nie tak dużych by się temu nie dało zaradzić odpowiednią liczbą geltów.
Mina Winter nie wyrażała niczego. W zasadzie po wszystkich rewelacjach miała niewielki wybór robienia czegokolwiek. Więc fakt ‘zadłużenia’ Garlika u mafii stanowił już jedynie wisienkę na torcie tego burdelu.
Zastukała palcami w blat biurka przyglądając się VMowi.
- Gelty… tę odowiednią liczbę rozliczymy z panem, panie Garlik oczywiście. - spojrzenie brunetki utknęło gdzieś w okolicach wąsatego oblicza wojaka. - To wszystko, tak? Nie ma żadnych dodatkowych rewelacji?
Tytusowi jakoś odpaliła się szczerość. Może to alkohol zaczął działać, a może chciał się oczyścić, albo to legendarna twarz Maurica.
-Noooo…- zakłopotany podrapał się z tyłu głowy.
-No mam trochę skitranych butelek na Błysku.
- Rewelacji z Kasballicą, panie Garlik. Nie interesują mnie pana zapasy alkoholowe, chyba, że prowadzi pan handel poboczny pod szyldem rodu. - Winter niemal parsknęła śmiechem. Zamrugała nieco by pokryć rozbawienie. - Handluje pan?
-Nie! Oczywiście, że nie. Na użytek własny i tak by napić sie z znajomymi.
- Na użytek własny, tak by napić się ze znajomymi oraz z Pierwszym. - poprawił Garlika Maurice.
Winter pokiwała ze zrozumieniem.
- To w takim razie będzie wszystko. Dziękujemy.
- Tak jest. - odmeldował się Garlik.

Gdy obaj mężczyźni wyszli Winter potarła twarz i dolała kolejny kieliszek wina. Omijała spojrzeniem fotel, w którym niedawno siedział misjonarz opowiadający jej o jej ojcu. Okazało się, że nie znała żadnego z nich.
Gniew rozpalił się w niej na nowo. Wychyliła więc wino i rozpoczęła żmudne przedzieranie się przez archiwa od barona Kazika.



***



Aresztowanie wstrząsnęło nią bardziej niż odważyła się przyznać. W ustach czuła metaliczny posmak krwi z przegryzionego policzka a wewnętrzne strony dłoni nosiły półksiężyce odciśniętych paznokci. Samo wydanie rozkazu kosztowało ją kilka bezsennych nocy, a podczas krótkich drzemek nawiedzały ją wspomnienia zmienione w koszmary. Mimo to pozory zostały zachowane i udało się jej utrzymać lodową maskę, gdy arsmeni czynili swą powinność…
 
corax jest offline