Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2019, 10:03   #13
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Dotarła do domu bardzo późno. Co prawda już jej nie robiono awantur z tego powodu, bo była dorosła. Ale matka zawsze patrzyła rano na córkę z wyrzutami w spojrzeniu. Zamierzała uspokoić nerwy rodziców, nie udając się tego dnia do Pączka. Musiała w ciszy i spokoju przeczytać papiery od Marinety i przygotować się do odtworzenia majtek przyjaciółki. Sprawa nie była prosta, bo musiała dobrać koronkę, która idealnie pasowałby kolorem. Może powinna spróbować przejąć tą bieliznę… teraz gdy ona i Mel… może po prostu mogłaby o nią poprosić? Zasnęła późno zmęczona swymi przemyśleniami, postarała się jednak by nie spóźnić się na śniadanie. Gdzieś pod koniec nocy, przebudziła się nagle i miała wrażenie, że jakiś cień mignął przy jej oknie. A może to jej się tylko zdawało? W każdym razie głowa sama opadła na poduszki, a ciało znów objął we władanie władca snów.Obudziła się jednak dość późno, ale jeśliby pominęła mycie, to mogłaby się nie spóźnić na wspólny posiłek. Tak też uczyniła. Ubrawszy się szybko zbiegła na śniadanie, chcąc jednak te dni przed ewentualną przeprowadzką na uniwerek spędzić z rodziną. Przy śniadaniu, tak jak ostatnio pojawiła się Fulla wesoła i uśmiechnięta lekko. Posiłek odbywał się w miłej atmosferze, acz wszystkie oczy wpatrywały się w Elizabeth. Jakby oczekiwali od niej nowin.
- Jutro jadę na uniwerek na rozmowę. - Powiedziała w końcu gdy już zaspokoiła pierwszy głód. - Powinnam się jakoś przygotować do rozmowy… - Spojrzała niepewnie na matkę. - Nie jestem pewna co mam na siebie założyć.
- Coś skromnego i właściwego młodej damie. W końcu niech wiedzą, że z przyzwoitego jesteś domu.- podsumowała krótko Adelaide.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i powróciła do przerwanego posiłku. Gdyby rodzice wiedzieli o fałszywych opiniach na jej temat… o tym po co tak naprawdę tam jechała. Zerknęła na nich ponad swoim talerzem, ze smutkiem stwierdzając, że nagle stali się jej odlegli. Ale… może to i lepiej.. nie chciała ich narażać.
Przy posiłku było całkiem wesoło, a potem każdy udał się do swoich zajęć. Najmłodszy brat do szkoły, drugi wraz z ojcem do warsztatu. A El wraz z Fullą i matką zabrały się za szycie i poprawki przy gotowych już egzemplarzach. Elizabeth była teraz lekko ignorowana przez matkę. Ta bowiem skupiła się głównie na Fulli, wszak krasnoludka dopiero się przyuczała i popełniała jeszcze wiele błędów.

Czarodziejka po tym jak skończyła pracę nad majtkami do kompletu, nad którym pracowała matka, postanowiła się nieco rozejrzeć. Szukała koronki, ale też miała ochotę skończyć bieliznę, którą ostatnio zaczęła, by obdarować nią dziewczyny z Pączka. Może… mogłaby uszyć też coś dla siebie? Samuel mówił, że gdyby przyniosłaby mu próbkę swojej roboty.. może mogłaby dostać się do gildii. Tylko była niemal pewna, że przyjaciel Charlesa chciałby coś jeszcze za pomoc. Znalazła kilka koronek które… były bardzo podobne do tych przy majtkach Melody. Podobne ale nie identyczne niestety. Może… byłaby w stanie zmienić je za pomocą magii? Musiała przejrzeć księgę wujka, a tymczasem zgarnęła ze dwie najbardziej podobne i powróciła do przerwanej pracy nad szytymi przez siebie majtkami, czekając aż matka znów wezwie ją do pomocy.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na rozkojarzoną? Na litość bogów co jest z wami dziewczyny? Wczoraj Fulla dziś ty. Czyżby jakieś chłopaki z sąsiedztwa wpadły wam oko?- zapytała znienacka Adelaide, wywołując rumieniec na twarzy kulącej się Fulli.
- Nie mamo.. tylko… jakoś niepokoi mnie, że to może być mój ostatni dzień tutaj. - El odłożyła majtki nad, którymi pracowała.
- Nie wiadomo czy tamta praca ci się spodoba.- rzekła z łagodnym uśmiechem matka i dodała po chwili.- Poza tym to nie tak, że wyjeżdżasz z miasta. To tylko kilka dzielnic dalej.
El przytaknęła. Toż nie mogła powiedzieć jak niebezpieczna na razie wydaje się ta praca. Westchnęła ciężko.
- Kojarzysz majtki, które ci pokazywałam ostatnio? Strasznie chodzi za mną tamta koronka… uszyłabym coś z nią. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło do matki.
- Może podwiązki, albo pas do pończoch. Ooo… alboo… takie rękawiczki do łokcia. Tyle, że bez palców.- Adelaide zaczęła się zastanawiać na głos.
- Rękawiczki byłyby piękne. - Przyznała El jak zwykle zachwycona wyobraźnią matki.
- To prawda. I bardzo stylowe.- zgodziła się matka i zamyśliła. - Tylko potrzebny byłaby ręce na które miałabyś je robić, żeby były odpowiednio dopasowane.
I spojrzała na Fullę.
El uśmiechnęła się. Wątpiła by krasnoludzica potrzebowała i chciała nosić coś takiego.
- Tylko.. gdzie zdobyć taką koronkę?
- Cóż…- zamyśliła się Adelaide i zachmurzyła. - Ceny za takie cudeńka są bliskie zdzierstwu w pasmanteriach Uptown. Najbardziej ceni się te z pajęczego jedwabiu pochodzące od drowów, albo te utkane przez elfy. Nam pozostaje polować na… te z drugiego obiegu, które czasem trafiają się w lombardach.
Czyli pochodzące z kradzieży… co jednak matce El nie przeszło przez gardło.
- No chyba że zadowolisz się tanimi koronkami z miejscowych pasmanterii. - dodała na koniec.
- Ja… teraz chyba i tak nie mam czasu. - Czarodziejka spojrzała na nieskończone majtki i westchnęła ciężko.
- Nie przejmuj się tym. Zarobisz, odłożysz i będziesz mogła kupić.- odparła z uśmiechem Adelaide.
El przytaknęła. Co prawda nie miała tyle czasu… a przynajmniej wątpiła, by Bernie chciał tyle czekać.


Nadszedł czas przymiarek dla kolejnej klientki i czas przygotowania posiłku przez Fullę i Elizabeth. Podczas niego młoda krasnoludka rzekła cicho. - Wydajesz się nieobecna. Myślisz o swoim ukochanym?
- Bardziej o swojej nowej pracy. - Przyznała Elizabeth zabierając się za gotowanie.
- Nie martw się. Sprzątanie, pranie i pastowanie podłóg tylko tak strasznie brzmią.- zażartowała krasnoludka chcąc podnieść na duchu przyjaciółkę.
- Ale to jednak.. nowe miejsce.. nowi ludzie. - Czarodziejka westchnęła. Toż nie mogła opowiedzieć Fulli o swoich spiskach… kochance.. kochanku. O tym wszystkim.
Tymczasem do drzwi ktoś zapukał, a Fulla poszła otworzyć. Po czym… zbladła, spurpurowiała i pospiesznie pognała schować się za pannę Morgan. Przez otwarte drzwi wszedł kapelusz, na kobiecym ciele. Wielki czarny, ozdobiony kwiatami kapelusz na pulchniutkim, ale kuszącym oko ciele. Kapelusz wylądował na krześle i El mogła przyjrzeć się rudowłosej krasnoludce w klanowym makijażu na twarzy. W obcisłej aksamitnej sukni z koronką pod szyją i futrzano-skórzanymi naramiennikami, opiętej ciężkim złotym pasem z klejnotami. I z rozcięciem z boku… rozcięciem !
Jaki krasnolud się tak ubiera?
- A więc… to jest ten słynny przybytek w którym krasnoludy uczą się robienia bielizny? - rozejrzała się dorastająca do biustu El krasnoludzka damulka. Poprawiła czarne rękawiczki.
- Kuzynka Galinki… żony starego Krugha. Możesz mi mówić Amaralde.- uśmiechnęła się podając dłoń czarodziejce.
- Witaj Pani. - El dygnęła przed krasnoludzicą. - Czy przyszłaś odwiedzić Fullę, czy też pragniesz zamówić bieliznę?
- I jedno i drugie moja śliczna.- rzekła Amaralde, podczas gdy kryjąca się za czarodziejką Fulla wydukała.- Witaj ciociu Amo.
- Witaj.- odparła Amaralde i rzekła.- Dobrze się tu tobą opiekują. Nabierasz ogłady? Bo urody tak, widzę że odziedziczyłaś ją po matce. A wracając do moich potrzeb, jestem zajętą osobą więc może przejdziemy od razu do rzeczy?
Było to nieco kłopotliwe, bo Adelaide właśnie przyjmowała inną klientkę.
- Jeśli nie będziesz miała Pani nic przeciwko temu, że ja i Fulla przyjmiemy zamówienie i zdejmiemy miarę, to z wielką przyjemnością pomogę. - Czarodziejka uśmiechnęła się do potencjalnej klientki, w sposób jakiego nauczyła ją matka.
- To wspaniale… chciałabym jedwabną podomkę, jedwabną bieliznę, gorsecik, parę pończoch z podwiązkami. Jeszcze nie wybrałam koloru.- rzekła w odpowiedzi Amaralde i zerknęła na Fullę, która zawstydzona dodała. - Dobrze mi tu ciociu… lepiej niż w kuźni.
- Z pewnością.- odparła Amaralde i spytała Elizabeth.- To gdzie idziemy? Gdzie się mam rozebrać?
- Zapraszam. - El poprowadziła krasnoludzicę do niewielkiego pomieszczenia, w którym czekały przygotowane zamówienia i czasem brały z mamą miary. - Niestety mama ma teraz inną klientkę ale obiecuję, że potem z przyjemnością się Panią zajmie. Za to w ramach jakiegoś wynagrodzenia, pokaże nasze “sekretne” miejsce.
- Byłoby cudownie, ale niestety nie mogę czekać.- dłonią zrolowała pospiesznie pierwszą rękawicę i ułożyła na krześle, po czym zabrała się za drugą. - Mam próby w robocie. Nowy repertuar… nowe stroje. Potrzebuję coś olśniewającego pod niego. Niestety mało kto potrafi wydobyć piękno ze mnie. Wszędzie tylko elfie kroje i elfie gusta. Założyłam, że skoro Fulla tu terminuje to potraficie przygotować coś odpowiedniego pod moją figurę.
Zerknęła za siebie, na chowającą się za progiem krasnoludkę.- A ty czemu się tak czaisz?
- To może pokaże co nieco i wypowie się Pani, który krój jej odpowiada. - Czarodziejka zdjeła z regału dwa krasnoludzie gorsety i ułożyła je na znajdującym się w pomieszczeniu stole. Jeden bardzo śmiały, mocno wycięty, w barwie malin. Drugi nieco skromniejszy ale kuszący dopasowaną do koloru talii kremową koronką.
- Oba są prześliczne.- odparła krasnoludka pochodząc już bez rękawiczek, podczas gdy Fulla wybąkała coś o byciu dopiero początkującą… reszty El nie dosłyszała.
- Ten jest ładny, ale… może by tak bardziej… - przesunęła palcem po malinowym gorsecie zaznaczając większy dekolt. - A tu siateczki między żebrami, po bokach.
Sugestie które mogłyby zawstydzić nawet kurtyzany z “Pączka”.
- Jeśli tylko będę w stanie zagwarantować, że dobrze wszystko utrzyma. - Elizabeth przytaknęła. - Bielizna ma podkreślać naszą urodę, wydobywać w niej to co najpiękniejsze. Czasem lepiej jest ukryć więcej, ale pobudzić ciekawość.
- Ostatecznie i tak kończę…- zaśmiała się Amaralde, a Fulla nie wytrzymała i krzyknęła przerywając jej wypowiedź..- Ciociu!
- Ten jest ładny… ale trochę nieśmiały. Na Fulli wyglądałby lepiej.- zmieniła temat krasnoludzka dama, wprawiając w zakłopotanie swoją siostrzenicę, która wybąkała.- Nie prawda… nie mam takiej… figury… ani śmiałości i w ogóle.. nie potra.. nie wyglądałabym dobrze.
- Masz wspaniałą figurę. - El zaprzeczyła młodszej krasnoludzicy. - Wobec tego prosze się rozebrać. Zdejmę miarę.
- No… zwykle na takie rzeczy trzeba sobie zasłużyć.- odparła ze śmiechem Amaralde. - Więc czujcie się zaszczycone.-
Mrucząc coś pod nosem ekscentryczna ciotka zabrała się za odpinanie pasa. Kręciła przy tym odruchowo pupą. Potem zapięcia sukni ukryte pod futrzanymi naramiennikami. Ledwo je odpięła, a suknia spłynęła z ciała Amaralde odsłaniając pełne piegów duże i sprężyste piersi. Krągłe ciało i… przepaskę biodrową, skórzaną i z przodu zrobioną w postaci drobnych paseczków. Żadnego biustonosza, a nogi okrywała zmysłowe siateczkowe pończochy zakończone podwiązkami ozdobionymi różami. Oraz zgrabne koturny na obcasie.
Trzeba przyznać, że żadnej krasnoludki El nie widziała w takim stroju.
- Musisz być Pani, bardzo śmiałą osobą. Fulla czy mogłabyś notować? - El wzięła metr krawiecki i podeszła do krasnoludzicy. Teraz gdy zajmowała się pracą ciało innej kobiety nie budziło tylu emocji… na szczęście.
- Ttaak.- mruknęła Fulla zawstydzona, a Amaralde uśmiechnęła się mówiąc.- Cóż… pracuję w szołbiznesie.
- W kabarecie.- dodała cicho siostrzenica.
- Przychodzą do nas różni aktorzy. - El owinęła metr wokół piersi krasnoludzicy, ściskając go delikatnie i podała wymiar Fulli. - Osobiście zdarza mi się szyć także dla dziewcząt z Pączka. Dla mnie… najważniejsza jest miłość do pięknej bielizny, nie ważne jaki jest zawód klientki.
- Och… skarbie. Powinnaś zabrać Fullę ze sobą i wpaść na mój występ. Na inne występy też. Trzeba czasem posmakować luksusu.- odparła żartobliwie Amaralde, zaś jej siostrzenica szepnęła “ojciec obdarłby mnie ze skóry”.
- Z przyjemnością. - Odpowiedziała spokojnie El, biorąc miarę pod piersiami cioci Fulli. - Nie wiem jednak czy rodzicę, twej siostrzenicy pozwolą.
- Nie pozwolą. Ojciec chce trzymać pod kloszem moją siostrzenicę… biedaczka się marnuje.- westchnęła ciężko Amaralde. - Ale to już nie czasy klanów. Trzeba się otworzyć na nowy świat… tym bardziej, że właśnie w nim żyjemy.
El przytaknęła i podała kolejny wymiar Fulli tym razem obwiązując krasnoludzicę w talii i niemal przytulając się uchem do jej piersi.
- Ja się nie czuję marnowana…- pisnęła cicho Fulla w bardzo słabym proteście, gdy Elizabeth spisywała kolejne namiary prężącej się posłusznie krasnoludki.
- To może nie być przyjemne. - El przełożyła metr krawiecki pod kroczem Amaraldy by złapać wymiar torsu krasnoludzicy. - Chyba najważniejsze jest, kto w czym czuje się komfortowo, czyż nie?
- Może…- zamruczała cicho Amaralde z łobuzerskim uśmiechem, wcale nie czując się niekomfortowo podczas tego pomiaru.- … niemniej uważam, żeby wybrać co się lubi trzeba wszystkiego skosztować.
- Może. - El odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie i biorąc kolejne pomiary. Teraz już było prościej. obrys do rękawiczek. Długości ramion, nóg. Średnice.
- Cóż… co kto lubi.- odparła klientka przyglądając się pracującej El w zamyśleniu.
Czarodziejka zachowywała się jak najbardziej profesjonalnie by nie przynieść wstydu matce. Jednak ona i Fulla tu zostawały i to one będą szyć strój dla Amaraldy.
- To wszystko. Przekaże pomiary mojej matce. Wierzę, że będzie Pani zachwycona, gdy ją Pani pozna. Ma niesamowity gust i wyczucie. - El starannie zwinęła metr krawiecki. - Czy ma pani jakieś predyspozycje co do daty przymiarki? Potrzebujemy przynajmniej tygodnia na zrobienie wykrojów i przygotowanie propozycji materiałów.
- Niech pomyślę. Za trzy dni?- zapytała krasnoludzica podpierając podbródek dłonią w zamyśleniu.- A co do detali… zostawiam je waszej pomysłowości. Ufam waszemu gustowi.
- Czy wskazany jest pośpiech? Naprawdę zazwyczaj potrzebny jest nam tydzień, ale jeśli to coś pilnego… - El zawahała się jednak to był czas jej matki, nie chciała podejmować za nią takich decyzji.
- Są potrzebne do nowego przedstawienia.- wyjaśniła Amaralde, co było dziwne. Jakie to przedstawienie wymaga śmiałej bielizny?
- Rozumiem… wobec tego potwierdzę jeszcze termin, dobrze? - El przytaknęła i zanotowała datę na arkuszu z pomiarami.
- Niech tak będzie. Przyjmijmy, że zjawię się tu za dwa trzy dni i zobaczymy wtedy sytuację.- zaproponowała krasnoludka.
- Dobrze. - El dygnęła. - Matka przekaże wtedy też kwotę zaliczki na poczet materiałów.
- Cudownie.- Amaralde podeszła do pasa i wyjęła z ukrytej w nim skrytki kieszonkowy zegarek. - Mam jeszcze piętnaście minut. Może napijemy się herbatki i poplotkujemy?
- Zapraszam serdecznie. - El uśmiechnęła się. - Mama powinna niebawem dołączyć, to wtedy będziemy mogły jeszcze wszystko z nią potwierdzić.
- To mam się już ubrać, czy jeszcze coś muszę pokazać?- zapytała pół żartem pół serio krasnoludzka gwiazda kabaretu.
- Może Pani się ubrać. - Czarodziejka schowała pokazane gorsety i wzięła z sobą arkusz z wymiarami.
- Fulla wie jaką herbatkę lubię.- odparła pochylona Amaralde podciągając suknię do góry, by ją założyć.
- Dobrze. - El obejrzała się na młodszą krasnoludkę. - Poszłabyś nastawić wodę, zaraz dołączymy.
Fulli nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zresztą nie chciała oglądać kręcącej pupą ciotki zmagającej się z obcisłym materiałem sukni.
- Więc.. występuje Pani w kabarecie? - Spytała teraz na spokojnie El.
- Tak. Jako gwiazda estrady. Pomożesz mi kochanie. Trochę ciężko się ją przy biodrach zakłada. - odparła krasnoludka.
- Oczywiście. - Czarodziejka podeszła do krasnoludzicy i pochyliła się by pomóc jej ze suknią.
- Dzięki moja droga.- odparła Amaralde przy okazji muskając dłonie dziewczyny. I dodała.- Pracuję w “Figlarnej Śrubce”. Śpiewam, tańczę i rozbieram się… wszystko co przeszkadza mężowi mojej siostry.
- Moim rodzicom też by na pewno przeszkadzało. - El zaśmiała się.
- Cóż... taki krasnolud wierny tradycji jak Wullgram znosi to jeszcze gorzej. - odparła Amaralde zapinając suknię pod naramiennikami i przerzucając warkocz przez lewe ramię. - Czyżby miało to znaczyć, że nie jesteście zainteresowane biletami?
- Ja bym się chętnie wybrała. - El westchnęła.-... ale Fulla wydaje się być mocno zaniepokojona reakcją swego ojca.
- Biedne zakompleksione dziecko. Tradycja, tradycja… tradycja… tylko tego się w domu uczy. Trzymają ją tam krótko.- stwierdziła Amaralde poprawiając suknię i sprawdzając czy rozcięcie pozwala wymknąć się jej zgrabnej nodze w zmysłowy sposób. Zerknęła na samą Elizabeth uśmiechając się. - A ty nie boisz się że cię tam za kulisami spiję i zbałamucę? Wiem jaka jest fama tego nocnego klubu.
- Cóż… wierzę, że ciocia znajomej raczej by się mna zaopiekowała. - Czarodziejka zaśmiała się i odsunęła się od Amaralde.
- Dobra odpowiedź…- zaśmiała się głośno krasnoludka naciągając rękawiczki na dłonie. - Moja siostrzenica jest w dobrych rękach.
- Oczywiście. - El dygnęła. - Zapraszam wobec tego na herbatę.

Matce długo schodziły przymiarki, bo się nie pojawiała. Tak więc całe zabawianie klientki spadło na głowę czarodziejki. Na szczęście pracująca w show biznesie ciotunia sama była gadatliwą duszą towarzystwa i chętnie odpowiadała na każde pytanie. El wypytała nieco o jej pracę w kabarecie, na tyle delikatnie by nie wprawiać Fulli w ciągłe zakłopotanie. Nieco zagadując nową klientkę, nieco przygotowując posiłek czekała na matkę.
Wedle opowieści krasnoludzkiej gwiazdy, występy w “Figlarnej Śrubce” były artystyczne. Co prawda z dużą ilością golizny, ale też i śpiewu, muzyki żartów i efektów specjalnych dostarczanych przez magów, alchemików i mechaników pracujących przy rewii. Dlatego też trzeba było pracować przy kostiumach, zajmować się scenografią… i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Przy tej okazji Amaralde spytała czy by Elizabeth nie mogła pokazać swoich nóg.
- A.. czemu potrzebuje Pani moich nóg? - Czarodziejka spojrzała na ciocię Fulli nieco zaskoczona.
- Zastanawiam się jak ładne są i jak się prezentują. I czy dobrze by wyglądały podczas tańca. Ot, zawodowa ciekawość. Zdradzę ci między nami, że pewna młoda krasnoludka ma zgrabne nogi i całkiem pociągająco się na nich porusza.- odparła Amaralde uśmiechając się porozumiewawczo, ale Fulla przejrzała jej sztuczkę i zaczerwieniła się mocno.
El zerknęła na drzwi i uniosła nieco sukienkę, odsłaniając swoje łydki.
- Często chodzę w krótszych sukienkach. Skromnych ale.. wygodniejszych. - Pozwoliła Amaralde popatrzeć na swoje nogi i zasłoniła je.
- Hmm… niczego sobie.- odparła z uśmiechem artystka i kiwnęła głową. - Chciałabym je zobaczyć w ruchu, ale na mnie moje drogie już czas. Wpadnę wkrótce.
- Oczywiście. - El odprowadziła krasnoludzicę do drzwi. Po drodze podała jej olbrzymi kapelusz, który ciocia Fulli z gracją nałożyła na głowę. A jej siostrzenica z ulgą odetchnęła, gdy drzwi się za nią zamknęły.
- Niesamowita kobieta. - Szepnęła El i wróciła do kuchni by skończyć posiłek.
- Tata by powiedział… nieznośna.- odparła z ironicznym uśmiechem krasnoludka.
- Kto jest nieznośny?- zapytała Adelaide schodząc po schodach.
- Przyszła do nas ciocia Fulli. Chce zamówić bieliznę… na szybko. - El podeszła do matki i podała jej kartkę z miarami i notatkami. - Wzięłam z niej miarę.
- Interesujące…- odparła z uśmiechem matka wietrząc interes i zaczęła poganiać podwładne.- No a teraz do roboty. Obiad sam się nie zrobi!
El przytaknęła i powróciła do przerwanego przygotowywania posiłku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline