Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2020, 11:56   #14
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Gdy tylko posprzątała o jedzeniu udała się na piętro informując rodzinę, że zamierza się przygotowywać na jutrzejszą rozmowę o pracę. To też planowała zrobić. gdy tylko znalazła się w swoich czterech ścianach wydobyła karty z referencjami i zabrała się za ich lekturę, starając się jak najwięcej zapamiętać. Musiała mieć te nazwiska zawsze z tyłu głowy, rzucać nimi automatycznie. Wymyślić historię o dzieciach gospodarzy, ich pieskach... pokojówkach.. stworzyć sobie to życie. Wiedziała, że inaczej nie da rady odpowiednio się zaprezentować. Gdy już była tym zmęczona szukała zaklęcia, które pomogłoby jej z koronką dla Mel i wybierała odpowiedni strój.
Państwo Mountgomery, Richard i Charlotte. Chwalili ją pod niebiosa. Państwo Knuckelknack… Urcano i Dealotte, gnomy zapewne. Również oceniano jej pracę w samych superlatywach. Ostatnia pracodawczyni… Isadore Duncan. Artystka. Wedle kolejnych pochwał El zajmowała się nie tylko jej domem, ale i magicznym atelier w którym to owa artystka tworzyła.
Czas przy lekturze mijał więc szybko...i zapamiętanie szczegółów było łatwe. Wymyślenie bajek na temat gospodarzy o wiele trudniejsze. Nie było za dużo szczegółów dotyczących ich rodzin. Więcej na temat obowiązków… sprzątania, mycia okien i podłóg, cerowania i przyszywania. Dyskrecji. Ta była ważna ponoć dla całej trójki pracodawców.
Czarodziejka skupiła się więc na tych informacjach, ewentualnie wymyśleniu co nieco o służbie. Jeśli było to miejsce gdzie studiują bogaci, ktoś mógł znać te rodziny, więc musiała być ostrożna.
Po paru godzinach planowania była już… gotowa. Cóż, czuła że bardziej gotowa już nie będzie. Niemniej pozostało przed nią kolejne zadanie. Pierwsze przygotowanie zaklęć, tak by mogła naprawdę czarować! Niestety miodowłosa gnomka udzieliła jej jedynie drobnych wskazówek, nie będąc wszak prawdziwą czarodziejką.
Najpierw poszukała czegoś czym mogłaby przerobić lub stworzyć koronkę dla Mel. Potem zaczęła rozważać co może się jej przydać podczas rozmowy… ale chyba.. tam nie powinna czarować.. gdyby tylko wiedziała czy oni są w stanie wykryć jakieś dziwne zaklęcie, na terenie swojej uczelni.
Zapewne byli obeznani z czarami, więc nie powinna ich rzucać podczas pobytu na uczelni. Ale może przed zjawieniem się tam? Z tych zaklęć… jedno więc szczególnie się rzucało w oczy. Splendor… który czynił osobę atrakcyjniejszą i bardziej charyzmatyczną. Nadawał ten blask tak naturalny w przypadku Dalii. I trwał wystarczająco długo, by mogła go rzucić zanim zjawi się na miejscu. No i… wydawał się dość rzadkim czarem. El zdarzało się widzieć czarownika rzucającego zbroję maga, czy charyzmę orła… ale o czarze splendor dowiedziała się właśnie z księgi wuja.
Spróbowała zapamiętać zaklęcie… zawsze.. mogła zaryzykować. Teraz pozostał tylko dylemat co zrobić z tymi majtkami. O tym jednak problemie panna Morgan na chwilę zapomniała zafascynowana mocą, którą skupiła w sobie podczas tego skupiania się. Słowa mocy tworzyły w jej wyobraźni kostkę składającą się z wijących się linii liter, wystarczyło teraz rozpakować tę kostkę wypowiadając słowa i wykonując gesty w odpowiedniej kolejności… i skropić się perfumami. Bo to był materialny składnik tego zaklęcia. Na szczęście perfumy dostała od matki z okazji osiągnięcia dojrzałości. Dosyć delikatne, ale zawsze. El zerknęła za okno upewnić się czy jest jeszcze jasno. Może przeszłaby się do kilku sklepów z koronkami… może lombard? Zorientuje się chociaż ile to może kosztować.
Powoli już zbliżał się wieczór, ale do zamknięcia było jeszcze dość czasu. No i lombard był otwarty do północy, acz… tam akurat lepiej się nie zapuszczać samemu. Tak przynajmniej mama mówiła. Z drugiej strony Elizabeth nie była bezbronną dziewuszką. Miała swojego deringera! I mogła przygotować czary, którymi mogłaby się bronić. Tych akurat było więcej w księdze wuja. Poszukała więc tarczy, którą kiedyś się zainteresowała, i jakichś pocisków… choć wolałaby ich nie użyć. Do tego dziwne zaklęcie z mgłą i pajęczyną chyba.. mogła się czuć bezpieczna. Ubrała się, chowając przy okazji notatki i księgę pod ubraniami w skrzyni i ruszyła na zakupy.
Przemierzając znane sobie uliczki i przeglądając zawartość sklepików Elizabeth traciła optymizm. Mama miała rację… cieżko było o takie koronki. W żadnym z mijanych sklepików nie znajdowała niczego, co mogłoby się zbliżyć jakością do tego, czego potrzebowała.
Pozostało więc się udać na uliczkę Podręczną, tyle że tam… tam mogła się liczyć z zaczepianiem przez podejrzane typy. Na uliczce podręcznej oprócz lombardu znajdował się też opuszczony magazyn, który miejscowy gang uczynił swoją siedzibą.
Pozostało jej spróbować. Może jeśli przemknie szybko?


Udało się i nie udało zarazem. Nie wyszło, bo została zauważona, ale szczęśliwie jedyne czego doświadczyła od nich to prostackich zaczepek i wulgarnych “komplementów” na temat swojego zadka i biustu. Dotarła bezpiecznie do “U Gartha”, lombarda krasnoludzkiego pasera i zbrojmistrza. Garth był dobrze znany Elizabeth, jak i każdemu w okolicy. Można było u niego sprzedać i zastawić wszystko. A także kupić wszystko, w teorii. W praktyce dostępność towarów zależała od zaufania jakim Garth obdarzał klientów. Bądź co bądź krasnolud już dwa razy trafił do więzienia za paserstwo i nie planował wyrwać się tam po raz trzeci.
Wejście do lombardu Gartha było niskie, w środku zaś było ciemno. W kącie siedział półdrowi ochroniarz ubrany na ciemno w workowate szaty i płaszcz kryjące… zapewne jakieś rodzaje broni. Nie wiadomo jednak było jakie.
Sam Garth Gunnerson był niskim krasnoludem (nawet jak na krasnoluda) o gładko wygolonej czaszce i mizernej gnomiej brodzie. Ubrany był elegancko i podpierał się magicznym toporkiem, którego to wykorzystywał jako laski. Obserwował bacznie zakapturzonego osobnika, w długim ciężkim płaszczy okrywającym całkowicie jego sylwetkę, który oglądał i badał powtarzalną kuszę. Zapewne magiczną. Klient był albo wybredny albo znawcą, bo nie spieszył się z decyzją. Zaś Elizabeth rozejrzała się po małym, niskim zagraconym pomieszczeniu pełnym różnych rzeczy, od ubrań przez dzieła sztuki, bo pełne płytowe zbroje… które obecnie były używane głównie przy ceremoniach (pomijając oczywiście ezoteryczne pancerze Czarnej Gwardii, ale tych tu nie widziała). Było tu dość ciemno… wygodnie może dla oczu krasnoludzkich czy półdrowich, ale nie dla niej. Światło wpadało tutaj poprzez otwarte drzwi prowadzące do kuźni w której to ogień pewnie płonął mocno.
Okna jednakże były pokryte szarą warstewką brudu skutecznie odcinającą dopływ światła.
El ruszyła przez lombard starając dojrzeć się cokolwiek w półmroku i czekając aż sprzedawca będzie wolny.
- Czego panienka tu szuka? - krasnolud dość szybko zmienił obiekt zainteresowań, widząc że jego pierwszy klient szybko się nie zdecyduje.
- Koronek… konkretnych. - Elizabeth uśmiechnęła się do krasnoluda.
- Koronek? To dość nietypowe pragnienie. Mógłbym sprzedać komplet bielizny z czarnej skóry nabijanej srebrnymi ćwiekami. - zadumał się krasnolud rozważając możliwości. - jeśli egzotyki panienka szuka.
- Słyszałam, że można tu dostać wszystko. - El musiała przyznać, że nawet zaintrygował ją taki wariant bielizny, ale jednak nie po to tu przyszła.
- To prawda…. wszystko. Jednakże nikt tu chleba kupować nie przychodzi. Ni mięsiwa ni wina. Jakaż to więc jest koronka, że aż tutaj jej panienka szuka? - zapytał Garth.
- Bo to bardzo nietypowa i droga koronka. - El westchnęła ciężko i wydobyła z torby wzięty z pracowni skrawek. - Podobna do tej ale drobniejsza i delikatniejsza.
- Jaelec rusz tu swój czarny zad i zajmij się pannicą. Ja tam na tych babskich sprawach się nie znam. - łysy krasnolud zwrócił się do półdrowa, a ten podszedł i przyjrzał się próbce.
- Mamy kufer po pewnej elfce. Przejrzany pobieżnie. Pełen ciuchów. - zastanowił się Jaelec. - Chce panienka przejrzeć?
- Bardzo chętnie. - El przyjrzała się mężczyźnie. Nie często widywała drowy. - Tylko… chyba będę potrzebowała lampy lub świecy.
- Coś się zaaranżuje. - Jaelec wyciągnął kufer z kąta i przysunął bliżej. Wyciągnął zakrzywiony kindżał spod szat jakie nosił na sobie i użył ostrza do wyłamania zamka kufra. Otworzył go odsłaniając wymiętoszone i rzucone byle jak szaty. Leżały one w bezładzie zapewne od pierwszego przeszukania kuferka.
- Zniszczą się… - mruknęła tylko El, zaglądając do środka i delikatnie sięgając dłonią do tkanin.
- Nie były warte za wiele od początku. - odparł półdrow zapalając latarnię, podczas gdy inny głos wstrząsnął czarodziejką.
- Musisz poprawić balans kuszy. Przód za bardzo ciąży. - nieznajomy podał oręż krasnoludowi. A ten klnąc pod nosem udał się do kuźni na zapleczu, by dokonać poprawek. El znała ten głos, od czasu gdy przyciśnięta do ściany słyszała wypowiedzianą nim groźbę.
Dziewczyna niepewnie spojrzała w stronę głosu, by upewnić się kto wypowiedział polecenie. Owa zakapturzona postać oczywiście. Osobnik ów czekał cierpliwie przy ladzie. Czarodziejka wiedziała, że nie powinna się zdradzać z tym, że go zna.. była jednak ciekawa tego mężczyzny. Szybko przejrzała stroje szukając koronki i nasłuchując czy ów osobnik nie zbiera się do wyjścia.
Na to się jednak nie zanosiło. Wszak Garth dopiero zaczął zajmować się poprawkami przy jego kuszy. W dłonie panny Morgan trafił zaś zielonkawy płaszcz z kapturem wyróżniający lamówką pokrytą elfimi literami. Był.. piękny. Nie był tym czego szukała, ale… Odłożyła płaszcz na bok, ciekawa czy wystarczy jej pieniędzy by go nabyć. Po czym znów zabrała się za szukanie jakiejś bielizny z koronką.
Kolejnym ciekawym znaleziskiem była bielizna z półprzezroczystego materiału, który dziewczyna widziała po raz pierwszy. Kto nosił takie majtki? Kto je zrobił? I z czego?
Wylądowały na płaszczu gdyż także im chciała się przyjrzeć w dobrym dziennym świetle. Ta skrzynia pełna była skarbów, jeden ciekawszy od drugiego.. choć pewnie nie dla krasnoluda, który myśli o bieliźnie z ćwiekami.
Pończochy… całkiem niezłe i leciutkie jak puch. Koszula całkiem ładna. Koronkowe majtki, całe z niej. Prawie idealne. Sztylet w czarnej pochwie z tłoczonymi znakami na niej. Fiolka z zieloną zawartością.
Na jej widok ręka półdrowa odruchowo pochwyciła ową fiolkę i schowała pośród tkanin jego szaty.
- Tego nie chcesz kupić. - zapewnił Jaelec.
- M..możliwe. - Szepnęła El spoglądając niepewnie na mężczyznę. - A zdradzisz mi co to?
- Jad olbrzymiego skorpiona. Trucizna którą nakłada się na ostrze… łatwo się nią samemu zatruć, jeśli nieumiejętnie się z nią obchodzisz. Powiedzmy że poprzednia właścicielka kufra zeszła nagle z tego świata. - wyjaśnił cicho półdrow.
- Niech będzie… nie szukam niczego takiego, a i pewnie nie byłoby mnie na to stać. - Mruknęła El, zerkając czy dziwny mężczyzna nadal stoi przed ladą i wracając do swych poszukiwań. - Czemu uważacie, że to wszystko jest niewiele warte?
- Żadnych klejnotów, żadnych skarbów, żadnych ksiąg eliksirów, broni czy zwojów. Szmatki nie sprzedają tu się za dobrze.- ocenił Jaelec, podczas gdy El zerkała na czekającego na swoją kuszę mężczyznę.
- A na ile szacujesz to co wybrałam? - Wskazała na płaszcz i majtki, zabierając się za dalsze poszukiwania. Po chwili dołożyła też pończochy i majtki z koronki. Cóż.. będzie się targować.
- Bo ja wiem? Z dwieście czterdzieści dolarów? - zafrapował się półdrow, podczas gdy krasnolud wrócił z kuszą. I klient zabrał się za ocenianie kuszy, czy już dobrze wyważona.
El na szybko przerzuciła jeszcze zawartość kufra, szukając innej bielizny z koronką.
- Ja bym dała góra dwieście. Potwornie tym poniewieraliście. - Mruknęła udając niezadowolenie. - Tyle, że materiał dobry.
- Szef wyceni. - odparł Jaelec wzruszając ramionami, podczas gdy czarodziejka nic ciekawego już nie znalazła.
- Dobrze. - El złożyła starannie, to co chciała nabyć i jeszcze raz zerknęła w kierunku lady, zamykając przy okazji skrzynię.
- Panienka, jak widzę, zadowolona ze znalezisk? To będzie… raz dwa trzy cztery. Czterysta dolarów.- podliczył szybko Garth.
- Niezbyt. Potwornie się z tym obeszliście. Praktycznie wszystko do przeszycia. - El pokręciłą z rozczarowaniem głową.- Pewnie tyle to było warte, ale teraz.. to jedynie tkanina… 200. Może tyle bym mogła dać.
- Niech stracę… trzysta.- machnął ręką krasnolud, podczas gdy drugi klient położył na blacie garść banknotów.
- Tak jak się umawialiśmy.- dodał zabierając kuszę i zbierając się do wyjścia.
- Ech może 240.. niech stracę. - Mruknęła El starając się nie zerkać na stojącego obok mężczyznę.
- Dwieście osiemdziesiąt.- upierał się krasnolud, podczas gdy zakapturzony ruszał ku wyjściu.
- Spotkajmy się w połowie 260. - Mruknęła wyciągając ku krasnoludowi dłoń do uściśnięcia.
- Zgoda panienko.- mruknął niechętnie krasnolud podając dłoń. Z drugiej strony, czy miał wybór? Ludzie którzy szukali towaru, nie byli przecież miłośnikami damskich ciuszków, prawda?
- Dobrze robić z Panem interesy. - El uścisnęła dłoń sprzedawcy i położyła gotówkę na blacie. Szybko spakowała swoje rzeczy i wybiegła na ulicę i by rozejrzeć się za nieznajomym.
Dostrzegła go bez problemu. Może i wtapiał się w tłum, gdy go nie szukano. Ale teraz… El doskonale widziała opatulonego mężczyznę powoli przemieszczającego się w głąb ciemnej uliczki. Jego… nikt nie śmiał się zaczepić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline