Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 07:40   #12
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację


Ktoś pracował siekierą nie dalej jak kilkadziesiąt metrów od podróżnych.

Faktycznie, las ustępował miejsca rozległej polanie, Około dwóm, trzem łanom ziemi. W centralnej części znajdowało się siedlisko, widać było jedną chatę i przylegającą doń stodołę. Przed domem, ktoś zamaszystymi ruchami rąbał na pieńku drewno.

- Hej tam! - Zawołał Aodan.

Rąbiący jednak nie zareagował i nieprzerwanie uderzał siekierą. Może nie słyszał?

Aodan powtórzył zawołanie głośniej.

Leshana stanęła obok niego, trzymając broń w pogotowiu.

Janek rozejrzał się dookoła, okolica się wydawała się spokojna, ot siedlisko w środku lasu. Chociaż z takimi nigdy nie było wiadomo kto w nich mieszkał. Czarodziej podszedł bliżej, nie starając się ukrywać a nawet machając do człowieka rąbiącego drwa.

-Bądzmy ostrożni, w tym lesie roi się od nieumarłych… - Stwierdził Morlinn, nie wysuwając się wraz z Janem tylko pozostając nieco z tyłu.-

Matylda trzymała się boku Morlinna.

Rąbiący z dalszym ciągu nie reagował, za to przyglądający się mu awanturnicy zauważyli więcej szczegółów:

Po pierwsze narąbanego drewna było naprawdę dużo: wystarczyłoby na pewno na wiele dni, może nawet tygodni. Po drugie, Mężczyzna nie rąbał już więcej drewna, zwyczajnie opuszczał z impetem ostrze siekiery na duży pień, miarowo i bez przerwy. To zwyczajnie nie było możliwe, przecież ciało musiało odpoczywać. A jednak, przypatrując się mężczyźnie długi czas towarzysze nie zauważyli żadnej przerwy czy nawet zmiany tępa w uderzeniu siekierą.

- Cholibka, kolejny nieumarlak, albo golem. - Westchnął Janek. Miał teorię, że jakaś naturalnie nienaturalna aura beszcześciła okolicę, albo mieli do czynienia z potężniejszym nieumarłym. - Stój i odłóż topór! - Zakrzyknął czarodziej. - Przygotujcie się do tego, żeby tego też posiekać jeśli będzie trzeba. - Dodał ciszej do towarzyszy. Zastanawiając się, czy bezmyślny, według niego, stwór posłucha rozkazu.

- Może nas nie zauważy, jeśli ominiemy go szerokim łukiem - ni to zapytała ni to stwierdziła Matylda.

Aodan parsknął z obrzydzeniem na taką sugestię.

- Nieznośnego smrodu zła nie da się ominąć nawet szerokim łukiem. - Z mieczem w dłoni paladyn ruszył w stronę nieumarłego. Domniemanego nieumarłego.

Najgorsze podejrzenia awanturników niestety się spełniły gdy Aodan zbliżył się do rąbiącego. Mężczyzna nie nosił żadnych śladów ran, obrażeń, które mogłyby spowodować jego śmierć. To nie zmieniało jednak faktu, że oblicze człowieka było blade a białe gałki oczne pozbawione życia. Zombie, czy czymkolwiek był teraz mężczyzna, nie zrobiło żadnego kroku w stronę zbliżającego się Aodana.

- Siadaj! - Zakrzyknął Janek, zaciekawiony, czy nieumarły wypełni polecenie.

- Leż! - Zanim Aodan opuścił uniesiony miecz, zdążył jeszcze przedrzeźnić żartobliwie kompana.

Morlinn badawczym wzrokiem obserwował sytuację, zaciekawiony nietypowym zachowaniem nieumarłego.

-Ciekawe co go zabiło?

- Zanim zrobił to, Aodang8? - Leshana rozgładała się po okolicy.

- Tak, dokładnie tak. - Westchnął Janek lekko zgaszony tak brutalnym przerwaniem eksperymentu. - Chciałem sprawdzić, czy słucha rozkazów i poleceń, czy to naturalny bezmyślny nieumarły, czy coś innego. Wzruszył ramionami. Teraz trzeba było zbadać całe siedlisko, czy coś się tam nie czai.

Nic nie wskazywało na to by nieumarły reagował na polecenia czy w ogóle je słyszał. Rębacz zaprzestał swojego zajęcia dopiero gdy miecz Aodana odrąbał mu jedno z ramion. Wtedy nieumarły próbował zamachnąć się na półelfa siekierą. Wyglądało to dość ciekawie gdyż obie dłonie zombie zaciskały się na trzonku, ale tylko jedna ręka była wciąż połączona z tułowiem. Aodanowi udało się w kolejnych dwóch cięciach niemal przerąbać nieumarłego na pół. Nawet mimo tak widowiskowych obrażeń, zombie potrafiło wyginać się w zupełnie nienaturalny sposób, toteż półelf w końcu oberwał brzegiem siekiery w brzuch. Mężczyzna poczuł jak coś pod jego skórą ewidentnie pękło. Aodan ze złością zamachnął się mieczem tym razem wysoko i ostatecznie pozbawił zombie głowy. Wtedy też plugastwo wreszcie opadlo na ziemię bez ruchu.

Drzwi do chaty jak i stodoły były uchylone. Aodana nazywano niezłamanym nie bez powodu. Przyłożył dłoń do brzucha. Po chwili poczuł się znacznie lepiej, . - To tylko powierzchowna rana - uspokoił kompanów. Zamierzał uchylić drzwi do chaty mieczem i zajrzeć do środka.

Morlinn wzdygnął się się nieco, gdy Aodan został trafiony przez znasakrowanego nieumarłego, lecz widząc, że życie półelfa nie jest zagrożone, podszedł do pozbawionych głowy zwłok, żeby dokładniej je zbadać…. Chciał rozwiązać tajemnicę tej obecności niekontrolowanych nieumarłych w całej okolicy...czyżby zmarli samoczynnie wstawali z grobów?

Gdy Aodan zajął się sprawdzaniem chałupy, Janek ruszył sprawdzić ostrożnie stodołę. - Morlinnie, mógłbyś zerknąć z lotu ptaka, czy dookoła nikt się nie kręci albo czy nas nie obserwuje? - Zagandął czarodziej, samemu wstając od posiekanych zwłok.


Dwóch magów obejrzało sobie zwłoki. Poza ranami zadanymi przed momentem przez Aodana, mężczyźni nie zauważyli, żadnych obrażeń, które mogłyby spowodować “pierwszą” śmierć nieboszczyka. Denat jeszcze za życia musiał być wciąż młodym, krzepkim mężczyzną. Cokolwiek go zabiło, nie było to ostrze czy obuch.

Kruk półelfiego czarodzieja obleciał okolicę w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstwa, by półelf mógł spojrzeć poprzez jego oczy. Morlinn nie miał jednak swoim towarzyszom niczego do zraportowania, poza faktem iż okolica wydawała się pozbawiona jakichkolwiek ludzi czy innych istot.

Aodan tymczasem zaszedł pod drzwi chaty i uchylił je. Wewnątrz panował lekki bałagan, na podłodze leżało kilka rozbitych, glinianych naczyń, przewrócone krzesło. Koc na podwójnym łóżku był zmięty. Cała podłoga pokryta była pierzem z rozerwanej poduszki. W rogu stała kołyska… pokryta zaschłą już krwią. Aodan musiałby wejść głębiej by dostrzec czy coś jest w środku.
Jeśli mężczyzna nawet chciał to wiedzieć.
Patrząc z progu, jednoizbowa chata wydawała się pusta, ale Aodan na progu się nie zatrzymał. Podszedł, krok po kroku, do kołyski.

Z kolei Jan zapalił magiczne światełko i przyświecając sobie nim, wszedł do stodoły, rozglądając się uważnie pod nogi jak i do gór. Nigdy nie było wiadomo, co tu się pod powałą mogło kryć.

- Jakaś potężna, mroczna magia panuje w tym miejscu, przynajmniej w najbliższej okolicy raczej nie ma żadnego innego zagrożenia - Morlinn odezwał się do Matyldy i elfki, po tym jak kruk zdał mu raport. Następnie wszedł do chaty za Aodanem.

W kołysce, w plamie zaschniętej już krwi leżały pozostałości dziecka, najbardziej rozpoznawalne były nóżki i rączki. Wyglądało na to, że ciało zostało rozszarpane zębami, raczej tępymi. Spoglądając w górę, Aodan i Morlinn zauważyli zamknięty właz na strych.

W stodole Jan dostrzegł kobietę siedzącą na małym taborecie przed zwłokami korwy, która musiała być martwa już od jakiegoś czasu. Zwierze nosiło ślady krwawych pogryzień na całym ciele. Kobieta natomiast starała się chyba… doić martwe zwierze. Wszystkie wątpliwości Jana zostały jednak rozwiane, gdy “dojarka” odwróciła się w stronę czarodzieja ukazując swoje martwe oblicze. Za życia, kobieta nie mogła mieć więcej niż może trzydzieści lat. Twarz ubrudzona była w zaschniętej krwi. NIeumarła wstała i ruszyła powoli w stronę Jana.

- Cholera! - Zaklął Jan, zanim posłał ognisty pocisk w stronę zombie. Po czym odwrócił się na pięcie i odbiegł na w miarę bezpieczną odległość, by posłać kolejny. Nie wątpił, że truposz będzie za nim szedł aż nie dorwie czarodzieja, albo sama nie zostanie zniszczona.
Matylda wyciągnęła łuk i gotowała się do oddania strzału.
Czarodziej i szlachcianka zdążyli zneutralizować ożywieńca nim ta miała sansę zbliżyć się na niebezpieczną odległość.
- Powinniśmy odejść z tych przeklętych okolic tak szybko jak się da - stwierdziła Matylda obawiając się, że nocą upiorna dojarka powstanie ponownie z martwych.
Przynajmniej na razie jednak nic na to nie wskazywało.

- No, jedno zagrożenie z głowy. - Wydyszał lekko roztrzęsiony Janek do Matyldy. - Pora sprawdzić, czy coś jeszcze się tam chowa i… i upewnić że krowa nie jest niemartwa. - Pod nosem z kolei dało się słyszeć westchnięcie. - Ech.. tyle karkówki zmarnowane. - Próbował tak naprawdę odciągnąć swoje myśli od sytuacji, która się rozgrywała. Całe siedlisko wymarłe, a ludzie nadal robili swoje. Czy to coś dorwało ich, kiedy robili swoje czynności, czy wracali do rutyny z życia, skoro magia zdawała się nie pochodzić od jakiegoś czarodzieja lub kapłana. Wątki się plątały a sytuacja zagęszczała.

Morlinn z obrzydzeniem, które na chwilę stlumilo jego wrodzoną ciekawość, przyjrzałsię zwlokom dziecka, powstrzymując odruch wymiotny. Czy zostało ono pożarte przez własnych, zmienionych w nieumarłych rodziców?
-Sprawdzamy ten strych? Idziesz przodem a ja będę magią ubezpieczać? - Zwrócił się do paladyna.
Na podłodze leżałą przewrócona drabina ktorej można by użyć by dostać się na strych.
Aodan kiwnął Morlinnowi głową i wziął się za przewróconą drabinę.

Na strychu, wśród ogólnego nieporządku, Adoan wypatrzył skulonego, brudnego i niesamowicie przerażonego chłopczyka, wpatrującego się w wojownika wielkimi szklistymi oczami.

Aodan wyciągnął dłoń w stronę chłopczyka. - Chodź, już jest bezpiecznie.

Chłopiec zamrugał i powoli podczołgał się w stronę Aodana, zawahał się chwilę wystraszony najwyraźniej twarzą półelfa.

- M… mama i tata zachorowali. - wyłkał cichutko.

-Tam jest jakieś dziecko? Upewnij się, że nie jest jednym z nich - Pół-elfi czarodziej zawołał do stojącego na górze paladyna. Był gotów do rzucenia kolejnego zaklęcia.

- Tobie nic nie dolega? - Aodan zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy. - Chodź, tu nie jest bezpiecznie. - Wziął chłopaka za rękę i wyprowadził z domu. Zasłaniał jego oczy lub odwracał uwagę od zwłok w inny sposób.

Janek posłał kilka dodatkowych ognistych pocisków w truchło dojarki, zanim ponownie wszedł do stodoły.

Poza martwymi zwierzętami i narzędziami w stodole nie było wiele więcej.

Aodan wyprowadził chłopca z chałupy. Dzieciak nie wyglądał na chorego ale na pewno nie pogardziłby jakimś jedzeniem.
- To z Rokit zaraza przyszła - mówił chłopak, który przedstawił się jako Kuba.

Janek pokręcił głową i wyszedł ze stodoły, kierując się ku chałupie. - Tam już czysto. - Rzucił do Matyldy. - Jak tam w chałupie, wszystko w porządku? - Rzucił do tych, Aodana i czarodzieja.

Aodan skinął głową.

Matylda doszła do dzieciaka, wyjęła chusteczkę, spłynęła na nią i zaczęła wycierać jego brudną twarz.
-Brudny jesteś - mruknęła cicho pod nosem.

-Czujesz się dobrze, czy może coś cię boli? - Morlinn zaczął z niepokojem przyglądać się chłopcu, szukając oznak jakieś magii. Dlaczego ta "zaraza" ominęła właśnie jego z całej rodziny?

Z tego co Morlinn wiedział o zombie, żeby się tym “zarazić” trzeba było się zetknąć z zarażonym. Zęby czy pazury nieumarłego były dobrym sposobem na przeniesienie plagi na kolejną ofiarę. Czarodziej słyszał o tym jak ofiary zombie same stały się nieumarłymi. Z drugiej strony słyszał to też o wampirach.

- Brzuch boli, proszę pana - powiedział Kuba - z głodu.

- Na to da się coś zaradzić. - Powiedział Janek, wyciągając jedną z podróżnych racji i dzieląc ją na cztery części. Następnie podgrzał za pomocą prostego zaklęcia jedną część i podał chłopcu trzy paski suszonego mięsa oraz podróżnego suchara. - Jedz powoli, potem nam powiesz, jak dawno temu zachorowali i co się stało w Rokitach. - Powiedział czarodziej, starając się zachować spokojny ton.

Chłopak wcinał, aż mu się uszy trzęsły.
- Mhmhm… dwa miesiące temu, jeszcze jak ciepło było… mhmmhm - chłopak mówił z pełnymi ustami - cyganie do wsi przy zajechali, sztuczki robili, magiczne i różne. Jedna cyganka była chora i zaraziła ludzi, tak ludzie mówili, albo czar rzuciła, tak też mówili. Tak czy siak cyganów ze wsi przegoniono, niedługo potem zaczęły się… choroby. Ludzi gorączka zaczynała męczyć, jak martwi już byli. No ale potem się okazywało, że jednak martwi nie są. Tylko jacyś tacy…

- Okropnie to brzmi - Morlinn skinął głową Kubie - A wiesz może jak to się ta zaraza przenosiła między ludźmi?

Janek próbował sobie przypomnieć, czy słyszał kiedyś o podobnej chorobie lub klątwie. Musiał przyznać, że nie wyglądała na typową przypadłość, w dodatku zdawała się przenosić między ludźmi. Jak do tego pasowały karawany które ruszyły do Rokit.
Nic szczególnego jednak nie przychodziło mu do głowy.

- A to nie wiem, chyba jak to choroba, no ale jak chory kogoś ugryzł to już mus zaraził. - wyjaśniał Kuba.

- W takim razie, prawdopodobnie przenosi się przez kontakt, po całkowitym przemienieniu. Chyba. Trzeba będzie palić wszelkie znalezione ciała. Najlepiej z daleka. - Rzucił Janek. - Wiadomo skąd ci cyganie przyjechali albo dokąd pojechali? - Dociekał czarodziej, podając chłopakowi drugą część porcji.

- A nie wiem, z miasta może? Albo z za lasu? Mama i tatko mówią… mówili, żeby cyganom nie wierzyć.

- Zwłaszcza zarażonym. Kuba, masz się gdzie podziać? Jakaś dalsza rodzina, ktoś w mieście, czy chcesz zostać tutaj? - Janek podrapał się po karku, zastanawiając, co zrobić z ocalałym, podróż z nimi mogła być dla niego jedyną szansą na ocalenie na dłuższą metę, ale też niebezpieczna.

-Jeżeli nie wiesz co dalej, możesz udać się z nami do Rokit - dodał Morlinn, któremu żal się zrobiło chłopca. Kuba wydawał się być zresztą całkiem sprytny, nie powinien im zanadto przeszkadzać.

- Noo… - zastanowił się chłopak - mam wujaszka, ciocię i stryjka w Rokitach - przyznał chłopak.
- A jak się oni zowią? - zapytała Matylda.
- Brat mamy jest Antoni, siostra Lodzia, brat tatka Roch. - rozwinął Kuba.

- Ktoś, kto zna okolicę, się zawsze przyda. - Zawyrokował Janek i zaczął sprawdzać swoje kieszenie, w poszukiwaniu pergaminu, by zapisać to, czego do tej pory się dowiedzieli na temat nieumarłej zarazy. Tylko po to, by przypomnieć sobie, że nie zdążył uzupełnić tych zapasów, zanim rzezimieszek pozbawił go złota w mieście. Wzruszył więc tylko ramionami, musiał zaufać swojej pamięci.

-To w takim razie odstawimy cię do rodziny do Rokit, i tak tam zmierzaliśmy. Tylko bądź ostrożny po drodze i się nas trzymaj. - podsumował Morlinn, zbierając się do drogi. Miał tylko nadzieję, choć nie wspomniał o tym przy Kubie, że ta "zaraza" jeszcze wszystkich w Rokitach nie dopadła.

 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline