Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 20:02   #62
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Andraste jednocześnie zdezorientowana i wściekła padła na kolana przy zmasakrowanych szczątkach, które jeszcze chwilę temu były jej przyjaciółką. Łkając brodziła rękoma w kałuży krwi jakby wierzyła, że jest w stanie przywrócić ją do życia. Alabastrowe dłonie bardki pokryły się szkarłatem, a ona sama zaniosła się jeszcze większym płaczem. Yasu nie żyła, a kiedy odeszła były ze sobą skłócone. Z powodu nowych “towarzyszy”… tak samo jak z powodu jednego z nich kapłankę dopadła śmierć. Przynajmniej tak wydawało się eladrince. Z wściekłością podniosła się na nogi i ruszyła w kierunku zahipnotyzowanego Ardeshira.
- Ty… - syknęła wściekle i uderzyła wojownika będącego pod wpływem czaru Mistrza Orryna w twarz.
Orryn jednym pociągnięciem różdżki zniósł zaklęcie z donośnym trzaskiem, uwalniając towarzyszy z pod wpływu zaklęcia, które miało jedynie zatrzymać gorące głowy, i prędkie miecze. Na nic jednak się to zdało. Kapłanka była martwa, istota okazała się odporna na wysiłki czarodzieja, więc logika nakazywała jak najszybsze zajęcie się zdrajcą Ardeshirem. Z drugiej zaś strony, Orryn czuł, że Ardeshir chyba nie do końca zdawał sobie sprawy jaką istotę przyzwał i sam nie miał pewności, czy wojownik nie był czasem jedynie kukiełką, wykonującą wolę tajemniczej istoty.
Nekromanta zacisnął zęby i odwołał zaklęcie, a spektralne sztylety zniknęły tak szybko jak się pojawiły. To co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. To COŚ było niebezpieczne. Zbyt niebezpieczne, jak na gust Teta, do tego śmierdziało na kilometr diabłem, a może i dżinem. “Jeśli ten głupiec uwiązał się w jakiś pakt... nie jest dobrze” myślał.
- Popraw mnie jeśli się mylę, ale wygląda na to, że twoja... lekkomyślność właśnie pozbawiła życia kilka osób, w tym jednego z członków wyprawy. Czy teraz też będziesz się obnosić poczuciem sprawiedliwości, tak jak chełpiłeś się przed bramami Dumatat? Postawisz się w roli kata? - nieco szyderczo, Yuan-ti stawiał wyrzuty Ardeshirowi.
Glewia Ardeshira wbiła się w ziemię u stóp Nekromanty, który, teraz kiedy jego twarz zdobiła krew Yasu, przeniesiona tam ciosem Andraste, powoli spływająca mu po policzkach, niczym łzy, wyglądał przerażająco. Wojownik wstał, zrobił kilka kroków, i ukląkł przy plamie krwi, która niegdyś była sympatyczną i nieco arogancką kapłanką. Naveed ruszył zanim, siadając obok swojego pana, i pochylając głowę, w głębokim szacunku. Usta Al-Asad poruszały się powoli, kiedy mówił coś pod nosem, wpatrzony w krew rozlaną na piasku, jak gdyby dalej był zahipnotyzowany.
- Lepiej mów prędko wojowniku, i wytłumacz się ze swojego postępku. Chciałem zatrzymać rozlew krwii swoją magią. Daremnie. Tym razem nie zabronię Rashadowi ani Andraste, w dodatku dopomogę im wykonać egzekucję na którą zasłużyłeś. Masz coś na swoją obronę? - Orryn patrzył lodowatym wzrokiem na paladyna, wyciągając z torby jeden ze swoich zwojów. Brwi gnoma niemal zeszły się, świadcząc o gniewie ich niewielkiego właściciela.
Paladyn, mimo gróźb Orryna, w dalszym ciągu szeptał cicho, jak gdyby nie zwracał na niego uwagi. Chwila minęła, zanim się odezwał.
- Mojego postępku? - po raz pierwszy Ardeshir uniósł wzrok na gnoma, najwyraźniej kończąc to co miał do zrobienia. - Naprawdę sądzisz że to takie proste? Gdyby jego obecność była spowodowana moim planem, wszyscy byście nie żyli. - spojrzał raz jeszcze ze smutkiem na resztki Yasu - Uratowała życie wam wszystkim. Zasługiwała przynajmniej na modlitwę polecającą jej szlachetną duszę Bastet.
- A Ty przyłączając się do nas zagroziłeś naszym życiom - warknęła bardka. - Przyznaj się, wiedziałeś, że będzie on podążał za tobą - oskarżyła eladrinka.
- Wiedziałem. Ale zagrożenie sprowadziliście na siebie sami.
- Ale potwierdzasz, że gdyby Cię tu nie było to on również by się nie zjawił?
Na te słowa, Ardeshir prychnął.
- A któż to wie? Może bylibyście poniżej jego godności. A może, czując okazję, pojawiłby się w innym momencie? Nie wiesz o czym mówisz, Eladrinko.
Bardka nie wierzyła wojownikowi. Nie potrafiła mu ufać.
- [i]Przed chwilą przyznałeś, że on podąża za tobą. A skoro tak, to jesteś winny śmierci Yasu i nie odwracaj kota ogonem że uratowała nam życie. Nie jestem na tyle naiwna, żeby podpisywać jakieś konszakty z podejrzanym typem, który pojawił się znikąd, a gdybyś się tu nie zjawił nie musiałaby ginąć./i]
- Nie jesteś?
Rashad, po tym doszedł do siebie, nie schował wciąż płonącego ogniem rapiera, tylko skierował go oskarżycielsko w stronę Ardeshira.
-Wytłumacz się jeżeli chcesz żyć! Skąd znasz tę istotę, dlaczego przyłączyłeś się do naszej wyprawy!?
Ardeshir prychnął pogardliwie, nie uzbrojony, i wrócił na swoje miejsce, gdzie nalał sobie następną szklankę Arak. Tym razem nie rozcieńczał go; chciał tylko i wyłącznie mocnego alkoholu.
- Tę… istotę znam od paru lat, od kiedy zmanipulował mną dla swoich celów. Przyłączyłem się do wyprawy ponieważ wedle interpretacji wyroczni, jest to najlepsza szansa na pokrzyżowanie mu planów. Pojawił się tu i teraz, ponieważ żeruje na złych intencjach, i rozkoszuje się okazjami do czynienia zła. Kiedy powiedziałeś że uczyniłbyś wszystko, nie mogłeś wybrać lepszego zaproszenia.
-To czemu tu się pojawił w twojej obecności skoro jesteś jego wrogiem? - Rashad zadal pytanie zimnym tonem.
- Bo jego imię to Ahriman. Jest inkarnacją zła, złych intencji. Poza tym... - Ardeshir wskazał na to co zostało z ciał które przywołał Merikh. - Tyle zdołałeś uzyskać atakując go. Niewinni ludzie, zabici twoim ostrzem. Sądzisz że ja mogę więcej?
- To są… byli, prawdziwi ludzie?- Rashad spojrzał na zwłoki, wstrząśniety.
- I skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś z nim w zmowie?
- I tak masz szczęście że postanowił sobie pójść. Kiedy ja pierwszy raz próbowałem go uderzyć, przeniósł cios na kobietę w ciąży. A następnie spędził miesiąc opowiadając mi szczegóły jej życia, i jej bliskich. Jak na przykład to że jej mąż się powiesił. - Ardeshir skrzywił się.
- Gdybym był z nim w zmowie, już byś nie żył. Na tę sprawę, mnie by tu nigdy nie było. - uniósł nieco głos, i wstąpiły w niego bardzo mocne, stalowe nuty - I z całą pewnością nie doprowadziłbym do śmierci jedynej osoby z całej waszej bandy która okazała mi choć odrobinę zrozumienia i przyjaźni!
Nadal zignorował kolejne w ciągu ostatnich dni przesłuchanie i biegiem skierował się w stronę swojego przyjaciela, leżącego na płótnie namiotu, który przewrócił odrzucony siłą Merikha. Na szczęście jednak okazało się, że życiu Akrama w tym momencie nie zagrażało niebezpieczeństwo, gdyż sam dał radę wygramolić się z plątaniny materiału.
- Fakt, że łaskawie stworzenie pozwoliło nam przeżyć nie tłumaczy, dlaczego nie wyjaśniłeś wcześniej z kim podróżujesz, i dlaczego. Naciskałeś na szybkie opuszczenie miasta z nami, w dodatku widziałem twoje wahanie w trakcie walki. Umarła nasza towarzyszka, przez twoją obecność. Twoje osobiste cierpienie nie jest argumentem. Każdy z nas ma pewne brzemię, które niesie sam. Ty swoim obarczyłeś nas, i spowodowałeś, że za nie zapłaciliśmy - podsumował gnom, nieprzejednany - My, gnomy, nie jesteśmy barbarzyńcami i jeśli rzeczywiście zrobiłeś to niecelowo, powinieneś odejść, bo moja pomoc dla ciebie ma swoje granice, i właśnie do nich dotarła.
Ardeshir wyglądał jakby chciał coś odpowiedzieć na słowa Orryna, lecz ostatecznie jedynie przytaknął, wstał i zaczął kierować się w stronę swego rumaka, z wiernym Naveedem nie odstępującym od niego nawet na krok.
- Poczekajcie - dobiegł ich głos Akrama, wolno podchodzącego od strony powalonych namiotów - Pomimo tego wszystkiego, ja ciągle uważam, że Ardeshir został jedynie podstępnie wykorzystany przez to coś. Zresztą tak jak powiedział, wieszczka przepowiedziała, że musi się do nas przyłączyć. Jeśli jej słowa zawsze się sprawdzają, to nie widzę możliwości, by miał opuścić grupę.
- Nie opuści grupy - odezwał się Roshan, który niczym duch wyłonił się zza innego namiotu. Chował właśnie przygotowaną najwidoczniej wcześniej ręczną kuszę - To grupa zostanie rozdzielona. Zbyt wiele ważnych wydarzeń miało ostatnio miejsce. Spraw na tyle istotnych, że musimy się nimi natychmiast podzielić z Wezyrem. Wezmę ze sobą Ardeshira i razem udamy się z powrotem do Nul-Agbar. Czuję, że nasza obecność tam będzie niezbędna.

-Dobrze, zróbmy tak, jest ważne byśmy pozostali w kontakcie z Wielkim Wezyrem…w takim razie wykopmy grób kapłance i ruszajmy w dalszą drogę, czas nie jest po naszej stronie - Rashad po chwili milczenia odezwał się zmęczonym głosem, po spotkaniu z tym diabłem czuł się parszywie, jak po najgorszym kacu. Skierował się w stronę swojego namiotu, by przygotować się do dalszej drogi.
- Będzie jak rozkażesz - potwierdził Nadal po czym zarządził zwinięcie obozu i sam zabrał się do pracy. Kused wraz z Ramadem odstawili na bok łuki, które dopiero co trzymali w pogotowiu.
Akram gdy tylko ponownie owinął materiałem swe potworne ramie, dołączył do Kuseda, przy zwijaniu obozowiska.
Wykopaniem grobu zajął się Ramad, którego oczy były całe przekrwione po łzach wylanych nad resztkami Yasumrae.
Nikt nie był w nastroju do wspominania tragedii, która przed chwilą miała miejsce.
- Tamtych także wypadałoby pochować - Tet wskazał na leżące jedno na drugim ciała, pozostawione przez tajemniczego przybysza, choć jego uwagę zdecydowanie bardziej przyciągał w tej chwili Akram i jego nieludzka ręka.
Rashad przeniósł taksujace spojrzenie na Teta.
-Tak, jestem mile zaskoczony, że nekromanta troszczy się o takie sprawy, zróbmy to. - chyba że ty możesz zrobić z nich jakiś użytek?
- Niczym mi nie zawinili - odparł, prawie od niechcenia Tet - I gdyby nie to, że wybieramy się do miejsca spoczynku potężnego maga, nawet bym tego nie rozważał, lecz masz rację. Mogę zrobić z nich użytek. Uznałem po prostu, że będziecie temu przeciwni, jak ostatnio.
Yuan-ti przywołał mentalnym rozkazem zombie, które zaczęły układać i przygotowywać ciała to odprawienia rytuału.
Bardka przyglądała się temu z jednocześnie zaintrygowana i trochę przerażona. Nigdy nie widziała tego typu rytuału i pomimo pewnych wątpliwości co do jego słuszności, ciekawił ją jego przebieg. Stanęła obok nekromanty bacznie śledząc wzrokiem poczynania jego sług.
-Ich dusze jak rozumiem odeszły i porzuciły swoje ziemskie powłoki, więc skoro już przyłączyłeś się do nas, nie widzę powodu, byś nie korzystał ze swoich zdolności. Musimy za wszelką cenę odnieść sukces w tej misji, każde narzędzie które może nam w tym pomóc powinno zostać użyte..- Rashad również obserwował nekromantę, próbując ocenić na ile może mu ufać.
- Tak, tak twoje zombie muszą pomóc osiągnąć sukces, żeby nasz Rashad mógł szczęśliwie poślubić księżniczkę. - bardka rzuciła ironicznie, słysząc uwagę wojownika, wciąż przyglądając się poczynaniom nekromanty i jego sług.
Yuan-ti zignorował ukąśliwą uwagę bardki - w końcu nie do niego była skierowana - i odpowiedział Rashadowi:
- Zaklęcia, których używam do... animacji zwłok w żaden sposób nie ingerują w dusze zmarłych. Do takich rzeczy jest konieczna dużo potężniejsza magia.
Rashad rzucił sfrustrowane spojrzenie w stronę Andraste, ale nic nie odpowiedział, zamiast tego kontynuując rozmowę z czarnoksiężnikiem.
- To dobra wiadomość, powiesz mi jeszcze, jaki jest twój cel w dołączeniu do naszej misji?
- Już chyba wspominałem, prawda? - zapytał Tet, lekko unosząc brew w zdziwieniu. Jego nieumarli zdążyli ułożyć cztery z ciał na plecach, prawie w okręgu, a teraz zajmowali się chowaniem pozostałych do magicznej torby nekromanty - Miejsce, do którego się udajemy to miejsce spoczynku potężnego maga, a mnie interesują jego tajemnice, badania, dzieła i magiczne wynalazki. Przypuszczam, iż żaden uczony nie powstrzymałby się przed chociaż zerknięciem w jego księgi.
Przyglądająca się poczynaniom zombie Andraste wyłapując kątem oka frustrację na twarzy Rashada uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją. Tak jak obiecała Nadalowi nie miała na celu niweczyć ich planu, ani nie żywiła też urazy do księżniczki, jednak nie miała zamiaru przestać uświadamiać Rashadowi tego jak ją zranił. Odwróciła głowę w stronę Yuan-Ti i skinęła mu głową z szacunkiem.
- To naprawdę miło, że dołączył do nas ktoś, kogo cele dla których tu przybył są tak zbliżone do moich. W końcu nauka i sztuka często idą ze sobą w parze. - skomentowała z lekkim uśmiechem.
-Widzę, że przekonałeś do siebie Andraste…. - Rashad podrapał się po brodzie, najwyraźniej wciąż nie do końca przekonany czy mogą ufać nekromancie…
-Po prostu widzę w nim potencjał, który może się przydać w tej wyprawie i osiągnięciu twoich jakże szlachetnych celów- wtrąciła bardka. -Kto wie, może poświęcę mu jedną z kolejnych ballad, kiedy skończę pisać obecną. - dodała udając zastanowienie. - Dobrze panowie, nie będę wam przeszkadzać dłużej w rozmowie, pójdę przygotować swoje rzeczy do drogi. - po tych słowach odwróciła się na pięcie i skierowała się w stronę swojego wierzchowca.
 
BloodyMarry jest offline