Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2020, 02:11   #5
Sepia
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Nie wiedziała co ją podkusiło aby jechać metrem, ale to był zły pomysł. Seria niefortunnych zdarzeń trwająca od paru dni prześladowania nie mogła przecież odpuścić, prawda? Na pewno nie w chwili kiedy Ludmiła Zakharova opanowała szargającą nią rozpacz na tyle aby nie widzieć przez czerwoną mgłę. Podziemna podróż była szybka, wygodna. Udało się dorwać miejsce siedzące w wagonie tuż obok młodej parki migdalącej się do siebie przez cała drogę i spijającej sobie miodek z dziobków. Po drugiej stronie miała przez większość trasy porządnie ubranego starszego pana, zaczytanego w książce. Takiej zwykłej, manualnej - z papieru i atramentu. Nie do pomyślenia w erze cyfrowego szaleństwa i millenialsów zakochanych w technologii do tego stopnia, że nie umieli sobie wyobrazić pójścia do toalety bez uwiecznienia tego wydarzenia sesją pierdolonych selficzków.

Żyć nie umierać - żadnych kloszardów, ani bezdomnych. Żadnych napierdolonych gówniarzy szukających okazji do rozładowania buzującej w zaćpanym krwioobiegu energii. Obyło się też bez obecności dziamgających psiapsiółek, które z najmniejszymi szczegółami i bez jakiegokolwiek skrępowania opowiadały o swoich najintymniejszych rozterkach. Starych bab rozprawiających o chorobach i licytujących się która bardziej chora - ich też zabrakło. Było dosyć pusto, cicho i spokojnie. To zmyliło Ludę, uśpiło jej czujność. Uwierzyła że może sobie zdjąć słuchawki, cieszyć ciszą bo od ciągłej rąbanki sączonej przez słuchawki dostawała już migreny. Albo przez niewyspanie, albo kaca. Nie spała odkąd dostała informację o śmierci Aleksieja Iwanowicza Jeremiejewa, za to dużo piła.

Dziewczyna wsiadła jak gdyby nigdy nic, przecież od tego było metro. Następna podróżna, tyle że z gitarą. Na oko piętnastoletnia, ścięta na pazia, wychudzona modnie blondyneczka w ciemnym prochowcu. Na plecach niosła dumnie nie dający się z niczym pomylić futerał i wyglądała na za młodą żeby wpaść na pomysł noszenia tam flaszek i karabinu. Wsiadła drzwiami na lewo od Zakharovej, za nią wsiadła trochę starsza dziewczyna. Wyglądały podobnie, może były rodzeństwem… nic wartego uwagi.

Siadły w drugim końcu wagonu i Luda zapomniała o nich przez dwie stacje. Zatopiła się w czarnych myślach, wyrzucając sobie zaniedbanie papy Aleksieja. Może mogła coś zrobić, cokolwiek. Jakoś zapobiec tragedii…

Muzyka rozległą się nagle, niespodziewanie wypełniając wagon. Głowy podróżnych zwróciły się w stronę hałasu, Luda nie była wyjątkiem. Dostrzegła tę dziewczynę z gitarą, teraz wyjętą z futerału. Pierwsze akordy przeszyły ją, jakby została nagle postrzelona. Zacisnęła szczęki z całej siły.

I've heard there was a secret chord
That David played, and it pleased the Lord
But you don't really care for music, do you?


Obca dziewczyna śpiewała, Ludmiła siedziała sparaliżowana kilkanaście metrów dalej, patrząc w jeden punkt przed sobą. Poczuła się bardzo zmęczona, obolała. Lewa strona klatki piersiowej rwała jakby była tam rana postrzałowa. Robiło się jej zimno, światło bladło… albo takie miała wrażenie. Mrok sączył się z kątów, a ona wpatrywała się weń przez zbyt wiele lat. Sama i bez zmrużenia oka. Topiła się, a wtedy pojawił się Jeremiejew i zapalił świecę. Nauczył tak wiele, tyle razy był jedynym pozytywnym elementem trzymającym Ludę na tym paskudnym świecie… a ona go zawiodła.

It goes like this the fourth, the fifth
The minor fall, the major lift
The baffled king composing Hallelujah


Oczy Zakharovej zaszkliły się, opuściła głowę i ścisnęła jej boki dłońmi. Obite, zdarte do mięsa kostki dłoni zapiekły. A tak, racja. Przecież między odłożeniem telefonu po rozmowie z dziwnym typem przynoszącym złe wieści do spicia się jak zwierze, zdążyła zdemolować mieszkanie bo rozerwanie na strzępy worka treningowego nie wystarczyło. Tłukła się po domu niszcząc wszystko co nawinęło się pod ręce, aż wreszcie waliła pięściami w beton, zostawiając na nim czerwone, lepkie plamy…

- Hallelujah... Hallelujah… Hallelujah… Hallelujah… - zanuciła ochryple razem z blondyneczką. Akurat dziś… kurwa dziś. Nie należała do osób które się rozklejają, o nie. Tylko…

Tylko tęskniła. Tym rodzajem tęsknoty który nigdy już nie zostanie zaspokojony. Kiwała się w przód i w tył, a wiszący na szyi medalik od papy Aleksieja palił jej szyję. Próba wzięcia się w garść nie wyszła za dobrze, a musiała.

Musiała wziąć się w garść, inni nie mogli zobaczyć Ludy w takim stanie. Była przecież Złośnicą, tą którą straszyło się kolegów i nieprzyjaciół. Zostali we czwórkę. Cztery sieroty po papie. Znaczy było ich więcej, ale akurat te trzy wyjątkowe Ludmiła darzyła tym… czymś, co chyba dało się nazwać braterską miłością. Nazwać w myślach oczywiście, nigdy na głos.

Wesoły, gadatliwy Ivan, zgrywający cwaniaka nad cwaniakami. Szczypior, chuchro i tyczka. Kij od mopa. Nie musiał być silny, ktokolwiek miał do niego wąty, on miał Ludę. Prosta, oczywista sprawa. Bywał wkurzający

Zmysłowa, eteryczna Zoja, równie piękna co wyrachowana. Ile to razy po cichu babochłop pokroju Zakharovej zazdrościł jej tego, jak jednym uśmiechem sprawiała że ludzie szli za nią na ślepo, z wywieszonymi ozorami? Inna liga… a jednak trzymały się razem i dało się poczuć odrobinę mniej odpychająco.

Kochana, empatyczna i słodka Tinka. Wulkan optymizmu i radości. Żywe srebro i dobra dusza która najchętniej zlikwidowałaby całe cierpienie aby wszystkim bez wyjątku żyło się dobrze. Mała, niepozorna istotka potrafiąca pokazać że warto żyć, a życie jest piękne. Najlepszy antydepresant i do tego darmowy.

Słuchawki wróciły na uszy Zakharovej, obolałe palce wyłuskały z kieszeni skórzanej kurtki smartfona. Czas wziąć się w garść.

There's God…

Gitara grała coraz ciszej, ale to tylko złudzenie. Wypierała go inna muzyka.

There's God…

Wdech. Odliczyć dwóch. Wypuścić powietrze. Powtórzyć.

There's God...

- Zaczynasz umierać w momencie, kiedy się rodzisz. I nie ma na to rady. - głos Yury wmieszał się w narastającą kakofonię. Siedzieli przy flaszce. Wczoraj. Próbował ją pocieszyć - Odtąd już całe życie to przekładanie talii ze śmiercią. Dlatego nie przejmuj się.

Nie przejmuj się, kurwa dobry żart. Albo i nie.

Obraz się wyostrzył, oczy przestały Ludę piec. Siorbnięcie nosem zgrało się z uderzeniem perkusji słyszalnym pewnie dla siedzących dookoła jako że Luda nie uznawała cichego słuchania muzyki.

There's God!

Staruszek z książką drgnął, odwrócił zaskoczoną gębę, gapiąc się na Zahkarovą z wyrzutem. Widział pewnie brzydką jak noc, ubraną na czarno młodą kobietę, ściętą krótko, pomalowaną na pandę i z przekrwionymi oczami.

Can I feed you again?
Will I have to stay dumb?
You can feel and it begins
But I know inside this heart attack
I can see through your eyes
I'm terrified of everything
But it's no real surprise


Właśnie te przekrwione oczy wbiły się w staruszka, przesyłając mu całe pokłady tłumionej wściekłości, żalu i nienawiści, które pojawiły się w Ludmile wypierając żal. Gniew był o wiele lepszy.

Because the parasites are dancing closer
All this sacrilegion warns in posters
Can you handle it?


Staruszek szybko uciekł oczami, chwilę później się przesiadł. Pewnie nie chciał być obok kogoś, kto wygląda jakby miał ochotę go rozszarpać gołymi rekami. Smutek wyparował, Ludmiła znowu pragnęła przede wszystkim zobaczyć jak wszystko staje w płomieniach. Życie raniło, raniło dotkliwie. Dlatego miała ochotę je zniszczyć, spalić aż do fundamentów. Oddać cios tak silnie, żę spadną głowy. Roztrzaskiwać na kawałki, zmiażdżyć całą doskonałość, cały kłamliwy spokój. Znajdzie odpowiedź co stało się z papą. Znajdzie tych którzy zrobili mu krzywdę i wytoczy im bitwę tak straszliwą, że stanie się ich ostatnią. W tej chwili, wychodząc z metra Ludmiła Zakharova ziała ogniem, lejąc wściekłością jak napalmem.
Tak, to był idealny nastrój aby spotkać się z rodziną.


Spotkanie rodzinne wyszło… na początku w porządku. Przywitali się po kolei, Luda stanęła pod ścianą i gapiła się milcząc, ale spokój nie trwał długo.
Halasy, strzały.
- Karki z Wołgi. Czarnej. Chyba - burknęła, wyciągając rękę zza pazuchy. Odruchowo sięgnęła po broń, do cholery pracowała w policji!
- Skądś… znam ten głos - Popatrzyła po rodzeństwie i westchnęła boleśnie, dopadając do biurka aby pomóc je przestawić.
- W razie ostrzału na glebę i nie wychodźcie mi zza pleców - syknęła. W policjanta mogła się bawić, ale teraz… teraz miała inny cel niż dbanie o obce trupy - dopilnowanie aby najbliżsi do nich nie dołączyli.


 

Ostatnio edytowane przez Sepia : 15-01-2020 o 02:16.
Sepia jest offline