Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 22:03   #1
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
[V:M] - Kielce after Midnight (18+)

Sesja 18+

Elizjum w Teatrze im Żeromskiego; ul Sienkiewicza; 25 czerwca 1996 Północ

Czerwcowe noce nie rozpieszczały nieumarłych. Były krótkie, nie pozwalając kainitom cieszyć się wystarczająco długo ciemnością, jaką mieli do dyspozycji podczas długich zimowych wieczorów. A kilkanaście ostatnich nocy było jeszcze wyjątkowo parnych i gorących, spowijając miasto w tajemniczych oparach mgły.

Od kilku wieczorów lokalna społeczność żyła kulturalnym happeningiem jakie organizował w Elizjum Jakub Janik. Nawet dla tych kainitów, którzy byli w Elizjum częstymi bywalcami, była to okazja do spotkania w większym niż zwykle gronie.

Spokrewnionych witał uśmiechnięty Primogen Toreadorów Maurycy i pogodnie wszystkich pozdrawiający sam Karski we własnej osobie. Z każdym zamienił kilka słów, nawet z krnąbrnymi Brujah reprezentującymi śmieszne dla innych kainitów ludzkie subkultury.

Jakub Janik nie był kimś wielce poważanym w środowisku Degeneratów, ale jego periodyczne wieczorki artystyczne i tak cieszyły się niemal zawsze prawie pełną obsadą kainitów. Można było zgadywać, czy wynikało to z faktu, że w zasadzie nikt inny w domenie nie interesował się chęcią organizowania jakichkolwiek rozrywek dla wampirów i po prostu nawet tak nisko stojący w hierarchii pozer miał takie wzięcie z tak zwanego braku laku, czy może jednak eventy Kuby wcale nie były takie złe, a reputacja Janika wynikała ze zwykłej zawiści.

Tak czy innaczej tego wieczoru w Elizjum stawili się niemal wszyscy, poza kilkoma wyjątkowo antyspołecznymi wyjątkami, które choć były członkami Camarilli, to żyły na bardzo odległym marginesie, nawet jak na wampirze standardy. I tak można było się zorientować z kuluarowych rozmów, że dzisiejszego wieczora miało zabraknąć nosferatu Myszego i malkaviana Ksy-Ksy. Nieobecności pierwszego z nich nie było się co dziwić. Jak głosiły plotki pobratymców Myszego, kainita ten bardziej był zwierzęciem niż człowiekiem, co w sumie nie było samo w sobie niczym dziwnym, bo władcy ścieków przecież w opinii większości innych, cywilizowanych klanów niewiele różnili się od zwierząt, ale skoro sami Nosferatu rozpowszechniali o Myszym takie opinie, to coś musiało być istotnie na rzeczy. Zresztą nikt w domenie nie widział Myszego od dekad, więc nikt też takim obrotem sprawy nie był zaskoczony.

Drugim nieobecnym był malkavianin. Ksy-Ksy nawet po śmierci podtrzymał zdolność do picia alkoholu w tradycyjnej formie (i jak głosiły oszczercze plotki szczurów, wydalania go także tradycyjną drogą). Niestety w związku z tą niespotykaną często umiejętnością Ksy-Ksy odziedziczył także swoją przypadłość z czasów gdy jeszcze był śmiertelnikiem - ciężką chorobę alkoholową. Wampir ten, pomimo wszystko cieszył się jednak niemałą pozycją i dwiema osobistymi domenami. Pierwszą miał na osiedlu Bocianek, gdzie w otoczeniu malowniczej świty i trzody złożonej z meneli wiódł spokojne życie pod sklepowego pijaka. W drugiej bywał zdecydowanie rzadziej. Tym miejscem był Oddział Odwykowy Szpitala w Morawicy pod Kielcami, gdzie od czasu do czasu, normalnie dumny pan na Bocianku przechodził brutalną kurację odwykową, która na jakiś czas przywracała go na dłuższy lub częściej na krótszy czas wampirzemu społeczeństwu. Ostatnio jednak jak twierdził dr hab. Władysław Maria Grabski, primogen Malkavian, Ksy-Ksy był na ostrym ciągu, co oznaczało, że niespecjalnie przejmował się wydarzeniami kulturalnymi.

Na sali zjawiali się ostatni spóźnialscy i Janik w końcu zaczął deklamować z przesadną emfazą pierwszy wiersz:

Wieczną znam Noc
– W jej oku ciemność.
(Któż rój mych żądz poskromi?)
Spójrz – serce me
Jak mroźny klejnot
Kona w gnieździe z jej dłoni...


Nowe wampiry bardzo szybko zorientowały się, że nikt chyba nie przybył dziś do teatru słuchać wczutego najwyraźniej w rolę Toreadora. Zresztą jego pobratymcy niemal ostentacyjnie komentowali szeptem:

-To nawet nie jego wiersz. Przecież to liryka Sigila z tej dziwnej trupy artystycznej Erros.

-Jak mu nie wstyd…

...Wicher tka nasz miłosny spazm,
Księżyc sieje sny krwawe.
W nich, z ust jej spijam
Czarny blask...


-Wypierdalaj! -Krzyknął ktoś z klanu Brujah, ale każący wzrok Księcia z teatralnej loży usadził Krzykacza na miejscu i uciszył rechot kilku, najwyraźniej ucieszonych prostackim żartem pobratymców.

Inni natomiast byli najwyraźniej skupieni na cichych rozmowach. Szmery wymienianych plotek, nowin, mieszały się recytowaną liryką, ale nikt nawet z samym Janikiem nic sobie z tego nie robił. Okazje do spotkań w niemal pełnym gronie nie zdarzały się w domenie zbyt często, żeby marnować czas na słuchanie Toreadora.

...Wkraczając z mar w bezjawę.
Dalej, niż sięgną ślepia gwiazd
Łkających gdzieś nade mną.
Tam, gdzie się kończy
Sen i spazm
– Czeka jej naga ciemność.


Janik nic nie robił sobie z faktu, że jest niemal kompletnie ignorowany. Gdy skończył deklamować i kainici na chwilę przerwali rozmowy i nagrodzili wykonawce gromkimi brawami, choć bardziej prawdopodobnym było, że aplauz był dla nieobecnego autora. Artysta i tak skłonił się nisko zadowolony i kontynuował dalej, tym razem jednak już racząc niezainteresowaną widownię własnym repertuarem wierszy.

Wiersz autorstwa Sigil of Scream na stronce: http://http://www.sibsi.com.pl/?page_id=162

 

Ostatnio edytowane przez 8art : 23-01-2020 o 11:33.
8art jest offline