Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2020, 16:13   #4
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Można się przyzwyczaić… Może i można. Ale on się kurwa jakoś przyzwyczaić nie mógł. Wszystko napieprza za każdym razem tak samo… Los na loterii… Doktor powiedział, że 17 % ludzi z natury źle znosi hibernację. I musiało paść na tego, który postanowił zostać marine...
Kapral Arc Evanson skrzywił się unosząc się w kriokomorze i spoglądając mgliście na budzący się zespół. Krew powoli przyśpieszała krążenie w zastanych kończynach. Żołądek ścisnął się proponując subtelnie, gwałtowny wyrzut soli pitych przed hibernacją. Arc skwapliwie podziękował uczynnemu narządowi i odmówił.
- Ile to razy jeszcze twoja mordka Evanson będzie pierwszą rzeczą którą zobaczę rano?
- Kovalski… daj żyć.

Kapral zamknął na chwilę oczy i odetchnął kilka razy. Skinął przechodzącemu obok sierżantowi, który musztrował leserów i dowcipnisiów i pozdrowił na odległość JJ’a, Billego i Richards.
- Kacyk? Obczaj se szyszkę…
Kavalski podbródkiem wskazał przechodzącą centralnie przez całą sypialnię brunetkę, a Evanson jak i niemal cały oddział rzucił w jej stronę okiem. Wysportowanych nóg i płaskiego brzuchu nie powstydziłaby się żadna marine… Ale idealne zbalansowanie umięśnienia i smukłości ramion, oraz gładka skóra pozbawiona jakiejkolwiek blizny nie zostawiały wątpliwości. To zaimpregnowane drogimi terapiami biologicznymi stworzenie Korpus oglądało zazwyczaj w postaci wykresu zysków i strat.
A jednak w jakiś sposób wzbudzał zainteresowanie fakt, że tak swojsko postanowiła się z plutonem przywitać.
Przy brunetce niczym jej negatyw podążała jasnowłosa murzynka, podtrzymując ją nieco. Na asystentkę zbyt pewnie się poruszała. Na koleżankę z korpo była zbyt umięśniona. A więc ochrona, co potwierdzałoby obojętne spojrzenie, lustrujące trasę do natrysków.
Przez pluton przeszedł szmer komentarzy, ale zaraz wszyscy zaczęli wracać do swoich zajęć.
- Obczaiłem - odparł w końcu Evanson postanawiając ostatecznie wstać z kriokomory. Skupiony na tym, by pozbyć się zalegającej w mięśniach słabości, która z każdym kriokacem pokutowała w nich nieco dłużej. Tydzień… Jeden jebany tydzień. Przy zaleceniach nie mniej niż miesiąc. Żeby oszczędzać żarcie, czy co tam… bla bla bla... Korpus cenił sobie statki, energię, tlen, żywność... Najmniej cenił marines. Miał nadzieję, że nie był to pomysł Hawkes’a, bo jak tak to kroi mu się kolejna dyscyplinarka…
- Bladyś Evanson. Rundka po śniadaniu? - Zagadnęła Richards markując cios cybernetyczną protezą.
- A wytrzymasz dziewczynko? - zamarkował zasłonę swoim syntetycznym ramieniem.
Brzydka smartgunnerka zaśmiała się i poszła w kierunku natrysków za oglądającą się za nią Bowens.

W ogólnym rozgardiaszu jaki zwykle powstawał w takich chwilach, Arc dzięki drążkom ćwiczeniowym doprowadził się do porządku. Raz za razem. Do bólu. Tego dobrego. Tego po którym chce się oddać, a nie leżeć. W końcu już zadowolony i jako jeden z ostatnich udał się do natrysków. Tylko nadzieję miał, że tej pipy Ehosta już w nich nie będzie.

***

Na lurę Evanson nie narzekał. Bo jej nie pił. Od pierwszego kriokaca zafundował sobie tradycję, której za każdym razem hołdował. Po pierwsze wycisk, po drugie gorące kakałko. Podwójne. Do tego fura płatków z mlekiem, do której uśmiechnął się niemal jak chłopiec. I choć nie raz budziło to zaczepki, wszyscy starzy wyjadacze znali go już i nic dziwnego w tym nie widzieli. A trzeba niestety otwarcie przyznać, że w plutonie mało kto miał taki przebieg parseków jak kapral Arc Evanson.
Lura sierżanta szybko jednak przestała stanowić atrakcję ustępując stolikowi oficerskiemu. Poczuł jak Kovalski szturcha go w bok by zwrócić uwagę na to co sam już zauważył.
- Szyszka naprostowuje Hawkes’a - syknął strzelec pstrykając też palcami do JJ’a żeby ten nie uruchamiał kawiarki i dał popodsłuchiwać.
Tylko sierżant spojrzał krzywo wyraźnie niezainteresowany polityką.
- Jak chcesz posłuchać to się nie wstydź i idź się dosiądź - zaproponował kumplowi Arc - Obok Ehosta jest wolne miejsce.
- Bułeczki się skończyły -
zarechotał strzelec - Nie mam na wkupne.
- Ja tam nadal widzę kilka par niezłych bułeczek -
dodał operator granatnika wykonując łapskami obściskujący gest - Aż się chce postrzał dostać i do pani doktor trafić...
- Mogę ci Deluca tu na miejscu załatwić wybite zęby, którymi za dużo kłapiesz. Co ty na to?
- warknął w końcu sierżant - A ty Kovalski, może ci popkornu uprażyć? To jest Korpus, nie kurwa teatrzyk. Za 10 minut mesa zamknięta!
Evansona polityka też nie interesowała. Ale jakkolwiek uważał nowego dowódcę za nieopierzonego ptaka świeżo z generalskiego jaja wyklutego z awansem w dziobie, tak miał wątpliwości co do włączania w misję interesów korporacji. Tym bardziej, że nie widział jaką korzyść miałyby garniaki z przysyłania swojego człowieka do zarażonej kolonii. Jaja już ponoć nawet na czarnym rynku krążyły i dostęp do nich był.

Podczas sparringu z Richards cyberręka dała o sobie znać. Działała bez zarzutu, ale czuł, w taki paskudny sposób, że nie jest to jego ciało i nie powinno nim być. Stara rana, która się nigdy nie zabliźniła i jednocześnie najlepsze przypomnienie czym jest Korpus. Cały sparring zresztą traktował jak przypominajkę dla refleksu. I gdy znacznie młodsza smartgunnerka rozwiązywała osobiste kwestie równouprawnienia, on sprawdzał odruchy unikając i przyjmując liczne ciosy na zasłonę. Ripostował rzadko i wyłącznie dla przyzwoitości.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline